2023-11-28

Jak zrobić Ziarnuszkę?

Ziarnuszka to taka słowiańska lalka obrzędowa dbająca o domowników i będąca w zastosowaniu głównie na wschodzie Polski, a już częściej za naszą wschodnią granicą. Coraz częściej spotykamy się jednak z opisami takiej lalki na polskich blogach i portalach rękodzielniczych. Jej ciało to woreczek z naturalnego materiału wypełniony odpowiednim ziarnem. Do tego lalka owijana jest innymi naturalnymi materiałami, będącymi jej sukienką, fartuszkiem, chustą. Ziarnuszkę należy usadowić na honorowym miejscu, blisko paleniska, a najlepiej naprzeciwko drzwi wejściowych, tak aby mogła pilnować domu. Żeby lalka spełniała potrzeby domowników, należy ją przekupić guzikiem albo koralikiem no i oczywiście trzeba ją traktować z szacunkiem. Ziarnuszka powinna mieć obfite kształty, jak przystało na dobrą gospodynię domową i opiekunkę ogniska domowego.

Źródło: Pinterest

To, w jakiej intencji będzie nam pomagać Ziarnuszka, zależy od jej wypełnienia:

  • gryka – ochrania i zwiększa posiadane bogactwa - większość Ziarnuszek zza wschodniej granicy jest wypełniona właśnie gryką,
  • groch – zmienia obecny stan na lepszy,
  • jęczmień – zapewnia sytość i niezawodność,
  • proso – jest dobre na płodność,
  • ryż – symbolizuje delikatność,
  • owies – zapewnia siłę rodzinie.

W środku Ziarnuszki można też umieścić monety i zioła, aby zwiększyć moc jej działania. Tradycyjnie Ziarnuszka była wypełniana ziarnem zebranym podczas żniw danego roku. W kolejnym roku pierwsza garść ziaren sianych wiosną pochodziła właśnie z Ziarnuszki, przy czym pozostałości Ziarnuszki według różnych źródeł albo zakopywano, albo palono, albo napełniano kilka miesięcy później świeżo zebranym ziarnem. 

Bardzo ważne jest, aby Ziarnuszka nie miała rysów twarzy! Gdyby je miała, to zyskałaby osobowość i wtedy zaczęłaby się zajmować swoimi sprawami, a nie sprawami domowników. Jeżeli już zaczniemy robić Ziarnuszkę, to nie można przerwać pracy nad nią i najlepiej jest wyrobić się w jeden dzień. Wszystkie użyte tkaniny mają być naturalne, ale nie muszą być nowe. Podobno Ziarnuszka sama podpowiada, w co chce być ubrana i jak ma wyglądać. Podczas pracy nad Ziarnuszką trzeba mieć dobre myśli i na szczęście można używać nożyczek i igły (przy innych motankach nie można - praca domowa: wygooglajcie przy których!). Pamiętajcie: każda Ziarnuszka jest motanką, ale nie każda motanka jest Ziarnuszką. 

Do tej pory zrobiliśmy trzy Ziarnuszki: 

A w dzisiejszym wpisie zrobimy niebieską Ziarnuszkę wypełnioną grochem. Mam nadzieję, że będzie wzmagać wenę twórczą - właśnie po to ma koszyczek z kłębkami i szpilkami udającymi druty. Jej zrobienie zajęło łącznie pięć godzin, z czego dwie i pół godziny pochłonęło samo wyszycie fartuszka.


Ciężko było zrobić zdjęcie wszystkich użytych materiałów, bo część było docinane w trakcie i nie było z góry wiadomo, jakie będą ich wymiary. Również część ozdób okazała się zbędna.


Potrzebne nam będą:

  • prostokąt płótna o wymiarach 30x20 cm – na ciałko Ziarnuszki,
  • prostokąt na sukienkę,
  • włóczka/kordonek/sznurek na warkocz,
  • nici w różnych kolorach do przymocowania elementów odzieży i włosów,
  • tasiemki/lamówki/wstążki – na chusty pod chustę główną,
  • dwa prostokąty w kolorze sukienki – wymiary 10x10 cm – na rękawy, 
  • dwa kawałki cienkiej lamówki o długości 5 cm – na rączki,
  • kilka prostokątów na fartuszki: płócienny, szydełkowa koronka, wyszywana kanwa, itd.
  • trójkąt rozwartokątny na chustę,
  • ozdoby: koraliki, guziki, zawieszki, pasek, miniaturowa torebeczka/koszyk, itd.
  • igła, nożyczki,
  • żelazko,
  • ziarno (użyłam 500 g grochu), wyparzone i wysuszone monety.

Wszystkie użyte materiały powinny być naturalne! Czyli odpadają jakieś polary i gumowate plastikowe materiały, a także plastikowe koraliki. 

