Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tradycja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tradycja. Pokaż wszystkie posty

2024-12-23

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie – Pomorska Ziemia Święta, Bałtyk i Wyłowiony Świat

Świeżo świętowane Szczodre Gody, początek roku słonecznego i zbliżający się Obrzęd Wyłowienia to wspaniała sposobność do porozmawiania o jednym z najważniejszych czynów Bogów: o wyłowieniu Pierwszej Ziemi. Nie będziemy teraz przytaczać całości mitu, opowiadanego zresztą w różnych postaciach. Dzisiaj skupimy się na Świętym Pomorzu.

Tym, co najbardziej określa naszą krainę jest oczywiście obecność Morza, Bałtyku. Jak pamiętamy, to właśnie na morskim bezkresie unosili się obaj Bracia przed urządzeniem świata i to z jego dna wzięli Piach – zaczątek dzisiejszej Ziemi. Kiedy działania Braci doprowadziły do jej niepohamowanego wzrostu, Gromowładny ją wstrzymał, nim zabrakło miejsca dla Wód. Te nie zajmują już oczywiście wielkiego bezmiaru, ale wciąż są obecne, a my, na Pomorzu – możemy je podziwiać pod postacią Bałtyku. Możemy pójść na jego brzeg, pokłonić się Morskiemu Bogu i ujrzeć świat podobny do wielkiej przestrzeni wody, jaki widzieli na początku Bogowie.

Czy i jeśli tak, to dlaczego jest to ważne? Bo daje nam to sposobność do innego spojrzenia na swoje życie, do włączenia go w dzieje świata, zapoczątkowane przez Bogów. Święte wydarzenia nie są abstrakcyjną narracją z podręczników mitologii Słowian, czy zmyśloną historyjką, którą żerca wypełnia obrzędy, ale rzeczywistością. Nie chodzi rzecz jasna o upieranie się czy Bogowie występowali jako wąsaci mężowie, kolebiący się na falach Praoceanu w drewnianej łódce, zasiedlające przedwieczny Dąb gołębie, czy może to i wiele innych - było jedynie jedynym sposobem, w jaki nasi Przodkowie mogli pojąć działanie boskich sił, które dzisiaj określilibyśmy zupełnie inaczej. Przerysowanym, ale moim ulubionym przykładem jest to, że gdyby do pierwszej teofanii doszło dopiero teraz, to może w Swarogu zamiast Kowala upatrywalibyśmy np. Budowniczego Reaktorów Atomowych.

Morze Bałtyckie o poranku - fot. Michał Dąbek

Na Pomorzu mamy możliwość naocznego doświadczenia jednego z najważniejszych elementów pierwotnego, starego świata, który dopiero tworzył się, urządzany boskimi czynami. Niezależnie od wszystkich zmian w świecie, wciąż istnieje Morze, przypominające o Bogach. Czyż nie jest to piękne?

Zdjęcie Morza Bałtyckiego wykonał nasz Michał Dąbek przy okazji morsowania 🙂

2024-12-16

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie - czy religia jest dla słabych ludzi?

Dzisiaj o dość popularnym zarzucie wobec religii, jakoby była potrzebna jedynie ludziom słabym czy niesamodzielnym - decyzyjnie, poznawczo czy jakkolwiek jeszcze. Dzięki rozumowi i naukom ścisłym wydobyliśmy się z zabobonu i ciemnoty. Nie potrzeba szukać “mądrej” od zamawiania chorób, skoro jest antybiotyk. Człek nie musi już zatykać święconych ziół w strzechę chaty, żeby Piorun jej nie spalił, bo ma piorunochron. Strzechy zresztą też już zazwyczaj nie ma, bo ma nowoczesny domek na osiedlu mnóstwa podobnych, lub mieszkanie w bloku. Czyż życie nie jest piękne? No nie do końca, bo zda się dziecko wylano razem z kąpielą. Nauki ścisłe są super, bo ich owoce bardzo ułatwiają życie (w przygotowaniu jest zresztą wpis o szkodliwości pseudonauki i wszelakich szarlatanów), ale jak już wspominaliśmy: o Bogach i duchach orzekać czegokolwiek nie mogą, bo Ich nawet nie badają. Żaden świder geologiczny nie dokopał się do podziemnego królestwa Przodków, a przecież wielu z nas wyraźnie odczuwa, czy wręcz wprost doświadcza ich obecności.

"Kiedy rozum śpi, budzą się potwory" Francisco Goya (1797-98)

Religijność jest nieraz odsądzana od czci i wiary z powodów rozmaitych: od cynicznych, manipulujących wiernymi liderów, przez otuchę, którą znajdują w niej całkiem zwyczajni ludzie, aż po rozbitków życiowych, uciekających przed swoimi problemami w mistyczną ezoterykę. Znalazłoby się pewnie więcej. Chociaż część takich ocen to jeno przejawy czyjegoś chciejstwa. Jeśli ktoś np. używa do psychologicznej samoregulacji m.in. modlitwy, to czym niby miałby być gorszy od kogoś, kto w tym samym celu czyta książkę, czy idzie na spacer, a modlitwę odrzuca? Ale zgódźmy, się że religia jest faktycznie polem, na którym mogą rozwinąć się tak piętnowane przez postępowców patologie. Jednak, skoro już idziemy tą drogą, to dla równowagi należałoby wspomnieć także problemowców popadających w pracoholizm i biorących nadgodziny, by nie mierzyć się z konfliktami w rodzinie, intensywnymi treningami odwracających uwagę od pustki w portfelu, albo chodzeniem na koncerty muzyki klasycznej maskujących własną małość. Albo takich, co po pijaku wsiadają za kierownicę. Czy wszystkich oddanych pracy profesjonalistów, sportowców, miłośników muzyki czy kierowców - mamy oceniać przez pryzmat takich jednostek? Czy może jednak tych, przynoszących swoim dziedzinom najwięcej chluby, samemu przy tym rozkwitając?

To teraz wróćmy do tytułowego pytania, “czy religia jest dla ludzi słabych”?  O ile znów, wypada zgodzić się, że jednostki słabe wewnętrznie mogą się religii uczepić - podobnie jak mnóstwa innych rzeczy - tak kult uskuteczniany “na serio” zdecydowanie dla nich nie jest. Bo czy człowiek słaby zdobędzie się choćby na regularną dyscyplinę, wypełniania praktyk religijnych? Czy nie zniechęci się zakazami i ograniczeniami pokroju tabu czy przygotowujących do świąt postów? Czy wreszcie starczy mu wytrwałości, żeby takie święta obchodzić - zwłaszcza, kiedy te obchodzone przez rodzimowierców nie są w np. w Polsce dniami wolnymi i są to poświęcone soboty bądź dni urlopu?

Dzisiejszy temat był zapewne nie raz i dwa wałkowany przez wielu zajadłych przeciwników i gorących zwolenników zjawiska ludzkiej duchowości. Dalecy jesteśmy od jego wyczerpania w krótkim wpisie. Mamy jednak nadzieję, że udało się przynajmniej pokazać pewien punkt widzenia, zgodnie z którym - szczere i oddane praktykowanie kultu wcale nie oznacza bycia słabym człowiekiem!

2024-12-09

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie - język: magiczne narzędzie zmiany świata

Posługiwanie się mową jest jedną z najważniejszych umiejętności naszego gatunku, a język stanowi jeden z najwyraźniejszych wyróżników poszczególnych kultur. Dzisiaj skupimy się na tym, jak za jego pomocą można zmienić świat.

Tradycja słowiańska, ale też wiele innych, przykłada wielką wagę do słów i języka. Tylko częścią zagadnienia są liczne zamawiania i zaklęcia, czy w ogóle działania czarodziejskie oparte na mocy słowa. Ważna część obrzędowości dorocznej spełnia się w pieśniach, a darem wymienianym przy narodzinach Młodego Słonejka z rodziną i bliskimi są słowa-życzenia. Moc ma również słowo wypowiedziane “po prostu”, codziennie. Stąd tabuizowanie - stosowanie imion zastępczych dla istot i zjawisk groźnych, by “nie wywoływać wilka z lasu”. Tradycją, która szczególnie rozwinęła wiarę w moc słów, jest tradycja japońska - Wiesław Kotański, nestor polskiej japonistyki, zetknąwszy się ze sprzeciwem szintoistycznych teologów wobec tłumaczenia terminów japońskich na inne języki, długo myślał, że chodzi o utratę sensu i niuansów w przekładzie. Dopiero po czasie pogodził się z, dawanym zresztą wprost, tłumaczeniem, że chodzi o szacunek wobec “animistycznego ducha słowa”. Jakie stąd wnioski praktyczne? Przede wszystkim - szanujmy swój język. Nie wprowadzajmy doń obcych naleciałości czy wtrętów tam, gdzie nie są potrzebne. Również nie ma co przeklinać; zda się że nie bez powodu czynność czarnej magii i plugawa mowa mają wspólną nazwę. W istocie, ciężko nie odczuć “nic”, kiedy obok ktoś z werwą złorzeczy.

Autorka: Monika Eidintaite

Jest jednak wyższy poziom omawianego zjawiska: nie tylko “jakimi słowami” się posługujemy, ale też “jak mówimy” o rzeczach i zjawiskach. Rozpatrzmy prosty przykład: wielu początkujących rodzimowierców przejmuje - zresztą z opracowań naukowych - manierę w rodzaju “X był bogiem tego i tamtego”. Dwa błędy na raz: po pierwsze nie “bogiem”, tylko “Bogiem” - skoro nasz alfabet daje możliwość wyróżnienia podmiotów szczególnie godnych czci za pomocą wielkiej litery - dlaczego z tego nie skorzystać? Po drugie, a istotniejsze - nie “był”, lecz “jest”. Utrata ciągłości kultu i zagubienie się znacznej części wiedzy w pomroce dziejów to ludzkie zmartwienie - a Bogowie wciąż po prostu są. Skoro już doszliśmy do Bogów, warto zwrócić uwagę na Ich “imiona”. Większość tych, znanych nam z historii to w istocie rzeczowniki pospolite (“Perun” - Piorun, “Agni” - Ogień, Saule - Słońce itd.). Nie dla wszystkich teonimów znamy tak proste wyjaśnienia, ale nasuwa to pewien wniosek: może kiedyś nie było w języku Przodków rzeczowników “pospolitych”, a jedynie odnośniki do Bogów? Skomplikowana spekulacja metafizyczna i tonięcie w pojęciach były niepotrzebne, skoro Bóg-Słońce jest wprost obecny na Niebie?

Podsumujmy: zacznij traktować swoje słowa jako narzędzie magiczne. Działają w ten sposób czy akurat tego chcesz, czy nie. Mówisz coś, poruszasz tego nazwę - poruszasz i to (Tego) co tę nazwę nosi. Żeby sobie to bardziej uzmysłowić i przeniknąć takim postrzeganiem, spróbuj zamiast mówić “Ogień zapłonął” to “Bóg Ognia zawitał”, zamiast “pada deszcz” to “Ojciec Niebo kocha się z Matką Ziemią”. I staraj się mówić dobrze, o dobrych rzeczach. Nawet bez zapatrzenia się w gusła, mówienie o tym co Ci się przydarzyło fajnego - jest dużo zdrowsze niż narzekanie. Przyjemniej siedzieć z kimś, kto nie użala się, ale mówi: “Bogowie, dziękuję Wam za dobrze przeżyty dzień!”

