Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kultura. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kultura. Pokaż wszystkie posty

2025-02-17

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie – zostawić ślad

Jest poniedziałek, godzina 19:00, co oznacza czas na Waszą cotygodniową porcję przemyśleń z zagłębia wiary w duchy, z Chramu Jantar na Świętej Ziemi Pomorskiej. Jeszcze przez jakiś czas na tapecie podróż na północ. Dzisiaj o potrzebie zaznaczenia swojej obecności.

Już pobieżna znajomość kultur dawnego „barbaricum wystarcza by wiedzieć, że jedną z najważniejszych rzeczy dla tych ludzi było zostać zapamiętanym. Najlepiej w opiewających wielkie dokonania pieśniach i opowieściach – w dobrym tonie było też porównywanie głównego bohatera chwalby z jego poprzednikami; herosami z powszechnie znanych mitów. Oczywiście, utrwalenie siebie w pieśniach było raczej przywilejem jednostek wybitnych: zwycięskich wodzów czy siejących postrach wojowników, a zapewne również - mogących po prostu sowicie opłacić aojda, skalda czy jakkolwiek inaczej określano w danym plemieniu zawód barda. Były jednak również inne możliwości utrwalenia siebie w historii, z czego skorzystał Halfdan – zapewne służący w gwardii wareskiej „wiking” – ryjąc wewnątrz przybytku Hagia Sophia w Konstantynopolu runy, głoszące mniej więcej tyle co: „Halfdan był tutaj”. Zresztą, obyczaj taki sięgał daleko poza barbaricum, czy w ogóle ludy aryjskie – z przyczyn głównie politycznych zwane dzisiaj „indoeuropejskimi”. Dość wspomnieć liczne... ślady stóp: odciski, czy też obrysy, pozostawiane przez wiernych w świątyniach egipskich. Pątnik przebywszy długą drogę do sławnego chramu chciał zostawić namacalny dowód swych odwiedzin.

Wnętrze jaskini Skjonghelleren

Wróćmy jednak do Halfdana. Współcześnie tworzone napisy, tożsame z jego twórczością, widujemy dość często w miejscach rozmaitych: na wiatach autobusowych,  stacjach transformatorowych, starych murach czy... w pradawnych jaskiniach. Wyspa, na której przebywam, Valderoya, słynie m.in z położonej w zboczu góry jaskini Skjonghelleren. Najstarsze w pełni uchwytne ślady bytności człowieka datuje się w niej na jakieś 2000 lat. Jaskinia ta była jedną z pierwszych rzeczy, o których usłyszałem po przybyciu do mieszkania. Pierwszy spacer po okolicy zaliczyłem jednak dopiero wieczorem, kiedy już było ciemno, wejście do jaskini zaś stanowi wysokie na jakieś 10m usypisko kamieni. Ziejąca ciemnością ze zbocza góry jaskinia robiła po zmroku wielkie wrażenie. Podszedłem więc bliżej, ale wejście do jej wnętrza zostawiłem sobie na inny raz. Ten nadszedł już niebawem i w świetle dnia wkroczyłem do czegoś, co dla ludzi sprzed dwudziestu, a może i więcej wieków – było domem. Mieszkali tu, przynosili zdobycz, kochali się, sprzeczali – żyli. Podniosły nastrój zakłóciła kontemplacja sztuki naskalnej – całkowicie współczesnej. Okazuje się, że miejscowa ludność, zapewne wspomagana przez turystów, również uległa podobnemu insynktowi co Halfdan, egipscy pielgrzymi i wielu, wielu innych. Ściany jaskini „zdobią” świadectwa bytności, wyznania miłości, rysunki... Nie wygląda to ładnie, ale po dłuższym przemyśleniu: nie jest to akt (całkowicie) bezmyślnego wandalizmu. Poza tą jaskinią nigdzie na tutejszym szlaku, czy nawet na okolicznych skałach – takiej twórczości nie uświadczyłem. To prastara jaskinia: miejsce niezwykłe przyciągnęło ludzi, którzy pragnęli zapisać się właśnie tam, nie „gdziekolwiek”.  Można ubolewać nad dewastacją. Chociaż... runy Halfdana w Hagia Sophia chroni teraz ponoć plastik, by przypadkiem stamtąd nie zniknęły. Pozostaje więc chyba tylko zadumać się nad pewnym popędem do zaistnienia, który, choć w dyskusyjnej postaci, przejawiał się już wiele wieków temu i przejawia się dzisiaj.

