Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bogowie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bogowie. Pokaż wszystkie posty

2025-03-31

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie – Bogowie w Przyrodzie

Jantar od dawna głosi świętość Przyrody, jako zdolnej pokazywać nam Bogów. Ci przejawiają się we wszystkim, w całej dostępnej nam rzeczywistości, jednak to właśnie te przyrodnicze hierofanie zdadzą się być najbardziej czytelne i dostępne dla każdego. Jedną z wcześniejszych faz religioznawstwa było nawet uznawanie wszystkich ludzkich opowieści o Bogach za nic innego, jak tylko za naiwno-poetyckie opisy zjawisk niebieskich i ziemskich. Takie redukcjonizmy przywołuje się dziś chyba tylko omawiając historię dyscypliny, uznawszy je za nazbyt spłaszczające (ale spokojnie, ich miejsce starają się zająć inne, psychologizujące). I choć interpretowano ją zupełnie inaczej niż my, to jednak w tej młodej erze nauk o religiach powiedziano ważną rzecz: Bogów tradycyjnych religii widać w Przyrodzie.

Przyroda jest święta. Nie oznacza to, że kłaniamy się każdemu drzewu czy kamieniowi z osobna, chociaż każde z nich ma swoją duszę. W końcu każdy człowiek też, ale nie czcimy przecież wszystkich ludzi. To, że Przyroda jest święta, oznacza, że widząc wschód Słońca widzimy wstającego na Niebie Boga, który błogosławi całemu światu swoim ciepłem i światłem. Dudniący grzmot to Bóg polujący na węże i czarty, a zieleniąca się pod naszymi stopami Ziemia to Bogini. Zgłębianie starożytnych tradycji otwiera oczy na podobne doświadczenie i pozwala je nawet uporządkować, choć chwilami grozi skostnieniem postrzegania, a niekiedy skazuje na grzęźnięcie w labiryncie teorii i domysłów. Jego przeciwwagą zda się być samodzielne poszukiwanie doświadczeń „wizjonerskich”, „astralnych” czy jakkolwiek jeszcze je zwać. Choć bardzo cenne, nie każdy potrafi je skutecznie podjąć i zrozumieć, przez co mogą prowadzić w odklejania się od rzeczywistości – aż do etapu, gdzie „Bogowie” stają się zaświatowymi abstrakcjami, bytującymi na czternastej głębi poziomu mentalnego. Czy jakoś tak. Tymczasem punkt wyjścia w prostym przyrodniczym pojmowaniu ma same korzyści. Przede wszystkim zaczynasz dostrzegać Bogów tu i teraz, a Twoje doświadczenie świętości przestaje być uwarunkowane przyjęciem teorii tego czy innego naukowca czy kompleksami z powodu braku OOBE. No dobrze, jest pewna zasadnicza wada: zaczynasz bardziej martwić się dewastacją środowiska.

Zofia Stryjeńska, "Boh"

Ale czy takie widzenie Bogów wprost w Przyrodzie nie jest naiwne? Dla człowieka nowoczesnego z pewnością tak. W końcu człowiek (już „po”)nowoczesny jest produktem wielu wieków rozwoju cywilizacji. Filozofia i psychologia wytworzyły nader złożone i subtelne koncepcje ludzkiej psyche, a nauki ścisłe zdążyły drobiazgowo wyjaśnić mechanizmy większości zjawisk, w których my widzimy Bogów. A jednak to właśnie mówimy wprost: w Przyrodzie są Bogowie. Sprzeciwianie się Ich obecności tu i teraz może odbyć się jedynie przez szczucie Bóstwa sforą przeintelektualizowanych koncepcji, wypuszczonych z psiarni ludzkiej pychy. Ta chciałaby bowiem sama rządzić zastaną rzeczywistością i niepotrzebni jej jacyś „Bogowie obecni tu i teraz”.

Twierdząc, że „Bogowie są w Przyrodzie”, nie twierdzimy jakoby się do niej ograniczali. Przenikają wszystko, a właściwie: wszystko z Nich wynika. Greccy platonicy mieli to najgłębiej rozpracowane, w postaci systemu emanacji. Chors wygląda ze wszystkiego co zmienne i Jemu podległe – choćby z wypełniających się na przybierającym Miesiącu sokiem pędami, czy korzeniami, bogacącymi się gdy Jego ubywa. Przyświeca temu co dzieje się pod osłoną tajemnicy czy powstaje w wyniku wzruszenia i natchnienia – a jednak to w nocnym srebrnym świetle Miesiąca rozpoznajemy tego Boga natychmiast.

2025-03-28

Po co nam tylu Bogów – Chors, a zdobycie pracy i jej pomyślne wykonywanie

Jest poniedziałek, godzina 08:00, co oznacza czas na Waszą cotygodniową porcję przemyśleń z zagłębia wiary w duchy, z Chramu Jantar na Pomorskiej Ziemi Świętej. Dzisiaj o zwracaniu się do Chorsa poszukując pracy, czy pragnąc dobrze ją wykonywać.

Bóstwo jaśniejące z ciemnego Nieba przedstawia się jako tajemnicze i zmienne. Króluje w nocnym świecie, który ludziom kojarzy się jako obcy, pociągający, niebezpieczny. Jednak Jego przemiany pozwoliły na pomiar czasu, a przez to na zaprowadzenie ładu i porządku w wielu dziedzinach życia. Dziedzinach dodajmy, użytkowych, jak prace na polu czy wypływanie w Morze, albo leczenie, które od dawna stanowiły dla ludzi główne zajęcie i źródło utrzymania. Daje to dobre tło, by do Chorsa zwracać się i dzisiaj, gdy pragniemy dobrze wypełniać ciążące na nas obowiązku, czy gdy poszukujemy nowej pracy. O tych dwóch kwestiach opowiemy dzisiaj trochę osobno.

