2024-10-30

Po co nam tylu Bogów – Chors i gospodarzenie majątkiem

Od początku istnienia naszej grupy czcimy Chorsa, Boga Księżyca – czy raczej „Miesiąca”, jak nasi Przodkowie zwali największe nocne światło niebieskie; „Księżycem” zwano Go pierwotnie tylko tuż po nowiu. Oprócz zapraszania Go na największe uroczystości, poświęcamy Mu osobne obchody. Te pierwotnie odbywały się w sierpniu, jednak w wyniku obrzędowego auspicjum, zostały kilka lat temu przeniesione na maj. Jest to nów, kiedy składając żertwę chcemy dopomóc Księżycowi w odrodzeniu się. Od niedawna zaczęliśmy też propagować uczczenie Go kultem prywatnym przy okazji wszystkich w ogóle nowiów i pełni w ciągu roku.


Temat wylosował nam się bardzo do Niego pasujący: gospodarzenie majątkiem. Co jest nawet dzisiaj oczywiste, zmienność faz Miesiączejka dała ludziom podstawy rachuby czasu, co niewątpliwie ułatwiało planowanie i organizowanie wszelkich prac. Znany jest też Jego wpływ na wszystkie niemal zjawiska na ziemi, których ogólną zasadę da się ująć tak, że co zapoczątkowane przy Miesiącu rosnącym – będzie rosnąć, a co przy malejącym – będzie maleć. Niektóre, szczególnie doniosłe działania, jak wesele czy duże nabytki, warto z kolei spełniać podczas pełni.

Pierwszym krokiem w poszukiwaniu sprzyjania Chorsa będzie więc dostosowanie swoich działań do Jego rytmów na Niebie. Jeśli starasz się zbudować coś nowego, zacznij to w czasie przyrastającego Księżyca. Jeśli chcesz przemóc coś szkodliwego, rób to kiedy Go z Nieba ubywa. To ogólne reguły, nie tylko dla gospodarzenia. Tu zaś można zwrócić się do Niego np. w ten sposób:

Miesiączejko! Niebieski Dziedzicu!

Pomóż mi tu – dobrze gospodarzyć,

Żeby rosło – dla mnie na pożytek,

Tobie złocista korona,

Mnie dostatek krągły!

Dodatkowym „smaczkiem” tego tematu jest przyrównywanie w polskich pieśniach, choćby w kolędach, gospodarza właśnie do Miesiączejka, co czyni Go odpowiednim Adresatem takich modlitw.

Bywa jednak, że zawadza nam coś, niby szkodniki lęgnące się w polu. Także wówczas można Miesiąc prosić:

O Miesiącu, Nocą Jaśniejący!

Wilk Cię obgryzł, przykrość Ci wyrządził,

A mnie szkodzą, niby głodne myszy,

Dóbr ubytki, trwonne rozpływanie,

O dopomóż, by szkodnika znaleźć,

I z dobytku – precz go wyprowadzić!


2024-10-29

Tradycja czy nowoczesność?

W tle dyskusji o słowiańskiej duchowości i przyległościach da się nieraz słyszeć echa starć „konserwatyzmu” z „nowoczesnością”. I tym razem zrezygnujemy (na chwilę!) ze śmieszkowania i na pytanie „To chcecie być tradycyjni, czy nowocześni?” nie odpowiemy „tak”, tylko wyjaśnimy.

Fot. Karolina Warkus

Zacznijmy od tej drugiej strony, zwłaszcza że nie raz, nie dwa Jantar przedstawiał siebie jako „współczesnych ludzi, tyle że z konkretną religią”. Otóż tak, lubimy (przynajmniej większość z nas) mieć ciepłą wodę w kranie, dostępne szczepionki i antybiotyki czy media społecznościowe – na łamach których do Was piszemy. W dziedzinie techniki nowoczesność jest fajna – chociaż też nie zawsze. Miło byłoby, gdyby produkcja przemysłowa była bardziej zrównoważona i podyktowana choćby realnym popytem na dobra, a nie nadprodukcją towaru zalegającego sklepowe półki, na co z jednej strony marnuje się mnóstwo energii i surowców, a z drugiej do środowiska wtłaczane jest mnóstwo niepotrzebnych zanieczyszczeń.

I tu dochodzimy do etapu, w którym „nowoczesność” nie jest fajna. Degradacja środowiska, zanik kulturowej wyrazistości czy atomizacja społeczeństwa – żeby szybko tylko wymienić niektóre z nich. Współczesna Europa, w tym Polska, zdryfowała w dziwnym kierunku, gdzie tradycyjne wartości – religijne, społeczne, estetyczne – bardziej niż na ulicy lęgną się w muzeach i na stronach podręczników. Przemiany w tej dziedzinie są czymś naturalnym i nie chodzi tu o dziaderskie marudzenie „kiedyś to było, a teraz ta młodzież”. Problemem nie jest zmienność społeczeństwa, ale zanikające wspólne „coś”, z czym wszyscy by się powszechnie utożsamiali. Wiersze Mickiewicza i Słowackiego zostały skutecznie zohydzone przez system edukacji, a dzieła polskich artystów – czy to byłby Malczewski, Stryjeńska, Szukalski czy ktokolwiek inny – wypierają instagramerzy. Każdy konsument może wybrać sobie swojego. Już nawet z tym – dla nas niefajnym – chrześcijaństwem aktywnie utożsamia się coraz mniej ludzi, negując przy okazji w ogóle potrzebę religijności zorganizowanej – tak na poziomie instytucji, jak i w ogóle spójnego zespołu praktyk i wierzeń.