Zachęcamy do śledzenia naszej strony, reagowania na posty, komentowania i co najważniejsze - oddawania czci Bogom! 

2024-12-31

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie - przeciw pseudonauce

Niektórych może zdziwić, że “wsteczna” i “antypostępowa” religia, pragnąca powrotu plemiennego politeizmu zaatakuje dzisiaj - jako jednoznacznie szkodliwą - pseudonaukę. Jednak dzisiaj przychodzimy do Was właśnie z tym.

Zacznijmy od definicji: co (na rzecz tego krótkiego wpisu) będziemy nazywać “pseudonauką”? Otóż wszystkie teorie, twierdzenia i opinie głoszone z przekonaniem i roszczeniem traktowania ich jako słusznych i zgodnych z prawdą, a nie posiadających ani oparcia w przesłankach naukowych, ani w rzetelnej metodzie badawczej. Dlaczego nam takie treści przeszkadzają?

Pierwszy powód jest bardzo prosty i przyziemny: są zwyczajnie szkodliwe. Pacjenci odciągani przez szarlatana od fachowej medycyny raczej sobie zaszkodzą niż pomogą, a zwolennicy teorii płaskiej ziemi (choć to chyba przypadki kliniczne) czy “Wielkiej Lechii” narażają się częstokroć na śmieszność. Oczywiście, nie znaczy to, że należy bezgranicznie ufać koncernom farmaceutycznym, czy podręcznikom historii, ale wynoszenie braku dowodu do rangi dowodu, czy sprzedawanie destylatu z paprotki jako cudownego panaceum na wszystko to w najlepszym razie obłęd, a w najgorszym cyniczna manipulacja. Rozwój nauki możliwy jest dzięki podważaniu i sprawdzaniu spraw “uznanych” oraz doprecyzowywaniu ich, a nie dzięki sprzedawaniu prywatnych rojeń jako prawd objawionych.

Jest jednak również drugi powód: jeśli ktoś śledzi uważnie materiały Jantaru, czy miał sposobność z nami trochę przebywać, mógł spostrzec, że Przyroda traktowana jest u nas jako hierofania - przejawienie się świętości. Obejmuje to rzecz jasna Bogów. Głosimy, że poznanie jakiejś cząstki prawdy o Bogach (więc zda się najwyższej wiedzy, jaka interesuje religię) jest możliwe przez badanie Przyrody. A tym właśnie zajmują się nauki - głównie przyrodnicze, medyczne i ścisłe. Zniekształcanie ich treści to nic innego niż kłamanie w sprawie Bogów. Mówi samo za siebie.

Stach z Warty (Stanisław Szukalski) "Czarownica"

A co z naukami humanistycznymi? Czy i tutaj “opowieści dziwnej treści”, jak mawiała pewna złota kobieta, należy ocenić równie surowo? Tak. O ile w tej dzielnicy świata wiedzy ciężej zrobić komuś bezpośrednio krzywdę (chociaż?), to bardzo łatwo odciąć człeka od jego rzeczywistych korzeni czy sztucznie wzbudzić nienawiść i uprzedzenia (lub równie sztucznie je stłumić). Każdy ma prawo pisać wiersze, ale kiedy wpiera otoczeniu, że zawierają prawdy wykute w kamieniu, albo że pochodzą nie z sprzed dwóch tygodni, lecz sprzed czternastu wieków - może już pojawić się poważny problem.

Jakaś rada na dziś? Chyba tylko taka: nie wierz we wszystko co przeczytasz. Sprawdź. A jeśli nie potrafisz rzetelnie sprawdzić - to się nie ekscytuj.

2023-06-05

Tradycja, współczesność i żywa religia

Rodzimowierstwo słowiańskie jest próbą kontynuacji historycznej religii dawnych Słowian. Używamy imion Bogów zapisanych w średniowiecznych kronikach, adaptujemy przechowane w folklorze obrzędy, ale – staramy się być religią dzisiejszą, żywą.

