Pokazywanie postów oznaczonych etykietą animizm. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą animizm. Pokaż wszystkie posty

2025-03-10

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie – zachwyt i znużenie

Jest poniedziałek, godzina 08:00, co oznacza czas na Waszą cotygodniową porcję przemyśleń z zagłębia wiary w duchy, z Chramu Jantar na Świętej Ziemi Pomorskiej. Dzisiaj o przesileniu – ale nie astronomicznym, a nowymi wrażeniami.

Do Norwegii pojechałem w delegację z pracy, więc większość czasu spędzam tu tak naprawdę w biurze. Mimo to zostają popołudnia i dwudzionki (zadłużam się w tej chwili), kiedy da się to i owo zobaczyć, pozachwycać, pozwiedzać. A jednak - po kilku tygodniach spędzonych z dala od domu i rodziny, człowieka zaczyna ciągnąć do swojego. Czegoś podobnego doświadczyłem rok temu w Indiach. Tam zjawisko nastąpiło dużo szybciej, ale w sumie nie ma się czemu dziwić. Do Kraju nad Gangesem pojechałem podróżniczo-wczasowo, więc „chłonąłem” miejscowy, całkowicie odmienny, koloryt od pobudki do legnięcia w łóżku. W porównaniu z Indiami, Norwegia jest jednak dość podobna do Świętego Pomorza. Taka bardziej morska Gdynia z górami i częstszym wiatrem, tylko mówią po innemu. 

Zjawisko takiego znużenia może towarzyszyć rzeczywistemu zachwytowi. W Indiach była to odmienna kultura – a w zasadzie kultury, zważywszy wydarzenie, w którym uczestniczyłem. Były pokazy, pieśni i obrzędy. Na wyspach – Przyroda, ciągła obecność Morza, w sumie przyjaźni tubylcy, ślady „wikińskiej” przeszłości, z których są tutaj dumni. A jednak: człowiek wyrasta zanurzony w pewnym strumieniu duchów, którymi tętni jego Mała Ojczyzna, albo też: w pewnej sieci powiązań z nimi. Jak pisałem niedawno, dobrze tę bańkę czasem opuścić – by nie zacząć jej mylić z całym światem. Jednak nadmierne pozostawianie poza nią odcina dopływ ze źródła, które nas najbardziej kształtuje. Zda się mieć to szczególne znaczenie właśnie dla czciciela Starych Bogów, skoro nasz ruch dość istotnie zasadza się na „tożsamości tubylca”, a w Przyrodzie upatrujemy przejawienia się Bogów – w „naszej” Przyrodzie „naszych” Bogów. W cudzysłowie, bo ostatecznie wszystko się jakoś ze sobą łączy – na poziomie ekosystemów nie trzeba nawet krzty wiary w duchy żeby to po prostu wiedzieć.

Kiedy Wy czytaliście te słowa, ja byłem już na Świętej Ziemi Pomorskiej. I tak jak jestem wdzięczny Bogom za Dolę, w której mogłem zwiedzić kolejny kawałek świata, tak cieszę się, że znowu jestem u siebie. Nawet jeśli „tam” zobaczyłem po raz pierwszy Zorzę Polarną!

Zorza Polarna, wyspa Valderøy


2025-03-03

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie – nie ma żadnego ocieplenia

Jest więc poniedziałek, godzina 08:00, co oznacza czas na Waszą cotygodniową porcję przemyśleń z zagłębia wiary w duchy, z Chramu Jantar na Świętej Ziemi Pomorskiej. Dziś o ociepleniu, którego nie ma.

Przynajmniej niektórzy tak mówią. Inni nie aktualizują niektórych danych. Na przykład nie sprawdzają prognozy pogody – jak ja, jadąc do Norwegii. Podobnie moja żona. Dlatego właśnie pod hasłem „Jedziesz do Norwegii! Zamarzniesz!” ukochana spakowała mi najgrubszą zimową kurtkę, która leżała nieużywana od kilku lat na dnie szafy, a ja – nie zaprotestowałem. Na miejscu okazała się być zasadniczo sporym i nieporęcznym, ale niezbyt potrzebnym tobołkiem. Jestem tu w tej chwili pełnej cztery tygodnie i rzeczywiście przydała mi się dokładnie przez jeden dwudzionek – nie było wtedy silnego mrozu, ale wiał przenikliwy, zimny i mokry wiatr, a mnie zachciało się chodzić po górach. Natomiast ostatnią sobotę, mimo jeszcze silniejszego wiatru, spędziłem na krótkim rękawku – również w górach. Ociepliło się. Przez ten okres śnieg widziałem może przez dwa, trzy dni: we środę był wszędzie, a w piątek nie było już po nim śladu. Miejscowi opowiadają też o jednej z okolicznych gór – kiedyś drzewa sięgały zaledwie 0.9km od wierzchołka, ale przez ocieplenie zdobyły kolejne 400m. Ale pocieszają się, że jeszcze mają gdzie pojechać na narty. Zawsze coś.

Ośnieżony (jeszcze) kawałek Norwegii

Mieszkając w Polsce można o ociepleniu przez większą część roku zasadniczo nie myśleć. Zimą nie ma śniegu i tyle, trudno. Tutaj jednak jego skutki widać na co dzień, jak na dłoni. Wobec powyższego, trudno nie zadać pytania: Co na to Bogowie? Co na to pozostałe duchy? W końcu Przyroda to hierofania, przejawia się w niej świętość, Bogowie. I ta Przyroda wyraźnie się zmienia. Czy to my swoją samodzielna głupotą wszystko zepsuliśmy? Może to Żmij znudzony rokrocznymi bęckami od Gromowładnego sobie odpuścił (albo się przyczaił i zmienia taktykę…). A może to Bogom się znudziło i oglądamy przygotowania do „przywrócenia ustawień wyjściowych”? Nie będzie jasnej odpowiedzi, ale oczywiste jest, że kończy się pewna epoka, czy raczej: dogorywają jej smętne resztki. Świat się zmienił: tak jego widoczna dla nas warstwa, jak i będące nim duchy („nim”, nie „w nim” – to nie literówka). Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, a takiego świata w jakim żyli Przodkowie (czy nawet my sami sprzed nastu lat) już nie ma i nie będzie.

Co z tym zrobić? Chyba tylko zastanowić się nad sobą, swoim życiem i tym, jakim duchom nasze działania przysparzają trudności, a jakim otwierają drogę do rozgoszczenia się wokół nas. I warto zastanowić się porządnie, bo to nasi przyszli sąsiedzi – na dobre i złe!

2025-02-28

Po co nam tylu Bogów – zwracanie się do duchów miejsca, kiedy popełniłem zło

Jest piątek, godzina 08:00, co oznacza porę na garść powstających w Jantarze, na Pomorskiej Ziemi Świętej, wskazówek co do żywej czci Bogów. Dzisiaj nie o Wielkich Bogach, lecz o dzielących z nami ten świat duchach i czy mogą nam pomóc, kiedy zrobiliśmy coś „złego”.
Przymiotnik otrzymał cudzysłów, by od razu zwrócić uwagę na temat „zła”. Religia rodzima jest mniej skupiona na rozważaniach etyczno-społecznych, a bardziej na miejscu jednostki w świecie i porządku kosmicznym, jednak nieprawdą i szkodliwą bzdurą jest, jakoby pojęcia „dobra” i „zła” były jej obce. Po prostu, w porównaniu do ideologii, które uczyniły z nich główny przedmiot swego dyskursu, są nieco inaczej umocowane. Nie w przestrzeganiu zasad narzuconych arbitralnym nakazem Bóstwa, ale w skutku. Jeżeli jakieś działania przynosi dobre skutki to jest dobre – i na odwrót. Głębsze dywagacje mogą pojawić się przy ocenie poszczególnych sytuacji, ale ogólna zasada jest właśnie taka. Tyle wstępu. Załóżmy jednak, że rzeczywiście Jaś zrobił coś, co on sam uważa za złe i z czym źle się czuje. Ukradł coś, a nawet nie był głodny. Kąśliwa uwaga była na tyle głośna, że oprócz adresatki, słyszały ją jej wszystkie koleżanki z biura. Wepchnął się w kolejkę do kasy biletowej, dzięki czemu mógł te dwie minuty dłużej czekać na swój pociąg – patrząc jak tamten chłopak czeka na kolejny, bo na swój się o kilka sekund spóźnił. Cokolwiek, co sprawia, że zaburzone jest poczucie bycia „dobrym człowiekiem”, a przed Bogami jakoś tak głupio wtedy stawać. Traci się czystość obrzędową; choć tej zagrażają też inne, „pozamoralne” czynniki.

