2025-11-14

Po co nam tylu Bogów – duchy, a trapiący gniew i jadowite myśli

Zawitał nam kolejny piątkowy poranek, godzina 08:00, a wraz z nim kolejny wpis z serii „Po co nam tylu Bogów”. Choć tym razem nie o Wielkich Bogach, ani nie o Przodkach, lecz o bytach zdecydowanie bardziej wszechobecnych: duchach miejsca.

Zacznijmy od stwierdzenia, że jednym z podstawowych elementów praktykowanej w Jantarze religii jest uznanie istnienia i aktywności duchów, czyli przypominany przez nas przy różnych sposobnościach „animizm”. Wszelkie uroczystości rozpoczynamy od uczczenia takich gospodarzy goszczącego nas miejsca, a do duchów zwracamy się z różnymi sprawami – zarówno podczas niektórych wróżb, jak i starając się o zmianę otaczającego nas świata. Tradycja Przodków dostarcza obfitości opisów ich postaci i działań, zamkniętych jednak bardziej w kręgu zjawisk przyrodniczych, a z bardziej cywilizowanych dziedzin – ograniczonych raczej do warunków wiejskich. Jest to zrozumiałe, były to bowiem okoliczności odpowiadające temu, jak żyli w większości ludzie wśród których zbierano relacje o tych czy owych istotach „nadprzyrodzonych”. Ostatni przymiotnik otrzymał cudzysłów, w duchach nie ma bowiem niczego nienaturalnego, niezwykłego czy obcego. Takie może być, co najwyżej, postrzeganie ich. One same stanowią jednak część rzeczywistości równie ważną jak pestki wobec jabłka. Nie widać ich od razu, ale są tam i owoc bez nich nie byłby już tym samym owocem.


W dzisiejszym wpisie skupimy się na czepiającej się człowieka złości, czy w ogóle szkodliwych, „złych” myślach. Perspektywa animizmu jednoznacznie wskazuje, że są to po prostu duchy starające się przemawiać przez owładniętego nimi człowieka, czy chociaż pchnąć go/ją do wzmacniających je działań. Takie nieprzyjazne, działające przeciw dobru stwory, godzi się nazwać „czartami”, pomiotem Żmija. Tak jak Przodkowie bronili się rozmaitymi sposobami przed zapędami dręczącego dzieci marudy, czy mamiącej mężów tęsknicy – tak i przed zapędami zapalającego do gniewu złego duch dobrze jest się chronić. Przede wszystkim, jeżeli czujesz, że zaczynasz „płynąć”, i że za chwilę dasz się unieść jego wpływowi, można rzecz mu prosto „precz czarcie” – w sposób twardy i zdecydowany, z zachowaniem konsekwencji. Jeżeli bowiem już przepędzasz czepiającego się biesa, to trzeba zwalczyć pokusę, by mu jednak ulec. „Przepędziłem czarta złości, więc mogę się już z lekkim serce wydrzeć na sąsiada” jest bardzo nieoczywistą, a jednak zdarzającą się pułapką, w którą łatwo się samemu wplątać. Z drugiej strony, skoro traktujemy duchy poważnie, to i poważnie można się przed nimi chronić: do tradycyjnych środków należą tu np. wpięte w odzież szpilki czy czerwone – jak Ogień – elementy, które czarta odstraszą. Mogą temu posłużyć również np. pobłogosławione w czasie uroczystości amulety. Z drugiej strony, nie każdy gniew jest zły. Jeżeli doznajesz go w odpowiedzi na rzeczywistą krzywdę, a nie w sposób chaotyczny i pozbawiony logiki – to ciężko uznać go z marszu za zjawisko patologiczne. Do wszystkiego z głową.

Rzecz ma też drugie oblicze. Popularne stwierdzenie mówi, że „Przyroda nie lubi pustki”. W myśl tej zasady może niekoniecznie należy od razu zapraszać bardziej łagodne duchy w miejsce tych, które właśnie przepędzamy (czy wiesz co zaprosisz?), jest jednak coś, co zrobić zdecydowanie można. Może to być modlitwa do Bogów, choćby krótka, czy też wprost i konkretnie do jednego Bóstwa, z którym czujemy więź najbliższą. Może to być też wspomnienie – bez intencji spraszania jakiegoś konkretnego ducha – jakowychś chwil spokojniejszych, szczęśliwszych, dających poczucie spełnienia. W obu przypadkach tworzymy raczej – w sobie – środowisko, które przyciągnie do naszego towarzystwa bardziej pożądane, przyjaźnie usposobione duchy.