Wbrew pozorom wiadomości do poznania duchowości naszych Przodków mamy całkiem sporo; jesteśmy w stanie całkiem dobrze określić, jakie funkcjonowały u nich mity i obrzędy. No, a przynajmniej mamy co najmniej kilka akademickich propozycji. Jednak nie wszystko da się dzisiaj zrealizować. Z jednej strony zmieniły się realia i normy społeczne – dziś np. na świętach rodzimowierczych nie składa się ofiar ze zwierząt, a mówią o tym praktycznie wszystkie źródła historyczne. Z drugiej jednak: znaczna część starych obrzędów dla wielu wyznawców nie ma jak spełnić swej pierwotnej roli. W większości bowiem ich działanie odbywało się na zasadzie: „Oto moje pole pszenicy, które uprawiam razem z mą rodziną i z niego żyjemy”. W sumie nic dziwnego, skoro w zasadzie całość istotnych danych zebrano w środowisku wiejskim, agrarnym. Wśród rodzimowierców jednak przeważają tzw. „mieszczuchy” (w tym autor tych słów), którzy nie odróżniliby lebiody od szczawiu, o uprawie roli nie wspominając.

Czy to znaczy, że o tych, w istocie rolniczo-pasterkich, rytach mielibyśmy zapomnieć? Nie: są ważną częścią kultury i tym, co zostało z wierzeń Przodków (w większości – też rolników). Niosą pewien model postępowania ze światem i działań obrzędowych. Skorzystawszy z tej lekcji, możemy tworzyć żywe i dzisiejsze rodzimowierstwo.

Właśnie – „tworzyć”. Wiara rodzima, by pozostać sobą, musi zachować pewne podstawowe wartości, jak odnoszenie się do konkretnych Bogów, wzór uroczystości, przekazywane wartości. Sama w sobie jest jednak wyznaniem dzisiejszym, więc musi odpowiadać na potrzeby duchowe dzisiejszych wyznawców. Jest to z pewnością wyzwanie, odpowiedź na które wiara rodzima będzie formułować jeszcze długo. Dzisiejszy wpis zakończymy natomiast propozycją współczesnego wykonania „Zoriuszki” oraz cytatem z książki zagranicznej, „The Essence of Shinto: Japan's Spiritual Heart”, autorstwa M. Yamakage – shintoistycznego kapłana: 

"Since I belong to the 79th generation of an ancient Shinto tradition, it is quite understandable that I attach great importance to tradition and continuity. However, I also believe that religious expressions, that is to say the language and form of religion, must adapt and evolve. There is now so much exchange of ideas between cultures and faiths that traditional forms can no longer be justified on grounds of tradition alone. Social and cultural changes have been so profound that the old forms often lack relevance to modern men and women. Therefore, we should not hesitate to make up for what we lack and to improve what we need to improve. To believe that only the language and form of two millennia ago are valid for today is pure bigotry and dogmatism, and far removed from any kind of spiritual awareness."




2023-04-24

Święto Jarowita

Zgodnie z naszym rocznym kołem świąt obchodziliśmy w sobotę Święto Jarowita. Na miejsce wybraliśmy jedno z palenisk przy Kamieniu Bąbelków w Gołębiewie. Niektórym pewnie przeszkadzałoby te kilkadziesiąt osób cieszących się piękną pogodą przy pozostałych paleniskach, ale my jesteśmy zbyt poważną gromadą, aby kryć się w krzakach. Niech nas zobaczą, a nuż nawrócimy kogoś na jedyną właściwą drogę - na animistyczny fundamentalizm :)




Na miejsce przybyliśmy już o 11tej, bo przed obrzędem mieliśmy zaplanowane wiele ciekawych wydarzeń. Najpierw rozmawialiśmy o duchowości i o tym, czego oczekujemy od religii. Następnie wysłuchaliśmy wykładu o wiosennej obrzędowości Słowian - kto był na wykładzie w Domu Zarazy ten wie o co chodzi ;) Sporo czasu poświęciliśmy też na ćwiczenie pieśni:



Podczas obrzędu nie robimy zdjęć ani filmów, musi Wam więc wystarczyć zdjęcie z oczyszczania przed obrzędem:


Zaraz po obrzędzie odbyły się igrzyska ku czci Jarowita. W tym roku mieliśmy trzy konkurencje:

  • rzut kłodą w dal,
  • przeciąganie liny,
  • rzut toporkiem w kłodę, ale tak aby się wbił ostrzem.
Ivar rzuca kłodą, podczas gdy parafianki udzielają dobrych rad z bezpiecznej odległości ;)

Michał walczy z Danielem.