Stach z Warty (Stanisław Szukalski), "Idealista i cynik"

Czy w takich okolicznościach Jaś może jakoś zwrócić się do duchów, które współzamieszkują z nami ten świat, by pomogły się ze złem uporać? Odpowiedź narzuca się sama, jeżeli to właśnie owe duchy są pokrzywdzonymi. Chociaż jaskinia zapewne byłaby szczęśliwsza bez graffiti głoszącego „Jasio tu był”, a drzewo bez wyrżniętego nożem „Jaś + Małgosia 4ever” – to nie wszystkie szkody da się naprawić. Ale nawet wtedy należy zrobić ile się da i przeprosić – składając przy tym obiatę, z prośbą o usunięcie wynikłej z niechęci duchów zmazy. Rzecz można uzupełnić jednym z dobrze znanych zabiegów oczyszczających.
Co jednak jeśli Jaś swoim zachowaniem nie skrzywdził „żadnych” duchów, ale innego człowieka? Ależ to też są „duchy”! Nawet jeśli ubrane akurat w widzialne ciała, z którymi możemy się porozumieć wprost. Podejście nie będzie więc specjalnie różnić się od nakreślonego wyżej. A jednak, zawsze zamieszane są też duchy rozumiane bardziej klasycznie. Skoro „wszystko” ma ducha (jest duchem) to wszystko. Społeczność, której zasady narusza kradzież. Dworzec, w którym ludzie (zazwyczaj) grzecznie stoją w kolejce. Dobry animista rozpozna istoty, których interesy, prawa, dobre samopoczucie – zwał jak zwał – swoim zachowaniem naruszył i do nich również się zwróci.

2025-02-24

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie – czy cały świat wygląda jak moja okolica?

Zgodnie z zapowiedzią, doświadczalnie zmieniamy godzinę zamieszczania wpisów. Jest więc poniedziałek, godzina 08:00, co oznacza czas na Waszą cotygodniową porcję przemyśleń z zagłębia wiary w duchy, z Chramu Jantar na Świętej Ziemi Pomorskiej. Dziś trochę przemyśleń właśnie o niej, o obecności Morza i o tym, jak dumny mieszkaniec Świętego Pomorza czuje się na norweskich wysepkach.

Odpowiedź brzmi: tak dwojako. Z jednej strony jest tu naprawdę pięknie i jest się czym zachwycać. Zwłaszcza Morzem, dosłownie wszechobecnym. I tu właśnie pojawia się ukłucie zazdrości. W Polsce nie trzeba mieszkać dalej niż kilometr od brzegu Morza, żeby – jeśli nie ma się na to ochoty – go wcale nie uświadczać, w zasadzie przez dowolnie długi czas. Będą oczywiście rodzące się w nim duchy, niosące wilgotny wiatr, czy pokrzykujące wśród mew, ale Jego samego da się nie oglądać. Choć takich ludzi, którzy by Go celowo unikali jest chyba niewielu. Wielu za to przyjeżdża do Niego – albo w Góry – na wakacje. Oba te kierunki wyjazdowe są trudne do zrozumienia dla Norwega z tych okolic – on ma tego pod dostatkiem, gdy wyjrzy przez okno  sypialni.

Rzeźba terenu jest u nas łagodniejsza, a sama Ziemia mniej skalista. Jest też dużo bardziej żyzna. Większość mieszczuchów, takich jak ja, średnio to na codzień docenia, jednak w Polsce mamy dużo większe możliwości rolnicze niż taka Norwegia. Tutaj szczodrze darzą rybą morskie wody, ale dla nas zdecydowanie bardziej hojna jest Matka Ziemia. Zda sie dobrze to tłumaczyć większą różnorodnosć dostępnej u nas „spożywki”. Koledzy z Krainy Fiordów narzekają, że dokądby nie poszli – wszędzie to samo. Nie żeby jakieś niedobre – ale to samo. Punktowych, samodzielnych piekarni, warzywniaków czy sklepów mięsnych jest tu jak na lekarstwo. Typowo rybnych zresztą też. Z braku klientów w Aalesund, otoczonym wioskami rybackimi, zamknął się niedawno ostatni taki sklep. 

Szczypiec kraba, znaleziony na plaży na wyspie Giske

Więc, choć i u nas trzeba się czasem wspiąć na jedno czy drugie wzgórze, to teren jest dużo bardziej płaski. Ktoś może zapytać „co w tym ciekawego”. Ano nic... jeśli nie zna się niczego innego. Niewątpliwą zaletą podróży jest wyrwanie się ze swojej bańki. Nasza ziemia i jej duchy przestają być wówczas „domyślnym” stanem całej rzeczywistości, a stają się czymś wyjątkowym i niepowtarzalnym w różnorodnym świecie. Oczywiście, wiedza o istnieniu innych krain to nie żadna ezoteryka, a wiadomości ze szkoły podstawowej, daleką podróż można dziś zapośredniczyć dzięki książkom czy vlogom podróżniczym. Jednak rzeczywiste doznanie innego miejsca i jego duchów sprawia, że myśl taka przestaje być intelektualnym konceptem. Staje się przeżytą rzeczywistością. Tego się zapośredniczyć nie da. 

Zachęcamy do śledzenia naszej strony, reagowania na posty, komentowania i co najważniejsze - oddawania czci Bogom!

2025-02-10

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie - inna Ziemia inne duchy, a Przyroda jest święta

Jest poniedziałek, godzina 19:00, co oznacza czas na Waszą cotygodniową porcję przemyśleń z zagłębia wiary w duchy, z Chramu Jantar na Świętej Ziemi Pomorskiej. Chociaż - tym razem tekst dla Was został napisany w Norwegii, tam mnie bowiem na kilka tygodni wywiało życie zawodowe. Zmiana otoczenia to ciekawa sposobność do spojrzenia na pewne sprawy z innego ujęcia i przemyślenia ich na nowo. Na przykład znaczenie Przyrody wobec zdążania do Bogów. Od dawna w Jantarze głoszona jest jej świętość, przez wzgląd na jej zdolność do przejawiania w sobie świętości i boskości. Jest też przesiąknięta duchami: duszami drzew, kamieni, wody, ptaków, zwierząt i czego tam jeszcze.

Jako mieszkaniec Świętego Pomorza jestem przyzwyczajony do tego, że Morze jest. Trzeba doń dojść, dojechać - ale jest osiągalne. Tu jest trochę inaczej. Okolice Aalesund (czyt “Olesund”, przez długie ‘O’) gdzie przebywam, to grupa skalistych wysepek. Otwierasz drzwi od domu - Morze. Jedziesz autobusem do pracy - Morze. Znaczy się, po drodze są ze dwa tunele łączące sąsiednie wyspy, gdzieś tam jakieś miasto, ale ogólnie: Morze. I góry. W zasięgu wzroku prawie zawsze jest ich co najmniej kilka. Z dużej odległości zazwyczaj widać te wyższe, okryte śniegiem. I wieje. Mam ze sobą puchową kurtkę, która w Polsce leżała kilka lat na dnie szafy. Tutaj też okazałaby się bezużyteczna, gdyby w niedzielę nie zaczęło porządnie wiać. Zimny i mokry wiatr, hulający tu sobie między Morzem, górami i wyspami skutecznie uwięziłby mnie w mieszkaniu, gdybym miał jedynie polar, który jeszcze kilka dni temu całkowicie wystarczał. Kurtka miała się przydać na norweskie mrozy; tych nie ma, bo pierwszy szron zobaczyłem tu dopiero prawie po tygodniu, a śnieg jedynie dawno uprzątnięty po poprzednich opadach, na hałdzie w kącie parkingu - i oczywiście na odległych górach. Warto dodać, że łuna od miasta jest tu dużo słabsza, więc kiedy w nocy było czyste, bezchmurne niebo - wychodziłem co chwila pozachwycać się Miesiączejkiem i Gwiazdkami na Niebie. Na Zorzę się jeszcze nie załapałem. 

