Rodzimowierstwo słowiańskie nie jest religią starożytną. Na starożytnej podstawie buduje swoje treści i to je traktuje jako główne źródło i sprawdzian swoich pomysłów. Żywa religia nie udaje jednak życia w próżni i zachowując prastare treści, musi co najmniej formy dostosowywać do zastanych realiów. Dziś pomówimy sobie trochę o tym, na czym wiara rodzima opiera się w głównej mierze i dlaczego zwierzęta trójnogie są stabilniejsze od dwunożnych.
Po kolei: punktem wyjścia, bez którego nie sposób w ogóle mówić o wierze „rodzimej”, jest tradycja. Ta wyciągana ze średniowiecznych kronik, ze zbieranych przez Kolberga pieśni czy notowanego przez Moszyńskiego i spółkę folkloru. Jakkolwiek różnych pomysłów na duchowość czy interpretacje szczegółowe nie mieliby poszczególni wyznawcy, odwoływanie się do wspólnego dziedzictwa stanowi o tożsamości rodzimowierców – a w zasadzie to szerzej, jako Polaków czy nawet Słowian w ogóle. Tu odnajdujemy imiona Bogów, teksty czy zarysy obrzędów.
Wierze rodzimej, nie do końca szczęśliwie, wpiera się nieraz bycie „kultem Przyrody”. Swego czasu w Drodze do Bogów odnieśliśmy się (negatywnie) do takiego postawienia sprawy, tu należy się jednak zgodzić, że:
- element „kultu Przyrody” wiara rodzima bezsprzecznie w sobie zawiera,
- wątek ekologiczny jest we współczesnym rodzimowierstwie i ważny i pożądany.
Traktując Przyrodę jako wyłączne dzieło Bogów i przestrzeń przejawiania się świętości, nie sposób odmówić jej głębokiej czci. Zaangażowanie się w jej ochronę – nawet przez tak „małe” a potrzebne działania jak sprzątnięcie kawałka lasu – pozwala włączyć się w działanie na rzecz bożego ładu, a jej kontemplacja – pozwala zdecydowanie pogłębić swoje rozumienie treści mitów i doświadczenie duchowe.
W ten sposób przechodzimy do ostatniej, niekiedy nie docenianej, części, mianowicie do skojarzonej z wiarą rodzimą „ezoteryki”. Celowo używamy to słowa mocno zszarganego, którym podcierają się horoskopy z kolorowych gazetek, wszelkiej maści wróżbici z telewizorni czy inne cudaki. Jak bowiem od większości z nich należy trzymać się możliwie najdalej, tak nie ma podstaw sądzić, że z wiarą Przodków nie wiązał się żaden korpus wiedzy „ezoterycznej” – przeznaczonej dla wtajemniczonych. Wręcz przeciwnie; zagadywani przez etnografów guślarze i szeptuchy nie dzielili się chętnie tajnikami swego fachu. Badania porównawcze wskazują, że celtyccy druidzi czy indyjscy bramini – indoeuropejscy kuzyni naszych żerców i wołchwów – również tworzyli rozbudowaną naukę duchową, a w Grecji sławne były misteria w Eleusis. Jak się to zbierze, staje się dość jasne, że historyczna religia Słowian dostarczała takich „głębszych” treści duchowych swoim wyznawcom – przynajmniej tym z odpowiednimi predyspozycjami. Rolę taką winno pełnić i współczesne rodzimowierstwo.
Podsumowując, rodzimowierstwo potrzebuje tych trzech filarów. Jeżeli skreślić tradycję, dostaniemy bliżej niezdefiniowane neopogaństwo, które nie będzie żadną miarą „rodzime”. Jeżeli skreślić Przyrodę, odcinamy się w oczywisty sposób od tego pierwotnego źródła duchowości. Odrzucenie „ezoteryki” redukowałoby religię do kółka teatralnego.
Zaprawieni weterani rodzimonetów mogą poczuć deja vu; podobny tekst (jako „Potrójne krzywe zwierciadło rodzimowierstwa”) jeden z kolegów popełnił lata temu na innym forum. Tekst został wówczas słusz-nie odebrany jako satyryczny. Kolega zeznaje, że nie przeprasza, bo o ile Bogom i Przodkom należne są cześć i nabożeństwo – tak nam, człowiekom, potrzeba dystansu do siebie 🙂