Rzucanie toporkiem do celu cieszyło się największym powodzeniem.

Przyznać się, kto jeszcze nie zapłacił składki w tym roku?

Igrzyska wygrał Ivar :) Pewnie dlatego, że to był jego toporek... W nagrodę Ivar złożył ofiarę Jarowitowi i poprowadził pochód z gaikiem.


W trakcie biesiady nasz gromadzianin Michał (na co dzień pracujący jako aptekarz) wygłosił wykład na temat mistycznego i leczniczego znaczenia ziół i innych roślin dla naszych Przodków. Czy wiedzieliście, aby nadać niektórym ziołom mocy, należy na nie "naszeptać" odpowiednią inkantację Na Bogów, szanujcie swoich aptekarzy, bo mogą Wam naszeptać! 




Po obfitej biesiadzie udaliśmy się na pielgrzymkę w poszukiwaniu okolicznych pomników przyrody - sosny (3.28 m obwodu, 36 m wysokości) i brzozy brodawkowatej (2.68 m obwodu, 30 m wysokości). Były dość trudne do znalezienia i oparły się nawet nowoczesnym technologiom gpsowym. Musieliśmy się posiłkować kompasem i mchem - jeżeli rośnie na sośnie, to jesteście na północy, a jeżeli na palmie, to zaszliście już za daleko na południe. Podejrzewamy, że przesadzają te pomniki przyrody od czasu do czasu, żeby zmuszać turystów do dłuższego przebywania na łonie natury ;) 


Gdy zawodzą nowoczesne technologie, należy się posiłkować kompasem.



Następne święto - Chorsa - już 19. maja :) Wypatrujcie wydarzenia w naszych mediach społecznościowych!



2023-04-18

Wiosenna obrzędowość Słowian

Wielu z Was chciało (liczba „zainteresowanych” wydarzeniem to niemal setka) przybyć na nasz wykład „Wiosenna obrzędowość Słowian”, ale jak to w życiu bywa – nie każdemu się to udało. Dla tych, którzy piątkowy wieczór musieli spędzić w mniej interesujący sposób – publikujemy podsumowanie tamtego wykładu 🙂 Przypominamy też, że podczas nadchodzącego święta Jarowita również opowiemy Wam o tradycjach wiosennych. 



Jak na dobrych rodzimowierców przystało, zaczęliśmy od Bogów. Konkretnie od wprowadzenia do głównych archetypów boskich w panteonie praindoeuropejskim. Oczywiście, nie snuliśmy tu długiej opowieści o drodze, którą językoznawcy dochodzili do teorii o wspólnocie praindoeuropejskiej, jak G. Dumezil dokonał analizy panteonu PIE i jakie stąd wynikły wnioski… No, przynajmniej nie bardzo długiej 🙂 Skupiliśmy się na postaciach Bogów szczególnie interesujących dla wiosennych obrzędów wegetacji, a więc:

  • Gromowładnym Bogu Nieba, zapewniającym światu życiodajne deszcze oraz zwalczającym kradnącego wody potwora chaosu, co u nas realizuje walka Peruna ze Żmijem.
  • Matce Ziemi, Partnerce Ojca Niebo, rodzącej wszelkie życie, a według nowszych ustaleń (polecamy „Mity Słowian” M. Łuczyńskiego!) w naszej kulturze – związanej też z przeznaczeniem.
  • Boskich Bliźniakach – wojowniczych i bohaterskich, związanych wprost z płodnością i sztuką uzdrawiania; u nas Ich imiona nie są pewne, domniema się natomiast że słowiańskich Bliźniaków przedstawia posąg bliźniaczych Bóstw, wyłowiony z jeziora Tollense (możecie go kojarzyć z okładki starszych wydań „Mitologii Słowian” A. Gieysztora).
  • Młody Bóg Roślinności – okresowo umierający i zmartwychwstający, związany wprost z roślinną wegetacją i zielonością świata.

