Jest więc poniedziałek, godzina 08:00, co oznacza czas na Waszą cotygodniową porcję przemyśleń z zagłębia wiary w duchy, z Chramu Jantar na Świętej Ziemi Pomorskiej. Dziś o ociepleniu, którego nie ma.
Przynajmniej niektórzy tak mówią. Inni nie aktualizują niektórych danych. Na przykład nie sprawdzają prognozy pogody – jak ja, jadąc do Norwegii. Podobnie moja żona. Dlatego właśnie pod hasłem „Jedziesz do Norwegii! Zamarzniesz!” ukochana spakowała mi najgrubszą zimową kurtkę, która leżała nieużywana od kilku lat na dnie szafy, a ja – nie zaprotestowałem. Na miejscu okazała się być zasadniczo sporym i nieporęcznym, ale niezbyt potrzebnym tobołkiem. Jestem tu w tej chwili pełnej cztery tygodnie i rzeczywiście przydała mi się dokładnie przez jeden dwudzionek – nie było wtedy silnego mrozu, ale wiał przenikliwy, zimny i mokry wiatr, a mnie zachciało się chodzić po górach. Natomiast ostatnią sobotę, mimo jeszcze silniejszego wiatru, spędziłem na krótkim rękawku – również w górach. Ociepliło się. Przez ten okres śnieg widziałem może przez dwa, trzy dni: we środę był wszędzie, a w piątek nie było już po nim śladu. Miejscowi opowiadają też o jednej z okolicznych gór – kiedyś drzewa sięgały zaledwie 0.9km od wierzchołka, ale przez ocieplenie zdobyły kolejne 400m. Ale pocieszają się, że jeszcze mają gdzie pojechać na narty. Zawsze coś.
![]() |
Ośnieżony (jeszcze) kawałek Norwegii |
Mieszkając w Polsce można o ociepleniu przez większą część roku zasadniczo nie myśleć. Zimą nie ma śniegu i tyle, trudno. Tutaj jednak jego skutki widać na co dzień, jak na dłoni. Wobec powyższego, trudno nie zadać pytania: Co na to Bogowie? Co na to pozostałe duchy? W końcu Przyroda to hierofania, przejawia się w niej świętość, Bogowie. I ta Przyroda wyraźnie się zmienia. Czy to my swoją samodzielna głupotą wszystko zepsuliśmy? Może to Żmij znudzony rokrocznymi bęckami od Gromowładnego sobie odpuścił (albo się przyczaił i zmienia taktykę…). A może to Bogom się znudziło i oglądamy przygotowania do „przywrócenia ustawień wyjściowych”? Nie będzie jasnej odpowiedzi, ale oczywiste jest, że kończy się pewna epoka, czy raczej: dogorywają jej smętne resztki. Świat się zmienił: tak jego widoczna dla nas warstwa, jak i będące nim duchy („nim”, nie „w nim” – to nie literówka). Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, a takiego świata w jakim żyli Przodkowie (czy nawet my sami sprzed nastu lat) już nie ma i nie będzie.
Co z tym zrobić? Chyba tylko zastanowić się nad sobą, swoim życiem i tym, jakim duchom nasze działania przysparzają trudności, a jakim otwierają drogę do rozgoszczenia się wokół nas. I warto zastanowić się porządnie, bo to nasi przyszli sąsiedzi – na dobre i złe!