Czy więc jesteśmy współcześni – postępaccy, żądni postępowego społeczeństwa? Nie. Czy jesteśmy konserwami, planującymi wyprowadzkę na wieś i tejże wsi deelektryfikację? Też nie. Jesteśmy ludźmi współczesnymi, którzy cieszą się niektórymi aspektami zastanego świata, ale starają się dostrzegać jego różne problemy i reagować na nie - z perspektywy archaicznej, odziedziczonej po Przodkach i praktykowanej w dzisiejszych warunkach religii


2024-10-24

Po co nam tylu Bogów – Mokosz, a nieporozumienia i zwady

Mokosz należy do grona Bóstw czczonych przez nas od zarania grupy. Oprócz osobnej, poświęconej Jej uroczystości, jest czczona też na (niemal) wszystkich świętach słonecznych naszego koła rocznego. Do Niej też przede wszystkim zwracamy się podczas jednego z najważniejszych dla nas obrzędów: Cieplicy.

Od początku w naszych modlitwach nazywaliśmy Ją „Matką Ziemią”, czy też „Matką Ziemią Wilgotną”, czyli Matką wszelkiego życia. Od niedawna też – czemu poświęcone były osobne auspicja – oddaliśmy w Jej ręce nici losu, jako Pani Przeznaczenia.

Rzeźba Mokoszy autorstwa Aleksandry Kus

Dzisiaj przychodzimy do Was z tematem nieporozumień i zwad – jak w ich kontekście zwracać się do Bogini? Na wstępie przywołajmy tradycyjne zwyczaje przysięgania na Ziemię, czy też wyznawania Jej swych przewin. Z jednej strony święta Potęga, gwarantująca prawdziwość słowa, z drugiej – Matka, gotowa przyjąć brzemię swych dzieci. Wiele sporów między ludźmi wybucha właśnie z powodu źle zrozumianych intencji, czy nadinterpretacji. Można więc zwrócić się do Bogini, zwłaszcza kiedy zamierzamy przemawiać w sprawie trudnej, wymagającej jasnego przekazu:

O Ziemio Szeroka,

Pod wysokim Niebem,

Mówić daj prawdziwie,

Słowem nie poplątać,

Przędzy przeznaczenia,

Zwadą jej nie porwać!

Trzeba przy tym pamiętać o szczerości swoich intencji. Ludowa przysięga z grudką Ziemi w ręku miała sens, bo Ziemia jest święta, więc krzywoprzysięzca musiałby liczyć się z Jej gniewem, jak pochłonięcie żywcem czy wprost przeciwnie – odrzucenie po śmierci.

Z tematem zwad i nieporozumień nierozłącznie wiążą się też dążenia do wyjaśnienia sytuacji i pogodzenia. Bogini zda się dobrą Adresatką i takich spraw:

Matko Ziemio, swoim wiekiem Mądra,

Coś niejedną – zwadę już znosiła,

Jednej ulżyć – i ja skończyć pragnę,

Słowom wagę – prawdy przydaj szczerej,

Nić splątaną – pomóż wyprostować,

By ciężaru – Tobie nie dokładać.


2024-10-20

Pąć z Jantarem do Bursztynowej Góry

Wyruszyliśmy na drugą pąć tego sezonu - tym razem do Otomina i do Bursztynowej Góry :) Wędrowaliśmy w sześć osób i przeszliśmy około 12 kilometrów.

Fot. Radogost Pomorski

Otomin jest malowniczą wsią położoną nieopodal Gdańska, w Gminie Kolbudy, nad jeziorem o tej samej nazwie. Pierwsze ślady obecności człowieka w Otominie datowane są na IV-VI wiek n.e., natomiast pierwszym przystankiem naszej pąci było wczesnośredniowieczne grodzisko zlokalizowane na skraju wąskiego półwyspu w południowo-wschodniej części jeziora. Datowane jest ono na przełom IX i X wieku n.e., a kształtem przypomina trapez o wymiarach 70×60 metrów. We wschodniej części zachowane są pozostałości trzymetrowego wału odcinającego gród od strony lądu. W latach 60tych na terenie grodziska przeprowadzono badania archeologiczne. Do ciekawszych odkryć należą pozostałości po warsztacie bursztynnika! Bursztyn w tych okolicach pozyskiwano metodą kopalną, choćby z położonej w pobliżu Bursztynowej Góry - o niej za chwilę :) Funkcjonowanie grodu dobiegło kresu w połowie X stulecia, kiedy to wojska pierwszych Piastów nadciągnęły z Wielkopolski ku Morzu Bałtyckiemu. Badania archeologiczne odsłoniły ślady po pożarze grodu, a także i szczątki obrońców ze śladami brutalnej śmierci.