Przede wszystkim, przemiany Chorsa są od wieków stałe: Bóg odradza się i przybiera krągły niczym kołacz, który potem pożerają wilki i nocne stwory. Oprócz niezwykłych zdarzeń jak zaćmienia – nie ma odstępstw od tego rytmu. To bezwzględne przestrzeganie niebiańskiego prawa, które wyznacza Bogu Jego los, daje pierwszy przykład, który można od Niego czerpać: dyscyplinę. Wszystkie sprawy mają swój czas i porządek, którego nie wolno zaniedbywać. Jednym z największych dobrodziejstw, które Miesiąc podarował ludzkości jest właśnie możliwość odmierzania czasu i planowania. Oddajmy cześć Chorsowi robiąc użytek z tej możliwości! Co więcej, od dawna zwracano uwagę na Jego fazę przy poszczególnych czynnościach: czy Go przybywa, czy topnieje, czy może jest właśnie największy na Niebie, czy też nie widać Go wcale.  Stosownie do tego co miało wzrastać i rozwijać się, rozpoczyna się najlepiej oświetlone sierpem Młodego Księżyca, a sprawy największe – w blasku krągłego, pełnego Miesiąca. Zebrawszy to razem, już same przemiany Chorsa pozwalają i uznanie Jego wpływu na ludzkie starania dają dość podstawy, by spróbować zorganizować coś lepiej.

Stanisław Jakubowski "Chors"

Z drugiej strony, Jego srebrne światło przenikające mroki nocy od wieków inspiruje poetów i marzycieli, co wyklucza nazbyt „sztywne” i „zdyscyplinowane” wyobrażenia o tym Bogu, wskazując też drugi kierunek. Nie tyle sprzeczny, co uzupełniający. Otwórzmy się na podświadome sygnały, na natchnienie. Jeżeli jakaś wiedza zda się rodzić w nas sama z siebie, czy przypływać z ciemnej nicości, nie ma powodu jej odrzucać, choćby brak jej był racjonalnego rodowodu. Jeśli coś mówi Ci, by dzisiaj zadziałać choć trochę inaczej niż zwykle, by zamiast powtarzalnej sztampy wprowadzić coś innego, albo nawet, tym razem po prostu poświęcić trochę więcej wysiłku, by to co wychodzi z Twoich rąk było piękne – może warto posłuchać? Szczególnie takie podejście zda się dobrze nadawać do realizacji „kultycznej”, gdy zwrócimy się do Boga o zesłanie szczęśliwego natchnienia.

Wspomnienie o „zmianach” i „czymś nowym” to dobra sposobność by przejść do zagadnienia z tytułu wpisu, do poszukiwań nowej pracy. Szczególnie tutaj ten aspekt związany z natchnieniem zda się mieć zastosowanie, bo może dopomóc w znalezieniu nowej pracy. Złożyć papiery do firmy, o której normalnie być nie pomyślała? Poszukać ofert w nowym, nieznanym wcześniej miejscu? Albo pomyśleć o większych zmianach i rozejrzeć się w innym zawodzie, niż kurczowo trzymać się obrabiania niezbyt urodzajnego poletka? Ale także kierować się, na tyle, na ile dynamiczna codzienność pozwoli, urodą Nocnego Słońca na Górnym Morzu i intensyfikować umawianie rozmów o pracę czy rozsyłanie papierów, kiedy Jego przybywa.

I co najważniejsze z punktu widzenia czci boskiej – modlić się do Chorsa. By wzrastając pomagał rosnąć sposobnościom, które wykorzystamy i swym światłem dopomógł nam je dostrzec – nawet jeśli wkoło ściele się cień. By malejąc zmniejszał wraz ze sobą to, co zagradza drogę i trzyma nas w miejscu. Jest jednak jeszcze coś. Gdy Miesiąc marnieje na Niebie, jest pożerany przez wilki i łakome nocne duchy. Jeśli więc czujemy się tak, jakby coś się na nas zawzięło i pożerało wszystkie dobre okazje, nim byliśmy je w stanie uchwycić – można złożyć temu Bogu dar i prosić by odciągnąć łapczywą bestię od człowieka, od nas.

2025-03-21

Po co nam tylu Bogów – Morski Bóg, a budowa nowego domu

Jest piątek, godzina 08:00, co oznacza porę na garść powstających w Jantarze, na Pomorskiej Ziemi Świętej, wskazówek co do żywej czci Bogów. Dzisiaj o szukania wsparcia Morskiego Boga budując nowy dom.

Przez „dom” zwykliśmy rozumieć nadający się do zamieszkania budynek. Określenie to rozszerzymy jednak zarówno na grupy ludzi, wśród których funkcjonujemy, jak i okoliczności, w których siebie umieszczamy. Bo czyż „domem” nie nazwiemy też grupy ludzi, w której czujemy się bezpiecznie i „u siebie”? I czy wracając np. do starego, a lubianego zajęcia, nie przyrównujemy go czasem do „powrotu do domu”?

Morskiego Boga, Władcę rozkołysanego i niestałego morskiego żywiołu, trudno skojarzyć z typowym osiedleniem się. A jednak zazwyczaj poprzedzają je poszukiwania i podróż, w wyniku których dopiero osiągamy swoje miejsce na świecie. Właśnie na takie okoliczności proponujemy poniższą modlitwę do Morskiego Boga:

Władco Szczodry, Gospodarzu Wodny,

Fal szczęśliwych, podarz mi gromadą,

Szczerosrebrych, na brzeg dobry walą,

Niech mi moszczą, przystań cichą ładną,

Niech przemieszczą, szybko i łagodnie,

Gdzie się zmieszczę i swój świat zbuduję.