2024-12-04

Miód - płynne lekarstwo (część II: Powstawanie miodu)

Dzisiejszy wpis jest częścią całego cyklu o miodzie. Pierwszą część możecie przeczytać [tutaj].

Pewnie zastanawiacie się jak powstaje płynne złoto? Już wyjaśniamy - ile jest potrzebnych pszczół do produkcji 0.5 kg miodu :) Ergonomia pracy pszczół zależy od kilku czynników: 

  • pogody,
  • ilości dostępnego nektaru w kwiatach, 
  • kondycji pszczół.

Aby jedna pszczoła zebrała pół kilo miodu, musiałaby 3.5 razy okrążyć Ziemię. Na szczęście, jeżeli macie w ulu 150-200 pszczół, to ich praca zostanie przyspieszona i uzyskacie szybciej miód. Trzeba pamiętać, że pszczoły z pokolenia letniego żyją przeciętnie 8 tygodni, zaś pszczoły zimowe aż do 9 miesięcy. Od wczesnej wiosny aż do początku jesieni w ulu panuje temperatura około 35o C, gdyż jest ona najkorzystniejsza dla rozwijających się larw i poczwarek. Pszczoły starają się utrzymać idealną temperaturę na różne sposoby - wachlują skrzydłami, aby się ochłodzić, lub drżą, aby się ogrzać. Pszczoły są owadami, których ciała muszą być utrzymywane w temperaturze powyżej 8°C. Kiedy temperatura jest niższa, ich ciała drętwieją, a pszczoły umierają.

Miód powstaje w kilku etapach. Najsampierw pszczoły udają się po składniki (nektar i spadź) - w czasie kwitnienia kwiatów zwiadowczynie udają się na łąki czy do ogrodów po składniki, które zbierane są w wolach miodowych. A czym jest wole miodowe? To nic innego, jak cienkościenny worek będący rozszerzeniem przełyku w jego końcowej części, służący pszczole do magazynowania i przenoszenia płynów. We wnętrzu wola znajduje się główka przedżołądka. Pszczoła może w nim przenieść około 55 mg nektaru lub wody. Następnie nektar jest dostarczany do ula, gdzie składowany jest w plastrach. Wówczas pszczoły zbieraczki i robotnice dokładają wydzieliny własnego ciała (enzymy), które pozwalają usunąć nadmiar wody z nektaru i spadzi. Miód w tym czasie gęstnieje, ulegają też zmianie jego właściwości chemiczne (zyskuje zdolności bakteriostatyczne). Kiedy poziom wody w miodzie spadnie poniżej 20%, wówczas miód zostaje zasklepiony woskiem. Miodobranie zaś rozpoczyna się, kiedy miód dojrzeje, czyli gdy pokrywa on około 75% powierzchni plastra.

Konsystencja i barwa miodu zależy od stopnia dojrzałości i gatunków roślin dających nektar. Miód spadziowy w odróżnieniu od miodu nektarowego powstaje, gdy pszczoły zbierają spadź a nie nektar. Spadź jest zebraną przez pszczoły wydzieliną mszyc i czerwi żerujących na liściach drzew, lecz także z drzew iglastych.

Miód składa się głównie z cukrów: fruktozy i glukozy (zawiera około 77-84 gramów cukru na 100 gramów miodu). Przeciętnie miód zawiera następujące składniki:

  • witaminy z grupy B, C i K, 
  • składniki mineralne: wapń, potas, magnez, sód, fosfor, miedź, żelazo, chrom, mangan, kobalt, cynk, 
  • kwasy organiczne, zwłaszcza glukonowy, jabłkowy i cytrynowy, 
  • enzymy (diastaza, maltaza, fosfataza kwaśna, oksydaza glukozy i lizozym),
  • w wyniku reakcji chemicznych towarzyszących powstawaniu miodu wydziela się też nadtlenek wodoru.

Przyjrzyjmy się teraz poszczególnym produktom pszczelim: 

Apilarnil (hormon przeciw wyczerpaniu) – ten najmniej znany produkt pszczeli powstaje z ekstraktu z siedmiodniowych komórek larw trutni. Wykorzystuje się go głównie w leczeniu stanów wyczerpania, cukrzycy i dny moczanowej, otyłości, depresji, osłabienia odporności, problemów z potencją, a także w leczeniu zespołu napięcia przedmiesiączkowego.

Jad pszczeli - wytwarzany jest z aparatu żądłowego pszczoły, a jak wiadomo, gdy pszczoła kogoś użądli, to umiera. Aby nie zabijać pszczół wymyślono patent, aby pszczoła przelatywała przez metalową siatkę, która przewodzi impulsy elektryczne prądu zmiennego. Wówczas pszczoły wstrzykują jad na umieszczoną pod spodem szklaną płytkę. Kiedy cały rój ma do czynienia z takim urządzeniem przez 12 godzin, uzyskujemy całe... 4 gramy jadu. Jad stosujemy głównie do leczenia dny moczanowej i reumatyzmu.

Wosk pszczeli - robotnice po stronie brzusznej odwłoka mają 4 pary gruczołów, które wytwarzają wosk. Możemy pozyskiwać wosk z plastrów miodu za pomocą gotującej się wody, pary, energii elektrycznej lub słonecznej. Każdy z nas korzystał z świec woskowych. Przez brak stwierdzonych skutków ubocznych dla człowieka, wosk jest dopuszczony do produkcji artykułów spożywczych i leków jako środek powlekający. Wosk wykorzystuje się także w przemyśle kosmetycznym w środkach do makijażu, maściach, pomadkach do ust i kremach.

Mleczko pszczele, inaczej pokarm królowej. Mleczko pozyskuje się od pszczół karmicielek odpowiedzialnych za karmienie królewskich larw i królowej. Reguluje ono poziom cukru i ciśnienie tętnicze. 

Pierzga – substancja wytwarzana przez pszczoły z pyłku kwiatowego zmieszanego z miodem lub nektarem i zakonserwowanego w komórkach plastra w następstwie fermentacji. Pierzgę stosujemy w chorobach wątroby, anemii, stresie, reumatyzmie i zaparciach.

Propolis, inaczej kit pszczeli – mieszanina wydzielin pszczół lub os oraz substancji żywicznych obecnych w pąkach i młodych pędach drzew takich jak: topola, brzoza, świerk, kasztanowiec i innych drzew oraz roślin zielonych. Jego właściwości przeciwbakteryjne, przeciwgrzybicze i ograniczające stan zapalny powodują, że kit pszczeli jest wykorzystywany w przypadku trudno gojących się ran, odleżyn i owrzodzeń na skórze. 

Pamiętajcie, że zanim bezpieczne zastosujecie preparaty z miodu , powinniście wcześniejszej konsultować się z lekarzem lub farmaceutą! Wpis ten nie zastąpi porady fachowego medyka i służy jedynie do poszerzenia Waszych i tak już szerokich horyzontów :)

autor: guślarz Michał „Nikrug” Dąbek

Bibliografia:

 • „Lecznicza moc pszczół. Najskuteczniejsze terapie od A do Z”, prof. Friedrich Hainbuch. 

2024-12-02

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie - religia jest wszędzie

Dlaczego na stronie poświęconej religii poruszamy ostatnio sporo kwestii zdałoby się “przyziemnych”, związanych raczej z miejscem, w którym żyjemy, naszą codziennością czy rodziną? Dzisiaj to wyjaśnimy i - pokażemy że jak najbardziej miejsce tych treści jest na blogu religijnym!

Jakkolwiek niechętna religii jako takiej, nowoczesność musiała jednak pogodzić się z faktem jej istnienia. Będąc jednak obrzydliwą parodią Peruna wskazującego Żmijowi jego miejsce w głębinie wód, nowoczesność wskazała religiom ich miejsce - w sferze życia prywatnego i za zamkniętymi drzwiami świątyń. Jednocześnie deklarowane jest “świeckie państwo”, co dla nas, animistów-politeistów, jest korzystne jedynie w sytuacji dominującego na europejskim rynku religii monoteizmu. Dalekie jest jednak od stanu pożądanego.

Świątynia Erawan w Bangkoku, źródło: Wikipedia

Podejście nowoczesne jest całkowicie obce stanowi obowiązującemu przez większość historii naszego gatunku. Na czele wielkich cywilizacji - od Chin, przez Egipt, aż po Rzym - stali przez wieki święci królowie o boskim rodowodzie. Podobnie (w odleglejszych od cywilizacji nawet dzisiaj!) na czele mniejszych plemion stoją wodzowie szczycący się Bogami wśród swoich Przodków. Święte umocowanie władcy to jeno część systemu całkowicie przenikniętego religią, będącą inspiracją sztuki, środowiskiem rozwoju ludzi (np. przez obrzędy przejścia) czy źródłem praw, nadanych przez Bogów.

Tradycyjna teokracja i nowoczesne zepchnięcie religii w sferę prywatną to dwa, przeciwne bieguny. Powrót do tej pierwszej wydaje się dziś niemożliwy, co czyni dyskusję jej zasadności bezprzedmiotową. Jednocześnie tkwienie w nowoczesnej deprywacji religijnej zda się nie do przyjęcia. Potrzebne jest rozwiązanie pośrednie: zdatne do życia w zastanym środowisku, ale przywracające religii należne jej miejsce.

Jak wzmiankowaliśmy wyżej, w świecie archaicznym religia przenika całość ludzkiej egzystencji. Jest to pierwszy krok, szczególnie łatwy do zrobienia na gruncie animizmu. Duchy są wokół (i wewnątrz) nas. Jesteś wśród nich modląc się, pracując, rozmawiając z dzieckiem czy jedząc obiad z rodziną. Przynajmniej w części z nich - przejawiają się Nieśmiertelni Bogowie, od których te duchy pochodzą.

Co więc można zrobić? W tej chwili proponujemy przerzucenie pomostu między codziennością, a religią. Sakralizację tej pierwszej można uzyskać przez drobne akty pobożności. Podziękowanie Bogom przed posiłkiem, poświęcenie rozpoczynanej pracy Bogu, który opiekuje się jej dziedziną czy pozdrowienie duchów, na teren których wkraczamy (duchy lasu, łąki, plaży… ale też miasta, dzielnicy, portu czy własnej kuchni!). Te drobne gesty działają też w drugi sposób “ucodzienniając” religię: wyprowadzając ją ze sfery wydzielonego rytuału, a wprowadzając w domowe pielesze.