Fot. Agnieszka Vivianne Kowalska 

Po raz pierwszy możemy przeczytać o Otominie na długo po upadku grodu, bo w krzyżackich rejestrach gospodarczych z około 1380 roku. Wieś rządziła się tzw. prawem polskim, a więc musiała funkcjonować jeszcze zanim ta część Pomorza została zajęta przez Krzyżaków w 1308. Natomiast w 1420 roku Krzyżacy wystawili pierwszy w dziejach wsi przywilej określający obowiązki i przywileje mieszkańców. Wyczytać w nim możemy, że ówczesnym starostą był niejaki Sbisko Sbilud.

Z miejscem tym wiąże się legenda o rycerzu Otominie i rusałce Odminie:

Dawno temu, na półwyspie stał niewielki zamek, który po przodkach odziedziczył rycerz Otomin. W czasach pokoju nie miał on zbyt wiele zajęć, spędzał więc czas na polowaniach, spacerach po należącym do niego lesie i na wsłuchiwaniu się w śpiew ptaków.

Pewnego dnia pływał łódką po jeziorze, już miał zacumować w zatoczce, aż tu nagle z jeziornej toni wynurzyła się rusałka imieniem Odmina - opiekunka wszelakiego życia w tym jeziorze. Otomin i Odmina zaczęli spotykać się codziennie i wkrótce połączyła ich miłość. 

Niestety, wkrótce książę wezwał rycerza na gdański zamek. Otomin spodziewał się dłuższej nieobecności, więc pożegnanie z Odminą pełne było łez. Rusałka zdjęła z głowy swój nigdy nie więdnący wianek i przypięła go swojemu rycerzowi do kolczugi. Jednocześnie zobowiązała go, żeby nigdy nie zdradził nikomu jej imienia - w przeciwnym razie zniknie ona z jego życia.

Rycerz pogalopował do Gdańska i tam podczas uczt był nagminnie wypytywany przez damy dworu o ukochaną, która obdarowała go wiankiem. W końcu, zamroczony miodem, Otomin wyznał im imię swojej miłości. Śnieżnobiałe kwiaty w jednej chwili zwiędły, zerwal się wiatr, a niebo pokryło się ciemnymi chmurami. Zaniepokojony Otomin rzucił się na konia i ruszył z powrotem nad jezioro. Na próżno wzywał swoją ukochaną - Odminy już nie było i tylko echo odpowiedziało: Odmino!...Odmino!...

Zdruzgotany rycerz wziął udział w książęcej wyprawie i poległ w zaciekłym starciu z oddziałem wroga. Jego niewielki zamek popadł w ruinę i obecnie tylko zarys wałów przypomina o jego dawnym istnieniu.

Legendy tej, na podstawie opracowania pana profesora Andrzeja Januszajtisa, możecie wysłuchać na youtubie:


Po przejściu około 3 kilometrów dotarliśmy do głównego celu naszej pąci - do Bursztynowej Góry (108 m.n.p). Jest ona rezerwatem przyrody i jednocześnie zabytkiem archeologicznym położonym na terenie osady Bąkowo. Okolice Bursztynowej Góry były zasiedlone już w czasach prehistorycznych, jednak archeolodzy nie znaleźli na badanych stanowiskach śladu bursztynu. Pierwsze wzmianki o występowaniu bursztynu w tych okolicach pochodzą dopiero z 1721 r., kiedy to Gabriel Rzączyński (polski jezuita, fizjograf, przyrodnik, wierszopisarz i prekursor zoologii w Polsce) pisał, że pole w Bąkowie "ofiarowało kopaczowi kawałek bursztynu długości łokcia".



Fot. Iwona Tori Tori


Widoczne do dziś głębokie wyrobiska po kopalniach bursztynu na szczycie Bursztynowej Góry pochodzą z XVIII-XIX wieku. Stawiano głównie oszalowane kopalnie wieloszybikowe, choć dawna nazwa miejscowa z tych okolic Waschbanke (Płuczki, Płuczkarnia) sugeruje także pozyskiwanie bursztynu drogą wypłukiwania.

Szacuje się, że szybiki na Bursztynowej Górze mogły mieć nawet 20-25 metrów głębokości. Najgłębsze zachowane wyrobisko ma obecnie 40 metrów średnicy i 15 metrów głębokości, co nadaje górze wygląd wulkanu.

Mamy w zanadrzu jeszcze kilka pomysłów na przeczołganie naszych chramian w tym roku - śledźcie nasze media społecznościowe ;)


2024-10-18

Weekend z Jantarem

Październik jest w naszym chramie jedynym miesiącem, podczas którego nie mamy żadnego święta. Zapytacie pewnie: "a styczeń"? A my na to: "mamy przecież Obrzęd Wyłowienia Pierwszej Ziemi" :P

W każdym razie, już w zeszłym roku zaczął nam świtać w głowie pomysł, żeby zapełnić październik innymi "atrakcjami", np. śpiewankami lub pąciami do miejsc mocy, a czasem po prostu do ciekawych pomników Mateńki Przyrody. Zostawiamy obiaty dla Duchów tych miejsc, śpiewamy, robimy zdjęcia pięknym grzybom i rozmawiamy o rzeczach bardziej lub mniej istotnych...