Aalesund

Dziękujemy za przeczytanie wpisu. Zachęcamy do śledzenia naszej strony, reagowania na posty, komentowania i co najważniejsze - oddawania czci Bogom!


2025-03-17

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie – ludzie i tożsamość

Jest poniedziałek, godzina 08:00, co oznacza czas na Waszą cotygodniową porcję przemyśleń z zagłębia wiary w duchy, z Chramu Jantar na Świętej Ziemi Pomorskiej. Dzisiaj o spoiwie społeczności.

Człowiek jest zwierzęciem stadnym. Powtarzany przy różnych okazjach truizm brzydko się starzeje. Nie żeby tracił na aktualności, wręcz przeciwnie. Po prostu obecne czasy pełne są czartów, które go depczą, a jednocześnie po wypaczeniu – wycierają sobie nim gębę. Nie chodzi jedynie o skalę; po przekroczeniu pewnej liczebności grupy, po prostu niemożliwe jest dla jej członków zachowanie zażyłości więzi niczym w plemiennej wiosce. Zdałoby się jednak, że skoro już mamy „naród” to, że jego dusza będzie mieć ścięgna i kości trwalsze i bogatsze niż język, baza numerów PESEL i podatki. Czy tak jest w istocie, niech każdy oceni po swoim otoczeniu. Tymczasem na różnych portalach wyprodukowano w ostatnich latach całe ściany (labirynty wręcz) tekstu na temat dochodzenia do głosu ruchów określanych jako „populistyczne”. Diagnozy skupiają się na kierowaniu programów wyborczych do „zaniedbanych”, grup społecznych, obiecywaniu gruszek na wierzbie czy wykorzystywaniu najniższych, łatwych do rozgrywania instynktów. Jantar wraz ze swoimi mediami pozostaje apartyjny, stąd nie będziemy teraz wnikać ani w słuszność wystawianych takim ruchom ocen, ani w trafność samych analiz ich rosnącego powodzenia. Przywołujemy jednak ten wątek, bo częstokroć ruchy owe dają swoim członkom bardzo wyrazistą tożsamość, zazwyczaj zresztą sprzedawaną wprost jako „narodowa”. Ugrupowania „umiarkowane” rzadko proponują równie mocne spoiwo, a „rozsądni i spokojni” obywatele nazbyt często odrzucają je, stawiając znak równości między samą ideą, a jej najgorszymi realizacjami.

Nie ma co karmić czartów narzekaniem. Lepiej skupić się na tym, co możemy – a możemy dużo, bo i duży zasób posiadamy: bogatą tradycję i bardzo wyrazistą tożsamość, którymi możemy „nakarmić” duszę naszego dużego plemienia. Żyjemy w takich czasach, że już samo głośne „Oddaję cześć słowiańskim Bogom” zmienia zasady gry. Większość współobywateli nie dość, że odzwyczaiła się od religii branej „na serio” to politeizm kojarzy przede wszystkim z podręcznikami zamierzchłej historii. Dlatego właśnie to proponujemy jako początek. Oczywiście, bez nachalności, którą w dowcipach prezentuje student prawa, obwieszczający zdobywane wykształcenie zamiast „Dzień dobry”. Jednak, gdy temat wynika naturalnie – mówmy otwarcie o swej religii, zwłaszcza, że łatwo można dodać sprawy, które rzeczywiście nas łączą z resztą narodu: malowane wiosną jajka, zostawianie światełek na grobach czy pustego miejsca przy szczodrogodnym stole. Cały wybór rodzimego obyczaju.

Wielu ludzi ma chroniący przed odrzuceniem, wewnętrzny hamulec, zabraniający wyskakiwać z „oryginalnością” – zgodnie z instynktem stadnym. Jeśli jednak nie ryzykujesz zbyt wiele, to gorąco zachęcamy: mów otwarcie o swoich Bogach. Gdzie jest granica owego „zbyt wiele”? To już każdy musi sobie sam ustalić. Dla jednych będzie to dopiero bezpośrednie zagrożenie życia, dla większości zapewne okolice utraty pracy, czy konkretnej znajomości – chociaż, ile warta jest znajomość której mieliby przeszkadzać Bogowie?


2025-03-10

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie – zachwyt i znużenie

Jest poniedziałek, godzina 08:00, co oznacza czas na Waszą cotygodniową porcję przemyśleń z zagłębia wiary w duchy, z Chramu Jantar na Świętej Ziemi Pomorskiej. Dzisiaj o przesileniu – ale nie astronomicznym, a nowymi wrażeniami.

Do Norwegii pojechałem w delegację z pracy, więc większość czasu spędzam tu tak naprawdę w biurze. Mimo to zostają popołudnia i dwudzionki (zadłużam się w tej chwili), kiedy da się to i owo zobaczyć, pozachwycać, pozwiedzać. A jednak - po kilku tygodniach spędzonych z dala od domu i rodziny, człowieka zaczyna ciągnąć do swojego. Czegoś podobnego doświadczyłem rok temu w Indiach. Tam zjawisko nastąpiło dużo szybciej, ale w sumie nie ma się czemu dziwić. Do Kraju nad Gangesem pojechałem podróżniczo-wczasowo, więc „chłonąłem” miejscowy, całkowicie odmienny, koloryt od pobudki do legnięcia w łóżku. W porównaniu z Indiami, Norwegia jest jednak dość podobna do Świętego Pomorza. Taka bardziej morska Gdynia z górami i częstszym wiatrem, tylko mówią po innemu. 