Jeden z najczęstszych widoczków tej okolicy - kawałek lądu, skały, Morze i Niebo

Jest tu zupełnie inaczej niż u nas. A jednak da się to lubić, nawet bardzo. Jest tu naprawdę pięknie. Tutejsza Przyroda rozbrzmiewa głosem ożywiających ją duchów i czuć w niej obecność Bogów. Raczej nie do końca Tych samych co u nas, ale ta strona to porządne (tym razem bez ironii) medium, poświęcone praktykowanej w Jantarze religii, więc nie będziemy dociekać, czy Perun i Thor to Kuzyni, różne twarze, tego samego Boga, ukazującego się różnym ludom, odrębni Bogowie - czy dowolna inna możliwość. O jałowości takich rozważań pisaliśmy zresztą tydzień temu. Ale do rzeczy: tutaj też można doświadczyć boskości. Jest to odmienne przeżycie, niż na naszej Ziemi, ale również pozwalające ujrzeć to co święte, tyle że z innego kąta.

Ze swoimi codziennymi modlitwami i praktykami wciąż zwracam się do naszych rodzimych Bogiń i Bogów. Jestem Słowianinem, Oni są moimi Bogami. Jednak, dodaję też cześć Bogów, którzy są prawowitymi Gospodarzami miejsca, w którym jestem teraz gościem. Jednego dnia zaś idąc na spacer zostałem powitany przez parę kruków, które mają gniazdo nieopodal - jakoś odruchowo pozdrowiłem wówczas właśnie Odyna. Czy to znaczy, że wróciwszy do domu postawię nagle posążki Bóstw z Eddy na swoim ołtarzyku? W żadnym razie. Skoro jednak wszędzie są duchy i Bogowie, to wypada oddać cześć tym, którzy gospodarzą w miejscu, do którego trafiliśmy. 

Zachęcamy do śledzenia naszej strony, reagowania na posty, komentowania i co najważniejsze - oddawania czci Bogom!

2025-01-31

Po co nam tylu Bogów - Swarożyc, a koszmary, nawiedzenia i złe duchy

Jest piątek, godzina 19:00, co oznacza porę na garść powstających w Jantarze, na Pomorskiej Ziemi Świętej, wskazówek co do żywej czci Bogów. W dzisiejszym wpisie opowiemy o Bogu Ognia, Swarożycu i poszukiwaniu Jego pomocy, kiedy borykamy się z koszmarami czy nawiedzeniami ze strony złośliwych duchów. Jest to dokładnie to samo zagadnienie, które Dola wybrała nam do omówienia wobec Boga Ognia w poprzednim cyklu wpisów z tej serii, co bierzemy za sposobność do rozwinięcia rozważań. 

Syn Swarogowy gore w sercu wszystkich naszych obrzędów, przyprowadzając do nas pozostałych Bogów i naszych Przodków, Im zaś zanosi nasze żertwy. Wokół Niego też zbudowane są podstawy proponowanej przez nas czci domowej, prywatnej. Będąc z nami odstrasza i zmusza do odejścia złośliwe, nieczyste byty, które mogłyby swą obecnością zaszkodzić uroczystościom - i nad zatrzymamy się dzisiaj. Zdarzają się okoliczności, kiedy wszystko idzie “nie tak”. Sprzed twojego nosa ktoś inny kupił ostatni słoiczek ulubionego dżemu. Masz dwie minuty do pociągu, a ten pan przed tobą nie kupuje zwykłego jednorazowego biletu, lecz miesięczny. Kolega wychodzi nagle z toalety, pod którą akurat przechodzisz z kubkiem gorącej kawy. Do najgorszych pomysłów należy doszukiwanie się złośliwego zawzięcia duchów po jednorazowym takim zdarzeniu; byłoby to prowokowanie ich. Jeśli jednak mniejsze i większe, pechowe zdarzenia towarzyszą Jasiowi na co dzień, niemal nieustannie, to zda się rzeczywiście jakieś byty przyczepiły się do niego i rzucają kłody pod nogi. Zazwyczaj nie wiadomo, czy jest to przygodnie “zassany” złol z meliny, pod którą Jaś tylko przechodził, czy wylęgły z myśli sąsiada zazdrosnego o nowy Jasia samochód, cień dokuczliwego ojca, czy coś jeszcze-jeszcze innego. Zresztą, czort wie czy jest lepiej kiedy wiadomo, bo uprzykrzony duch stawia się przed Jasiem osobiście: choćby śniąc się żeby szydzić, żądać i przeszkadzać.

Zdjęcie z ostatnich Szczodrych Godów - Jantarowicze zgromadzeni wokół Świętego Ognia

Rozmaitość duchów i możliwych przyczyn ich złośliwości są w zasadzie nieograniczone. Czasem może pojawić się wyraźna wskazówka, jak sen, liczne zbiegi okoliczności (nie ma “przypadków”!), czy wróżba, że mają dobry powód. Zamiast kupić kwiatki na grób babci, Jaś wziął je z grobu sąsiada. Albo wręcz przeciwnie: owa babcia widzi z “tamtej strony”, że Jaś zwyczajnie sobie nie poradzi z pracą operatora dźwigu, o którą tak bardzo się stara i dlatego właśnie podkopuje wszystkie jego dążenia w tym kierunku. Jednak, jeśli tak nie jest to nie warto poddawać się na pastwę czegoś po prostu złośliwego. Święty Ogień jest wówczas jednym z Tych, którzy mogą nas ocalić najskuteczniej. Człowiek od dawien dawna pokłada ufność i nadzieję w płynących z Niego cieple i świetle. Rozpalenie Świętego Ognia może stać się w różnych miejscach i okolicznościach. Od ułożonego gdzieś na własnej ziemi dużego, pięknego stosu drewna, przez leśne ognisko z kilku gałęzi, aż po migającą na domowym ołtarzyku świeczkę. Powitawszy Gościa w Czerwonym Płaszczu i uczciwszy Jego darem i modlitwą - może Jaś poprosić o spalenie i rozpędzenie dręczących go istot. Czy powinien przy tym skakać nad Ogieńkiem, niby w czas Sobótki, pląsać przy Nim, albo jeszcze jakoś starać się doń zbliżyć? Zda się jak najbardziej: z ostrożnością, czcią, szacunkiem przyjść do Ognia i pozwolić Jemu działać.

2025-01-24

Po co nam tylu Bogów - Weles i oczyszczenie

Jest piątek, godzina 19:00, co oznacza porę na garść powstających w Jantarze, na Pomorskiej Ziemi Świętej, wskazówek co do żywej czci Bogów. Dzisiaj o Rogatym Dziaduniu Welesie, w okolicznościach kiedy potrzebujemy oczyszczenia.

Cześć Rogatego Dziadunia należy do żelaznej podstawy uprawianego w Jantarze kultu: obchodzimy Jego osobne święto, zapraszamy Go na wszystkie święta słoneczne i prosimy każdorazowo o bycie Gospodarzem Dziadów jesiennych. W porze ciemnej odbywamy też pod Jego opieką nocne czuwania w pewnym leśnym ustroniu.