We wpisie przemyciliśmy swoją propozycję. Mamy jednocześnie nadzieję, że wyjaśniliśmy wątpliwości tych z Was, którzy mogliby dziwić się naszemu doborowi tematów :)

2024-11-25

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie - relatywizacja, lenistwo i “to tylko zwyczaj”

Dzisiaj atakujemy temat nowoczesnego nihilizmu, który wszystkie tradycyjne wartości, w tym stanowiące o istocie człowieczeństwa, chce przedstawiać jako relatywne i arbitralne konstrukty społeczne, które można dowolnie przyjmować i odrzucać czy zawieszać zgodnie z okolicznościami i upodobaniami. Pomioty Żmija, smoki, kradną wodę, doprowadzając do zatrzymania życia - ten zaś gad, zrodzony w “nowych czasach” wyjaławia ludzki świat w ogóle.

Pierwszym objawem zawitania owego złośliwego ducha w nasze progi jest zjawisko “nie chce mi się” albo “przecież to tylko zwyczaje”. Rzecz jasna, każdemu z nas zdarza się gorszy dzień, choroba czy autentyczny wypadek losowy, uniemożliwiający uczestnictwo w święcie, codzienną modlitwę o stałej porze czy - co nawet gorsze - zasiąście jak człowiek do obiadu z rodziną, w domu, przy jednym stole. Czartowi oddajemy jednak pole, kiedy “sami” decydujemy, że zjedzenie obiadu bardziej niż twarz żony, uprzyjemni kolejny odcinek serialu ze streamingu. “To już nie mam prawa obejrzeć ulubionego filmu?!” Masz, oczywiście - wszystko jest dla ludzi. Ale czy w zamian za wspólny obiad, usiadłaś później z mężem przy wspólnej herbacie, albo poszliście razem na spacer?

Kiedy zły duch rozsiądzie się już wygodnie w czyimś życiu, zaczyna szeptać (a czasem głośno gadać): “A po co?” - podważając w ten sposób sens pielęgnowania więzi między ludźmi, czy dbania o swoje otoczenie. Po co masz wyrzucać opakowanie po batoniku do śmietnika, skoro sąsiadka nie sprząta po swoim psie? Dlaczego masz być dumny ze swojego miasta, skoro nowe skrzyżowanie utrudnia życie połowie mieszkańców, a prezydentem jest ktoś, na kogo nie głosowałaś? Po co masz praktykować jakieś prastare kulty, skoro te po drodze upadły i jest XXI wiek i nasze postępowe społeczeństwo skutecznie pozbyło się religijnego zabobonu? Czart nie poprzestaje na podpowiadaniu kontestacji, ale czując się pewniej popycha owładniętych przez siebie ludzi do aktywnego podważania wszystkiego co nie-nowoczesne, a swoim ogonem zagarnia coraz większy krąg.

Źródło: Freepik

Niewątpliwie wprowadzenie opartej na animizmie religii Jantaru do współczesnego życia wymaga wysiłku. Wbrew obiegowym, a błędnym, opiniom wiara nie jest rzeczą dla wewnętrznie słabych ludzi, ale właśnie dla silnych, zdolnych przyjąć odmienne wzorce niż większość nowoczesnego otoczenia. Za każdym razem, kiedy poświęcasz swój czas by pójść na święto, otwarcie przyznajesz się do swoich Bogów, zamiast ślepić w smartfona popatrzysz na otoczenie, porozmawiasz z kimś i w ogóle: kiedy wybierasz drugiego człowieka zamiast łyku z kieliszka biesa - dajesz mu odpór i nie pozwalasz zdobyć kolejnego przyczółka.

Cośmy się tak uczepili tego złego ducha? Przecież rodzimowierstwo to nie chrześcijaństwo, żeby mówić o “złym duchu” czy o jakimś “czarcie”? No nie - a jednak zło istnieje i przejawia się w rozmaity sposób. Dostrzegamy je, więc reagujemy. Po swojemu, zgodnie z animistyczną wiarą w duchy - w tym przypadku złośliwe, będące zapewne jakimś dalekim potomkiem Żmija, który ongi ukradł wody. Animizm w pełni uprawnia do mówienia o prowadzeniu duchowej walki i do podejmowania jej.


2024-11-18

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie – o co chodzi z tą Pomorską Ziemią Świętą i czy Jantar to grupa kaszubska?

Jako wyżej stało, Jantar siedząc na Pomorzu jest do swojej Ziemi przywiązany i swą Ziemię chwali. Nie da się jednak zaprzeczyć, że Ziemia Pomorska ma – na tle Polski bardzo wyraźny – rys etniczny, związany z Kaszubami. Dzisiaj wyjaśnimy trochę jak ma się to do „pomorskości” Jantaru.

Otóż odpowiedź może niektórych rozczarować: całkowicie nijak. Większość naszych to mieszczuchy, których Przodkowie wyprowadzili się z mniejszych miejscowości kilka pokoleń temu, przez co zatracili związek z tradycjami swojej Małej Ojczyzny, albo wprost są ludnością napływową. Nie ma się co czarować.

Fot. Emilka Skubis

Z drugiej strony, nikt z nas nie aspiruje do podrabiania kultury kaszubskiej, czy bycia farbowanym Kaszubem. Indianie jednego z plemion Ameryki Północnej wypowiedzieli formalną wojnę „plastikowym ludziom mocy” i w ogóle nie-Indianom małpującym ich tradycyjne obrzędy. Kontekst jest tam nieco inny, bo Indianie byli od pokoleń po bezlitośnie kolonialnemu eksploatowani przez białych, a elementy ich duchowości zawłaszczane nie (tylko) dla praktykowania archaicznej duchowości, ale raczej dla komercji i zarobku. Zasada zda się jednak pozostawać zbliżona. Trudno wyobrazić sobie, by Kaszuba z dziada pradziada patrzył na bosego Antka ubierającego od święta kubraczek z kaszubskim haftem i kaleczącego kaszubski język inaczej niż z politowaniem.

A jednak korzystamy ze źródeł etnograficznych spisywanych wśród pomorskich Kaszubów i utożsamiamy się z zamieszkaną przez nas Ziemią. Stwarza to pomost między tym, co robi Jantar, a tradycjami miejscowymi, zastanymi. Możliwe, że na wiarę Jantaru nawróci się kiedyś istotna liczebnie grupa Kaszubów, albo że część wierzących samodzielnie ulegnie urokowi miejscowej kultury i zacznie nią żyć również poza aspektem stricte religijnym. Co więc w tej chwili decyduje o „pomorskości” Jantaru?

Zamieszkana Ziemia Święta – Pomorze. Nawet jeśli o tym nie myślimy, to spacerując po lasach, miastach i wsiach Pomorza – obcujemy z pomorskimi duchami. Nawet jeśli w wielu miejscach próbują je zakrzyczeć duchy obce, zawleczone na grzbiecie gada globalizacji. Oddajemy cześć Morskiemu Bogu, przy którym ta Ziemia wzrastała: kształtuje się panujący na niej klimat i warunki gospodarcze.


Czy nie jest to trochę życzeniowe myślenie na zasadzie „skoro siedzimy na Pomorzu to cokolwiek byśmy wymyślili będzie pomorskie?”. Nie, ponieważ niczego nie wymyślamy od zera. Bierzemy to albo jak na dobrych rodzimowierców przystało z tradycji, co wyjaśniliśmy kilka akapitów wyżej, albo jako dobrzy animiści – z kontaktu z Bogami i duchami. Czy jest to taki kształt „pomorskości” jaki można było zastać na tych ziemiach pięćset, dwieście, czy choćby pięćdziesiąt lat temu? Zapewne nie, ale nas to nie zraża. Rozwijamy się, utrzymujemy więź z Bogami i wierzymy w Ich przewodnictwo 😊


2024-11-11

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie – globalna wioska i Ziemia Święta

Internet jest wylęgarnią śmieszków i memów, więc od razu wyjaśnijmy – jakby było co wyjaśniać – że „Ziemia Święta” to oczywiście Pomorze. Jedyna prawdziwa kraina, gdzie mieszkają Bogowie i prawdziwi ludzie. No - przynajmniej większość 😉

Skoro w tej serii wpisów skupiamy się trochę bardziej na społecznym, niż teologicznym aspekcie religii (‘duchy są wszędzie’ && ‘religia zajmuje się duchami’ => ‘religia zajmuje się wszystkim’), nie sposób pominąć kwestię globalizacji i naszej Małej Ojczyzny. Oczywiście, Bogowie i duchy są obecni w całym świecie i od dawna głosimy, że dobry rodzimowierca jeśli trafi np. do Japonii (niech będzie daleko i egzotycznie) to pierwsze co, powinien pójść do chramu shinto i pokłonić się Kami. Jednak, niezależnie od internetu dzięki któremu jesteśmy w stanie pracować w czasie rzeczywistym zdalnie z ludźmi z innych kontynentów – na co dzień działamy tu i teraz. Zanurzeni jesteśmy w ciągłym strumieniu duchów. Naginając się do smoka globalizacji, mniej lub bardziej ochoczo wpuszczamy weń prądy z innych rzek, jednak główne źródło bije na naszej ziemi.

Święto Mokoszy 2021, Jeleńska Huta


A nasza ziemia jest naprawdę fajna. Mówią, że podróże kształcą i rzeczywiście: warto wyjechać. Mam to szczęście, że pojeździłem trochę po świecie i miałem okazję zobaczyć duże zachodnioeuropejskie stolice, skandynawskie fiordy (są przepiękne!), jak i indyjskie zatłoczone uliczki (dla większości „cywilizowanych mieszczuchów” – mocno przebodźcowane). Te ostatnie zresztą rozszerzają skalę do stopnia, w którym podróż po Europie to taka dłuższa przejażdżka między Gdynią, a Gdańskiem, tylko że zmienia się dominujący język na ulicach. Ale właśnie: podróże kształcą. I uczą, że u nas jest naprawdę miło, czysto i spokojnie. Na ulicach nie ma śmieci; ta puszka po energetyku szpeci, ale w skali ustanowionej np. przez Indie – nie liczy się. Wieczorem nie zastanawiam się czy na ulicy jest bezpiecznie i czy mogę puścić żonę do sklepu, tylko mówię jej co ma kupić dla mnie skoro już idzie. Do tego duża pusta przestrzeń nad Morzem sprzyja okresowym wiatrom, dzięki czemu cieszymy się przez większość czasu, nawet w miastach, względnie czystym powietrzem. No i mamy – wbrew pozorom – sporo zieleni. Żeby pójść do lasu, mieszkaniec takiego Trójmiasta nie musi – jak nasza koleżanka z Włoch (którą serdecznie pozdrawiamy!) jechać 50 km, albo wręcz do Szwajcarii. Idzie po prostu do Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego lub innego z lasów okolicznych. Tu warto wspomnieć o organizowanych przez nas pąciach, służących właśnie zapoznaniu z zaletami przyrodniczymi naszego regionu [ klik!!! ].