Zjawisko takiego znużenia może towarzyszyć rzeczywistemu zachwytowi. W Indiach była to odmienna kultura – a w zasadzie kultury, zważywszy wydarzenie, w którym uczestniczyłem. Były pokazy, pieśni i obrzędy. Na wyspach – Przyroda, ciągła obecność Morza, w sumie przyjaźni tubylcy, ślady „wikińskiej” przeszłości, z których są tutaj dumni. A jednak: człowiek wyrasta zanurzony w pewnym strumieniu duchów, którymi tętni jego Mała Ojczyzna, albo też: w pewnej sieci powiązań z nimi. Jak pisałem niedawno, dobrze tę bańkę czasem opuścić – by nie zacząć jej mylić z całym światem. Jednak nadmierne pozostawianie poza nią odcina dopływ ze źródła, które nas najbardziej kształtuje. Zda się mieć to szczególne znaczenie właśnie dla czciciela Starych Bogów, skoro nasz ruch dość istotnie zasadza się na „tożsamości tubylca”, a w Przyrodzie upatrujemy przejawienia się Bogów – w „naszej” Przyrodzie „naszych” Bogów. W cudzysłowie, bo ostatecznie wszystko się jakoś ze sobą łączy – na poziomie ekosystemów nie trzeba nawet krzty wiary w duchy żeby to po prostu wiedzieć.

Kiedy Wy czytaliście te słowa, ja byłem już na Świętej Ziemi Pomorskiej. I tak jak jestem wdzięczny Bogom za Dolę, w której mogłem zwiedzić kolejny kawałek świata, tak cieszę się, że znowu jestem u siebie. Nawet jeśli „tam” zobaczyłem po raz pierwszy Zorzę Polarną!

Zorza Polarna, wyspa Valderøy


2025-03-03

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie – nie ma żadnego ocieplenia

Jest więc poniedziałek, godzina 08:00, co oznacza czas na Waszą cotygodniową porcję przemyśleń z zagłębia wiary w duchy, z Chramu Jantar na Świętej Ziemi Pomorskiej. Dziś o ociepleniu, którego nie ma.

Przynajmniej niektórzy tak mówią. Inni nie aktualizują niektórych danych. Na przykład nie sprawdzają prognozy pogody – jak ja, jadąc do Norwegii. Podobnie moja żona. Dlatego właśnie pod hasłem „Jedziesz do Norwegii! Zamarzniesz!” ukochana spakowała mi najgrubszą zimową kurtkę, która leżała nieużywana od kilku lat na dnie szafy, a ja – nie zaprotestowałem. Na miejscu okazała się być zasadniczo sporym i nieporęcznym, ale niezbyt potrzebnym tobołkiem. Jestem tu w tej chwili pełnej cztery tygodnie i rzeczywiście przydała mi się dokładnie przez jeden dwudzionek – nie było wtedy silnego mrozu, ale wiał przenikliwy, zimny i mokry wiatr, a mnie zachciało się chodzić po górach. Natomiast ostatnią sobotę, mimo jeszcze silniejszego wiatru, spędziłem na krótkim rękawku – również w górach. Ociepliło się. Przez ten okres śnieg widziałem może przez dwa, trzy dni: we środę był wszędzie, a w piątek nie było już po nim śladu. Miejscowi opowiadają też o jednej z okolicznych gór – kiedyś drzewa sięgały zaledwie 0.9km od wierzchołka, ale przez ocieplenie zdobyły kolejne 400m. Ale pocieszają się, że jeszcze mają gdzie pojechać na narty. Zawsze coś.

Ośnieżony (jeszcze) kawałek Norwegii

Mieszkając w Polsce można o ociepleniu przez większą część roku zasadniczo nie myśleć. Zimą nie ma śniegu i tyle, trudno. Tutaj jednak jego skutki widać na co dzień, jak na dłoni. Wobec powyższego, trudno nie zadać pytania: Co na to Bogowie? Co na to pozostałe duchy? W końcu Przyroda to hierofania, przejawia się w niej świętość, Bogowie. I ta Przyroda wyraźnie się zmienia. Czy to my swoją samodzielna głupotą wszystko zepsuliśmy? Może to Żmij znudzony rokrocznymi bęckami od Gromowładnego sobie odpuścił (albo się przyczaił i zmienia taktykę…). A może to Bogom się znudziło i oglądamy przygotowania do „przywrócenia ustawień wyjściowych”? Nie będzie jasnej odpowiedzi, ale oczywiste jest, że kończy się pewna epoka, czy raczej: dogorywają jej smętne resztki. Świat się zmienił: tak jego widoczna dla nas warstwa, jak i będące nim duchy („nim”, nie „w nim” – to nie literówka). Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, a takiego świata w jakim żyli Przodkowie (czy nawet my sami sprzed nastu lat) już nie ma i nie będzie.

Co z tym zrobić? Chyba tylko zastanowić się nad sobą, swoim życiem i tym, jakim duchom nasze działania przysparzają trudności, a jakim otwierają drogę do rozgoszczenia się wokół nas. I warto zastanowić się porządnie, bo to nasi przyszli sąsiedzi – na dobre i złe!

2025-02-10

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie - inna Ziemia inne duchy, a Przyroda jest święta

Jest poniedziałek, godzina 19:00, co oznacza czas na Waszą cotygodniową porcję przemyśleń z zagłębia wiary w duchy, z Chramu Jantar na Świętej Ziemi Pomorskiej. Chociaż - tym razem tekst dla Was został napisany w Norwegii, tam mnie bowiem na kilka tygodni wywiało życie zawodowe. Zmiana otoczenia to ciekawa sposobność do spojrzenia na pewne sprawy z innego ujęcia i przemyślenia ich na nowo. Na przykład znaczenie Przyrody wobec zdążania do Bogów. Od dawna w Jantarze głoszona jest jej świętość, przez wzgląd na jej zdolność do przejawiania w sobie świętości i boskości. Jest też przesiąknięta duchami: duszami drzew, kamieni, wody, ptaków, zwierząt i czego tam jeszcze.