Dzisiaj o szukaniu Jego pomocy przy oczyszczeniu. Jest to bardzo szerokie zagadnienie, obejmujące różnorodne okoliczności: od przywrócenia dobra i ładu po styczności z kimś “plugawym”, przez uwolnienie od złośliwego ducha czy złorzeczenia, aż po usunięcie ze swojego życia zbędnych w istocie obciążeń i zawad. Można tu oczywiście przypisać dużo więcej: wszystko to bowiem w istocie duch, który wkracza w nasze życie. Albo pod którego władzę się dostajemy - mniej lub bardziej (nie)świadomie. Można też tak spojrzeć na to, co nazwalibyśmy po prostu “leczeniem”: jako na wydostawanie się z objęć ducha choroby, co zda się szczególnie wpisywać w tradycję kłopotów, z którymi nasi Przodkowie zwracali się od dawna do Welesa - wspomnienie o Nim jako Wielkim Uzdrowicielu* silnie przetrwało w “pamięci ludu”.

Weles jako Gospodarz podziemnej krainy, Pasterz Przodków, przewodzi wielu różnym istotom, z których (co najmniej) część my - mieszkańcy środkowego świata - uznalibyśmy za groźną, może nawet straszną. Zwrócenie się właśnie do Wodza podziemnych duchów z modlitwą i ofiarą w intencji oczyszczenia zda się więcej niż dobrym pomysłem.

Mariusz Szmerdt, "Weles" - znalezione przez Google


Pamiętać przy tym trzeba o jednym: przeszłość przechowała świadectwa przysiąg składanych na tego Boga. Składanych pod groźbą straszliwej, śmiertelnej, kary za ich złamanie. Nie pozostawia to wątpliwości, że Dziadunio jest Bogiem bardzo prawym, wymagającym dochowania swoich zobowiązań. Stąd jeśli sprawa, z którą chcemy się doń zwrócić, wikła jakoś to, co przyobiecaliśmy (choćby sami sobie) - upewnijmy się, że zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, żeby to wypełnić. Z jednej strony można się łudzić, że wobec Przodków miał być tak surowy, bo przysięgano konkretnie na Niego, ale z drugiej - po co ryzykować drażnienie Bożeńka?

Dla domknięcia tematu oczyszczenia wypada przypomnieć o jeszcze jednej sprawie: o czystości obrzędowej. Ta jest szczególnie ważna w tradycyjnych religiach, w oparciu o które kształtuje się też kult Jantaru. Zapewniające ją oczyszczenie - podobnie jak mnóstwo innych rzeczy - można uskutecznić na wiele sposobów i włączając w to wiele Bóstw czy duchów. Jednak to właśnie skupiający w swoim ręku władzę nad wieloma, bardzo różnymi, duchami Dziadunio zda się być lepiej niż “dobrym” Wspomożycielem w jej osiągnięciu.

* samo określenie moje, współczesne


2025-01-13

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie - pomódl się

Jest poniedziałek, godzina 19:00, co oznacza czas na Waszą cotygodniową porcję przemyśleń z zagłębia animizmu, z Jantaru na Świętym Pomorzu. Dzisiaj hasło proste i jasne, a przez to dla niektórych trudne: “pomódl się”. W nowoczesnym świecie dużą nośność zyskały hasła inne, nawołujące do samodzielności, brania losu we własne ręce czy do bycia jego kowalem. Nie wnikając w ich słuszność (lub jej brak) poprzestańmy na obserwacji, że ich podstawowym tworzywem jest wiara we własne siły i wielką sprawczość człowieka. I jest to dobre: działanie skuteczne wymaga wiary w jego powodzenie i celowość, a samo z siebie, zrobi się niewiele dobrego. Jednocześnie jednak takie treści przygotowują grunt dla braku pokory, którego skutki są zazwyczaj opłakane.

Tymczasem dobry animista wie, że nigdy nie jest sam/a i nie działa w pustce. W świecie wypełnionym duchami “sprawstwo człowieka” to ledwie jeden z wielu, wielu czynników, które spotykając się współtworzą wynikową rzeczywistość. Chociaż “świat wypełniony duchami” to niezbyt szczęśliwe określenie. Brzmi jakby owe duchy były jakimś rozszerzeniem “świata w wersji podstawowej” albo wypełniaczem, łatającym luki poznawcze. W istocie chodzi o coś dokładnie odwrotnego: świat jest duchami wypełniony, bo jest przez nie ożywiany - napędzany, animowany. Człowiek nie chodziłby i nie mówił bez swojej duszy, kamień bez swojego ducha nie mógłby stać, ptak bez swego śpiewać. Dusza wypełnia rzeczywistość od środka, będąc źródłem jej istnienia. Mniej jak wodą gąbkę, a bardziej jak pestka jabłko. Albo śliwkę.

Rodzimowiercy z Jantaru podczas obchodów Sobótki 2023, fot. Krzysztof Szweda

W tym miejscu dochodzimy do przedłożonego dziś hasła - pomódl się. Nie skupiajmy się jednak na znaczeniu słownikowym, związanym z usilnym dopraszaniem się spełnienia swojego życzenia, ale na potocznym, związanym po prostu z rozmową z Bóstwem. Intencja błagalna może tu być zawarta, ale nie musi. Trzeba bowiem stwierdzić, że część owych duchów, o których tyle mówimy, a związanych z samym Niebem, Miesiącem czy Morzem - jest tak stara i silna, że bardziej wypadałoby mówić nie o “pospolitych duchach”, ale o “Bogach” - tak tę sprawę rozumiemy. Jakby jednak nie było: skoro od Nich pochodzi duża część tego co dobre, to wypadałoby uznać Ich sprawstwo i właśnie do Nich się zwracać.  Kiedy i w jakich sprawach? Szczegółowo piszemy o tym w innej serii, “Po co nam tylu Bogów”, toteż tu możemy podejść z nieco innej strony. Przede wszystkim do Bogów (i innych duchów!) nie trzeba modlić się “o coś”, ale dla samego lepszego zrozumienia pewnego aspektu rzeczywistości. Zachwyciła Cię potęga wzburzonego Morza? Oddaj Mu cześć, pokłoń się Jego Gospodarzowi. Cieszą Cię promienie Słońca po długiej i smutnej szarudze? Podziękuj Ogniowi Niebieskiemu za Jego światło. Urzeka Cię szum drzew w lesie? Wsłuchaj się i pomódl o lepsze zrozumienie, czego możesz się odeń nauczyć. Nie zawsze będziesz potrafiła przypasować imiona Bogów - czy toz Gieysztora, czy z naszych opracowań. czy skądinąd. To nie szkodzi, bo nawet żyjący w ciągłości swej duchowej tradycji starożytni nie rościli sobie pewności w sprawach boskich. Kiedy masz do czynienia z jakąś Siłą to nawet nie zawsze musi Cię bardzo zajmować, czy jest to “prawdziwe Bóstwo” (cokolwiek miałoby to znaczyć), czy “po prostu duch” (jak wyżej). Ważne czy czujesz, że styczność taka podnosi jakoś Ciebie, Twoją duszę, do czegoś lepszego niż jesteś teraz.

Rozpędziłem się, a założona objętość tekstu się kończy. Skoro dzisiaj pozachęcaliśmy się do modlitwy, to w kolejnych wpisach podejdziemy do sprawy z innej strony - “jak” to robić.


2025-01-06

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie - magia, nauka i religia

Jest poniedziałek, godzina 19:00, co oznacza czas na Waszą cotygodniową dawkę Jantarowego, animistycznego spojrzenia na świat, powstającego na Pomorskiej Ziemi Świętej. Hasło na dziś “magia, nauka i religia”. Natchnienie do tego wpisu powstało przy okazji wpisu poprzedniego, gdzie piętnowaliśmy zjawisko pseudonauki, a część z Was dopytywała, czy do jednego worka z nią wrzucamy “magię”. Odpowiadamy: “tak i nie”. 

Zgodnie z potocznymi pojęciami, magia i religia to dziedziny zajmujące się tajemniczymi siłami i istotami - “nadprzyrodzonymi” czy “spoza świata”. Zwał jak zwał. Nie będziemy silić się tu na podawanie ich rozróżnień czy definicji, nad czym dość nałamali sobie głów antropolodzy, a będziemy mówić po prostu o duchach, obrzędach, o Bogach itd. Wszystko to często przeciwstawia się nauce - oczyszczonej z zabobonu, a opartej jeno na rozumie i ścisłych prawach. Frazerowski trójpodział na magię, naukę i religię jest fajny, kiedy obmyślamy mechanikę gry fabularnej, jednak w życiu okazuje się mało przydatny.