Historyczne postacie Bogów nie były głównym przedmiotem wykładu, stąd musieliśmy ograniczyć się do rzeczy najważniejszych, skupiliśmy się więc na sprawach najważniejszych, jak charakterystyka kultu Świętowita z Arkony, czy wierzenia dotyczące Ziemi. Staraliśmy się jednak, nieco przy okazji, przemycić ważne dla nas przesłanie estetyczne i pokazać wpływ słowiańskich Bogów na sztukę polską: przedstawiające Świętowita i Jarowita prace Stanisława Jakubowskiego i Zofii Stryjeńskiej. Z przedstawień Mokoszy zaś wybraliśmy bardzo świeże, pochodzące z dwóch poprzednich edycji naszego konkursu artystycznego „Marzenia o Słowiańszczyźnie” (zachęcamy do udziału w edycji trzeciej, tegorocznej!). Nieco więcej mogliśmy opowiedzieć o Jarowicie – raz że sporo związanych z Nim obrzędów zachowało się w folklorze, dwa że wiosna to przede wszystkim Jego czas, a trzy – zapiski kronikarskie zachowały wprost, wypowiedziane przez Niego określenie przynależnej Mu dziedziny. Poniższe słowa miał skierować do jednego z mieszkańcow Wologoszczy, ostrzegając go przed misją chrześcijańską:

Jam jest twój Bóg, jam Ten, który okrywam pola murawą, a lasy liściem. W mojej władzy urodzaje niw i drzew, płodność stad i wszystko co służy na pożytek człowieka. Wszystko to daję ludziom czczącym mnie i odbieram wypierającym się mnie.

Dalej opowiedzieliśmy o kole rocznym i dlaczego jest ważne – przecież to oczywiste, że czcząc Bogów i dopełniając opartych na mitach obrzędów podtrzymujemy istnienie świata! Pogląd ten przechowało, wyjątkowo rozpowszechnione, wierzenie, że jak ludzie przestaną malować pisanki, to skończy się świat. 

Było więc o topieniu Marzanny – zaświadczanym już przez Długosza, a przechowanym w zerodowanej formie w zasadzie po dziś dzień – i chodzeniu z Gaikiem. Nie zabrakło opowieści o malowaniu pisanek – tylko przez kobiety, jak to drzewiej bywało. Bo jeśli do izby, gdzie się jaja malowało, wszedł mężczyzna, panie przeganiały jego, potem pisanki i sprzęta posypywały solą i zabezpieczały: „Jak ziemia woskowi nie szkodzi, tak niech twój wzrok nie szkodzi moim pisankom!”. No i malowanie głównie we „wzorki” – takie geometryczne, silnie stylizowane.

Nasza Marzaneczka jak malina
W cołkiej okolicy takiej nie ma x3
Na głowie purpurka z kwioteckami
Na karku merynka ze strzempkami x3
Czerwone korale, u nich wstąski
Jedwobny fartusek we trzy kąski x3
Na wierchu sukienka aż się mieni
Zielono watówka, a zamt na niej x3
Czerwonawe fryska z kosteckami
Bieluśka spódnicka ze ząbkami x3
Cajgowe strzewicki ze spinkami
A biołe pończoski z sęplickami x3
Bieluśka koszulka batystowa
I nasza Marzanka już gotowa x3

Przechowanemu w ludowej tradycji pierwiastkowi wiary rodzimej, zawsze było blisko do życia i jego radości. Stąd może spora w folklorze ilość psot wyrządzanych przez chłopców dziewczynom. Powszechne jest polewanie wodą, na Kaszubach akurat niepraktykowane. Dla równowagi natomiast popularnością cieszy się tutaj ‘dyngowanie’ czy też ‘śmiganie’ – oczywiście dziewczyny powszechnie głośno protestują przeciw takim zabiegom. Z drugiej strony jest to wyraz zainteresowania chłopców, a z drugiej – pożądany zabieg magii oczyszczająco – płodnościowej. Tam gdzie chłopcy nie ‘kąpali dziewczyn’ – gospodyni odprawiała ich z kwitkiem, kiedy chodzili za darami. Za jakimi darami? Kolędowania wiosennego. Tradycyjnie kolędowano też i wiosną, a chłopcy wyposażali się często na tę okoliczność w kogutka na wózeczku – drewnianego, lub żywego, ale upitego, coby był spokojny. Zważywszy, że starsza młodzież domagała się nieraz alkoholu w zamian za kolędnicze występy – można rzec, że ‘kur wielkanocny’ bywał pierwszym beneficjentem.

