W naszej Gromadzie od wielu lat rozpoczynamy porę ciemną jednym z dawnych słowiańskich obrzędów kręcenia brody Welesowi. Dziś przyjrzymy się ludowym źródłom tego rytu. A temat warto zacząć od tego, że źródła są szerokie – obejmują zarówno wschód, jak i zachód Słowiańszczyzny.
Zacznijmy od zachodu, gdzie dla chełmińskiego (dzisiaj zdaje się wielkopolska) Kolberg podał dość szeroki opis pozostawiania „brody” z ostatnich niezżętych kłosów na polu – na ofiarę dla ptaków i myszy, by nie mściły się czynieniem szkód w zapasach. Składanie ofiary – daru nacechowanego czcią religijną – wprost zwierzętom uznawanym za szkodniki jest raczej mało typowe, zwłaszcza wobec tak doniosłego wydarzenia jak koniec żniw. Pachnie raczej zwietrzałymi resztkami kultu boskiego Opiekuna tych żyjątek.
I takie domysły znajdują doskonałą pożywkę w materiale wschodnim, gdzie w obrzędzie zaplatania brody występują dwa imiona Adresata: schrystianizowane „Mikuła” w ludowej modlitwie, a swojskie „Weles”, kiedy uczestnicy rozmawiają między sobą! Tekst przytaczamy poniżej:
„Błogosław Panie Boże
Bych brodę kręciła
A oraczowi siła
A koniowi głowa
A Mikule broda”
Brak tu nawiązania do drobnych skrytożerców w rodzaju myszy, te jednak łatwo wyobrazić sobie wśród chtonicznych atrybutów Rogatego Dziadunia.
A jak to jest u nas dzisiaj? No, przyznajemy się – pogłowie czynnych rolników wynosi u nas w tej chwili okrągłe zero, więc i z polem, na którym można by zostawić ostatni kłos, jest raczej krucho. Zamiast tego zaplatamy jednak brodę i zanosimy ją pod drzewo, jako ofiarę dla Welesa – by był nam przychylny i błogosławił w rozpoczynającej się porze ciemnej!