Jako mieszkaniec Świętego Pomorza jestem przyzwyczajony do tego, że Morze jest. Trzeba doń dojść, dojechać - ale jest osiągalne. Tu jest trochę inaczej. Okolice Aalesund (czyt “Olesund”, przez długie ‘O’) gdzie przebywam, to grupa skalistych wysepek. Otwierasz drzwi od domu - Morze. Jedziesz autobusem do pracy - Morze. Znaczy się, po drodze są ze dwa tunele łączące sąsiednie wyspy, gdzieś tam jakieś miasto, ale ogólnie: Morze. I góry. W zasięgu wzroku prawie zawsze jest ich co najmniej kilka. Z dużej odległości zazwyczaj widać te wyższe, okryte śniegiem. I wieje. Mam ze sobą puchową kurtkę, która w Polsce leżała kilka lat na dnie szafy. Tutaj też okazałaby się bezużyteczna, gdyby w niedzielę nie zaczęło porządnie wiać. Zimny i mokry wiatr, hulający tu sobie między Morzem, górami i wyspami skutecznie uwięziłby mnie w mieszkaniu, gdybym miał jedynie polar, który jeszcze kilka dni temu całkowicie wystarczał. Kurtka miała się przydać na norweskie mrozy; tych nie ma, bo pierwszy szron zobaczyłem tu dopiero prawie po tygodniu, a śnieg jedynie dawno uprzątnięty po poprzednich opadach, na hałdzie w kącie parkingu - i oczywiście na odległych górach. Warto dodać, że łuna od miasta jest tu dużo słabsza, więc kiedy w nocy było czyste, bezchmurne niebo - wychodziłem co chwila pozachwycać się Miesiączejkiem i Gwiazdkami na Niebie. Na Zorzę się jeszcze nie załapałem. 

Jeden z najczęstszych widoczków tej okolicy - kawałek lądu, skały, Morze i Niebo

Jest tu zupełnie inaczej niż u nas. A jednak da się to lubić, nawet bardzo. Jest tu naprawdę pięknie. Tutejsza Przyroda rozbrzmiewa głosem ożywiających ją duchów i czuć w niej obecność Bogów. Raczej nie do końca Tych samych co u nas, ale ta strona to porządne (tym razem bez ironii) medium, poświęcone praktykowanej w Jantarze religii, więc nie będziemy dociekać, czy Perun i Thor to Kuzyni, różne twarze, tego samego Boga, ukazującego się różnym ludom, odrębni Bogowie - czy dowolna inna możliwość. O jałowości takich rozważań pisaliśmy zresztą tydzień temu. Ale do rzeczy: tutaj też można doświadczyć boskości. Jest to odmienne przeżycie, niż na naszej Ziemi, ale również pozwalające ujrzeć to co święte, tyle że z innego kąta.

Ze swoimi codziennymi modlitwami i praktykami wciąż zwracam się do naszych rodzimych Bogiń i Bogów. Jestem Słowianinem, Oni są moimi Bogami. Jednak, dodaję też cześć Bogów, którzy są prawowitymi Gospodarzami miejsca, w którym jestem teraz gościem. Jednego dnia zaś idąc na spacer zostałem powitany przez parę kruków, które mają gniazdo nieopodal - jakoś odruchowo pozdrowiłem wówczas właśnie Odyna. Czy to znaczy, że wróciwszy do domu postawię nagle posążki Bóstw z Eddy na swoim ołtarzyku? W żadnym razie. Skoro jednak wszędzie są duchy i Bogowie, to wypada oddać cześć tym, którzy gospodarzą w miejscu, do którego trafiliśmy. 

Zachęcamy do śledzenia naszej strony, reagowania na posty, komentowania i co najważniejsze - oddawania czci Bogom!

2025-02-07

Po co nam tylu Bogów - Mokosz, a walka ze słabościami

Jest piątek, godzina 19:00, co oznacza porę na garść powstających w Jantarze, na Pomorskiej Ziemi Świętej, wskazówek co do żywej czci Bogów. Tym razem opowiemy o Mokoszy, Wilgotnej Matce Ziemi, która trzyma nici losu i jak szukać w Niej wsparcia zmagając się ze słabościami.

Zastanówmy się najpierw jaka jest Bogini. Wytrwale rodzi życie, wypuszczając z siebie zieleń i karmiąc wszelkie chodzące po Niej stworzenie. Jej niezłomna płodność może czasem zubożeć, może zacząć wydawać inne niż zazwyczaj owoce - wraz ze zmianami klimatu, zanieczyszczeniem środowiska czy innymi czynnikami. Jednak samego aktu pomnażania życia zda się nie zaprzestawać nigdy. Mimo przeciwności i zmiennych warunków jest coś, co będzie trwać tak długo, jak długo trwa Matka Ziemia. Jest to pierwsza wskazówka, którą daje Bogini. Musimy wiedzieć co jest w naszym życiu i w naszej istocie najważniejsze i to przede wszystkim podtrzymywać. Jesteśmy ludźmi: ograniczonymi i uwikłanymi w liczne zależności, stąd zazwyczaj będziemy mieć więcej niż jedno “muszę koniecznie”. Zapewnić byt rodzinie. Wychować dzieci na dobrych ludzi. Zachować zdrowie psychiczne. Tworzyć dzieła sztuki. Możemy długo tak jeszcze wyliczać; dla każdego zestaw będzie inny i z czasem może się zmieniać. A tu pojawiają się różne przeszkody - mniejsze i większe. Film wieczorem jest dużo bardziej pociągający, niż douczanie się do zamierzanej zmiany pracy. Dziecko łatwiej zbyć wykrętem, niż złożyć strawną dlań, rzetelną odpowiedź na trudne pytanie. Zamiast się wyciszyć łatwiej znów scrollować media społecznościowe. A jednak trzeba robić swoje. Tego właśnie uczy przykład Mokoszy i zda się, że tym, czym najbardziej może nam dopomóc - są wytrwałość i stałość, potrzebne by Jej przykład spełniać.