A i wy dziewuchy, złózta po seś grosy.
Puścimy koguta do jednej kokosy.
Bo ten nas kogutek nie na darmo skocy,
Osiemnaście kurcąt od razu wypłosy.
A i wy matecki przykazcie swym córom, 
Zeby nie właziły do stodoły dziurom.
Cielentom po siano, krowom po zguniny.
Dyngus ci to dyngus, Pani gospodyni!


Zakończyliśmy garścią wspomnień z jednego z minionych świąt Jarowita. Podczas tych obchodów uskuteczniamy tradycyjne igrzyska ku czci Boga Wiosny. 

Przeciąganie liny na tarczach

Bieg wojownika

Zapasy na ławce

Rzut kłodą

Niewątpliwą ozdobą wykładu były też pieśni ludowe, które dla zebranych śpiewał jeden z naszych Gromadzian.

A w tym roku Święto Jarowita odbędzie się w sobotę 22. kwietnia o godzinie 11-tej na palenisku przy Kamieniu Bąbelków w Gołębiewie - koniecznie [ kliknijcie ] na nasze wydarzenie na Facebooku!

2023-03-15

Hukanie wiosny

Zanim poczytacie o tym pięknym i, niestety, rzadkim już zwyczaju, koniecznie zerknijcie na nasze wydarzenie na facebóku - już 20. marca (w poniedziałek) będziemy obchodzić Jare Gody :)

Obrzędowość tej pięknej pory roku zaczynała się tradycyjnie już kilka tygodni wcześniej. "Hukanie Wiosny" odbywało się głównie we wschodniej słowiańszczyźnie i polegało na nawoływaniu wiosny - na najwyższych miejscach w okolicy, pagórkach, a nawet na dachach domów krzyczano do Bogów z prośbą o rychłe nadejście wiosny. Oprócz tego korowody kobiet schodziły się w miejsce obrzędów, śpiewając po drodze pieśni. 

I właśnie pieśniami chcielibyśmy Was zarzucić w oczekiwaniu na Jare Gody. Być może nie każdy wie, że istnieje całkiem sporo gatunków pieśni wiosennych. Są to, m.in.:

  • wesnianki - przywołujące wiosnę i  śpiewane śpiewokrzykiem już na początku marca,
  • pieśni marzankowe - śpiewane podczas wynoszenia ze wsi kukły Marzanny, chwalonej jako pięknej i dobrej gospodyni,
  • pieśni gaikowe - są to pieśni kolędnicze, w których życzono gospodarzom urodzaju,
  • pieśni Jurajskie - o nich wspomnimy więcej przy okazji Święta Jarowita w kwietniu,
  • konopielki - śpiewane już bardziej w maju przez kawalerów pod oknami panien na wydaniu.

Naszym śpiewokrzykowym faworytem jest "Wiosna Krasna" w wykonaniu trzech zacnych gospodyń w przepięknych strojach:


Zachęcamy Was do odwiedzenia strony projektu Polyphony, w ramach którego nagrano wiele pięknych Ukraińskich pieśni ludowych.

Innym elementem hukania wiosny było zawieszanie na drzewach figurek ptaków, a w niektórych regionach upieczenie ptaków z ciasta - zwykle były to skowronki lub kaczki. Kładziono je na obrusie bądź kocu i podrzucano je do góry. Miało to spowodować powrót ptaków na wiosnę. Co więcej, w obrzędowości słowiańskiej ptaki są posłańcami między światami, związane są m.in. z przenoszeniem dusz.

Nasz gromadzianin Wszemir wraz z przyjaciółmi przygotował dla Was jedną z niewielu pieśni-wiesnianek w języku polskim :) Nawiązuje ona właśnie do powrotu ptaków z wyraju.