Pąć do miejsc mocy, 2023

Warto włączyć taką optykę w swoje życie i pokochać swoją małą ojczyznę. Poszukać duchów przejawiających się w naszym otoczeniu i postarać z nimi dogadać, poukładać. Poznać szczególne miejsca, zwłaszcza w lasach czy nad Morzem, może o nie zadbać. I wiadomo: włodarze miejscy mają różne pomysły, lepsze lub gorsze i nie ze wszystkim trzeba się zgadzać (czemu można [i trzeba!] dać wyraz choćby na wyborach samorządowych). Ale w skali świata jest naprawdę fajnie. I za to warto przed Bogami i ludźmi wyrazić wdzięczność :) 🇵🇱


2024-11-04

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie – zdobycze techniki, mieszczuchy i wiara w duchy

Słowo się rzekło: „jesteśmy współczesnymi ludźmi, tyle że z konkretną religią”. Nasza stoi w podwójnej kontrze do (negatywnie pojętej) „nowoczesności”. Nie dość że jest po prostu religią, a te wypadają z łask „cywilizowanego Zachodu”, do którego nasz kraj aspiruje, to jeszcze jest „prymitywna”. Już z samej zasady rodzimowierstwo słowiańskie odwołuje się do archaicznych treści, wraz z politeizmem, składaniem materialnych obiat (ofiar) czy odprawianiem wokół Ognia obrzędów, na których śpiewa się stare pieśni – częstokroć wzięte z tradycji spisywanej po wsiach te sto – dwieście lat temu. My dokładamy do tego wszechobecne duchy, w skrajnej formie animizmu czy też „panpneumii”, bo te byty są wszędzie. Jak to pogodzić z postępową nowoczesnością? Nijak. Ze współczesnością jako taką już się da.


Jeden z częstszych zarzutów głosi, że nauki ścisłe dostatecznie wyjaśniły działanie świata, bez powoływania się na Bogów. Będąc z wykształcenia doktorem nauk technicznych, czuję się szczególnie uprawniony zbijać takie twierdzenia: fizyka i pozostałe nauki przyrodnicze niczego nie orzekają o Bogach i orzekać nie mogą. Bo Ich nie badają. Interesują się wyjaśnianiem pewnych mechanizmów i ich praktycznym wykorzystaniem – i w tym są bardzo skuteczne. Nie ma jednak żadnego prawa fizyki, które jakkolwiek wykluczałoby działanie duchów. Niczego nie zmienia też to, że umiemy wyjaśnić powstawanie błyskawicy różnicą potencjałów elektrycznych, a żaden balon meteorologiczny nie natknął się na uwieńczonego dębowymi liśćmi kulturystę siedzącego w chmurach. Naukowe poznanie świata przybliża nas do zrozumienia go, oraz obecnych w nim przejawów boskości. Nie wyczerpuje jednak wszystkiego, zwłaszcza tak powszechnego w naszym gatunku jak intuicja sacrum. I na nic zdadzą się tu wszystkie psychologizujące redukcjonizmy, w myśl których Pradawni Bogowie to w najlepszym razie kulturowe manifestacje jungowskich archetypów. Bogowie po prostu są.


Niektórzy łączą też archaiczne religie z bolączkami archaicznych ustrojów społecznych. Względnie zamknięte społeczności sprzed kilku wieków miały swoje problemy. Mocne uzależnienie od wpasowania się w społeczność, silna nietolerancja wszelkiej inności, czy brak możliwości ucieczki z toksycznych relacji rodzinnych, z despotyczną władzą rodowej starszyzny. Trudno zaprzeczyć możliwości takich zjawisk w przeszłości... i zastąpieniu starych problemów nowymi w dzisiejszym świecie. Osadzenie w sieci nieanonimowych zależności sąsiedzko-rodzinnych zastąpiliśmy również osadzeniem w sieci – anonimowych łańcuchów dostaw towarów i usług oraz zależności urzędniczych. Do tego izolacją społeczna i brak poczucia wspólnoty. Ilu swoich sąsiadów potrafisz choćby wymienić z nazwiska? Jak i czy w ogóle jakość ich życia wpływa na Twoje? Z ostracyzmu wobec wszelkiej inności przeginamy w drugą stronę, gdzie wielu ludzi krępowałoby się w ogóle zadać pytanie o wyznawaną religię, a wszelkie próby bycia „wyrazistym” to proszenie się o oskarżenia o ekstremizm. Ale dlaczego w ogóle poruszamy ten temat teraz, skoro miało być o archaicznej religii? Dlatego, że wiara rodzima jest z definicji oparta na wspólnotowości i nie da się jej na dłuższą metę praktykować w społecznej izolacji. Rodzimowierstwo jest religią gromadną, w którą wpisane są choćby obrzędy sankcjonujące zmianę ról społecznych. Jednocześnie działa w oparciu o tradycję, która dostarcza wspólnego tła i poziomu odniesienia swoim uczestnikom.

Podsumowując, z różnych stron spotkaliśmy się z – wyrażonymi nawet w dobrej wierze i to przez całkiem rozsądne osoby – propozycjami rezygnacji z hasła „animizm”, odpuszczenia sobie „duchów” na rzecz „bytów energetycznych”, czy oparcia swoich przemyśleń religijnych na osiągnięciach fizyki kwantowej. Pozwolimy sobie jednak pozostać w archaicznej strefie komfortu pomorskiego Jantarowego animizmu 😊


2024-11-01

Tojad - starodawna toksyna

Listopad to miesiąc w którym bramy Nawii są szeroko otwarte, dlatego będziemy się skupiać w tym okresie w naszym Kąciku Zielarskim na roślinach lub minerałach trujących i śmiertelnych. Tojad (z łac. Aconitum) należy do rodziny jaskrowatych. Prosty lud nazywa tę roślinę mordownikiem, toją lub omiegiem. Występuje on na północnej półkuli naszej Ziemi. W Polsce występuje naturalnie w górach Tatrach, Karpatach i Sudetach. Kwiaty są grzbieciste i przybierają barwę fioletu, słabiej spotykana jest natomiast barwa żółta. Liście zaś są dłoniastodzielne. W tym wpisie skupimy się głównie na tojadzie mocnym (Aconitum firmum).


Omieg w swoich korzeniach, łodygach i liściach zawiera pewien alkaloid i to właśnie dzięki niemu tojad już w renesansie został okrzyknięty arszenikiem roślinnym. Alkaloidem tym jest akonityna - organiczny związek chemiczny bardzo łatwo wchłaniający się przez skórę i błony śluzowe. Uważajcie bardzo przy podziwianiu toji w naturalnym środowisku, wystarczy 0.003 grama, a przybędzie do was panna w białym płaszczu i zabierze do ogrodów Nawii, gdzie spotkacie swoich Przodków. Oprócz akonityny tojad zawiera również hypakoninę, benzylakoninę, mezakoninę, napelinę i sangorynę.

Objawami zatrucia tojadem są przykładowo:

  • zaburzenia czucia (niewrażliwość na ból, odczuwanie zimna i palenie),
  • lęki i podniecenie,
  • szumy w uszach,
  • potworne poty, 
  • spadek temperatury ciała, 
  • problemy żołądkowe,
  • zaburzenie rytmu serca i bradykardia,
  • na sam koniec porażenie ośrodka oddychania i śmierć z pełną świadomością. 

Nic dziwnego że od starożytności mordownik to jedna z ulubionych trucizn wybieranych przez zabójców. 


Naszym Przodkom trujące właściwości omiegu nie przeszkadzały i wykorzystywali je w tradycyjnym leczeniu. Był używany przeciw morowemu powietrzu, okadzano też tojadem bydło, aby uniknęło chorób. Stosowany przeciwko szaleństwu i nudom mordownik należało gotować i podać wątłemu do wypicia. Omieg wykorzystywano też w aspektach metafizycznych, na przykład w mieszankach ziołowych na poprawę kontaktów międzyludzkich. W sierpniu bywał on święcony w wiankach na święto matki Mokoszy. Tojad odstraszał też czarty i biesy – noszony przy sobie bronił od napaści perelistnika, czyli czarta-zalotnika napastującego młode kobiety. Okadzano nim też mieszkania, aby ochronić się od złych mocy. Na wschodzie Polski często był sadzony w ogrodzie obok chaty w celach dekoracyjnych. Czy naprawdę odstraszał złe moce? A może dawał niegodziwcom do zrozumienia: „nie zadzieraj ze mną, mogę cię łatwo otruć”? Obyśmy nigdy się nie dowiedzieli :)

Wpis ten nie zastąpi fachowej porady medyka i służy jedynie do poszerzenia Waszych i tak już szerokich horyzontów :) Ale każdy medyk Wam poradzi: nie próbujcie tojadu! Po prostu nie i już! 

 autor: guślarz Michał "Nikrug" Dąbek


Bibliografia:

2024-10-29

Tradycja czy nowoczesność?

W tle dyskusji o słowiańskiej duchowości i przyległościach da się nieraz słyszeć echa starć „konserwatyzmu” z „nowoczesnością”. I tym razem zrezygnujemy (na chwilę!) ze śmieszkowania i na pytanie „To chcecie być tradycyjni, czy nowocześni?” nie odpowiemy „tak”, tylko wyjaśnimy.

Fot. Karolina Warkus

Zacznijmy od tej drugiej strony, zwłaszcza że nie raz, nie dwa Jantar przedstawiał siebie jako „współczesnych ludzi, tyle że z konkretną religią”. Otóż tak, lubimy (przynajmniej większość z nas) mieć ciepłą wodę w kranie, dostępne szczepionki i antybiotyki czy media społecznościowe – na łamach których do Was piszemy. W dziedzinie techniki nowoczesność jest fajna – chociaż też nie zawsze. Miło byłoby, gdyby produkcja przemysłowa była bardziej zrównoważona i podyktowana choćby realnym popytem na dobra, a nie nadprodukcją towaru zalegającego sklepowe półki, na co z jednej strony marnuje się mnóstwo energii i surowców, a z drugiej do środowiska wtłaczane jest mnóstwo niepotrzebnych zanieczyszczeń.

I tu dochodzimy do etapu, w którym „nowoczesność” nie jest fajna. Degradacja środowiska, zanik kulturowej wyrazistości czy atomizacja społeczeństwa – żeby szybko tylko wymienić niektóre z nich. Współczesna Europa, w tym Polska, zdryfowała w dziwnym kierunku, gdzie tradycyjne wartości – religijne, społeczne, estetyczne – bardziej niż na ulicy lęgną się w muzeach i na stronach podręczników. Przemiany w tej dziedzinie są czymś naturalnym i nie chodzi tu o dziaderskie marudzenie „kiedyś to było, a teraz ta młodzież”. Problemem nie jest zmienność społeczeństwa, ale zanikające wspólne „coś”, z czym wszyscy by się powszechnie utożsamiali. Wiersze Mickiewicza i Słowackiego zostały skutecznie zohydzone przez system edukacji, a dzieła polskich artystów – czy to byłby Malczewski, Stryjeńska, Szukalski czy ktokolwiek inny – wypierają instagramerzy. Każdy konsument może wybrać sobie swojego. Już nawet z tym – dla nas niefajnym – chrześcijaństwem aktywnie utożsamia się coraz mniej ludzi, negując przy okazji w ogóle potrzebę religijności zorganizowanej – tak na poziomie instytucji, jak i w ogóle spójnego zespołu praktyk i wierzeń.