Pomorski Jantar głosi skrajny animizm, czy też panpneumię, z wszechobecnymi duchami, a do tego z przejawiającymi się we wszystkim Bogami (kiedyś rozwiniemy i ten wątek). Z marszu czyni to wszelkie mury między “magią i religią”, a “nauką” złudnymi. Jeżeli mamy śpiewającego nad chorym znachora, modlącą się o jego zdrowie rodzinę, czy lekarza z medykamentem - to wszyscy oni włączają w leczenie “jakieś” duchy (a pewnie i samych Bogów). Jedyne pytania pozostają co do sposobu, podejścia i co to są za duchy. To że nowoczesna medycyna obywa się bez ujmowania duchów w swojej teorii, nie przeszkadza dostrzegać ich obecności. Skoro duchy są wszędzie, to nie tylko w Morzu, rybach i ludziach, ale także w aparaturze medycznej, garści tabletek czy nawet - tak oczywiste, że aż nieoczywiste - w lekarzu, który może być całkowicie innego wyznania, albo zgoła niewierzący. Mówienie o szczelnym wypełnieniu rzeczywistości przez duchy, niczego nie mówi o skuteczności różnych sposobów pracy z nimi. I to tu jest granica, gdzie kończą się (względnie) bezpieczne wody rozsądku, a zaczynają zdradliwe prądy pseudonauki. To tutaj lęgną się czarty podsuwające ludziom zmyślenia i rojenia, sprzedając je jako prawdę. Jedne mogą mamić, uchodzącym za skuteczne zaklęcia “czarodziejskim” bełkotem, a inne językiem fachowego artykułu - głosić zwykłe kłamstwa. Nie ma znaczenia opakowanie, w którym ten pomiot Żmija ukrywa swój jad.

Elena Volovnik "Wir pragnień"

Czy to znaczy, że stawiamy prawdziwość “duchów” na równi z “nauką”? Oczywiście, że tak. Praktykowanie kultu bez wiary w jego rzeczywistość byłoby hipokryzją lub teatrzykiem. Doświadczaliśmy jej zresztą nie raz. Czy skuteczność guseł i modlitw jest równie powtarzalna co techniki i rzeczy opartych na naukach przyrodniczych? Nie, bo zależy od wielu więcej, nie zawsze dla nas jasnych czynników - z wolą Bogów i duchów na czele. Jednak jeżeli ktoś zechce deszcz spadający po modlitwach zbywać jako zwykły zbieg okoliczności - to już jego sprawa. My wiemy, że spadł, bo Bogowie nas wysłuchali.


2024-12-27

Po co nam tylu Bogów?

Seria “Po co nam tylu Bogów” towarzyszy nam już od kilku tygodni. Dzisiaj pierwszy wpis pod Nowym Słonejkiem. Dzisiaj nie ma więc losowo wybranego do omówienia Bóstwa i losowo wybranego tematu - zamiast tego będzie rzeczywiście: “Po co nam tylu Bogów?”

Stanowiący dzieło Bogów i wypełniony Ich obecnością świat to dokładnie ten, w którym przyszło nam żyć. Jak bardzo nie udałoby nam się go antropopresją zepsuć, czy wmówić sobie niezależności od “kaprysów Przyrody” - pozostajemy jego częścią. Ale to nie tylko, dość oczywiste i niepodważalne, zależności w rodzaju łańcucha pokarmowego czy dzielenia wspólnych zasobów wody i powietrza z całą resztą planety. Chodzi o to, że Bogowie są tu i teraz.

"Światowid ze Zburcza", zdjęcie ze strony Muzeum Archeologicznego w Krakowi

Są tu i teraz, bo przejawiają się we wszystkim i we wszystkich. Jest to nie tyle sprawa “wiary” (chociaż ta oczywiście pomaga), ale pewnego spojrzenia na świat. Jeżeli w uśmiechu żony widzę światło Słonejka, w zalecającym się do dziewczyny chłopaku widzę Jarowita, czy słyszę duchy Przodków kiedy wspominam żarty mojego Dziadka - to zacząłem “to” widzieć. Tu nie dość powtarzać, że nie chodzi o redukcję i sprowadzanie Bogów i Przodków do metaforycznych nakładek na rzeczywistość. Ich przejawianie się w codziennych zjawiskach to po prostu jeden z (i jak dostępny!) sposobów obcowania z Nimi. Oddajemy więc cześć Bogom, żeby szukać Ich wsparcia i uczestniczyć w świętej rzeczywistości.

A już od następnego tygodnia wracamy do regularnych wpisów z tej serii :)

2024-11-04

Słowianie z Jantaru we współczesnym świecie – zdobycze techniki, mieszczuchy i wiara w duchy

Słowo się rzekło: „jesteśmy współczesnymi ludźmi, tyle że z konkretną religią”. Nasza stoi w podwójnej kontrze do (negatywnie pojętej) „nowoczesności”. Nie dość że jest po prostu religią, a te wypadają z łask „cywilizowanego Zachodu”, do którego nasz kraj aspiruje, to jeszcze jest „prymitywna”. Już z samej zasady rodzimowierstwo słowiańskie odwołuje się do archaicznych treści, wraz z politeizmem, składaniem materialnych obiat (ofiar) czy odprawianiem wokół Ognia obrzędów, na których śpiewa się stare pieśni – częstokroć wzięte z tradycji spisywanej po wsiach te sto – dwieście lat temu. My dokładamy do tego wszechobecne duchy, w skrajnej formie animizmu czy też „panpneumii”, bo te byty są wszędzie. Jak to pogodzić z postępową nowoczesnością? Nijak. Ze współczesnością jako taką już się da.


Jeden z częstszych zarzutów głosi, że nauki ścisłe dostatecznie wyjaśniły działanie świata, bez powoływania się na Bogów. Będąc z wykształcenia doktorem nauk technicznych, czuję się szczególnie uprawniony zbijać takie twierdzenia: fizyka i pozostałe nauki przyrodnicze niczego nie orzekają o Bogach i orzekać nie mogą. Bo Ich nie badają. Interesują się wyjaśnianiem pewnych mechanizmów i ich praktycznym wykorzystaniem – i w tym są bardzo skuteczne. Nie ma jednak żadnego prawa fizyki, które jakkolwiek wykluczałoby działanie duchów. Niczego nie zmienia też to, że umiemy wyjaśnić powstawanie błyskawicy różnicą potencjałów elektrycznych, a żaden balon meteorologiczny nie natknął się na uwieńczonego dębowymi liśćmi kulturystę siedzącego w chmurach. Naukowe poznanie świata przybliża nas do zrozumienia go, oraz obecnych w nim przejawów boskości. Nie wyczerpuje jednak wszystkiego, zwłaszcza tak powszechnego w naszym gatunku jak intuicja sacrum. I na nic zdadzą się tu wszystkie psychologizujące redukcjonizmy, w myśl których Pradawni Bogowie to w najlepszym razie kulturowe manifestacje jungowskich archetypów. Bogowie po prostu są.


