Jest poniedziałek, godzina 19:00, co oznacza czas na Waszą cotygodniową porcję przemyśleń z zagłębia wiary w duchy, z Chramu Jantar na Świętej Ziemi Pomorskiej. Tym razem zastanowimy się nad tym, dlaczego czasem jednak warto się za bardzo nie zastanawiać, tylko robić swoje. Czasami.
Lubimy wiedzieć co się dzieje wokół nas. Cecha ta, znacznie ułatwiająca przetrwanie na praktycznie każdym stopniu ewolucji, wykracza poza proste postrzeganie swego otoczenia. U naszego gatunku przejawia się też w potrzebie zrozumienia. Zazwyczaj dużo łatwiej jest nam wykonywać pracę, której przebieg *rozumiemy*, niż gdy tylko staramy się odtworzyć niejasne instrukcje. Chętniej też zabieramy się za to, co ma jasny cel, a nie sprawia wrażenie dość dowolnie narzuconego obowiązku; “Podejdź do okna, to zobaczysz coś fajnego” brzmi bardziej motywująco niż samo “Podejdź do okna”. Ten rodzaj potrzeb zrodził w naszym gatunku pociąg do wiedzy i skłonność do konstruowania modeli teoretycznych różnych zjawisk i procesów. Duchowość nie stanowi tutaj wyjątku. Już starożytni Grecy wypróbowali każde niemal możliwe stanowisko wobec Bogów. U zarania tej dyscypliny, zanim myśl neoplatońska stała się głównym zapleczem intelektualnym tradycyjnej religii helleńskiej, filozofowie ściągali na siebie m.in. oskarżenia o ateizm. Religia wedyjska dawnych Indii obrosła zaś objętością tekstów filozoficznych, z którą nie może równać się chyba żaden inny kult. My dzisiaj też lubimy rozumieć swoją religię - a przynajmniej mieć na jej temat jakąś teorię. Zda się jednak warto przy tym wszystkim zachować trzeźwy osąd, przypominający, że to właśnie ludzkie teorie. Mogą być poręczne i skutecznie podpowiadać pewne podejścia, albo chronić (choć częściowo) przed błędami. Wiara w duchy nie pozwoli obojętnie wejść sobie do lasu, lecz nakaże pozdrowić jego gospodarzy, a uznanie dmiejącego nad Morzem Wiatru za przejaw Bóstwa - otworzy drogę do pewnych doświadczeń. Jednak wciąż wszystko to pozostaje jedynie naszymi próbami uchwycenia Prawdy. Dobrze jeśli nam się do czegoś przydają, można takie konstrukcje myślowe rozwijać i poprawiać, ale nie ma co się do nich przywiązywać, czy tym bardziej pozwalać im na rozrastanie się, aż zaczną żyć same dla siebie, własnym życiem. Uznanie wszechobecności duchów to jedno. Niezakorzenione w doświadczeniu spekulowanie o ich podzielności i naturze to już inna sprawa.
![]() |
Kadr z czołówki "Miliarda w rozumie" - znalezione w Google |
Na czym więc się skupić? Na prostej, szczerze i uczciwie praktykowanej religii. Zwróćcie proszę uwagę: nie piszę “wyznawanej”, tylko “praktykowanej”. To pierwsze brzmi nieostro, jakby wystarczyło zadeklarować: “Tak, wierzę.” i na tym poprzestać. Praktyka natomiast - taka prawdziwa, nie bezrefleksyjne odtwarzanie aktów liturgicznych - jest właśnie kultem i samodoskonaleniem, w których duchowość znajduje swój wyraz. Nie może obyć się bez “wiary”, ale dodatkowo przekuwa ją w coś rzeczywistego. To miło, że w głowie i sercu mam “Żywia to Bogini, która cieszy się życiem”. Jeśli jednak chcę się cieszyć wraz z Nią, to nie mogę poprzestać na kiszeniu tego twierdzenia w głowie - czy co gorsza w tejże głowie zacząć dywagować czy tak samo należą do Niej radość z uśmiechu ukochanej, zasłużonego odpoczynku po przepracowanym dniu czy z rozwiązania trudnej łamigłówki. Jeśli chcę się cieszyć wraz z Nią, to muszę Boginię do swojego życia zaprosić - modlitwą, darem, czcią.