I tak w miniony weekend stworzyliśmy sobie okazję do spędzenia z Wami aż dwóch dni pod rząd :) W sobotę zebraliśmy się w Dolinie Czystej Wody nieopodal Drogi Marnych Mostów, by lepiej poznać i zrozumieć dawne słowiańskie (i nie tylko!) pieśni związane ze śmiercią i umieraniem, tematami związanymi bezpośrednio ze zbliżającym się świętem Dziadów 🍂 Pogoda dopisała – w śpiewach towarzyszyło nam jesienne Słoneczko, a na warsztatach pojawiły się twarze tak stare, jak i nowe. 

Fot. Aleksandra Drążek

Fot. Samuel Conejo Amaguana

Fot. Samuel Conejo Amaguana i Aleksandra Drążek

Natomiast w niedzielę zebraliśmy się i obeszliśmy naszą Świętą Górę w Lasach Oliwskich. Mimo siąpiącego deszczu zebraliśmy aż 8 śmiałków i, dzięki Bogom, wszyscy dali radę wszędzie wejść, zewsząd zejść i nikt nie zjechał w dół w imponującej lawinie błotnej :) Przebyliśmy 5.53 km, odwiedziliśmy Diabelski Kamień, nasz ulubiony Perunowy Dąb, nasz równie ulubiony Głaziczek w Wykopie oraz Kamienną Twarz, enigmatyczną niczym Mona Lisa i jej sławny uśmiech. 

Fot. Michał "Nikrug" Dąbek

Fot. Michał "Nikrug" Dąbek

Fot. Michał "Nikrug" Dąbek

Fot. Michał "Nikrug" Dąbek

Fot. Iwona Tori Tori

Fot. Iwona Tori Tori

Fot. Iwona Tori Tori



Już jutro zapraszamy Was na kolejną pąć: [ klik!!! ]. Będzie dwa razy dłuższa, ale za to w mniej górzystym terenie!


2024-10-17

Po co nam tylu Bogów? – Perun i więzi rodzinne

Perunowi oddajemy cześć od początku istnienia grupy. Oprócz zapraszania Go do uczestniczenia w czterech głównych, słonecznych świętach, obchodzimy dla Niego osobną uroczystość w lipcu i do Niego zwracamy się z modlitwami pod dębem rosnącym na świętej dla nas Górze, w razie przeciągającej się suszy. Jest to jednocześnie Ten z Bogów, o których naukowcy mają dużo do powiedzenia, a ostatnio nawet wyszła o Nim książka, o której było głośno...

Wylosował nam się temat bardzo pasujący do Tego Boga – więzi rodzinne. Jest to zagadnienie pokrewne do zdobywania miłości, o którym mówiliśmy w zeszłym tygodniu przybliżając praktyczne aspekty kultu Przodków. Rzecz jest jednak trochę inna, chodzi bowiem o pielęgnowanie i bronienie więzi już istniejącej.

Wyobrażenie Peruna stworzone przez naszego chramianego guślarza Michała "Nikruga" Dąbka wspomaganego technologią :)

Gromowładny to Ojciec i głowa rodziny. Mądrze gospodarzy jej dobrami, ziemią i ruchomościami. Nie pozwala na marnotrawstwo (oczywiście, nie są nim wystawne uczty, rozsławiające ród), a dąży do pomnażania dóbr. Nie ma litości dla szkodników i jątrzycieli, którzy mogliby Jego bliskim i podopiecznym wyrządzić krzywdę. Możemy sobie wyobrazić, że dla swoich jest natomiast Taki, jakim widzimy Go huczącego gromem i lejącego deszczem na Niebie: surowy i karcący zgodnie ze swym rozsądkiem, ale w gruncie rzeczy miłujący. Na razie rysuje nam się obraz despoty (co wzięło się z greckiego określenia „pana domu”), twardą ręką kierującego swoją rodziną. Nie jest to prawidłowy wniosek: Perun to przede wszystkim obrońca ładu. Tam, gdzie jest surowy nie wynika to z arbitralnego kaprysu, ale z Jego poczucia sprawiedliwości wobec naruszonych norm.

Jak znaleźć w tak naszkicowanym Perunie natchnienie do podtrzymania więzi rodzinnych? Choćby tak, na trudne chwile kryzysów:

Chwała Tobie Nasz Bożeńku,

Daj nam przetrwać wszystkie burze,

Jak dąb jeden, pniem stać mocno,

By gałęzi nie ułamać,

Lecz doczekać Słońca.

Modlitewka ta napisana jest z perspektywy dowolnego członka rodziny, starającego się przyczyniać do jej spójności. Co nie dziwi, Gromowładny będzie szczególnie trafnym Adresatem takich modlitw dla ludzkich mężojców, chcących lepiej wypełniać Jego rolę:

Nasz Bożeńku Silny,

A dopomóż działać,

Żeby bliskich chronić,

Nie dać ich ukrzywdzić,

A dać raczej dobro,

Żeby mogli rosnąć!


2024-10-09

Po co nam tylu Bogów – dzisiaj o Przodkach i uczuciach

Przodkowie w jasny sposób Bogami nie są, jednak trudno wyobrazić sobie uczciwych animistów-politeistów, którzy by im czci nie oddawali. W kulcie Jantaru obecni są od początku, na długo zanim powstała taka nazwa naszej Gromady i są zapraszani bez wyjątku na każde święto. Oczywiście te główne obchody dla nich to Dziady i mają istotną rolę podczas Jarych Godów, jednak – gościmy ich zawsze. Tylko, że nie wszystkich. 