Niektórzy łączą też archaiczne religie z bolączkami archaicznych ustrojów społecznych. Względnie zamknięte społeczności sprzed kilku wieków miały swoje problemy. Mocne uzależnienie od wpasowania się w społeczność, silna nietolerancja wszelkiej inności, czy brak możliwości ucieczki z toksycznych relacji rodzinnych, z despotyczną władzą rodowej starszyzny. Trudno zaprzeczyć możliwości takich zjawisk w przeszłości... i zastąpieniu starych problemów nowymi w dzisiejszym świecie. Osadzenie w sieci nieanonimowych zależności sąsiedzko-rodzinnych zastąpiliśmy również osadzeniem w sieci – anonimowych łańcuchów dostaw towarów i usług oraz zależności urzędniczych. Do tego izolacją społeczna i brak poczucia wspólnoty. Ilu swoich sąsiadów potrafisz choćby wymienić z nazwiska? Jak i czy w ogóle jakość ich życia wpływa na Twoje? Z ostracyzmu wobec wszelkiej inności przeginamy w drugą stronę, gdzie wielu ludzi krępowałoby się w ogóle zadać pytanie o wyznawaną religię, a wszelkie próby bycia „wyrazistym” to proszenie się o oskarżenia o ekstremizm. Ale dlaczego w ogóle poruszamy ten temat teraz, skoro miało być o archaicznej religii? Dlatego, że wiara rodzima jest z definicji oparta na wspólnotowości i nie da się jej na dłuższą metę praktykować w społecznej izolacji. Rodzimowierstwo jest religią gromadną, w którą wpisane są choćby obrzędy sankcjonujące zmianę ról społecznych. Jednocześnie działa w oparciu o tradycję, która dostarcza wspólnego tła i poziomu odniesienia swoim uczestnikom.

Podsumowując, z różnych stron spotkaliśmy się z – wyrażonymi nawet w dobrej wierze i to przez całkiem rozsądne osoby – propozycjami rezygnacji z hasła „animizm”, odpuszczenia sobie „duchów” na rzecz „bytów energetycznych”, czy oparcia swoich przemyśleń religijnych na osiągnięciach fizyki kwantowej. Pozwolimy sobie jednak pozostać w archaicznej strefie komfortu pomorskiego Jantarowego animizmu 😊


2024-04-17

Świat jest żywy - okiem animisty

Przez lata przyzwyczailiśmy większość publiczności do tego, że “Jantar to animiści”, “u nas dominującym poglądem na religię jest animizm”, czy “obieramy animizm za punkt wyjścia religii w ogóle, a kulturę słowiańską uważamy za jego szczególną realizację”. Co więcej, ten nasz animizm to w istocie panpneumia - bo uważamy, że duchy są dosłownie wszędzie, we wszystkich i we wszystkim. Ale dość już mądrych pojęć - czas przybliżyć praktyczne konsekwencje takich pomysłów, a przede wszystkim… jak się z nimi oswoić!

Zacznijmy od rzeczy zdałoby się banalnej i tak prostej, że aż nazbyt oczywistej: zastanów się, choć przez chwilę, jak się czują mijani przez Ciebie ludzie. Nie ma sensu mówić o mistycznych związkach z duchami, jeżeli nazbyt często otaczających nas ludzi redukujemy do bezimiennego i bezkształtnego tłumu. Poświęć chociaż chwilę, żeby spojrzeć na każdą z napotykanych osób i pozwól pojawić się refleksji: “Ta pani czuje się…” i wystarczy. Nie próbuj zgadywać i snuć domysłów. Najważniejsze jest samo uzmysłowienie sobie, że ten człowiek obok też ma jakieś uczucia, też może odczuwać różne rzeczy.

Fot. Dawid Brzozowski

Kiedy oswoimy się już z takim patrzeniem na innych, włączamy kolejną sprawę: trzeba dostrzec, że wszyscy mają jakieś związki. Ten starszy pan na ławce może mieć żonę, która czeka w domu na zakupy, wnuka, który zapomniał zadzwonić, ulubioną ławkę, na której właśnie siedzi… Może. Ponownie nie chodzi o brnięcie w spekulacje, ale o zmianę sposobu patrzenia: ten człowiek nie jest odrębną jednostką. Ten człowiek jest węzłem, w którym spotykają się nitki biegnące do wielu, bardzo wielu innych bytów (do i od których również biegnie mnóstwo takich nitek). Szybko dojdziemy tą drogą do wniosku, że wszystko łączy się ze wszystkim i jesteśmy cały czas zanurzeni w gęstej sieci oddziaływań i powiązań.

Ostatni etap tego ćwiczenia może zdać się egzotyczny: staramy się dostrzec piękno w innych ludziach. Ważne, by nie wybierać (tylko) osób pociągających fizycznie, ale po prostu - innych ludzi. Starsza sprzedawczyni w sklepie mięsnym przyjaźnie się dzisiaj uśmiecha, pan z psem zadbał o czystość trawnika i posprzątał po swoim pupilu. Po co tak patrzeć? Od dawna poczucie piękna, zwłaszcza takiego bezinteresownego - trudnego do uzasadnienia biologicznymi popędami - przekonuje mnie o istnieniu dusz. Źródła zjawiska upatruję w zejściu się dusz podziwiającego i podziwianego, w którym doszły do porozumienia i przyjaźni. Warto więc z jednej strony wybierać takie właśnie małe rzeczy, które same w sobie nie robią czegoś konkretnego, ale tworzą poczucie piękna i ładu. Z drugiej nic na siłę: naszym celem nie jest rozbudzenie bezkrytycznej wszechmiłości do wszystkich ludzi, więc jeżeli naprawdę nie widzimy w ryczącym pijaku niczego godnego zachwytu to nie widzimy i tyle. Chociaż - można i wtedy dostrzec (i opłakać) piękno i dobro, które się w takim człowieku marnują.

Fot. Dawid Brzozowski

Kiedy już dobrze się czujesz z wykonywaniem tych kroków wobec innych ludzi… to jesteś na dobrym początku! Teraz czas włączyć w ćwiczenie inne byty. Proponowana tu kolejność to pomysł oparty na praktycznym podejściu, w skali wzrastającej trudności. Trudności tego, by dostrzec w tej istocie samodzielny podmiot. Więc zaczniemy względnie łatwo, bo od zwierząt i roślin. Nawet jeśli nie masz - wzorem rolniczego archetypu Słowiańszczyzny - własnego stada krów, czy pola pszenicy, to mijasz przecież koty, psy czy ptaki, bytujące w okolicy. Szczególnie te ostatnie są wdzięcznym przedmiotem ćwiczenia: tradycja dość wyraźnie mówi o ukazywaniu się w ich postaci dusz zmarłych. Czy ta wrona to ktoś, kogo pochowali kilka dni temu? Czy ten gołąb ma swe gniazdo gdzieś w okolicy? A może ma ulubiony “rewir”, gdzie emeryci dokarmiają ptaki? Może właśnie wygrzebał sobie coś do jedzenia ze śmietnika? Tak, zaraz będziemy zachwycać się pięknem jego lotu, ale nie bójmy się też widzieć rzeczy “brzydkich”. Życie składa się z różnych rzeczy. Potem możemy  spojrzeć na całokształt otaczającej nas zieleni i uświadomić sobie bardzo wyraźnie, że to wszystko żyje. Wszystkie drzewa, zarośla, wszystkie kwiaty i trawy. Pewnie nawet rozmawiają ze sobą. Możliwe nawet, że ta grupka dojrzałych drzew czuje się dumna, że osłaniają od wiatru kilka mniejszych, które z kolei są im wdzięczne… lub narzekają, że starsze pokolenie zasłania Im Słońce! 

W ten sposób przechodzimy łatwo do zjawisk przyrodniczych. Większości z nich nasza religia przyznaje boskich Opiekunów i jest to dobra sposobność, żeby i o Nich pomyśleć, jednak bez silenia się na dogmatyczne przypasowanie “Słońce - Swarożyc, Błyskawica - Perun, Mgła - hmm?”. Chodzi o wyrobienie sobie wrażliwości w postrzeganiu świata, a nie o katalogowanie. Czy Słonejko cieszy się widząc rozkwitające w Jego świetle życie? Jak wiele istot żyje w Jego świetle, albo raczej - czy jest coś, co nie ma z Nim w ogóle związku, choćby pośredniego? Całe piękno - przynajmniej to wzrokowe - jest tak naprawdę możliwe w ogóle dzięki Niemu. A prócz świecenia Słonejka tyle jeszcze dzieje się na świecie: pada deszcz, Morze szumi, Ogień trzeszczy. 

