Wielkimi krokami zbliża się Sobótka, a dzisiaj jest piątek i wybiła 08:00 – czyli nastała pora na garść przemyśleń o żywym kulcie animistycznym. I to dzisiaj typowo animistycznym, ponieważ wbrew nazwie serii skupiamy się dzisiaj na duchach miejscowych. Tych, zamieszkujących niebo, lasy i pola czy nasze domy – sporo z nich przetrwało w „pamięci ludu”, dzięki czemu możemy cieszyć się rozlicznymi przewodnikami po rodzimej demonologii, z których część zaopatrzona jest w bogate ilustracje. Na nich możemy zobaczyć jak – w wizji artystycznej autorów – istoty, z którymi nasi Przodkowie starali się targować o swoje codzienne przetrwanie, próbowali zaskarbić sobie darami ich przychylność, zmusić zaklęciami do współpracy, pozostawienia ich w spokoju – czy po prostu starali się na wszelkie sposoby przed nimi zabezpieczyć.
Pełne polnych duszków, białych dam i wodników bestiariusze przyjemnie się ogląda, ale poprzestanie na nich, to jak przejrzenie albumu zdjęć i kroniki jednego pokolenia rodziny Iksińskich, i to sprzed pokoleń kilku, i stwierdzenie, że już się zna Iksińskich dzisiejszych. To tak nie działa. Skoro kontynuujemy rodzimą religię Słowian, to trzeba znać wierzenia Przodków, ale zachowując kontakt z rzeczywistością. A niezależnie od naszego przywiązania, lub jego braku, do konkretnych form, duchy zawsze i wszędzie są wokół nas – nawet w tak przetworzonym i zmienionym środowisku, jak nowoczesne miasto.
Ale dobrze, przechodząc do rzeczy: zdrowie. Czy duchy mogą jakkolwiek wpływać na ludzką kondycję i samopoczucie? Odpowiedź jest zdecydowanie twierdząca. Już w pierwszym rzędzie, jeżeli kogoś przewieje chłodny wiatr, czy choroba przejdzie z kogoś innego, to animizm wskazuje rozpatrywać to nie inaczej, jak napaść ze strony żyjącego w podmuchu wiatru ducha, czy owładnięcie przez ducha choroby. Na marginesie warto nadmienić, że właśnie „wichry” – maleńkie, kręcące liśćmi i kurzem – wiry powietrzne były w tradycji słowiańskiej szczególnie często podejrzewane o czartowską proweniencję i szkodliwą działalność. Z drugiej strony, cierpiący różne dolegliwości słowiański wieśniak uciekał się do metod racjonalnych – wróżył na okoliczność sprawcy jego nieszczęścia. Lista podejrzanych obejmowała m.in. cały zastęp zamieszkujących jego okolicę niewidzialnych istot, jak np. wiły i rusałki.
Czy to oznacza, że wpływ duchów miejsca na dobrostan człowieka należy rozpatrywać wyłącznie negatywnie, jako potencjalnych agresorów? Nie da się ukryć, że część z nich jest właśnie dość nieprzychylna ludziom i warto się przed nimi zwyczajnie zabezpieczyć: czy to nosząc czerwone wstążki, brosze z ostrą igłą wpięte we włosy czy ubranie albo rozmaite amulety. Z drugiej strony, może być tak, że obawiasz się wpływu konkretnego miejsca. Boisz się zarazić w tramwaju, że nazbyt klimatyzowane pomieszczenie wpędzi Cię w przeziębienie, czy że Twoje dziecko przyniesie jakąś zarazę z przedszkola. W takich razach warto się z duchami owych miejsc dogadać. Nie każdy ma zdolność bezpośredniego kontaktu z duchami, w wielu razach jednak zda się starczać minimum dobrej woli, skierowanej w ich stronę. Zostawienie im drobnej ofiary w miejscu ich przebywania, czy sprzątnięcie z odpowiednią intencją kilku śmieci, albo inne zadbanie o to miejsce. Dochodzimy tu też do szukania ich pomocy w dochodzeniu do zdrowia, a nie tylko w bronieniu się przed ich wpływem. Kochamy Przyrodę – lasy, urokliwe tereny, gdzie odnajdujemy spokój, ale mamy też swoje ulubione zakątki również w zurbanizowanej przestrzeni. Takie, gdzie czujesz, że odpoczywasz i dochodzisz do siebie. Odwiedzając takie miejsce fajnie jest przywitać się z jego duchami i spróbować w naszkicowany wyżej sposób wejść z nimi w zażyłość – i poprosić by wspomogły Cię w czasie wizyty w odnalezieniu ozdrowieńczych sił.