Czy więc jesteśmy współcześni – postępaccy, żądni postępowego społeczeństwa? Nie. Czy jesteśmy konserwami, planującymi wyprowadzkę na wieś i tejże wsi deelektryfikację? Też nie. Jesteśmy ludźmi współczesnymi, którzy cieszą się niektórymi aspektami zastanego świata, ale starają się dostrzegać jego różne problemy i reagować na nie - z perspektywy archaicznej, odziedziczonej po Przodkach i praktykowanej w dzisiejszych warunkach religii


2024-10-07

Miód - płynne lekarstwo (część I: Historia)

Chyba każdy z nas widział i próbował tego żółto-złotego, płynnego, słodkiego wyrobu, który powstaje w wyniku ciężkiej pracy pszczół. Wiele osób używało też kosmetyków lub maści na bazie wosku pszczelego. Miód (łac. mellis) to słodki produkt spożywczy zawierający około 80% cukru wytwarzany przez pszczoły właściwe (łac. Apinae). Różni się on składem i właściwościami od miodów wytwarzanych przez inne owady, należy więc mieć się na baczności! Przykładowo, osy zbierają nektar także z roślin trujących dla człowieka i tak wytworzony „miód” może prowadzić do zatruć.


Płynne złoto jest znane jako jeden z naturalnych antybiotyków - pamiętam jeszcze z czasów dzieciństwa, jak babcia przyrządzała mleko z czosnkiem i miodem, gdy jesienią lub zimą atakowało mnie przeziębienie. Miód można także stosować do masażów, do nacierania w saunie lub użyć ciepłego wosku. Miód i jego produkty są darem natury już od starożytności. Opisanie ich własności w krótkim wpisie nic Wam nie powie, dlatego też wpis o miodzie zostanie podzielony na trzy części: 

  • w pierwszej przybliżę Wam historyczne zastosowanie miodu, 
  • w drugiej opiszę tworzenie miodu oraz innych produktów pszczelich (np. mleczko pszczele, pyłek i pierzga), 
  • trzecia część zawierać będzie zastosowanie medyczne. 

Od czasów kiedy ludzie zamieszkiwali jaskinie cenili sobie miód, malując w jaskiniach zbieraczy miodu. Badania archeologiczne w nowych miejscach z malowidłami jaskiniowymi w hiszpańskim Castellote w górach Iberyjskich pozwoliły na odkrycie sceny przedstawiającej człowieka wspinającego się po drabinie, aby wyjąć miód z ula. Znalezisko datuje się na okres sprzed około 7500 lat.


Zebrany miód od dzikich pszczół używano też do polowań na niedźwiedzie, które zapach ten wabił. Miód uważany za pokarm Bogów jest źródłem nieśmiertelności według Mercurium Homericus. 

W pewnym micie to właśnie Perun stworzył pszczołę, aby szpiegowała Welesa w celu dowiedzenia się, jak zatrzymać rozrost świata. Weles dowiedział się, że jest inwigilowany i rzucił klątwę na pszczołę, aby jej pan jadł jej łajno. Wówczas Perun pobłogosławił ją, aby tworzyła miód. Oczywiście każdy szanujący się rodzimowierca rozpocznie żertwę od polania Ognia lub świętego drzewa miodem pitnym. 

Miód od zarania wieków był cennym surowcem leczniczym, religijnym i finansowym. Pierwsze hodowle pszczół powstały w środkowej Anatolii (Turcja) około 7000 lat temu. W starożytnych państwach urzędnicy część swojego wynagrodzenia mieli otrzymywać właśnie w postaci tego płynnego daru Matki Natury. Dla wielu faraonów, monarchów i zwykłej szlachty miód był cenionym bogactwem. Nefertiti kąpała się w mleku z miodem, aby zachować urodę lub mieszała miód z aloesem jako środek do pielęgnacji urody. Tutanchamon prażył nasiona kozieradki i mieszał z miodem aby poprawić swą koncentrację intelektualną. Aleksander Wielki swoich dzielnych żołnierzy leczył właśnie za pomocą miodu, a ich rany lub ich zwłoki konserwował czystym miodem i przewoził z Babilonu do Egiptu. Cesarz Neron rozkazał zrobić dla żołnierzy lody z górskiego lodowca wymieszanego z malinami, imbirem i miodem. Germanie musieli część podatków płacić w postaci daniny miodowej, a tradycję tę kontynuowano aż do średniowiecza do czasów panowania Karola Wielkiego, który rozkazał, aby każdy posiadacz ziemski miał co najmniej jedną pasiekę. 

Pochodzący z 1550 roku p.n.e. papirus Ebersa opisywał różne choroby żołądka, oczu, skóry, a także zakażenia, choroby serca, opatrywanie ran, itp. Zawarto w tym papirusie wskazówki, jak leczyć dane schorzenie oraz liczne receptury leków, w tym przepisy oparte na miodzie lub wosku pszczelim. Przykładowo, na biegunkę należało wziąć

  • 300 g wody
  • 37.5 g zielonej cebuli 
  • 37.5 g świeżo zagotowanej kaszy
  • 37.5 g oliwy z oliwek 
  • 37.5 g miodu 
  • 18 g wosku 

a wszystko dokładnie wymieszać, zagotować i używać przez 4 dni. 

Papirus Ebersa, źródło: Wikipedia

Na oparzenie należało wziąć 100 g kadzidła,100 g miodu, wymieszać i posmarować ranę. Egipski papirus dawał też przepis na środek do pielęgnacji urody: 10 g miodu, 10 g wosku pszczelego i 10 g czosnku roztartego w oliwie z oliwek. Na wzmocnienie zębów pomagała zaś mieszanka 10 g wody, 10 g bylicy i 10 g wosku pszczelego - mieszano składniki i taką miksturą zwilżano zęby. 

Starożytni greccy lekarze: Hipokrates i Dioskurydes, a także rzymscy Galen i Pliniusz są kojarzeni z używaniem miodu i wosku w leczeniu chorób. Stosowali oni specjalną mieszankę miodu zwaną hydromelem - dosłownie może to przetłumaczyć jako woda miód czyli miód pitny. Można było go przyrządzić w różnych wariantach, na przykład korzystając tylko z wody deszczowej wystawionej przez dłuższy czas w zamkniętym naczyniu leżącym na słońcu. Od czasu do czasu przelewano ciecz do innego naczynia, aby ją wyklarować i ostatecznie dodać do niej miód. Zamiast wody deszczowej można użyć wody źródlanej – możecie sami spróbować wytworzyć tego rodzaju napój w następujących proporcjach: 542 g wody i 362 g miodu. Jeżeli zaś wolicie wytrawny smak, to weźcie 542 g wody i 244 g miodu. Taką mieszankę zostawiamy na 40 dni w letnim słońcu. Historycznie hydromel stosowany był głównie do słodzenia gorzkich smaków. 

Starożytni lekarze tworzyli też mieszanki miodu i wina lub miodu z wodą morską (tzw. thalassomel). Mieszanka miodu i wina tworzona była w proporcji dwóch części wina (najlepiej starego i wytrawnego!) z jedną częścią miodu. Należało ją spożywać po przegotowaniu. 

Hipokrates i Dioskurydes w swoich praktykach lekarskich stosowali zazwyczaj oxymel (kwaśny miód) przygotowany według przepisu: 1.265 l octu, 2.530 l wody, aż 6.32 kg miodu i 632 g soli morskiej. Składniki należało zagotować, a mieszanka musiała 10 razy zawrzeć po ostudzeniu, aby można jej używać. 

Na drugą część wpisu o miodzie zapraszam w grudniu :) Natomiast w listopadzie, z okazji święta Dziadów, opowiem Wam o pewnej trującej roślinie! Aż strach pomyśleć, co osy mogłyby zrobić z jej nektarem...

Pamiętajcie, że zanim bezpieczne zastosujecie preparaty z miodu , powinniście wcześniejszej konsultować się z lekarzem lub farmaceutą! Wpis ten nie zastąpi porady fachowego medyka i służy jedynie do poszerzenia Waszych i tak już szerokich horyzontów :)

autor: Guślarz Nikrug

Bibliografia:

  • „Lecznicza moc pszczół. Najskuteczniejsze terapie od A do Z”, prof. Friedrich Hainbuch 

2024-09-05

Za chwilę dalszy ciąg programu :)

W naszych mediach społecznościowych uzbierało się już kilkanaście wpisów z cyklu [ Kącik Zielarski” ] :) 

Przez rok czasu chciałem Wam przybliżyć rośliny i minerały powiązane z panteonem Bogów wyznawanych przez Chram Jantar. Poznaliście magiczne moce trzech drzew związanych z Bogami:

  • cis jako drzewo śmierci kojarzone jest z Welesem,
  • dąb jako drzewo przyciągające pioruny kojarzymy z Perunem, 
  • lipa natomiast, jako drzewo płodności, kojarzona jest z Mokoszą.

Brzozy i jej cennej oskoły nie mogło zabraknąć na żadnym wiosennym obrzędzie, a owoce i kwiaty czarnego bzu były niezastąpione dla chromych i cierpiących na grypę lub przeziębienie. Pewnie dziwiliście się, dlaczego pisałem o dwóch ziołach, które są egzotyczne i były nieosiągalne dla naszych Przodków, ale przecież Chram Jantar nie jest zamknięty na przybyszów z obcych krain! Mamy w naszym Chramie potomka ekwadorskich Indian, do którego przemówili słowiańscy Bogowie, czy też sympatyków pochodzących z Bliskiego Wschodu. Słowianie dobrze znają czosnek jako środek wzmacniający odporność, więc przybliżyłem Wam dodatkowo jeżówkę (pochodzącą z Ameryki) i imbir (pochodzący z Azji) które również wzmacniają odporność na czas jesieni i zimy. Spisałem też mały poradnik, jak zacząć hodować rośliny w domu. Dobrze wiecie, że z animistycznego punktu widzenia jest to zawsze dodatkowa dusza w domu ;) Mogliście przeczytać o tym, jak zjawiska kosmiczne i żywioły wpływały na zdrowie – pamiętajcie, że to wiatr jest najgroźniejszym żywiołem! Wydaje się, że Bałtyk (dom Boga Morza!) jest przeciętnym morzem, ale to właśnie w nim znajdziemy dwa dary od Boga wszelakich wód dla nas ludzi, czyli bursztyn i morszczyn. Bogini wśród kwiatów – Dziewanna - odznacza się pięknem i mocą mistyczną. Była skarbem dla Przodków, gdyż dzięki jej mocy leczenia kaszlu, infekcji oraz zdolności niwelowania klątw i uroków mogli oni przetrwać w mrocznych czasach. 

Dziękuję Wam za czytanie mojej pracy :) Po krótkim urlopie opiszę dla Was jeszcze więcej cudów Mateńki Przyrody i już teraz mogę zdradzić, że w październiku na życzenie naszego żercy będzie wpis o miodzie!