Fot. Dawid Brzozowski

Kiedy już oswoimy się z dostrzeganiem podmiotu w ludziach, zwierzętach i roślinach oraz w zjawiskach przyrodniczych, można przejść dalej: do przedmiotów “nieożywionych”. Przymiotnik piszę w cudzysłowie, bo przecież przyznajemy im duszę. Z pewnością łatwiej zacząć od czegoś, co budzi pewien sentyment. Scyzoryk, odziedziczony po ukochanym dziadku? Jak dużo widział? Czy jest w Twojej kieszeni równie zadowolony (mniej, bardziej?) jak był u dziadka? W ilu był miejscach i czego dokonał? Może porównuje nowe czasy z tym, co działo się pół wieku temu? Jednak nie ma się co ograniczać do własnych, ulubionych rzeczy. Pewien głaz w lesie ma przepiękny mech. Czy ten autobus miejski - jeden z całej floty różniących się tylko numerem na wyświetlaczu - lubi swoją trasę? Czy umiesz dostrzec coś ładnego w jego bryle?

Ostatnim etapem ćwiczenia jest włączenie bytów bez oczywistego ciała. Przykładem są pojęcia abstrakcyjne. W tym miejscu trzeba jednak przestrzec, żeby trzymać się raczej konkretów, bo mądrze brzmiące pojęcia da się dorobić do wszystkiego. Taki na przykład “animizm” - jest bardzo nośnym pojęciem (któremu poświęcony jest cały ten tekst i wiele innych), ale czy jest jakiś “Bóg animizmu”? Nawet jeśli takowy gdzieś w świecie astralnym, osnowie (czy jakkolwiek to jeszcze zwać) istnieje - to jest to zapewne istota dość odległa od namacalnych, codziennych doświadczeń. A ostatniego czego byśmy chcieli to skończyć z głowa w przysłowiowych chmurach. Wybierzmy “coś” (“kogoś”), co narzuca się samo: rodzina czy jakaś grupa (składają się z konkretnych ludzi). Czy miasto jest szczęśliwe? Jak działa na ludzi, którzy w nim mieszkają i pracują, którzy przez nie przejeżdżają. Ale może łatwiej będzie zacząć od duchów zmarłych: już nie mają fizycznego ciała, a jednak w sercu czujemy ich istnienie. Czy Przodkowie są z nas dumni? Jak wiele śladów pozostawili po sobie na tym świecie? Czy w Ich pamięci znajdujemy piękno?

Fot. Dawid Brzozowski

Dodajmy jeszcze kilka słów o niezbędnej w ćwiczeniu higienie psychicznej. Wyobraźmy sobie kogoś, kto praktykuje - nawet sumiennie - ale tylko wobec swojej rodziny, swoich kwiatów w ogrodzie, swoich uczuć. Łatwo można popaść w złudzenie, że jedyne co ważne w Kosmosie, dotyczy “mnie”. To nie wydaje się dobrą ścieżką, ale ma też swoje - równie niebezpieczne - przeciwieństwo. Jeżeli uznamy podmiotowość wszystkiego, możemy w imię źle pojętych altruizmu i empatii zapomnieć o podmiotowości własnej i zaniechać własnych działań. To też nie o to chodzi, żeby usiąść i pozostać w bezruchu; w sumie w ten sposób zabijamy też wszystko to, czego nie dokonaliśmy. Ograniczenie się do tego, co rzeczywiście uznamy za ważne i jesteśmy gotowi zrobić dobrze brzmi jednak już całkiem rozsądnie. Ponadto: nie zaczynaj ze wszystkim rozmawiać. Uznanie duszy kubka do kawy to jedno, prowadzenie z nim aktywnej rozmowy to już co innego. Nie żeby było to niemożliwe, ale normalnie ludzie mają znikomą zdolność do komunikacji poza własnym gatunkiem (a i tu ograniczoną choćby lingwistycznie). Co prawda i “postępowym”, nowoczesnym ludziom zdarza się mówić “No zapal!” do samochodu, czy “Proszę, działaj!” do dowolnego w sumie sprzętu - zazwyczaj jednak nie oczekują odpowiedzi. Nawet w archaicznych kulturach plemion łowiecko-zbierackich umiejętność rozmawiania ze zwierzętami czy ze zmarłymi jest postrzegana jako rzadki i cudowny dar. Jeżeli poczujesz, że duchy do Ciebie mówią i znajdziesz w tym prawdę to dobrze. Nie udawaj jednak, że zachodzi zjawisko, którego nie ma. Celem tego ćwiczenia jest wytworzenie animistycznej wrażliwości świata. Jeżeli pojawią się intuicyjne wglądy w zjawiska to bardzo dobrze. Nie szukaj ich jednak na siłę. A już na pewno - nie toń w ciemnych domysłach. Roztrząsanie czy oglądany właśnie kot należy do samotnej staruszki, czy do małej dziewczynki i jej starszej siostry nie przybliży Cię do uznania jego podmiotowości. Podobnie pracując z duchem grypy (też można!) nie ma sensu zatrzymywać się nad pytaniami w rodzaju “to dusza choroby - zjawiska, prosta suma dusz wywołujących ją wirusów, czy jakaś ich dusza zbiorowa?”. Duch to duch. 

Żaden Słowianin sprzed dziesięciu wieków nie nazywał swojego poglądu na świat “animizmem”, czy “panpneumią”. Wtedy ludzie jeszcze nie wynaleźli takich zgrabnych pojęć. Nawet jakby mu zacząć zadawać konkretne pytania “A czy wszystko ma duszę?”, “A jest jakaś dusza tego grodu?” to nie dość, że szczegółowe odpowiedzi mogłyby się bardzo różnić w zależności od człowieka, to mogłoby się okazać, że na nasze pytania nie ma prostej odpowiedzi. Bo odpowiedzią na pytanie “Czy kamień ma duszę?” wcale nie musiałoby być potwierdzenie czy przeczenie, lecz na przykład: “Chyba nie, bo nie rośnie, ale jak się toczy to wtedy jakby trochę żyje, więc kto wie?” I co zrobilibyśmy z taką odpowiedzią?

Jednak wystarczy wziąć do ręki dowolne opracowanie demonologii ludowej, by przeczytać o dziadach borowych w lesie, niebiańskich chmurnikach, czy siedzących w ludzkich obejściach domowikach. Na niektóre święta żywych odwiedzają zmarli. W pieśniach ludowych zaś dziewczyna stara się dogonić… swoją młodość (za: K. Moszyński, “Kultura ludowa Słowian, tII cz. 2.”, Kraków 1939, str 1372): 

“Zakładajcie siwe konie,
Zakładajcie gniade,
Oj, niechże ja was dogonię,
Latka moje młode.
I dognała młode latka,
Chociaż do mnie w goście.
Nie powrócim, nie powrócim,
Bo nie ma do czego,
Było tobie uszanować,
Wianeczka swojego.”

Niemal pewne jest, że gdyby słowiańska spuścizna miała ciągłość duchową, a my mielibyśmy pełną wiedzę o niej - prezentowane poglądy na “animizm” i “panpneumię” miałyby zupełnie inną postać, a samych tych pojęć nie byłoby wcale potrzeby używać. Mamy jednak co mamy i z tym staramy się jak najlepiej iść naprzód.


2024-04-05

Ku refleksji – rodzimowiercą się "jest" czy "bywa"?

Dzisiaj trochę bardziej filozoficznie. Tytułowe pytanie dzisiejszej wlepki jest parafrazą zdania wyczytanego dawno-dawno temu gdzieś w odmętach internetu. W tej chwili nie pomnę źródła ni tytułu (było to ładnych 10, albo i więcej lat temu!), ale myśl przewodnia była następująca: (ówcześni) rodzimowiercy swoją religijność realizują w zasadzie tylko na grupowych obrzędach. Nie twierdzimy, żeby miało tak być dzisiaj, ale ta stara myśl dała inspirację do powstania nowego posta.