Agata Muszyńska "Mokosz, Matka Ziemia" - praca nadesłana na konkurs Marzenia o Słowiańszczyźnie w 2022gim

Z drugiej strony, tradycyjna obrzędowość zna ‘spowiedź do Ziemi’, która zda się polegała ni mniej ni więcej na wygłoszeniu wobec Niej swych przewin. No i dobrze. Jako wyżej stało: jesteśmy ludźmi. Ulegamy swoim małostkom i potykamy się. Ale trzeba iść dalej i robić swoje. A łatwiej idzie się z lżejszym tobołem - zwłaszcza, jeżeli przedtem był pełen bezużytecznych wyrzutów sumienia i samobiczowania się. Dobrze móc się pozbyć nagromadzonego zła, oddając je Matce Ziemi, by zacząć swe starania od nowa - choćby w małej, wyznaczonej ciągłymi wzlotami i upadkami skali. Jednak wyznanie w rodzaju “Wczoraj znowu zjadłem całą paczkę czipsów, chociaż miałem jeść skromniej. Zatem do przyszłego tygodnia!” zda się mieć, w najlepszym razie, umiarkowaną wartość. Ale takie w rodzaju “W zeszłym tygodniu się upiłam, choć bardzo chciałam tego uniknąć. Dlatego potem wytrzymałam, żeby to nadrobić, dwa tygodnie nie pijąc alkoholu. Pomóż mi Matko Ziemio znaleźć siłę żeby się mądrzej prowadzić!” to już coś “mocnego”. Dwa nieco przerysowane przykłady, ale dobrze oddające oś, na której się poruszamy.

2025-01-27

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie - jak się modlić

Jest poniedziałek, godzina 19:00, co oznacza czas na Waszą cotygodniową porcję przemyśleń z zagłębia wiary w duchy, z Jantaru na Świętym Pomorzu. Dzisiaj ciąg dalszy jednego z poprzednich wątków: założymy, że do czynności modlitwy zostaliście już zachęceni, więc teraz porozmawiamy jak można się za to zabrać.

Zacznijmy od przypomnienia jednego z celów, dla których można podejmować się modlitwy: by lepiej poznać i zrozumieć jakąś część rzeczywistości. Oczywiście, istniejąca rzeczywistość to raczej złożenie wielu boskich sił, więc dokonanie arbitralnego wyboru jednej z nich byłoby właśnie arbitralne, dowolne. A jednak - są wśród nas tacy, na co dzień czują większą więź z tym czy innym Bóstwem, a wszyscy - natykamy się sporadycznie na wyraźniejsze przejawy obecności kolejnych Bogiń czy Bogów.

Jeżeli tak rozumieć modlitwę, to najprostszą jej postacią będzie zwyczajne skupienie się na pewnym doświadczeniu. Stanąć gdzieś pośród Przyrody - na brzegu Morza, na zielonej łące czy też po prostu, pod wysokim Niebem - zachwycić się tym, co tam zastaniemy i w tym uczuciu pozostać. Może nawet przyjdą do nas jakieś słowa czy gesty, ale nie musi tak być. Tu zresztą dochodzimy do znaczenia Przyrody jako hierofanii, zdolnej przejawiać w sobie świętość i boskość.

Święty Kamień z Tolkmicka - zdjęcie z Wikipedii

Skoro tak nieskomplikowane podejście miałoby wystarczać, to po co ten cały kult, rytuały i ustalone modlitwy? Wydaje się, że przede wszystkim dla nas, dla ludzi. Większości z nas łatwiej jest się skupić, jeżeli mają pod ręką konkretne słowa i gesty, za którymi mogą podążać, zwłaszcza jeśli owe słowa i gesty otoczone są nimberm czcigodnej tradycji. Trudno im też odmówić poręczności: w hymnie dużo wygodniej jest zawrzeć bogactwo wiązanej z Bóstwem symboliki, niż “tylko” szukając w Jego czy Jej przejawach przyrodniczych. Pieśń pochwalna bez trudu zmieści w sobie nawiązania do Peruna-Gromowładcy, Peruna-Ojca, Peruna-Obrońcy Ładu, do Peruna-Wojownika. do Peruna-Dawcy Deszczu i wielu, wielu innych Jego aspektów. Podziwianie burzy może być podnoszące na duchu, ale zda się, że dobrowolnie odcinamy się w ten sposób od części dostępnego doświadczenia. Z drugiej strony: jedno drugiego nie wyklucza i taki hymn (czy dowolna inna praktyka religijna) przedsiębrany w styczności z Przyrodą, pozwala łatwiej - poręczniej dla ludzkiego ducha - to pełniejsze doświadczenie wydobyć.

Pozostaje kwestia składania darów: żertw i obiat. Nie spodziewamy się, żeby te miały być niezbędne samym Bogom, by mieli być od nich jakkolwiek zależni (jak zresztą i od całego w ogóle kultu). Już starożytni Grecy (konkretnie: teurdzy) twierdzili wprost, że tym, kto tego potrzebuje najbardziej jest sam człowiek, uniesiony świętością aktu ofiarniczego. Gdyby się z nimi zgodzić, czy miałaby to być przesłanka za wyłączeniem składania darów ze swej pobożności? W żadnym razie, ani też oni sami tak nie twierdzili. Jest to bowiem kolejny element, mogący posłużyć naszej drodze do Bogów, i który może nas do Nich przybliżyć. Już nawet sam wybór i przygotowanie darów kierują nas w Ich stroną. Może nawet poświęcimy temu jeden z kolejnych wpisów.