O ile jeszcze dwieście – trzysta lat temu dla większości populacji (przynajmniej na terenach wiejskich) niezależnie od formalnego wyznania, dość oczywiste było, że dokonuje się np. obrzędów zadusznych, na które wzywani są Przodkowie, tak dla „młodszych”, bliższych nam pokoleniowo zmarłych (zwłaszcza z terenów miejskich) wcale już nie musi to być oczywiste. Część naszych bliższych Przodków mogłaby nawet postrzegać to za życia jako „pogański zabobon” itd. Dlatego właśnie prosimy by przybyli ci Przodkowie, którym miła jest taka gościna – reszcie życząc by zostali w spokoju tam, gdzie przynależą. 

Zmarli zasadniczo przynależą raczej do „tamtego świata”, co nie znaczy, że nie można szukać ich wsparcia w różnych trapiących nas sprawach. Byle z ostrożnością. Dlatego w treści proponowanej na naszej stronie modlitwy do Przodków [ klik!!! ] pojawia się zwrot „Gdzie jesteście...” – nie chcemy przypadkowo zwabić duszy zmarłego nie tam, gdzie jej przeznaczone miejsce.

"In Their Image", Caitlin Connolly, 2017.

Kiedy więc i jak mogą nas wesprzeć Przodkowie? Z jednej strony jesteśmy teraz w porze ciemnej, kiedy cieniom trochę łatwiej do nas przybyć (a może łatwiej przebyć oddzielające zaświat Rzekę?), ale z drugiej: powszechnie wierzy się, że we śnie dusza ludzka może ze zmarłymi obcować, kiedy mogą powiedzieć o swoich potrzebach, czy właśnie coś doradzić. Nie ma więc powodu, by nie móc liczyć przynajmniej na spływające od nich „szczęśliwe natchnienie”. 

Temat, który został wylosowany do wpisu o Przodkach to zabieganie o miłość. Co prawda przez większość historii naszego gatunku, małżeństwa były częściej zawierane według ustaleń rodowej starszyzny niż z uczucia, ale wciąż: wydaje się ona tak ogólnoludzkim uczuciem, że wśród naszych Przodków znajdą się rozumiejące sprawę dusze, skore do pomocy. Więc z jednej strony, w każdym drzewie genealogicznym z pewnością zgromadzona jest potężna pula doświadczeń związanych zarówno ze skutecznymi, jak i raczej zawodnymi metodami przekonania do siebie upatrzonej osoby. Z drugiej: kto jak nie Przodkowie wie najlepiej, jakie są te najbardziej wartościowe, godne wyeksponowania cechy ich dziedzictwa w nas, którymi można starać się zabłysnąć? Inna sprawa, że komu jak komu, ale Przodkom powinno szczególnie zależeć na znalezieniu przez swoich potomków drugiej połówki; tradycja jasno wskazuje wagę ciągłości rodu, a więc też i ciągłości tych, którzy mogą sprawować obrzędy kultu Przodków.


2024-10-07

Miód - płynne lekarstwo (część I: Historia)

Chyba każdy z nas widział i próbował tego żółto-złotego, płynnego, słodkiego wyrobu, który powstaje w wyniku ciężkiej pracy pszczół. Wiele osób używało też kosmetyków lub maści na bazie wosku pszczelego. Miód (łac. mellis) to słodki produkt spożywczy zawierający około 80% cukru wytwarzany przez pszczoły właściwe (łac. Apinae). Różni się on składem i właściwościami od miodów wytwarzanych przez inne owady, należy więc mieć się na baczności! Przykładowo, osy zbierają nektar także z roślin trujących dla człowieka i tak wytworzony „miód” może prowadzić do zatruć.


Płynne złoto jest znane jako jeden z naturalnych antybiotyków - pamiętam jeszcze z czasów dzieciństwa, jak babcia przyrządzała mleko z czosnkiem i miodem, gdy jesienią lub zimą atakowało mnie przeziębienie. Miód można także stosować do masażów, do nacierania w saunie lub użyć ciepłego wosku. Miód i jego produkty są darem natury już od starożytności. Opisanie ich własności w krótkim wpisie nic Wam nie powie, dlatego też wpis o miodzie zostanie podzielony na trzy części: 

  • w pierwszej przybliżę Wam historyczne zastosowanie miodu, 
  • w drugiej opiszę tworzenie miodu oraz innych produktów pszczelich (np. mleczko pszczele, pyłek i pierzga), 
  • trzecia część zawierać będzie zastosowanie medyczne. 

Od czasów kiedy ludzie zamieszkiwali jaskinie cenili sobie miód, malując w jaskiniach zbieraczy miodu. Badania archeologiczne w nowych miejscach z malowidłami jaskiniowymi w hiszpańskim Castellote w górach Iberyjskich pozwoliły na odkrycie sceny przedstawiającej człowieka wspinającego się po drabinie, aby wyjąć miód z ula. Znalezisko datuje się na okres sprzed około 7500 lat.


Zebrany miód od dzikich pszczół używano też do polowań na niedźwiedzie, które zapach ten wabił. Miód uważany za pokarm Bogów jest źródłem nieśmiertelności według Mercurium Homericus. 