Guślarz Nikrug


2024-08-15

Lipa - ochrona przed piorunami i czartami

Lipa drobnolistna (łac. Tilia cordata) osiąga wysokość aż do 30 metrów. Jej korona jest regularna - szerokojajowata lub kulista. Lipiec zawdzięcza swoją nazwę lipie, która kwitnie właśnie w tym miesiącu.

Drzewa od zawsze dzielono na "męskie" i "żeńskie". Lipa dla naszych Przodków odznaczała się energią żeńską - kojarzono ją ze zmysłowością, płodnością i kobiecością, dawała poczucie matczynej opieki, spokoju i koiła nerwy. Pod dębem spotykano się w sprawach wojennych, a pod lipą w sprawach pokojowych. Słowianie uważali lipę za jedno ze świętych drzew, lecz w przeciwieństwie od dębów miała ona chronić przed piorunami, gdyż sama Mokosz miała w mieszkać w tym drzewie. Przecież Perunowi nie wypada uderzać w drzewo swojej partnerki! W starożytnych europejskich kulturach drzewa takie jak dąb są utożsamiane z męskimi Bogami gromowładnymi. Lipę zaś przypisywano do Bóstw żeńskich, przykładowo starożytni Rzymianie utożsamiali lipę z Wenus - boginią miłości, piękna i kwiatów. 


Podania mówią, że na Śląsku rosną pewne lipy, których nigdy się nie ścina, gdyż po ścięciu miała pokazać się krew, zaś głupiec który dokonał tej zbrodni na lipie miał sprowadzić na siebie karę od Matki Ziemi i już niedługo do jego domostwa zapukała Kostucha. Dym z lipy był skuteczną bronią przeciwko złym duchom i babom. Także czarty, biesy i demony unikały tego drzewa. Lipowe łyko lub kij lipowy są apotropaionami służącymi do unieszkodliwienia czy schwytania wodnika, wampira i innych złych demonów. W okolicach Bydgoszczy wierzono, że gdy w Noc Kupały zerwie się liść lipowy i wypowie życzenie, to zostanie ono spełnione. Chramy czy inne miejsca kultu zawsze znajdowały się tam, gdzie rośnie lipa. W mieszankach alchemicznych czy zaklęciach była też ona wykorzystywana, aby zapewnić szczęście i dobrobyt. Bukiet z kwiatów jest święcony w dniu święta Mokoszy wraz z innymi kwiatami i ziołami, pamiętajcie tylko aby zabrać zioła i kwiaty w tym samym dniu. Współcześnie i w naszym chramie podczas jednego z naszych zamkniętych obrzędów wykorzystujemy lipę jako jeden z trzech składników mikstury zwanej Mgłą Północy. 

W medycynie tradycyjnej lipa jest cenną rośliną ze względu na szereg zastosowań leczniczych. Herbatę z kwiatów lipy do dziś pije się przy kaszlu, gorączce, potach, przeziębieniu lub grypie, zaś herbata z kwiatów lipy z dodatkiem miody i kwiatów śluzowych dobrze działa na katar. W przypadku chorób takich jak blednica czy dymienica należało robić okłady z kory lipy wygotowanej w słodkim mleku. Gdy dziecko skarży się na chrypkę, należy pić napar z dodatkiem cukru. Natomiast gdy u dziecka występowało moczenie nocne, musiało ono przeskakiwać przez 10 dni kłodę lipową w kształcie ula. 


Chorzy na febrę mogli udać się pod lipę, wywiercić dziurę w lipie i kichnąć w nią mówiąc „Idź febro!”. Następnie należało zabić tę dziurę kołkiem w nadziei, że choroba ustąpi. Zaś na suchoty działała kąpiel w lipowych latoroślach i macierzance ugotowanej z świeżym świńskim gnojem. Lipę stosowano też w chorobach macicy. Młode gałązki lipowe służyły ludowi jako środek do leczenia ran i zapaleń. Węgiel z drzewa lipowego miał zastosowanie jak środek na zgagę i parchy, krosty należało okładać liśćmi. 

W weterynarii stosowano lipę jako środek leczący choroby gardła - zrywano liście święcone na wianuszek i wiązano je bydlętom. 

Współcześnie wykorzystuje się lipę jako środek napotny oraz przeciwzapalny, stosowany głównie w czasie przeziębienia. W medycynie wykorzystujemy zwłaszcza kwiatostan lipy, który zawiera głównie czynne związki flawonoidowe, śluzy oraz olejek eteryczny. 


Pamiętajcie, że zanim bezpieczne zastosujecie preparaty z lipy, powinniście wcześniejszej konsultować się z lekarzem lub farmaceutą! Wpis ten nie zastąpi porady fachowego medyka i służy jedynie do poszerzenia Waszych i tak już szerokich horyzontów :)

autor: Guślarz Nikrug


Bibliografia:

  • "Farmakognozja", Stanisław Kohlmünzer (1977)
  • "Rośliny w wierzeniach i zwyczajach ludowych" - Słownik Adama Fischera (2016)
  • "Sekrety ziół. Wiedza ludowa, magia, obrzędy, leczenie", Elżbieta Szot-Radziszewska (2005)
  • "Receptury poleskich znachorek", Alla Alicja Chrzanowska (2022)
  • "Zioła na każdą chorobę", Wydawnictwo „Jot” (2018)
  • "Mały Słowianin, czyli wiar Przodków zwięzłe opisanie" - rozdział o [ Mokoszy ]

2024-03-15

Brzoza - wiosenny napój Słowian

Brzoza brodawkowata (łac. Betula verrucosa, Betula pendula Roth) dzięki charakterystycznej białej korze nazywana jest też brzozą białą lub także brzeziną. Występuje ona w chłodniejszych regionach Europy i Azji, natomiast w Polsce jest pospolita na całym niżu i w niskich partiach gór. Brzoza osiąga do 30 m wysokości, jej gałązki są cienkie i zwisające. Brzozy żyją około 100 lat, ale najstarsza brzoza w Polsce rosła w naszym Gdańsku w dzielnicy Oliwa – została opisana w roku 1992 i miała wówczas 171 lat, osiągnęła 26 m wysokości przy obwodzie pnia 321 cm. Dzięki swojej białej korze brzezina jest chętnie sadzana w parkach i ogrodach jako roślina ozdobna, wykorzystuje się ją do tworzenia mebli, sklejki i drobnych przedmiotów – na przykład Kaszubi wyrabiali z brzozowej kory tabakierki! W czasie dyngusa chłopcy smagają dziewczęta gałązkami brzozowymi. W Poznańskiem spisano, że dusze zmarłych wchodzą w brzozy. Babki często stosowały miotły z brzozy do odstraszania mrocznych sił i do ochrony upraw przed klątwami. 

fot. Shutterstock/kostyantyn_zhuk

W medycynie wykorzystuje się liście brzozy brodawkowatej i brzozy omszonej. Liście są często składnikiem mieszanek ziołowych o działaniu moczopędnym i są pomocne przy kamicy nerkowej. Składniki występujące w liściach to: glikozydy flawonolowe (głównie hiperozyd - do 1.5%), flawonoidy, olejki eteryczne, garbniki katechinowe, żywice, triperpeny. W korze brzozy występuje betulina, którą wykorzystuje się w leczeniu trądziku. 

W medycynie tradycyjnej wywar ze zdartej kory wykorzystuje się do mycia włosów oraz na wszelkie problemy skórne, napary z liści majowych działają przeciwzapalnie, zaś odwar pije się na bóle gardła. Nalewkę z spirytusu liści brzozy używano przeciw febrze. „Pączki uszykowane w smalcu” praprzodkowie stosowali na reumatyzm. Owczarze z Pomorza tworzyli z brzozy maść, którą wykorzystywano jako lek dla bydła na rany. Gdy na konia rzucono urok, trzeba było „okurzyć” go korą brzozy, mirrą, kadzidłem i białym krowieńcem. 

Aby zrozumieć, dlaczego po zimie picie oskoły (jak nazywano sok z brzozy) było jednym z ważniejszych tradycyjnych zwyczajów medycznych, musimy spojrzeć w teraźniejszość. Dzisiejsze zimy są łagodne, odzwyczailiśmy się od mroźnych temperatur (chyba każdy zna osoby w młodym wieku, które uważają że temperatura 20 stopni w lipcu to „zimno”), mamy łatwy dostęp do pożywienia nawet w czasie Ciemnej Pory. Nasze babki i dziadkowie w czasie zimy musieli liczyć tylko na własne plony. Zimy były mroźniejsze i dłuższe, jedzenie miało mało właściwości odżywczych i po takich zimach organizm miał często niedobory witamin i mikroelementów. W zimie, gdy brakowało jedzenia, nasi Przodkowie jedli zmieloną korę brzozy. A wraz z początkiem wiosny udawali się do lasu, gdzie nacinali pnie lub gałęzie brzozy, podkładali naczynie (najlepiej szklane), a słodkawy i chłodny sok wypływał z drzewa. Od tego nacięcia Słowianie nazywali pierwszy miesiąc wiosny (trzeci lub czwarty w roku) „brzezień”. W zależność od wielkości drzewa można było uzyskać od 5-15 litrów soku! W kronikach historycznych z 1472 jest zapisane, że od Pomorza do Śląska lud po zimie udawał się po oskołę. Taki sok był spożywany w czasie różnych biesiad i świąt. Sok z brzozy po zimie zaopatrywał pradziadów w nowe siły witalne, które utracili podczas zimowych miesięcy.

Oskoła zawiera głównie fruktozę, liczne sole mineralne (wapnia, miedzi, potasu, manganu, żelaza i fosforu) oraz grupę witamin B, witaminę C, aminokwasy, peptydy i kwasy organiczne. Sok z brzozy ma też szereg właściwości zdrowotnych: działa moczopędnie, wspomaga usuwanie toksyn z organizmu, poprawia wygląd skóry i włosów, ma też działanie witaminizujące. Sok z brzozy ma krótki termin przydatności - po wydobyciu najlepiej spożyć go w ciągu 24 godzin, a przechowywany w niskich temperaturach do 3 dni. Jeżeli nie mamy własnej brzozy lub nie umiemy dobrze zebrać oskoły, możemy udać się do apteki czy sklepu zielarskiego, gdzie można kupić sok o dłuższym terminie przydatności. 

Pamiętajcie, że zanim bezpieczne zastosujecie preparat z brzozy, powinniście wcześniejszej konsultować się z lekarzem lub farmaceutą! Wpis ten nie zastąpi porady fachowego medyka i służy jedynie do poszerzenia Waszych i tak już szerokich horyzontów :) Pamiętajcie też, aby zbierać sok z brzozy w sposób w przyjazny dla drzewa! 

autor: Guślarz Nikrug

Bibliografia:

  • "Farmakognozja", Stanisław Kohlmünzer (1977)
  • "Rośliny w wierzeniach i zwyczajach ludowych" - Słownik Adama Fischera 
  • "Sekrety ziół. Wiedza ludowa, magia, obrzędy, leczenie", Elżbieta Szot-Radziszewska (2005)
  • "Receptury poleskich znachorek", Alla Alicja Chrzanowska (2022)

2024-02-27

Dziewanna - bogini wśród kwiatów – część II

Jako że właśnie trwa miesiąc, w którym większość gromad rodzimowierczych obchodzi święto Gromnicy, kwiat noszący imię Bogini Dziewanny zasługuje na więcej wpisów. Dzisiaj przedstawimy wam przepisy z wykorzystaniem surowców pochodzących od dziewanny :) Natomiast [ tutaj ] znajdziecie pierwszy wpis na temat tej wspaniałej rośliny.

