Dzisiaj o dość popularnym zarzucie wobec religii, jakoby była potrzebna jedynie ludziom słabym czy niesamodzielnym - decyzyjnie, poznawczo czy jakkolwiek jeszcze. Dzięki rozumowi i naukom ścisłym wydobyliśmy się z zabobonu i ciemnoty. Nie potrzeba szukać “mądrej” od zamawiania chorób, skoro jest antybiotyk. Człek nie musi już zatykać święconych ziół w strzechę chaty, żeby Piorun jej nie spalił, bo ma piorunochron. Strzechy zresztą też już zazwyczaj nie ma, bo ma nowoczesny domek na osiedlu mnóstwa podobnych, lub mieszkanie w bloku. Czyż życie nie jest piękne? No nie do końca, bo zda się dziecko wylano razem z kąpielą. Nauki ścisłe są super, bo ich owoce bardzo ułatwiają życie (w przygotowaniu jest zresztą wpis o szkodliwości pseudonauki i wszelakich szarlatanów), ale jak już wspominaliśmy: o Bogach i duchach orzekać czegokolwiek nie mogą, bo Ich nawet nie badają. Żaden świder geologiczny nie dokopał się do podziemnego królestwa Przodków, a przecież wielu z nas wyraźnie odczuwa, czy wręcz wprost doświadcza ich obecności.
![]() |
"Kiedy rozum śpi, budzą się potwory" Francisco Goya (1797-98) |
Religijność jest nieraz odsądzana od czci i wiary z powodów rozmaitych: od cynicznych, manipulujących wiernymi liderów, przez otuchę, którą znajdują w niej całkiem zwyczajni ludzie, aż po rozbitków życiowych, uciekających przed swoimi problemami w mistyczną ezoterykę. Znalazłoby się pewnie więcej. Chociaż część takich ocen to jeno przejawy czyjegoś chciejstwa. Jeśli ktoś np. używa do psychologicznej samoregulacji m.in. modlitwy, to czym niby miałby być gorszy od kogoś, kto w tym samym celu czyta książkę, czy idzie na spacer, a modlitwę odrzuca? Ale zgódźmy, się że religia jest faktycznie polem, na którym mogą rozwinąć się tak piętnowane przez postępowców patologie. Jednak, skoro już idziemy tą drogą, to dla równowagi należałoby wspomnieć także problemowców popadających w pracoholizm i biorących nadgodziny, by nie mierzyć się z konfliktami w rodzinie, intensywnymi treningami odwracających uwagę od pustki w portfelu, albo chodzeniem na koncerty muzyki klasycznej maskujących własną małość. Albo takich, co po pijaku wsiadają za kierownicę. Czy wszystkich oddanych pracy profesjonalistów, sportowców, miłośników muzyki czy kierowców - mamy oceniać przez pryzmat takich jednostek? Czy może jednak tych, przynoszących swoim dziedzinom najwięcej chluby, samemu przy tym rozkwitając?
To teraz wróćmy do tytułowego pytania, “czy religia jest dla ludzi słabych”? O ile znów, wypada zgodzić się, że jednostki słabe wewnętrznie mogą się religii uczepić - podobnie jak mnóstwa innych rzeczy - tak kult uskuteczniany “na serio” zdecydowanie dla nich nie jest. Bo czy człowiek słaby zdobędzie się choćby na regularną dyscyplinę, wypełniania praktyk religijnych? Czy nie zniechęci się zakazami i ograniczeniami pokroju tabu czy przygotowujących do świąt postów? Czy wreszcie starczy mu wytrwałości, żeby takie święta obchodzić - zwłaszcza, kiedy te obchodzone przez rodzimowierców nie są w np. w Polsce dniami wolnymi i są to poświęcone soboty bądź dni urlopu?
Dzisiejszy temat był zapewne nie raz i dwa wałkowany przez wielu zajadłych przeciwników i gorących zwolenników zjawiska ludzkiej duchowości. Dalecy jesteśmy od jego wyczerpania w krótkim wpisie. Mamy jednak nadzieję, że udało się przynajmniej pokazać pewien punkt widzenia, zgodnie z którym - szczere i oddane praktykowanie kultu wcale nie oznacza bycia słabym człowiekiem!