Oj już niedaleczko czerwone jajeczko
Oj rano, ranieńko, czerwone jajeczko
Dajcie nam doczekać i w rączkach potrzymać
Oj rano, ranienko, i w rączkach potrzymać
Jak Słoneczko błyśnie to jajeczko tryśnie
Oj rano, ranieńko, to jajeczko tryśnie
Oj ty skowroneczku, ty ranna ptaszyno
Oj rano, ranieńko, ty ranna ptaszyno
Czemuś ty z gniazdeczka wyleciał ranieńko
Oj rano, ranieńko, wyleciał ranieńko
Tam mnie ptaszki bili z gniazdeczka gonili
Oj rano, ranieńko, z gniazdeczka gonili
Oj ty skowroneńku poranna ptaszeczko
Oj rano, ranieńko, poranna ptaszeczko
Czegoż ty tak rannie opuszczasz wyraje
Oj rano, ranieńko, opuszczasz wyraje
Oj nie sam opuszczam, ptaszeczki mnie wiedli
Oj rano, ranieńko, ptaszeczki mnie wiedli
Krasny skowronejku, poranna ptaszeczko
Oj rano, ranieńko, poranna ptaszeczko
Czegoż wyśpiewujesz pod zielonym gajem
Oj rano, ranieńko, pod zielonym gajem
Czy starej sośninie, czy białej kalinie
Oj rano, ranieńko, czy białej kalinie
Czy z bożego daru, sierocie do żalu
Oj rano, ranieńko, sierocie do żalu
Na gaje na pole, na sieroco dole
Oj rano, ranieńko, na sieroco dole 
Śpiewajo skowronki, wyrajowe dzwonki.
Oj rano, ranieńko, wyrajowe dzwonki.


Dosyć nietypowym motywem pieśni wiosennych jest woda. Na Białorusi podczas hukania Wiosny często śpiewa się „Што й па мору” - pieśń ta opowiada o łabędziach z młodymi płynącymi po morzu. W pewnym momencie rzuca się na nie orzeł i rozgania stado, po którym zostają tylko pióra i puch. Piękna dziewica zbiera pióra i robi z nich poduszkę dla swego ukochanego. 

Znaleźliśmy dla Was dość ciekawą, nowoczesną wersję tej pieśni:


Natomiast na terenach Ukrainy i zachodniej Rosji śpiewa się pieśń o tonącej dziewczynie. W pierwszej wersji brat z siostrą przechodzą przez kładkę nad wodą. Bratu udaje się przejść na drugą stronę, siostra jednak wpada do wody i tonie. W drugiej wersji dziewczyna jest porywana przez grupę mężczyzn w wiadomym celu. Dziewczyna wówczas tonie, by ustrzec się przed niechcianym związkiem. Tak czy inaczej - widać tu nawiązania do topienia Marzanny. wstążkami a czasem i pisankami, i obnoszone od domu do domu przez grupę kolędniczą, jako znak przybyłej właśnie wiosny. W pieśniach gaikowych powtarza się często charakterystyczny refren: Nasz gaik zielony, pięknie przystrojony.

I wreszcie - nie moglibyśmy zapomnieć o pieśni "Gaiczek zielony". Pieśni gaikowe to tak naprawdę wiosenne kolędy, w których życzono gospodarzom urodzaju i wszelkiego szczęścia. Gaikiem nazywano iglasty wieniec udekorowany wstążkami lub pisankami, niesiony od domu do domu przez kolędników. W pieśniach gaikowych powtarza się często charakterystyczny refren: Nasz gaik zielony, pięknie przystrojony.


Gaiczek zielony, pięknie przystrojony,
W czerwone wstążeczki, prze śliczne dzieweczki!

A ten gaik z lasu idzie,
Dziwują się wszyscy ludzie,
Idzie po lipowym moście,
Przypatrują mu się goście,

Gaiczek zielony...

Już skowronek nam zawitał,
Wojtuś-bociek zaklekotał,
Jaskółeczki gniazdka sprzęgły,
Kurki, gąski się wylęgły!

Gaiczek zielony...

A ta zima ciężka była,
Wszystkie ziółka wymroziła,
Ale my się tak staramy
I te ziółka nazbieramy!

Gaiczek zielony...

I my także się nie lenim,
Zasiewamy już nasieniem!
Pobłogosław nam, mój Boże,
W polu, w gumnie i w oborze!