W pewnym micie to właśnie Perun stworzył pszczołę, aby szpiegowała Welesa w celu dowiedzenia się, jak zatrzymać rozrost świata. Weles dowiedział się, że jest inwigilowany i rzucił klątwę na pszczołę, aby jej pan jadł jej łajno. Wówczas Perun pobłogosławił ją, aby tworzyła miód. Oczywiście każdy szanujący się rodzimowierca rozpocznie żertwę od polania Ognia lub świętego drzewa miodem pitnym. 

Miód od zarania wieków był cennym surowcem leczniczym, religijnym i finansowym. Pierwsze hodowle pszczół powstały w środkowej Anatolii (Turcja) około 7000 lat temu. W starożytnych państwach urzędnicy część swojego wynagrodzenia mieli otrzymywać właśnie w postaci tego płynnego daru Matki Natury. Dla wielu faraonów, monarchów i zwykłej szlachty miód był cenionym bogactwem. Nefertiti kąpała się w mleku z miodem, aby zachować urodę lub mieszała miód z aloesem jako środek do pielęgnacji urody. Tutanchamon prażył nasiona kozieradki i mieszał z miodem aby poprawić swą koncentrację intelektualną. Aleksander Wielki swoich dzielnych żołnierzy leczył właśnie za pomocą miodu, a ich rany lub ich zwłoki konserwował czystym miodem i przewoził z Babilonu do Egiptu. Cesarz Neron rozkazał zrobić dla żołnierzy lody z górskiego lodowca wymieszanego z malinami, imbirem i miodem. Germanie musieli część podatków płacić w postaci daniny miodowej, a tradycję tę kontynuowano aż do średniowiecza do czasów panowania Karola Wielkiego, który rozkazał, aby każdy posiadacz ziemski miał co najmniej jedną pasiekę. 

Pochodzący z 1550 roku p.n.e. papirus Ebersa opisywał różne choroby żołądka, oczu, skóry, a także zakażenia, choroby serca, opatrywanie ran, itp. Zawarto w tym papirusie wskazówki, jak leczyć dane schorzenie oraz liczne receptury leków, w tym przepisy oparte na miodzie lub wosku pszczelim. Przykładowo, na biegunkę należało wziąć

  • 300 g wody
  • 37.5 g zielonej cebuli 
  • 37.5 g świeżo zagotowanej kaszy
  • 37.5 g oliwy z oliwek 
  • 37.5 g miodu 
  • 18 g wosku 

a wszystko dokładnie wymieszać, zagotować i używać przez 4 dni. 

Papirus Ebersa, źródło: Wikipedia

Na oparzenie należało wziąć 100 g kadzidła,100 g miodu, wymieszać i posmarować ranę. Egipski papirus dawał też przepis na środek do pielęgnacji urody: 10 g miodu, 10 g wosku pszczelego i 10 g czosnku roztartego w oliwie z oliwek. Na wzmocnienie zębów pomagała zaś mieszanka 10 g wody, 10 g bylicy i 10 g wosku pszczelego - mieszano składniki i taką miksturą zwilżano zęby. 

Starożytni greccy lekarze: Hipokrates i Dioskurydes, a także rzymscy Galen i Pliniusz są kojarzeni z używaniem miodu i wosku w leczeniu chorób. Stosowali oni specjalną mieszankę miodu zwaną hydromelem - dosłownie może to przetłumaczyć jako woda miód czyli miód pitny. Można było go przyrządzić w różnych wariantach, na przykład korzystając tylko z wody deszczowej wystawionej przez dłuższy czas w zamkniętym naczyniu leżącym na słońcu. Od czasu do czasu przelewano ciecz do innego naczynia, aby ją wyklarować i ostatecznie dodać do niej miód. Zamiast wody deszczowej można użyć wody źródlanej – możecie sami spróbować wytworzyć tego rodzaju napój w następujących proporcjach: 542 g wody i 362 g miodu. Jeżeli zaś wolicie wytrawny smak, to weźcie 542 g wody i 244 g miodu. Taką mieszankę zostawiamy na 40 dni w letnim słońcu. Historycznie hydromel stosowany był głównie do słodzenia gorzkich smaków. 

Starożytni lekarze tworzyli też mieszanki miodu i wina lub miodu z wodą morską (tzw. thalassomel). Mieszanka miodu i wina tworzona była w proporcji dwóch części wina (najlepiej starego i wytrawnego!) z jedną częścią miodu. Należało ją spożywać po przegotowaniu. 

Hipokrates i Dioskurydes w swoich praktykach lekarskich stosowali zazwyczaj oxymel (kwaśny miód) przygotowany według przepisu: 1.265 l octu, 2.530 l wody, aż 6.32 kg miodu i 632 g soli morskiej. Składniki należało zagotować, a mieszanka musiała 10 razy zawrzeć po ostudzeniu, aby można jej używać. 

Na drugą część wpisu o miodzie zapraszam w grudniu :) Natomiast w listopadzie, z okazji święta Dziadów, opowiem Wam o pewnej trującej roślinie! Aż strach pomyśleć, co osy mogłyby zrobić z jej nektarem...

