Zgodnie z zapowiedzią, kontynuujemy serię przybliżania Bogów naszym Czytelnikom, w kontekście codziennej pobożności i problemów, z którymi można się do Nich zwracać. Dzisiaj przychodzimy z zagadnieniem jak Strzybóg, Bóg Wiatru, może dopomóc w sytuacjach wymagających zwyczajnego szczęścia. Jak poprzednio, wybór omawianego Bóstwa jak i tematu – jest wynikiem losowania. Przypominamy też, że co prawa lubimy Moszyńskiego i sp., ale we wpisach opieramy się przede wszystkim na własnych doświadczeniach religijnych i przybliżamy kult praktykowany w Jantarze.
Przez długi czas Strzybóg nie miał u nas osobnego święta, a wzywany był przede wszystkim podczas dużych świąt słonecznych, kiedy prosimy o przybycie niemal cały nasz panteon. W tym roku jednak po raz pierwszy będziemy obchodzić osobną uroczystość ku Jego czci – w końcówce listopada, zgodnie z auspicjami z ostatnich Szczodrych Godów.
Jak „Bóg Wiatru” może pomóc ze szczęściem? Wbrew pozorom dużo. Jest On nie tylko Towarzyszem, czy Woźnicą Peruna; któż jak nie Wiatr porusza chmury na Niebie? Od dawna wierzy się, że z wiatrem mogą przemieszczać się czary, i że w nim szaleją groźne duchy.
Wywiej czarta – Strzyboże Wietrejko,
Gdzieś daleko – by nie szkodził, wiercił,
Aby Piorun – na bezdrożu prasnął,
Nawiej raczej – mi duszyczek dobrych,
Świętym wiatrem – do sprzyjania skorych.
Taki czy podobny zwrot można wpleść w swoje modlitwy do Strzyboga. W wietrze siedzą bowiem nie tylko stwory złośliwe, ale dusze w ogóle. Prowadzi to do pytania, czy Strzybóg nie pełni też, choć dla części zmarłych, roli Przewodnika Dusz, ale to rozważania na inną okazję.
Tu dodajmy jeszcze kilka słów o sytuacji gdzie szczęścia niewątpliwie potrzeba, a jest mało oczywista: przy grach losowych. W pierwszym rzędzie należałoby się rzecz jasna modlić o to, by nie popaść w nałóg hazardu, jeśli jednak już siadamy do takiej gry, można się zwrócić i do Strzyboga:
Niech nie milkną – wiatry sprzyjające,
Niech mi wieją – i kierują dobrze,
A niech słowo – nie przychodzi z wiatrem,
I niech Piękny – innych gdzieś zachwyca!
Ostatnie dwa wersy tej modlitewki mogą dziwić. „Słowo” oznacza tu wszelkie złe słowo, złorzeczenie, puszczone z wiatrem na zgubę człowieka. Niech sobie leci gdzie nibądź. Wers ostatni jest natomiast zastosowaniem starej, tradycyjnej techniki nazywania bytów groźnych i potencjalnie złośliwych nazwami mającymi je obłaskawić. Tu odnosi się do wiatru niesprzyjającego, niosącego w sobie biesy. Ciężko to podejście nazwać nawet „ludowym”, bo już w Indiach wedyjskiego arcygroźnego Rudrę zwano „Łaskawym” czy „Zbawiennym”. Grunt więc żeby ich nie drażnić – bo i po co? Co prawda w Moszyńskim można przeczytać o bardzo niewybrednym odnoszeniu się do „wichru” (czartowskiego wiru powietrznego), jako „Świnie g...” – w kwestii tak delikatnej jak „szczęście” woleliśmy jednak postawić na mniej zadziorne podejście.
We wpisie skupiliśmy się na dość abstrakcyjnym i ogólnym "szczęściu", bo zależy nam na przełamaniu w istocie dość prymitywnego postrzegania Bogów jako mniej lub bardziej prostych Uosobień zjawisk Przyrody. W tym czasie, przynajmniej na Pomorzu, obfitującym ostatnio w wichury, wartałoby też pamiętać, że szczęście może mieć bardzo konkretny wymiar: złamane przez wiatr drzewo nie spadnie np. na Twój samochód, tylko obok, na pustą ulicę.