Suszone kwiaty dziewanny

W medycynie wykorzystuje się głównie kwiaty dziewanny. Zbiera się ją przeważnie ze stanowisk, w których naturalnie występuje, rzadko zaś z upraw. Szybko wysuszone kwiaty nie tracą swojej żółtej barwy. Natomiast w warunkach o dużej wilgotności szybko zmieniają one barwę na brunatnią, suszymy więc kwiaty w warunkach jak najbardziej naturalnych.

W dzisiejszej medycynie dziewanna jest głównie wykorzystywana w syropach jako lek łagodzący ból gardła towarzyszący nam przy kaszlu, wykrztuśnie oraz w przeziębieniu i grypie. Dzięki współczesnym badaniom wiemy, że ważnym składnikiem dziewanny są związki śluzowe – zawiera ona do 2,5% saponin (werbaskosaponina i pochodna werbaskogeniny) a także flawonoidy (m.in. rutozyd hesteratyny), glukozyd luteoliny, barwniki karotenowe oraz śladowe ilości olejków lotnych. Zawartość sacharozy i innych cukrów stanowi do 20%, w składzie występują też sole mineralne. 

Jeżeli macie w ogródku królewską świecę, bo tak też czasem nazywa się dziewannę, możecie zrobić z niej syrop lub odwar. Do przygotowania tych leków nie jest wymagany specjalny sprzęt! Pewnie nieraz zastawiliście się, czym rożni się odwar od naparu. Już wyjaśniamy :) Odwar, napar i macerat różnią się od siebie sposobem przygotowania w zależności od zawartości surowca roślinnego. Do maceratu wykorzystujemy jedną część surowca na 20 części maceratu. Odwary słabo działające mają już stosunek jednej części surowca do 10 części odwaru, a silnie działające wręcz jedną część do 100 części. 


Maceraty (łac. maceratum) przygotowuje się głównie z surowców zawierające związki śluzowe. Wówczas surowiec przemywamy małą ilością zimnej wody, a następnie zalewamy odpowiednią ilością wody o temperaturze pokojowej. Mieszamy i odstawiamy do 30 minut, a następnie przecedzamy przez gazę. Głównie z tej metody korzystamy w obróbce korzenia prawoślazu i nasion lnu. Trwałość maceratu zależy od jego przygotowania i przechowywania.

Odwary (łac. decoctum) przygotowujemy zalewając surowiec wodą o temperaturze pokojowej, a następnie podgrzewamy do temperatury 90°C. Długość gotowania zależy od surowca i może trwać nawet do 45 minut. Po tym czasie należy odwar przecedzić przez gazę, zaś pozostały surowiec przepłukuje się wrząca wodą. Odwar możemy przechowywać w lodówce przez 3 dni. Odwary robi się głównie z surowca, który zawiera saponiny i alkaloidy.  

Napary (łac. infusum) w szczególności wykonuje się z surowców zawierających glikozydy nasercowe. Przykładami takich surowców są ziele konwalii, ziele miłka lekarskiego i rośliny zawierzające olejki lotne. Zalewa się je gorącą wodą i pozostawia na 15 minut. Napary ulegają zepsuciu dość szybko, dlatego przechowuje się je najwyżej przez dobę od sporządzenia. Najlepiej przyrządzać napary w małych ilościach. 

Przepis na Odwar 

2.0 g kwiatów dziewanny zalewamy 200 ml cieplej wody, następnie ogrzewamy odwar do wrzenia, odstawiamy na około 15 minut i przecedzamy przez gazę. Pijemy ciepły odwar  3-4 razy na dobę. 



Przepis na Syrop 

350-400 g świeżych lub suszonych kwiatów dziewanny wrzucamy do garnka i zalewamy 500 ml wody. Zagotowujemy, następnie ściągamy z ognia i czekamy aż osiągnie temperaturę pokojową. Przykrywamy i zostawiamy na 24 h - w tym czasie dojdzie do maceracji składników. Po 24 h należy przefiltrować 2-3 razy przez gazę. Dodajemy 150 g cukru i sok z jednej cytryny, doprowadzamy ponownie do wrzenia i gotujemy 3-4 minuty. Po tym czasie przelewamy do słoików i zakręcamy. Warto poddać słoiki pasteryzacji! 



Pamiętajcie, że zanim bezpieczne zastosujecie preparat z dziewanny, powinniście wcześniejszej konsultować się z lekarzem lub farmaceutą! Wpis ten nie zastąpi porady fachowego medyka i służy jedynie do poszerzenia Waszych i tak już szerokich horyzontów :)

autor: Guślarz Nikrug

Bibliografia:

  • "Farmakognozja", Stanisław Kohlmünzer (1977)
  • "Rośliny w wierzeniach i zwyczajach ludowych" - Słownik Adama Fischera 
  • "Sekrety ziół. Wiedza ludowa, magia, obrzędy, leczenie", Elżbieta Szot-Radziszewska (2005)
  • "Receptury poleskich znachorek", Alla Alicja Chrzanowska (2022)

2024-02-22

Gromnica – trochę historii i dlaczego święto Gromnicy Jantar obchodzi w dziwnych terminach?

Wszystko zaczęło się... no dobrze – nie musimy sięgać w przeszłość aż tak daleko. Wystarczy, że sięgniemy do Szczodrych Godów w 2016, kiedy to odbyła się pierwsza u nas obrzędowa wróżba (czy też: auspicjum), mająca stwierdzić czy powinniśmy przyjąć kult Bogini Dziewanny. Pozytywna odpowiedź wzbogaciła nasz panteon o nową Boginię, a nas samych postawiła przed istotnym pytaniem: co z Jej świętem?

Początkowo włączyliśmy Boginię w obchody święta Welesa, w 2017 roku. Wiadomość o wprowadzeniu u nas Jej kultu rozniosła się jednak po innych Gromadach i wróciła z propozycją święta: Gromnicy. Optymistycznie nastawiony wiec Gromady zdecydował o skierowaniu do Bogów kolejnego pytania, o wprowadzenie tego święta, co również przyniosło odpowiedź pozytywną. Tylko, że pytanie postawione zostało tak, jak obchodzone jest dzisiaj święto Gromnicy w Jantarze: ostatnia pełnia Miesiąca przed Jarymi Godami. Raz nawet zdarzyło nam się z tego powodu świętować Gromnicę dwa dni przed Jarymi!


Czy jest to zgodne z etnograficznymi źródłami? Nie. Te dość jednoznacznie wiążą termin Gromnicy z datą 2. lutego. Czy więc nie powinniśmy tego zmienić? Też tak pomyśleliśmy – a więc znowu auspicjum! Czy powinniśmy termin Gromnicy związać ściśle z datą 2. lutego? Też nie...

Wynik nieco nas zdziwił, lecz go uszanowaliśmy. Dlaczego? Przede wszystkim wychodząc z założenia, że nie wiemy wszystkiego, a bieżącej postaci uprawianej w Jantarze religii nie przyjmujemy za ostateczną wykładnię tego co najlepsze. Jest to najlepsze co mamy w tej chwili. O ile naukowa rekonstrukcja religii Słowian pozostaje dla nas konieczną podstawą, tak ostatnie słowo należy do żywego doświadczenia duchowego: ze snów, wizji, wróżb – do Bogów. Tego co Oni mają do przekazania zapewne nie poznajemy w sposób doskonały i dlatego musimy do tego co dobre dochodzić metodą kolejnych przybliżeń, czasem być może nieco na około. Ale idziemy naprzód 🙂


2024-02-15

Dziewanna - bogini wśród kwiatów

Dziewanna to nie tylko imię Bogini, lecz także kwiat (łac. Verbascum). Dziewanna drobnokwiatowa nosi również inne ludowe nazwy: gorzykrot, knotnica, dziwizna, szabla i królewska świeca. Występująca aż w 460 gatunkach należy do rodziny trędownikowatych. Łodygi niektórych gatunków dziewanny mogą osiągnąć długość do nawet trzech metrów długości, zaś liście u wielu gatunków są wełnisto owłosione, całobrzegie i o brzegu falistym. Kwiaty dziewanny skupione są na górze wydłużonego grona lub mają postać nibykłosów ze skróconymi kilkukwiatowymi wierzchotkami w kątach podsadek. Tak, dobrze przeczytaliście: „wierzchotkami” przez „t” – jest to rodzaj kwiatostanów z kwiatami wyrastającymi na wierzchołkach rozgałęziających się osi.

Piękna panna dziewanna rosnąca w ogrodzie

Kwiaty dziewanny mają rożne barwy w zależności od gatunku, m.in. żółte, białe, brązowe i fioletowe. W Polsce rośnie 8 gatunków dziewanny, a w naturze występuje ona głównie w Europie, Azji i Afryce. Do medycznych zastosowań wykorzystuje się 3 gatunki:

  • Dziewanna drobnokwiatowa (łac. Verbascum thapsus)
  • Dziewanna wielkokwiatowa (łac. Verbascum densiflorum Bertol)
  • Dziewanna kutnerowata (łac. Verbascum phlomoides

Przez długi czas nasze praprapraprababki/dziadowie uważali, że jest tylko jeden gatunek gorzykrotu, a nie kilka odrębnych. Dzielili oni płeć męską i żeńska w zależności od barwy kwiatów, przy czym żółte i białe kwiaty miały oznaczać samca, a ciemne i fioletowe samicę. Jest to głównie ewokacja starożytnych i średniowiecznych zapisków kronikarzy, którzy tak rozdzielali dziewannę. Dziewanna była wykorzystywana do robienia knotów na świeczki, stosowano ją też do pozbycia się gryzoni - głównie myszy i szczurów. Dziewanna jest dość łatwa w hodowli, gdyż w naturze rośnie nawet na anemicznej glebie lub piachach. Dlatego też gospodarze stworzyli powiedzenie: ,,Tam gdzie dziewanna, niebogata (bez posagu) panna”.

Królewska świeca ma wiele zastosowań z zakresu wiedzy tajemnej:

  • dziewanna wykazuje magiczne moce głównie w zakresie ochronnym, zwłaszcza jeżeli boimy się osób praktykujących sztuki czarnej arkany, które rzucają na nas czary, uroki itp. Wówczas dla ochrony należy pić wódkę z dziewanny. 
  • miejsce, na które zazwyczaj siadamy należy pokropić spirytusem z dziewanną, wkrótce przybędą do nas dobre duchy. 
  • jeżeli Wasz stan zdrowia nie pozwała na picie eliksirów lub odwarów z dziewanny zawsze zostaje okadzanie się dymem z palonych kwiatów. 