Fot. Dawid Brzozowski

A więc chcemy zachęcić każde Was do zadania sobie pytania: „Jak na co dzień religia wpływa na moje życie?” Dłuższy już czas temu zaproponowaliśmy model [ samodzielnej modlitwy ] i wciąż uważamy ją za dobrą. Powiedzmy sobie jednak szczerze: pogadanie sobie do Ognia i do Przodków jest fajne i może nawet podnosić duchowo, ale samo w sobie nie wystarcza. Religia powinna przesiąkać życie i przejawiać się w każdym jego aspekcie. Szczególnie taka jak wiara rodzima, z życia wyrosła i na nim w znacznej mierze skupiona.

Na początek zastanów się, jak często odwołujesz się do Bogów: czy prosisz Ich o coś, albo upatrujesz Ich aktywności w świecie? Czy grzejące Słonejko budzi w Tobie myśli o Swarożycu, a zieleniący się świat o Jaryle? Czy ważne są dla Ciebie tradycje i obyczaje? Albo już tak typowo Jantarowo, skoro Jantar wszem i wobec krzewi animizm: czy masz świadomość, że wszystko (ale naprawdę: „wszystko”!) wokół Ciebie żyje? 

Fot. Dawid Brzozowski

Dzisiaj nie podamy Wam prostych odpowiedzi – bo i takich nie ma! Chcieliśmy jeno pobudzić do głębszego zastanowienia się nad wyznawaną religią. Nie bylibyśmy jednak sobą, nie zapowiedziawszy nowego materiału, którym mamy nadzieję choć trochę pomóc Wam we włączeniu religijności w codzienność :)


2023-08-23

Morski Bóg

Mimo minorowych nastrojów badaczy mitologii słowiańskiej (zwłaszcza tych z poprzedniej ery), mamy całkiem dobre podstawy do rekonstrukcji słowiańskiego panteonu/ów i nawet trochę imion „z epoki”. Wśród nich niestety nie ma tego konkretnego, które niewątpliwie nosił nasz rodzimy Neptun.

W jednej z kronik stwierdza się, że Wolinianie czcili właśnie „Neptuna potrójnej natury”, co skłaniałoby widzieć w Nim Trzygłowa (zwłaszcza dla niedalekiej odległości od Szczecina). Nie wszyscy naukowcy się z tym zgadzają, zresztą – sama wzmianka na tym w zasadzie się kończy, a i opisy kultu Boga Szczecinian nie wnoszą nic ciekawego na temat Jego władzy nad morzem.

To co mamy? Ano dwie rzeczy – etnografię i żywą religię. Zacznijmy od tej pierwszej i poszukajmy – konkretnie w pomorskim, kaszubskim folklorze – potencjalnych kandydatów na Morskiego Boga. A jest Ich kilkoro. Pierwszym byłby Gosk, któremu w tej roli romantycy kaszubscy poświęcili nawet kilka utworów. Problem w tym, że wieści o Gosku pojawiają się późno, a i Sychta nic o Nim nie podaje w swoim „Słowniku gwar kaszubskich” – najpełniejszym bodaj kompendium duchowej kultury Kaszubów. Znaczy się, zna samo imię, ale przypisuje je domownikowi, o Morskim Bogu nic nie wspominając.

Drugim kandydatem do tej roli jest Szalińć; ponury duch, mieszkający w lodowej grocie na dalekiej Północy, lubujący się w zatapianiu statków. Jeżeli faktycznie miałby to być Gospodarz Bałtyku to albo bardzo zdemonizowany pod wpływem obcej ideologii religijnej, albo będący wcieleniem tego groźnego aspektu Morza.

Ktoś mógłby zapytać: dlaczego miałby Bałtyk mieć koniecznie „Boga”, a nie „Boginię”? Pomijając tendencje widoczne u indoeuropejskich kuzynów (grecki Posejdon, islandzki Njord, wedyjski Waruna), mamy związaną z morzem Boginię: Juratę. Jednak raz, że (wobec danych porównawczych) ten naczelny Władca słonej sinej wody był raczej mężczyzną, a dwa – w zależności od wersji mitu – Jurata, z powodu romansu ze śmiertelnikiem, została albo zabita wraz z nim błyskawicą, lub po kres czasów go opłakuje.

Jak to więc jest u nas, w Jantarze? Jak radzimy sobie z kultem Morskiego Boga wobec tak niepewnych danych? Radzimy sobie całkiem dobrze! Przyjęcie Jego czci jest jednym z istotnym przejawów naszego animizmu; uznaliśmy bowiem swego czasu, że będąc Gromadą nadmorską, winniśmy i Morzu cześć oddawać, jako wyraźnemu i silnemu Bytowi w naszej rzeczywistości. Przy tym nie silimy się nawet na nadawanie Bóstwu konkretnego imiennie, cześć oddając prostym: „Sława Morskiemu Bogu!”


Bibliografia:

  • Jerzy Samp „Mitopeje pobrzeża Bałtyku” Gdańsk 2009

2023-02-01

Animizm i wszechobecność dusz, albo dlaczego nie musisz się wstydzić gadania do samochodu

Dominującą w Jantarze teorią religii jest animizm – założenie o szczelnym wypełnieniu otaczającej nas rzeczywistości jakimś pierwiastkiem duchowym. Dlaczego dla nas to takie ważne, jak przekłada się to na naszą praktykę i co mają ofiary pod drzewem do rozmawiania ze sprzętami domowymi – opowiemy poniżej.

Jednak zanim to zrobimy, zwalczymy jedną pomyłkę. Otóż niektórzy z Was mogli na hasło „animizm” natknąć się w książkach w rodzaju „Mitologie świata” i podręczników do historii religii. Najczęściej pojawia się w rozdziałach o religiach ludów egzotycznych i dalekich – pokroju Syberii czy Oceanii. Może dlatego kiedy my mówiliśmy „animizm” to niektórzy myśleli, że chcemy na grunt nasz, słowiański, przeszczepiać mitologię i praktyki tamtych kultur – a nic bardziej mylnego!


W naszym rozumieniu animizm nie mówi o niczym innym jak o (wszech)obecności duchów. Z pozoru nasi zachowali ten element duchowości słabiej niż wspomniane tu ludy egzotyczne. Ale czy na pewno? Pierwsze z brzegu opracowanie ludowej demonologii Polski i innych krajów słowiańskich opisuje istoty zamieszkujące praktycznie każdą część krajobrazu. Pójdziesz do lasu na grzyby – Leszy, borowy, dobrochoczy. Pójdziesz na pole pracować – jaroszki i południce. Wracasz do domu koło wody – topielce, brzeginki i wodniki. Wrócisz do domu – domowik i cała jego świta. Do tego dochodzą duchy Przodków oraz stworzenia mniej związane z konkretnym miejscem, a raczej z pewnymi zjawiskami jak przeznaczenie czy choroby. Każda dziedzina ludzkiego życia i przebywania ma swoje duchy. Ale i tego nie dość: w naszym folklorze lęgną się wszędzie „dusze pokutujące”. Są ich pełne sprzęty domowe, drwa na opał i Przyroda. Wątek ‘pokuty’ jest raczej kościelnego, obcego pochodzenia, ale stamtąd nie przyszłoby tak tłumne wypełnienie świata duszami – to już musiał być wkład własny naszej rodzimej kultury.


No dobrze – więc dlaczego to dla nas takie ważne i tak tego animizmu bronimy? Mamy co najmniej dwa dobre powody: uważamy go za ważny składnik naszej kultury i jest praktyczny. Raz że dobrze tłumaczy wiele niuansów naszej rodzimej wiary, dwa że nie ze wszystkim chcemy zwracać się od razu do wielkich Bogów. Czasem wystarczy wprost podziękować krzaczkowi za zerwane z niego jagody, niż angażować w to cały panteon.


To co z tym samochodem? Konsekwentnie stosowana teoria animizmu mówi, że jak wszystko to wszystko – samochód też. W tym ujęciu bycie dla swojej Szkody miłym i podziękowanie mu za udaną jazdę staje się istotnym punktem dbania o niego – zaraz po przeglądzie technicznym 😉