2025-01-10

Po co nam tylu Bogów - Swarog, a utracone szczęście

Jest piątek, godzina 19:00, co oznacza porę na garść powstających w Jantarze, na Pomorskiej Ziemi Świętej, wskazówek co do żywej czci Bogów. Dzisiaj o Ojcu Bogów, Swarogu i okolicznościach gdy czujemy, że opuściło nas szczęście.

Jak już kiedyś wspominaliśmy, Swarog to Bóg odległy, któremu staramy się nie zawracać głowy codziennymi, przyziemnymi sprawami. Tymczasem zagadnienie wylosowane do tego wpisu, utracone szczęście, zda się sprawą bardzo codzienną, życiową. Jakże wobec tego może nam dopomóc Kowal? Odpowiadamy w podobnym duchu jak poprzednio: skupmy się nie na zanoszeniu doń modłów i obiat, ale na przykładzie, który można od Niego czerpać.

Swarog dał początek Dwóm Braciom, ukuł Słońce, nam dał podwaliny porządku gromadzkiego i narzędzia kowalskie - a potem zda się uszedł w dziedziny niebieskie, ten świat pozostawiając Bogom bardziej rześkim i skorym do czynu. Nie znamy Jego powodów, ale nie wydaje się, żeby Bóg ten miał być w tych okolicznościach nieszczęśliwy.

Co po tym nam - śmiertelnikom z prawdziwymi problemami, potrzebującym prawdziwego, konkretnego powodzenia? Jeśli chcemy zabiegać o nie, spoglądając na Ojca Bogów, zda się że trzeba je wielkim staraniem przygotować, ale potem - zaufać, nie wtrącać się i nie przeszkadzać rozwojowi zdarzeń. Oczywiście: nie jestesmy Jaśniejącymi Bogami w Niebiesiech, ale śmiertelnymi ludźmi, “pchającymi swój wózeczek” tu, na Ziemi, więc całkowite oddalenie się od biegu wydarzeń zda się być w naszym przypadku nieosiągalnym luksusem. Zwłaszcza, że Ojciec Bogów powierzył dalsze gospodarowanie światem nie byle komu, a Dwóm Braciom - i jak wiemy, nawet tutaj rzecz nie przebiegła w całkowitym spokoju. Jednak rada, że nie wszystko musimy robić sami, ani nawet nie wszystko kontrolować, zda się w wielu przypadkach co najmniej rozsądna.

"Swarog" autorstwa Olega Ozhiganova

Jest też jedno z najwspanialszych dzieł bożych, które wyszło z rąk Kowala - Słonejko. Ukuł Je i rzucił na Niebo, dla całego świata i stąd również można czerpać natchnienie: nie zachował swojego dzieła dla siebie, zamkniętego w skarbcu. Podarował całemu światu Ogień Niebieski, darzący światłem i ciepłem. Może i w tym jest coś mądrego - żeby nie chować owoców swojego szczęścia dla siebie, lecz pozwolić im służyć każdemu, bezwarunkowo.

Jest jeszcze jedna strona tych spraw, wynikła z odejścia Ojca Bogów w odległe dziedziny niebieskie: On zasadniczo nie zajmuje się ziemskimi rzeczami, a jedynie boskimi, niebiańskimi. Wie czym jest, zajął sobie stosowne miejsce w porządku rzeczy, pełni swoją rolę, jej się trzyma. Myślę, że jeżeli w czymkolwiek - to w tym właśnie tkwi najlepsza wskazówka do tego, by zadbać o swoje szczęście.

2024-12-27

Po co nam tylu Bogów?

Seria “Po co nam tylu Bogów” towarzyszy nam już od kilku tygodni. Dzisiaj pierwszy wpis pod Nowym Słonejkiem. Dzisiaj nie ma więc losowo wybranego do omówienia Bóstwa i losowo wybranego tematu - zamiast tego będzie rzeczywiście: “Po co nam tylu Bogów?”

Stanowiący dzieło Bogów i wypełniony Ich obecnością świat to dokładnie ten, w którym przyszło nam żyć. Jak bardzo nie udałoby nam się go antropopresją zepsuć, czy wmówić sobie niezależności od “kaprysów Przyrody” - pozostajemy jego częścią. Ale to nie tylko, dość oczywiste i niepodważalne, zależności w rodzaju łańcucha pokarmowego czy dzielenia wspólnych zasobów wody i powietrza z całą resztą planety. Chodzi o to, że Bogowie są tu i teraz.

"Światowid ze Zburcza", zdjęcie ze strony Muzeum Archeologicznego w Krakowi

Są tu i teraz, bo przejawiają się we wszystkim i we wszystkich. Jest to nie tyle sprawa “wiary” (chociaż ta oczywiście pomaga), ale pewnego spojrzenia na świat. Jeżeli w uśmiechu żony widzę światło Słonejka, w zalecającym się do dziewczyny chłopaku widzę Jarowita, czy słyszę duchy Przodków kiedy wspominam żarty mojego Dziadka - to zacząłem “to” widzieć. Tu nie dość powtarzać, że nie chodzi o redukcję i sprowadzanie Bogów i Przodków do metaforycznych nakładek na rzeczywistość. Ich przejawianie się w codziennych zjawiskach to po prostu jeden z (i jak dostępny!) sposobów obcowania z Nimi. Oddajemy więc cześć Bogom, żeby szukać Ich wsparcia i uczestniczyć w świętej rzeczywistości.

A już od następnego tygodnia wracamy do regularnych wpisów z tej serii :)

2024-03-29

Osobowe traktowanie Bogów, czyli Bogowie to nie maszynki do spełniania życzeń

Już od jakiegoś czasu możecie cieszyć się wpisem o wadze prawidłowego (lub nie) adresowania modlitw, wedle tematu do obrabiającego ten kawałek Bóstwa. Dzisiaj wątek rozwijamy i będzie bardzo uniwersalnie: o wdzięczności.

