Jest piątek godzina 08:00 i to pierwszy w porze ciemnej. Zapraszamy więc do przeczytania kolejnego wpisu z cyklu „Po co nam tylu Bogów” – dzisiaj o Matce Mokosz i zwracaniu się do Niej, gdy dokuczają duchy i złe sny.
Zaczniemy zwyczajowo od przybliżenia czci, jakiej Bogini zażywa w Chramie Jantar. Należy Ona do tych Bóstw, które otaczamy kultem od samego początku funkcjonowania grupy. W równonoc jesienną zapraszamy Ją do Świętego Ognia po raz ostatni w kole rocznym: oprócz Szczodrych Godów wołamy Ją do Świętego Ognia przy wszystkich uroczystościach słonecznych. Oprócz tego urządzamy dla Niej odrębną uroczystość w połowie sierpnia. Ta miała kiedyś miejsce w maju, jednak obrzędowe auspicja nakazały nam zmianę daty. Ale Kogo widzimy w Bogini? Przede wszystkim Matkę Ziemię: Czarną, Szeroką, Wilgotną. Postać rodzącej i karmiącej życie Matki jest pierwszym co przychodzi większości z nas na myśl na wzmiance o Mokoszy. Z drugiej strony ma pewien udział w wytyczaniu ścieżek przeznaczenia: tę Jej rolę potwierdziły dla nas doroczne, szczodrogodne wróżby. Nie mamy w tej chwili pewności jak Jej działania w tej kwestii mają się do Roda i Rodzanic. Sam myślę, że Oni zajmują się raczej szczegółami losu osobistego, podczas gdy do Ziemia rozporządza całymi gatunkami i najbardziej podstawowymi sprawami, przeznaczonych im miejsc życia, naturalnych wrogów, pokarmu czy sposobów przetrwania. Jest to jednak wyłącznie mój domysł.
Sprawa, o której przyszło mi dziś pisać, owo nawiedzanie przez duchy, należy potraktować szerzej, pamiętając, że Jantar stoi animizmem, więc większość rzeczy i zjawisk traktujemy jako działania duchów – przychylnych lub nie. Zaczniemy więc od takiego ogólnego podejścia, które pozwala włączyć w rozważania wszystkie dziwne i powtarzalne „peszki” czy kłopoty ze zdrowiem. Bardzo wartościowe będzie spojrzenie na Boginię jako Panią Losu – zacząć od zwrócenia się do Niej, by pomogła zrozumieć, czy nie ściągamy sobie nieszczęść sami na głowę, prowokując swymi działaniami duchy. Możliwe, że działając wbrew swemu losowi, siłując się z nim, człowiek sam sobie robi krzywdę. Nie zawsze będzie to ten przypadek, czasem złośliwy duch przyczepia się z innej przyczyny: wówczas stosowna prośba do Matki będzie dotyczyć raczej wyprostowania tkaniny przeznaczenia, by wczepione w nią pasożyty odpadły i oddaliły się.
Właśnie jednak rozpoczęła się pora ciemna, gdy Bogini szykuje się do snu, mamy więc nadzieję, że sen Jej będzie spokojny i niezakłócony, by po przebudzeniu pełna była sił i dobroci. Wobec dalece bardziej przyziemnej sprawy własnego snu mamy podobne nadzieje i mało co niszczy zdolność do życia tak, jak zakłócanie go – czy to przez koszmarne sny i pojawiające się w nich otwarcie czarty, czy nie dające spokoju, zakleszczone w głowie sprawy z minionego dnia. Jeżeli doznawane na tym polu problemy przerastają nas na tyle, by zwracać się o pomoc do Bogów, a spośród Nich kierujemy się do Mokoszy, to modlitwę można oprzeć na chęci uczestniczenia w Jej losie. Na pierwszy rzut oka może to się wydawać „nie na miejscu”, dokładnie na tym opierają się jednak wszelkie ludowe zamawiania, w których znachor przyrównuje sytuację pacjenta, do sytuacji którejś z postaci mitycznych, boskich. Z jednej strony jest to klasyczna „magia podobieństwa”, a z drugiej – ludzie większości tradycji dążyli do włączania się w boskie wzorce i naśladowania ich. Ale do rzeczy: jak do tego podejść? Prosić by tak, jak Ona usypia w ciemną porę roku, by odnowić swoje siły, tak samo by i nam dane było w spokoju od złych duchów się zregenerować – co można odnieść zarówno bardzo konkretnie do snu nocą, jak i do wytchnienia potrzebnego nam w „ciemnej nocy życia”, kiedy wszystko zda się sprzysięgać przeciwko człowiekowi.
Eksploatacja tego drugiego kierunku wskazuje jednocześnie na wagę dbałości o Przyrodę przez rodzimowierców. Jeśli bowiem chcemy uczestniczyć w – domyślnie, dobrym i korzystnym – stanie Bogini, to o ten Jej stan też sami dbać winniśmy. Tu, bez miejsca na wymyślne interpretacje, przekłada się to wprost na szacunek dla Ziemi. Prawdą jest, że nasi etnografowie łapali się za głowę, widząc wręcz rabunkową gospodarkę leśną w wykonaniu „słowiańskiej wsi”. Prawdą jest jednak też to, że Przyroda to podstawowa, bo dostępna każdemu bez wyjątku, hierofania, przejawienia się tego co święte, co na poziomie praktykowanej dzisiaj wiary rodzimej – powinno zapewnić jej trwałe miejsce wśród naszych wartości.