Okadzanie nowej kanapy

Dziewanna, z racji bycia zaliczaną do roślin czarodziejskich, jest chętnie wykorzystywana przez guślarzy, babki oraz owczarzy - można udać się do nich po rożne receptury magiczne lub zamawiania, np. miłosne, lecznicze, protekcyjne czy dotyczące sukcesu.

W medycynie tradycyjnej wykorzystywano dziewannę do okadzania oczu w różnych chorobach, zaś kwiatami można było farbować włosy. Dziewanna dzieliła się swoim pięknem - według dawnych zielników miała działać odmładzająco, pozbawiać zmarszczek i ujędrniać skórę. Wystarczyło tylko codziennie rano myć twarz odwarem z suszonych kwiatów szabli. 

Słabowite noworodki lub chorowite dzieci kąpało się w dziewannie, aby wzmocnić ich siły oraz doładować zdrowiem. Kąpiel należało jednak przygotować w taki sposób, aby korzeń dziewanny był ustawiony do góry. Jeżeli grypa dopadnie Was jesienią lub zimą, a kaszel i ból gardła są nie do wytrzymania, to królewska świeca przyjdzie Wam z pomocą - wypijcie macerat, odwar lub napar, a poczujecie ulgę. Dziewannę można też usmażyć w tłuszczu z żywokostem i posmarować nią opuchliznę. A gdy nie macie takiej możliwości, to posmarujcie nabrzmiałe rany sokiem z liści dziewanny, a szybciej się zagoją. Jeżeli to reumatyzm i bóle krzyża odbierają Wam siły, zażyjcie kąpieli z kwiatów dziewanny lub jej korzenienia moczonego przez pół godziny z dodatkiem soli. Za to na łamanie w kościach polewano rozgrzane kamienie odwarem z dziewanny, bylicy i melisy i naparzano bolące miejsca.

Owczarze używali dziewanny przy rytuale zamawiania przeciwko robakom w ranach u bydła. Po zachodzie słońca szli oni na pole, gdzie rosła dziewanna, zginali ją przykładając kamień i mówił ,,Dopóty cię nie odchylę aż robaki nie wypadną z bydlęcia”. Wypowiadano też trzykrotnie polsko-litewską formułę: ,,Prześliczna panno, piękna dziewanno, dotąd cię nie puszczę, aż chorobę zniszczę”. Na trzeci dzień, gdy choroba ustępowała, ponownie udawano się do dziewanny i zdejmowano kamień, a ona podnosiła się ku górze. Jeżeli to nie robaki, a morowe powietrze dotykało bydło, należało rozpalić ogień z dziewanny, bylicy, jałowca i macierzanki, po czym wprowadzano stado w dym, aby okadził on zwierzęta. Mieszankę ziołową z szabli dawano także krowom po ocieleniu. 

Współcześnie dziewannę stosujemy tak, jak czynili to nasi przodkowie, pomijając jednak mistyczny etap leczenia. Najpopularniejszym sposobem użycia dziewanny jest dziś syrop, którego używamy do łagodzenia kaszlu i bólu gardła, męczących nas głównie w czasie przeziębienia lub grypy. Dziewanna wykazuje również działanie wykrztuśne, powlekające i napotne, zaś najnowsze badanie potwierdzają działanie surowca przeciw wirusowi grypy A2 oraz B. Ze względu na brak badań oraz na zawartość alkoholu w lekach z wyciągiem z kwiatów dziewanny nie jest wskazane stosowanie ich u kobiet w ciąży i matek karmiących piersią oraz u dzieci poniżej 12 roku życia. 

Suszone kwiaty dziewanny

Dlaczego dziewanna nosi imię po Bogini Dziewannie? Tego nie wiemy. Pierwszy oficjalny zapis używający imienia Bogini dla kwiatu możemy znaleźć w „Herbarzu Polskim” napisanym przez Marcina z Urzędowa w latach 1543-1553 r., jednak prosty lud używał wówczas słowa "dziewanda" lub "dziwoszka". Marcin z Urzędowa opierając się na własnych obserwacjach wspomniał zaś, że Dziewannie (albo Dziwicy) poświęcone jest ziele o tej samej nazwie, a Jej święto odbywa się w noc świętojańską oraz w sobótki. Jednak nie tylko Słowianie nazywali rośliny od imion bogów np. bylica (łac. Artemisia) nosi swoje imię od Bogini Artemidy. 

Pamiętajcie, że zanim bezpieczne zastosujecie preparat z dziewanny, powinniście wcześniejszej konsultować się z lekarzem lub farmaceutą! Wpis ten nie zastąpi porady fachowego medyka i służy jedynie do poszerzenia Waszych i tak już szerokich horyzontów :)

autor: Guślarz Nikrug

Bibliografia:

  • "Farmakognozja", Stanisław Kohlmünzer (1977)
  • "Rośliny w wierzeniach i zwyczajach ludowych" - Słownik Adama Fischera 
  • "Sekrety ziół. Wiedza ludowa, magia, obrzędy, leczenie", Elżbieta Szot-Radziszewska (2005)
  • "Receptury poleskich znachorek", Alla Alicja Chrzanowska (2022)


2024-01-15

Kosmiczne i elementarne przyczyny chorób

W dzisiejszym wpisie zajmiemy się poszerzeniem jednego z wątków, którego mogliście wysłuchać na wykładzie podczas zeszłorocznego Święta Mokoszy. Jak być może pamiętacie z wpisu "Tradycyjne metody leczenia naszych Przodków", przed rozpoczęciem procesu leczenia chorego guślarz, babka lub owczarz musieli ustalić podłoże choroby. A przyczynami chorób mogły być: 

  • niektóre zjawiska atmosferyczne i kosmiczne (zaćmienie księżyca lub słońca),
  • żywioły, zwane też elementami,
  • robaki, gady i płazy,
  • rzucenie uroku przez innego człowieka.

Dziś opowiemy sobie, jakie choroby o podłożu żywiołowym i kosmicznym trapiły naszych pradziadków i prababcie. Dlaczego to wiatr jest najgorszym elementem w opinii Przodków, gorszym nawet od ognia? Dlaczego zaćmienia powodowały masowe wyludnienia miast i wsi w dawnych stuleciach porównywalne z okresem Wielkiej Zarazy z 2020 roku? 


Najpierw przyjrzyjmy się chorobom od strony zjawisk kosmicznych. Przodkowie nasi uważali, że jedną z przyczyną boleści dzieci miało być padające na nie światło miesiączka. Bułgarscy bracia i siostry wierzyli w szkodliwość Plejad (inaczej nazywali je ,,kwoką”), które ukazując się po okresie 45 dni niewidzialności rzucały na ziemię wszelkiego rodzaju puch i robactwo, co skutkowało wywołaniem chorób śmiertelnych u koni, bydła i owiec. Aby zapobiec temu zjawisku, chłopi obserwowali nocne niebo i owej mrocznej nocy chowali zwierzęta pod dach. 

Natomiast Słowianie zachodni uważali, że najgorszym zjawiskiem dla ludzi, zwierząt i roślin jest zaćmienie słońca. Zagrożenie ze strony zaćmienia było tak wielkie, że zakrywano studnie, zaś wszystkie zwierzęta zaganiano do obór i stajni. Ludzie także jak najszybciej kryli się pod dachami, więc przez około 7,5 minut wszelkie życie na ulicach miast czy wsi zamierało i tylko odważni albo szaleńcy wychodzili i podziwiali zaćmienie. Nasi Przodkowie wierzyli, że zaćmienie słońca powoduje opad bliżej nieokreślonego osadu lub pyłu - ,,ćmy albo nawet trzęsionki”. Opadająca w czasie zaćmienia substancja miała zatruwać wszystko, z czym miała kontakt i powodowała wszelkie choroby. Przesąd ten do Słowian zachodnich miał przybyć z Europy zachodniej. Consilium medicum z Eichstattu w Bawarii ogłosiło 12 lipca 1654 r., że 2 dni przed i 2 po zaćmieniu należało brać leki na wszelakie choroby, a w dniu samego zaćmienia nie można było czerpać wody ani zbierać jarzyn z ogrodów – były skażone i szkodziły zdrowiu. Ufff, jak to dobrze, że zaćmienie jest tak rzadko!

Naszych Przodków trapiło też potencjalne zagrożenie z strony żywiołów. Według Słowian, żywioł wody miał wywoływać choroby, chociaż ze wszystkich elementów jest on akurat najmniej opisanym zagrożeniem. Woda u Słowian miała raczej znaczenie w magicznych praktykach jako jedna z metod oczyszczenia. Dla naszych Przodków woda była nie tyle źródłem chorób, co złych demonów. 

Słowianie ze wchodu uważali, że nawet nieumyślny upadek na ziemię obraża Matkę Ziemię – wszak jej uderzenie doprowadzało do powstania wszelkiego uszkodzenia ciała, skręceń, złamań kości, ran i w konsekwencji choroby. Należało więc wrócić w miejsce upadku, przeprosić Matkę Ziemię i przebłagać Ją darami. Także febrę przypisywano ziemi. Chorzy udawali się w miejsce, gdzie choroba ich nawiedziła i odmawiali modlitwy do Matki Ziemi - sypali dokoła siebie jęczmienne krupy mówiąc „Przebacz, strono-matko, ziemio wilgotna! Oto masz krupy na kasze.” 

Jak wiadomo element ognia karze każdego głupca, który nie przestrzega zasad bhp. Słowianie wierzyli także w chorobotwórczą moc ognia   – karał on ludzi za zbezczeszczenie go splunięciem lub oddaniem nań moczu (i słusznie że karał!).

Jednak to wiatr i każde zjawisko które on wywoływał, klasyfikował go jako najgroźniejszy element:

  • wiatr mógł nieść czary rzucone przez człowieka lub przez siły nadprzyrodzone. Niesione przez wiatr słowa mogły nabrać mocy i stać się materialne, np. „Żeby ciebie piorun trzasł!”.
  • wicher, czyli wir powietrzny, mógł sam w sobie wywoływać wszelkie choroby i przypadłości. Był on o tyle złowrogi, że działał podobnie jak zaćmienie, a występował częściej! Przykładowo wierzono, że owce przewiane przez zły wiatr dostawały kołowacizny, ludziom zaś groziły obłęd, zawroty głowy, niemota, różne opuchlizny i wyrzuty skórne…
  • element wiatru (tak jak i woda) miał silny związek z demonami, a jak wiadomo tam gdzie demony tam i nieszczęścia, bieda i choroby. 

Trzeba pamiętać, że to właśnie zjawiska elementarne i astronomiczne oraz uroki, zaklęcia i demony były dla naszych Dziadów jednymi z najgorszych rzeczy, jakimi los mógł ich pokarać. Tak więc, moi Drodzy, zastanówcie się ze dwa razy, zanim wyjdziecie na zewnątrz i śledźcie bacznie alerty RCB!

Bibliografia:

    • "Kultura ludowa Słowian", Kazimierz Moszyński,

      

autor: Guślarz Nikrug