Najpierw atmosfera. Osoby dramatu: młody człowiek i wujek. Celowo nie babcia – ta przysłoniłaby narrację swą stereotypową „wszystkobędziedobrzością”. A więc wujek. Już starszy, ale rodzinny, pomocny i bogaty. Taki, który poproszony o pożyczkę datek na studia / mieszkanie / samochód (*niepotrzebne dopisać) bez słowa wyciąga portfel (pamiętajmy, że jest starszy – nigdy nie polubił robienia przelewów, bo to za mało osobiste), a obudzony o trzeciej w nocy „Wujek, nie mam do kogo zadzwonić, a załapałem gumę na autostradzie i będę czekać jeszcze trzy godziny na pomoc drogową – zabierzesz ode mnie żonę / męża / dziecko?” może i posarka, ale zbierze się i przyjedzie. 

To teraz wyobraźmy sobie, że młody człowiek takiego wujka tylko eksploatuje: dzwoni po prośbie, może raz na rok wpadnie jak są wujka urodziny czy co tam innego, ale ogólnie – cisza. Wujek z naszej historyjki jest „dobry” i bardzo rodzinny – w imię swoich wartości będzie wciąż młodzieży pomagać. Ale pewnie byłoby mu przyjemniej, jakby czasem zadzwonić do niego bezinteresownie, pogadać, zapytać co u niego i może przy okazji podziękować za to, co ostatnio pomógł.

Mimo zarzutów wobec „babci”, osoba „wujka” również trochę zaburza metaforę. Tak jak nasze ludzkie pojęcie o Bogach jest mocno ograniczone, tak zda się, że dalej Im do „Dobrych Wujków i Ciotek”, a bliżej do „Samoświadomych Kosmicznych Potęg, Które Między Jednym Rogiem Miodu, a Drugim Spojrzą Czasem na Ludzi”. Skoro jednak lubimy o Nich myśleć jako o Osobach, to wypadałoby się zgodzić, że pewne rzeczy pozostają w mocy – wdzięczność zda się do takich uniwersaliów należeć. No więc, jak na dobrych animistów-politeistów przystało, mamy cały panteon Bóstw, a do tego wierzymy całą armię zasiedlających świat duchów. Człowiek nigdy nie jest sam i w takiej optyce – jeżeli to za Twoimi zakupami kasjer położył tabliczkę „Kasa zamknięta”, czy samochód nie chciał odpalić jak chciałeś jechać pod wpływem – to ktoś (lub „Ktoś”) na Tobą czuwał. Wtedy i w mnóstwie innych sytuacji, o których nawet nie wiesz. 

Artysta: Oleg Shupliak

Z takiego właśnie założenia wychodzimy w Jantarze i na Szczodre Gody, kierując się tradycyjnym nakazem spłacenia długów przed Nowym Rokiem, składamy Bogom ofiarę wyrównawczą – za wszelką Ich pomoc i sprzyjanie, za które nie podziękowaliśmy.  Zasadne zda się jednak rozciągnąć takie podejście i na codzienność – czy to powierzyć swoją wdzięczność świętemu Ogniowi, żeby poniósł ją z modlitwą do „właściwego Adresata”, czy zwrócić się do konkretnego Bóstwa wprost – jeżeli czujemy z takowym szczególny związek.


2024-01-22

Dzień dobry, ja z taką nietypową sprawą...

Dobrze jest poruszyć kwestię, dość powszechną, wśród współczesnych rodzimowierców. Chodzi o pojawiające się często pytanie: “Mam taki, a taki kłopot - do jakiego Boga mogę się z nim zwrócić?”. Pytanie jest tyle zrozumiałe i zasadne, co błędnie postawione. 

Nasza religia jest politeistyczna, a poszczególne Bogi mają sobie właściwe dziedziny, w których mają największą władzę. Zapaśnik proszący Matkę Mokosz o zwycięstwo w walce bokserskiej, albo podróżnik zwracający się do Dziadunia Welesa z prośbą o bezpieczną podróż samolotem z pewnością wzbudzą zdziwienie widzących taki akt ludzi, a być może i słuchających takich modlitw Bogów. Być może. 

Źródło: Beep Boop Art

Wydaje się, że chwilami dokonujemy antykalki z dominującego współcześnie monoteizmu, starając się rozdrobnić sacrum między Bóstwa “resortowe”, wyspecjalizowane w wąskiej dziedzinie. O ile tak przerysowane przykłady zdają się być oczywiste, to jest też wiele sytuacji mniej “ostrych”. Akademicka rekonstrukcja religii Słowian dość niby jasno sugeruje Welesa jako Adresata próśb o zdrowie czy bezpieczeństwa dobytku. Co jednak z człowiekiem, który odczuwa silne związki z Gromowładnym - składu Mu ofiary i ma poczucie wysłuchania swoich modlitw? Naturalne zda się jeśli w pierwszym odruchu zwróci się właśnie do Niego, zamiast do Dziadunia. Pamiętajmy, że - ze wszystkimi zastrzeżeniami niedoskonałości ludzkiego poznania i w porównaniu z Bogami nieporównanie bardziej ograniczonej psychiki - nasza religia zakłada jednak traktowanie Bogów jako osobowych i potężnych. 

O ile dbałość o prawidłowe kierowanie swoich modlitw jest zdrowym odruchem, tak kurczowe trzymanie się “z tym tylko do tego Bóstwa, z tym do tamtego”, to trochę jak zapominanie o tym aspekcie osobowym, a redukowanie Ich do dysponującej wyspecjalizowanymi pionami Nadprzyrodzonej Obsługi Klienta.