Gaiczek zielony...

A tak wyglądał nasz Gaiczek kilka Jarych Godów temu:


Koniecznie dołączcie do nas podczas obrzędu Jarych Godów już 20 marca - pohukamy wiosnę i uczcimy Starych Bogów :)  

2023-01-11

Wspólnota kultury

Nauka dostarcza dzisiaj szczegółowych wyjaśnień całej otaczającej nas rzeczywistości. Słońce grzeje naszą planetę za pomocą promieniowania, wiatr wieje na skutek różnicy ciśnień między odległymi obszarami Ziemi, a my sami czujemy się dobrze kiedy zawartość substancji odżywczych i hormonów w naszej krwi jest na odpowiednim „dobrym” poziomie. Na niemal każde pytanie mamy gotową odpowiedź.

Mechanistyczna interpretacja rzeczywistości jest fajna i użyteczna. Bez niej nie byłoby antybiotyków, ciepłej wody w kranie, mediów społecznościowych i filmików z kotami (koty by zostały, filmiki nie). Dostarcza zręcznej instrukcji obsługi świata, tłumacząc „jak” zachodzą zjawiska. Właściwie jest tylko jedna rzecz, której ta interpretacja nie potrafi: nadać światu znaczenia. Tu już musi wkroczyć filozofia, stanowiąca samodzielną dziedzinę nauki. Wydaje się, że nie zamknęła się na uczelniach i w gabinetach tak szczelnie, jak co bardziej ezoteryczne działy matematyki czy fizyki kwantowej. Zstępuje czasem między maluczkich, w postaci opracowań popularnych, nowych wydań prac filozofów minionych epok czy podcastów.

Z taką akademicką filozofią jest jednak pewien podstawowy problem: społeczeństwo jest dla niej w zasadzie „nieprzemakalne”. Nasz system edukacji dopuszcza w zasadzie dowolny stopień ignorancji w tym zakresie (zresztą nie tylko w tym). Zainteresowanie „sprawami natury wyższej”, (lub błoga ich nieświadomość) pozostaje całkowicie w gestii własnej inicjatywy jednostki. Kiedy dziecko choruje, trzeba zapłacić rachunki i jeszcze kiedyś miło byłoby pójść spać, to mało kto ma jeszcze czas i siłę szukać i zgłębiać treść tak abstrakcyjną jak filozofia. Zresztą nie do przeciętnego „Kowalskiego” trzeba mieć tu pretensje, ale to organizatorów naszej przestrzeni publicznej, bo to w niej powinny realizować się te wartościowe wytwory naszej cywilizacji.

Wzmianką o ‘przestrzeni publicznej’ przechodzimy łatwo do naszej kultury tradycyjnej. Wśród pięknych pieśni, tańców i obrzędów ma jedną bardzo ważną cechę: całkowitość. Tam gdzie panują, kultury tradycyjne przenikają całokształt życia. Śpiew tak samo wypełnia prace polowe, jak i obrzęd weselny, a podania opisują cały świat – od konfliktu Boga z Diabłem, aż po powstanie grzybów. Przez swą powszechność, elementy rodzimego światopoglądu stają się znane każdemu w okolicy. Nawet jeśli nie każdy pojedynczy człowiek będzie potrafił zaśpiewać w całości każdą konkretną pieśń – to będzie przeniknięty obrazem świata wewnątrz którego powstała, i który współtworzy. Dzięki temu wśród „tutejszych”, „taplarskich” – za „Konopielką” – wytwarza się autentyczna wspólnota kultury. Taka, którą czują i w niej uczestniczą nie od święta, ale po prostu, na co dzień. 


(fot. whyframestudio@istockphoto)

W tym układzie wiara rodzima zajmuje swoja miejsce. Nie odrzuca ze swych rozważań doczesnego świata, przyjmując w pełni jego codzienność i wyjaśniając go za pomocą świętych opowieści – mitów. Nasi Przodkowie nie znali filozofowania jako odrębnego od innych zajęcia, którym ktoś może się parać. Jednak w odziedziczonych po nich mitologicznych pieśniach i podaniach przeziera starożytna mądrość, którą rodzimowierstwo stara się odszukać i zastosować do współczesności.