Najpierw trzeba wyciąć z płótna prostokąt o wymiarach 20x30 cm. Następnie zszyjemy dwa przeciwległe boki prostokąta i zawiązać jeden koniec. Smukłość Ziarnuszki będzie zależała od tego, które boki zeszyjecie. Jeżeli zeszyjecie w ten sposób:

to Ziarnuszka będzie wysoka i będziecie mogli na niej wyeksponować więcej ozdób, ale może się przewracać bez podparcia. A jeżeli wybierzecie ten sposób:


to będzie przysadzista, a więc bardziej zgodna ze sztuką robienia Ziarnuszek; nie będzie się przewracała, ale za to zmieści mniej ozdób. Dzisiaj zrobimy smukłą Ziarnuszkę :)

Po zszyciu boku (przyznajemy się - odbyło się to na maszynie, a nie ręcznie) i zawiązaniu jednego końca:


wywijamy woreczek na lewą stronę i wypełniamy go ziarnami, można też wrzucić na szczęście monety uprzednio wyparzone we wrzątku i dokładnie osuszone 

Dobrze jest wsypywać groch łyżeczką albo przez szeroki lejek. Przesypanie ziarna bezpośrednio z opakowania fabrycznego do woreczka zawsze zakończy się katastrofą ;) W przypadku smukłej Ziarnuszki można ją na czas wsypywania ziarna wstawić do szerokiego kubka, żeby się nie przewracała.  Po dokładnym wypełnieniu woreczka zaszywamy drugi koniec. Po tym etapie nasz woreczek miał 20 cm wzrostu i 21 cm obwodu.

Czas na zrobienie sukienki. Potem na jej wierzch dojdą jeszcze fartuszki i jeżeli przesadzimy z fartuszkami, to tej sukienki może nie być widać! Sukienkę zamocujemy mniej więcej ciut wyżej niż w połowie wysokości Ziarnuszki. Odmierzcie takie „większe pół” wzrostu Ziarnuszki (dodajcie do tego jeszcze 1 cm na zakładkę), zmierzcie też ją w pasie (dodajcie ze 2 cm na falbanki) i wytnijcie prostokąt o odpowiednich wymiarach. U nas prostokąt ten ma wymiary 13 x 24 cm. Zaprasujcie jednocentymetrową zakładkę, przeszyjcie ręcznie nicią na zgięciu używając ściegu "- - - - -":


i zaciśnijcie mocno dookoła Ziarnuszki. Kolor nici jest tu obojętny – potem dojdą jeszcze fartuszki, pasek i chusta, więc tej nici nie będzie widać. Możecie zeszyć sukienkę z tyłu, jeżeli za mocno się rozłazi. Dobrze byłoby, żeby woreczek nie wystawał zbytnio spod sukienki! 


Teraz zrobimy włosy i warkocz. Weźcie włóczkę, albo kordonek, albo jakiś ładny sznurek jutowy i przytnijcie 6*3 = 18 pasm po 70 cm. Liczba pasm jest w zasadzie dowolna, ale powinna być podzielna przez 3, bo będziemy wiązać warkocz. Będzie on opadał z boku, przymocowaliśmy więc pasma w nierówny sposób: z jednej strony powiewało 1/3 długości pasma, a z drugiej strony 2/3 pasma. Jeżeli chcecie dwa symetryczne warkocze po bokach, to oczywiście zamocujcie pasma w równych proporcjach. Ziarnuszkowe włosy należy przyszyć bardzo nisko na czole, żeby potem było je widać spod chusty.


Po przyszyciu włosów dłuższe kawałki pasm owijamy dookoła głowy tak, aby się spotkały z krótszymi pasmami. Możemy już zapleść warkocz, a nadmiar włosia obciąć. Warkocz i włosy są opcjonalne, większość Ziarnuszek oglądanych w internecie ich nie ma (a szkoda!).


Teraz przygotujemy ze dwie lub trzy kolorowe tasiemki, wstążki, szerokie lamówki, itd…, które będą udawać chusty wystające spod głównej chusty. Zmierzcie Ziarnuszkę od jednej "łopatki" do drugiej, prowadząc miarę nad włosami i przytnijcie wstążki na właśnie taką długość. Wstążki trzeba będzie teraz zamocować nicią w tym samym miejscu, w którym mocowaliście sukienkę:


Niektórzy mocują te wstążki szpilką do ciała Ziarnuszki, ale może lepiej jej nakłuwać, poproście więc Małżonka/ę, żeby te wstążki przytrzymał(a) na czas owijania Ziarnuszki nicią. Ogólnie ciężko jest omotać Ziarnuszkę ubiorem i ozdobami bez pomocnika przytrzymującego to i owo!