Pamiętajcie, że zanim bezpieczne zastosujecie preparaty z miodu , powinniście wcześniejszej konsultować się z lekarzem lub farmaceutą! Wpis ten nie zastąpi porady fachowego medyka i służy jedynie do poszerzenia Waszych i tak już szerokich horyzontów :)

autor: Guślarz Nikrug

Bibliografia:

  • „Lecznicza moc pszczół. Najskuteczniejsze terapie od A do Z”, prof. Friedrich Hainbuch 

2024-10-04

Po co nam tylu Bogów – Marzanna w porze ciemnej, a zawody niebezpieczne

Niedawno świętowaliśmy Święto Plonów, równonoc jesienną, rozpoczynające porę ciemną. Dzisiaj przychodzimy do Was z kilkoma przemyśleniami na temat Bogini, która jest dla tego okresu szczególnie ważna – Marzanny.


Jest to piękna Dziewczyna, wybranka Jaryły, wiosennego Boga życia. Ich spotkanie kończy się nieszczęśliwie, a sama Bogini ukazuje się w zimie i śmierci. Tradycyjne pieśni dopytują Ją o złote klucze, którymi ma zostać otwarta Ziemia. W naszym kulcie pojawia się tak naprawdę rzadko. Oprócz Nocy Kupały pojawia się w naszej obrzędowości podczas Jarych Godów, kiedy jest żegnana ze świata, oraz poprzedzającego je obrzędu, kiedy rozpoczynają się Jej przygotowania do drogi „za Morze”. Z racji pewnego właściwego Jantarowi mitu – widzimy w Niej pierwszą zbłąkaną Duszę.

Jak w poprzednich wpisach w serii, zagadnienie pod kątem którego przedstawiamy Boginię, zostało wylosowane. Dzisiaj powiemy o tym, dlaczego do Marzanny mogą się zwracać osoby wykonujące prace wiążące się w jakiś sposób z niebezpieczeństwem. Mniej mamy tu na myśli siedzącego za biurkiem analityka zarządzania ryzykiem, a bardziej strażaka, pracownika stoczni (niestety, wypadki śmiertelne wciąż się zdarzają), żołnierza, pielęgniarkę na oddziale zakaźnym czy chemika (do zatruć w laboratoriach również wciąż dochodzi). Chociaż – może i ten pierwszy znajdzie tu dla siebie inspirację...

Przede wszystkim powiedzmy sobie otwarcie, że postrzegamy Marzannę jako Boginię groźną. Nie żeby złośliwą, ale Taką, z którą samo obcowanie jest niebezpieczne. Trochę jak z konwalią*; jest piękna i ciężko podejrzewać wszystkie egzemplarze tej rośliny o niecne zamiary, jednak wszystkie – są trujące. Dlatego tak jak zawsze w kulcie, zalecane jest zachowanie czystości obrzędowej – tak tutaj podwójnie. No i zwracanie się z naprawdę ważnymi sprawami.

Jednak groźne są też sytuacje, o których dzisiaj mówimy. Nawet jeśli rutyna zawodowa i tysiąc sytuacji kiedy „udało się” czy „było dobrze” usypiają czujność, to zagrożenie w niektórych okolicznościach po prostu jest. Wówczas, czy to zbliżając się do niebezpiecznego miejsca, czy podejmując szczególnie niebezpieczną czynność (nalewając szczególnie zjadliwy odczynnik, wchodząc do izolatki z pacjentem cierpiącym na szczególnie zaraźliwą chorobę) można zwrócić się do Bogini na przykład tak:

„Marzaneczko, o Łaskawa,

Nie wyrządzam Ci przykrości,

Jak najgrzeczniej Cię pozdrawiam,

Nie łap proszę, w białe rączki,

I nie strzelaj, strzałą ostrą,

Skłon oddaję, omiń mnie łaskawie.”

Wśród ludzi, którzy mogą się do Bogini zwracać wymieniliśmy żołnierza czy strażaka. Ktoś może zapytać, czy takim ludziom nie przystoi bardziej typ bohaterskiego „śmiania się niebezpieczeństwu w twarz” i ryzykowania bez względu na wszystko, niż przedstawiony tutaj pełen ostrożności szacunek wobec Śmierci. Pomijając znaczne wyidealizowanie takiej postawy – ten tekst jest o Marzannie, nie o Gromowładnym czy Jaryle.

* nie, nie sugerujemy tu źródłowo-tradycyjnych powiązań między Marzanną, a konwalią; jest to po prostu porównanie użyte przez autora tekstu. Z drugiej strony – jako roślina groźna i piękna, konwalia duchowo jak najbardziej może znajdować się w kręgu Tej Bogini.


