2024-11-04

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie – zdobycze techniki, mieszczuchy i wiara w duchy

Słowo się rzekło: „jesteśmy współczesnymi ludźmi, tyle że z konkretną religią”. Nasza stoi w podwójnej kontrze do (negatywnie pojętej) „nowoczesności”. Nie dość że jest po prostu religią, a te wypadają z łask „cywilizowanego Zachodu”, do którego nasz kraj aspiruje, to jeszcze jest „prymitywna”. Już z samej zasady rodzimowierstwo słowiańskie odwołuje się do archaicznych treści, wraz z politeizmem, składaniem materialnych obiat (ofiar) czy odprawianiem wokół Ognia obrzędów, na których śpiewa się stare pieśni – częstokroć wzięte z tradycji spisywanej po wsiach te sto – dwieście lat temu. My dokładamy do tego wszechobecne duchy, w skrajnej formie animizmu czy też „panpneumii”, bo te byty są wszędzie. Jak to pogodzić z postępową nowoczesnością? Nijak. Ze współczesnością jako taką już się da.


Jeden z częstszych zarzutów głosi, że nauki ścisłe dostatecznie wyjaśniły działanie świata, bez powoływania się na Bogów. Będąc z wykształcenia doktorem nauk technicznych, czuję się szczególnie uprawniony zbijać takie twierdzenia: fizyka i pozostałe nauki przyrodnicze niczego nie orzekają o Bogach i orzekać nie mogą. Bo Ich nie badają. Interesują się wyjaśnianiem pewnych mechanizmów i ich praktycznym wykorzystaniem – i w tym są bardzo skuteczne. Nie ma jednak żadnego prawa fizyki, które jakkolwiek wykluczałoby działanie duchów. Niczego nie zmienia też to, że umiemy wyjaśnić powstawanie błyskawicy różnicą potencjałów elektrycznych, a żaden balon meteorologiczny nie natknął się na uwieńczonego dębowymi liśćmi kulturystę siedzącego w chmurach. Naukowe poznanie świata przybliża nas do zrozumienia go, oraz obecnych w nim przejawów boskości. Nie wyczerpuje jednak wszystkiego, zwłaszcza tak powszechnego w naszym gatunku jak intuicja sacrum. I na nic zdadzą się tu wszystkie psychologizujące redukcjonizmy, w myśl których Pradawni Bogowie to w najlepszym razie kulturowe manifestacje jungowskich archetypów. Bogowie po prostu są.


Niektórzy łączą też archaiczne religie z bolączkami archaicznych ustrojów społecznych. Względnie zamknięte społeczności sprzed kilku wieków miały swoje problemy. Mocne uzależnienie od wpasowania się w społeczność, silna nietolerancja wszelkiej inności, czy brak możliwości ucieczki z toksycznych relacji rodzinnych, z despotyczną władzą rodowej starszyzny. Trudno zaprzeczyć możliwości takich zjawisk w przeszłości... i zastąpieniu starych problemów nowymi w dzisiejszym świecie. Osadzenie w sieci nieanonimowych zależności sąsiedzko-rodzinnych zastąpiliśmy również osadzeniem w sieci – anonimowych łańcuchów dostaw towarów i usług oraz zależności urzędniczych. Do tego izolacją społeczna i brak poczucia wspólnoty. Ilu swoich sąsiadów potrafisz choćby wymienić z nazwiska? Jak i czy w ogóle jakość ich życia wpływa na Twoje? Z ostracyzmu wobec wszelkiej inności przeginamy w drugą stronę, gdzie wielu ludzi krępowałoby się w ogóle zadać pytanie o wyznawaną religię, a wszelkie próby bycia „wyrazistym” to proszenie się o oskarżenia o ekstremizm. Ale dlaczego w ogóle poruszamy ten temat teraz, skoro miało być o archaicznej religii? Dlatego, że wiara rodzima jest z definicji oparta na wspólnotowości i nie da się jej na dłuższą metę praktykować w społecznej izolacji. Rodzimowierstwo jest religią gromadną, w którą wpisane są choćby obrzędy sankcjonujące zmianę ról społecznych. Jednocześnie działa w oparciu o tradycję, która dostarcza wspólnego tła i poziomu odniesienia swoim uczestnikom.

Podsumowując, z różnych stron spotkaliśmy się z – wyrażonymi nawet w dobrej wierze i to przez całkiem rozsądne osoby – propozycjami rezygnacji z hasła „animizm”, odpuszczenia sobie „duchów” na rzecz „bytów energetycznych”, czy oparcia swoich przemyśleń religijnych na osiągnięciach fizyki kwantowej. Pozwolimy sobie jednak pozostać w archaicznej strefie komfortu pomorskiego Jantarowego animizmu 😊