2024-10-01

Dobro, etyka i starożytni Grecy

Wbrew nieszczęśliwym, a trafiającym się w obiegu opiniom - z wiarą rodzimą jak najbardziej związane jest pewne wyobrażenie o tym, co jest “dobre”, a co nie. Zacznijmy od tekstów tradycyjnych - bajek i podań. Tu mamy chyba najjaskrawsze przykłady, ukazujące wprost, wraz z ich skutkami, zarówno postawy chwalebne, jak i naganne. Odważny młodzieniec zdobywa rękę księżniczki i połowę królestwa. Skromna sierotka, potrafiąca znaleźć coś pięknego i pożytecznego w każdym z dwunastu miesięcy - zyskuje ich pomoc i cenny podarek. Czarodziejskie istoty ratują uciekającą przed czarownicą dziewczynę, która wcześniej pomogła im w niedoli. Z drugiej strony porywacz księżniczki ginie w walce z królewiczem, a dom chciwej macochy, gnębiącej sierotę, staje w płomieniach. Również tradycyjne pieśni i obrzędy nie pozostawiają złudzenia: błogosławieństwo kolędników przeznaczone jest dla gospodarza szczodrego, chętnie podejmującego niecodziennych gości. Skąpiec odpędzający ich od swego progu pada ofiarą wyśpiewanego złorzeczenia. Istotne jest też to, że marny koniec złoczyńcy rzadko kiedy jest wynikiem, mniej lub bardziej arbitralnego, wyroku władcy czy boskiej istoty. Przeważnie stanowi prosty skutek jego występków. Czarownica nie trafia do pieca po osądzeniu przez kogokolwiek, a w wyniku walki o przetrwanie, w którą wciągnęła Jasia i Małgosię. Nawet niesyta życzeń żona rybaka z bajki o złotej rybce, nie pada ofiarą jej irytacji, a sama zapętla się we własnych żądaniach. Nawet straszny mityczny Żmij nie naraża się Gromowładcy inaczej, jak tylko czynnie działając przeciw Niemu - porywając Jego Żonę. Słowiańskie poczucie tego co dobre zda się być mocno zakorzenione w zdrowym rozsądku.

A to piękne zdjęcie dla przykucia uwagi przesłał nam Dawid Brzozowski :)

Nie znamy zabytków, które przekazywałyby słowiańskie traktaty moralizatorskie, ani nie wiemy nawet czy żercy prowadzili bardziej systematyczne rozważania na ten temat; wzmianka o karaniu ludzi “za grzechy” przez szczecińskiego Trzygłowa zda się zbyt odosobniona, żeby spekulować na jej podstawie. Wzmiankowane ślady w tradycji jasno jednak świadczą, że słowiańskie narody dawno postawiły wyraźną granicę między postawami “dobrymi” i “złymi”. Te pierwsze zdadzą się krążyć wokół budowania wspólnego ładu. Na pochwałę zasługuje ten, kto przyczynia się do umacniania swojej społeczności.  Wchodzi tu nie tylko zapewnienie jej rozmaitych dóbr, czy ochrona jej granic, ale też czynne sprzeciwianie się złu. To ostatnie uosabia zazwyczaj szkodliwy czarownik, porywający księżniczkę smok czy wódz najeźdźczego plemienia - wszyscy ci, którzy ład i własną społeczność naruszają.

Do podtrzymania ładu tradycja pozwala dodać jeszcze jeden istotny składnik: dochowanie obrzędowości. Przykładem rozpowszechnione wierzenia, że zaprzestanie barwienia jaj na wiosnę czy pochodów kolędników byłoby przyczyną końca świata. Nieurodzaj, przed którym chronią agrarne elementy tradycyjnej obrzędowości, jest tym samym, tylko wyrażonym mniej dramatycznie. Spójrzmy też na owego skąpego gospodarza, który odpędzając przebierańców naraża się na ich przekleństwo. Istotne jest to, że owi przebierańcy nie są w tej sytuacji ludźmi: są przedstawicielami sacrum - mniejsza w tej chwili o to, czy w konkretnym rycie chodzi o Bogów, Przodków czy o jakoweś inne duchy. 

W ten sposób przechodzimy do tego, co na temat “dobra” ma do powiedzenia wyrosła w Jantarze “Droga do Bogów”. Otóż “dobre” jest to, co nas do Bogów zbliża. Można - i należy - to rozumieć zarówno pod kątem kultycznego zaskarbiania sobie Ich przychylności, jak i samodoskonalenia, w którym dusza upodabnia się do Nich. W mniejszej skali, ale jednak. Choć wyrażone inaczej, podobne wątki funkcjonują w platońskim nurcie filozofii starożytnej Grecji. Szczególnie godzien przywołania jest tu protoplasta kierunku, sam Platon, który w “Państwie” wymienił cztery podstawowe cnoty: mądrość, dzielność, umiarkowanie i sprawiedliwość. Mądrość odpowiada za umiejętność rozpoznania dobra i to ona kieruje pozostałymi cnotami. Dzielność pozwala działać wbrew przeciwnościom, a umiarkowanie - powściągnąć swoje żądze i pragnienia. Z ich zgodnego połączenia powstaje sprawiedliwość, która żąda żeby każdy przypadającą nań część dobra wypełnił, ale i otrzymał. 

Fot. Dawid Brzozowski

Tyle mojego, drastycznie skrótowego, ujęcia cnót platońskich. Niewątpliwie, nie mają historycznie niczego wspólnego z kształtowaniem się religijności słowiańskiej. Z drugiej strony zdają się być na tyle szlachetnym i uniwersalnym modelem tego co “dobre”, że włączenie ich w dzisiejszy system religijny jest w pełni uzasadnione. Zwłaszcza, że korpus platoński wydał również teurgię - sztukę mistyczną świata klasycznego, która za cel stawia sobie właśnie oczyszczenie i udoskonalenie duszy praktykującego, żeby zbliżyć ją do Bóstwa.