Zrobimy rękawy – wycinamy dwa prostokąty o wymiarach 10x10 cm z tego samego materiału, z którego zrobiliśmy sukienkę. Do tego potrzebujemy jeszcze dwa kawałki cienkiej lamówki w kremowym kolorze – będą to ręce Ziarnuszki. Lamówkę składamy na pół i umieszczamy zgięciem do środka prostokąta. Zwijamy ciasno rękawy z rączkami i owijamy nicią, a następnie wywracamy na drugą stronę. Na końcu przymocowujemy ręce do ciała owijając ciasno nicią:


Czas na fartuszki :) Co najmniej dwa, ale im więcej, tym lepiej! Fartuszki mają mieć takie wymiary, żeby od dołu i z boków wystawało trochę sukienki. Kolejny zakładany fartuszek ma być trochę mniejszy od poprzedniego. Fartuszki zaprasowujemy podobnie jak wcześniej sukienkę i mocujemy w pasie nicią. Przy okazji większych świąt możemy doszywać do fartuszka kolejne ozdoby: guziki, koraliki, itd.


A teraz przekupimy Ziarnuszkę akcesoriami. Przygotowaliśmy:

  • kilka sznurków koralików – drewnianych i z muszelek, 
  • koszyk na włóczkę z małymi kłębuszkami i szpilkami zamiast drutów,
  • kabłączki skroniowe (muszelki) - ostatecznie ich nie zamocowaliśmy, bo Ziarnuszka miała już dość ozdób,
  • koraliki do zamocowania na końcach paska,
  • zawieszki – grzebyk (do czesania wełny!) i sowę (dla dodania mądrości),
  • bransoletkę na rękę (kiedyś był to pierścionek na palec u stopy),
  • pasek zrobiony szydełkiem z kordonka.


Tak przekupiona Ziarnuszka z pewnością będzie spełniać potrzeby domowników ;) (nie mylimy potrzeb z zachciankami! to przeważnie nie jest to samo!)


Na koniec należy Ziarnuszce zamocować chustę. Zmierzcie Ziarnuszkę w ten sposób:


i wytnijcie trójkąt równoramienny rozwartokątny o podstawie równej długości pomiaru - u nas było to 52 cm, ale ledwo wystarczyło to na styk. Wysokość trójkąta możecie ustalić na 20 cm - im więcej cm, tym bardziej chusta będzie zakrywać sukienkę z tyłu. Chustę owijamy tak, aby wystawały spod niej włosy i wstążki udające pomniejsze chusty, wiążemy ją z tyłu na supełek. Chusta powinna się układać na kształt rogów krowy, bo to kojarzy się z urodzajem, ale ta chusta nie chciała się dostosować do zaleceń!


I to by było na tyle... Mamy nadzieję, że zainspirujemy Was do wykonania swoich Ziarnuszek :)

Wpis ten był oryginalnie opublikowany na [ tym blogu ], którego autorka należy do naszej Gromady, więc nie jest to kradzież własności intelektualnej :) 

2023-11-09

Czy da się być pochowanym w obrządku rodzimowierczym?

Nie jesteśmy jedną z tych (o dziwo - nadal popularnych 🧐) religii, które straszą swoich wiernych okropnymi perypetiami po śmierci, ale byłoby dobrze, gdybyście mieli świadomość jak taki słowiański pogrzeb może wyglądać i co mówią na ten temat przepisy prawne.

Przypomnijmy najpierw, jakie były zwyczaje pogrzebowe naszych słowiańskich Praprzodków. Gdy życie w fizycznym świecie dobiegało końca, zmarłego członka społeczności należało pożegnać i pomóc "przejść dalej". Joanna i Ryszard Tomiccy w „Drzewie życia” (Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1975) podają, że przez trzy dni po śmierci zwłoki pozostawały w rodzinnym domu, a rodzina czuwała przy nich. Owe trzy doby to czas dla nieboszczyka na obudzenie się z „letargu” czy „zachwytu”, a zwie się je "pustymi nocami" – podobnie jak czas nowiu, kiedy Miesiąca nie widać na niebie. W X/XI w. Ibn Rustah pisał o Słowianach: „Kiedy kto z nich umrze, palą go w ogniu, zaś ich kobiety, gdy kto im umrze, krają sobie nożem ręce i twarze. Gdy zmarły zostanie spalony, udają się do niego nazajutrz, biorą popiół z owego miejsca, dają go do popielnicy i stawiają ją na pagórku.” Nad pochówkami kurhanowymi jeszcze w XIX wieku Słowianie mieli wznosić budki. O budkach dla zmarłych wspomina również Kosmas. Może stanowiły miejsce przystanku dla przybywających do ziemskiego świata dusz zmarłych (wszak i dziś stawiamy powszechnie budki dla ptaków, pod postacią których nasi Przodkowie widzieli duszę ludzką!). Może właśnie tego typu budka była słowiańskim odpowiednikiem dzisiejszego nagrobka? W opisanym wyżej obrządku pogrzebowym Szyjewski upatruje dualizmu solarno (ciałopalenie) chtonicznego (składanie urny w kopcu). Jeżeli te przypuszczenia są słuszne, to może taki obrządek pogrzebowy stanowi odbicie wierzeń o zróżnicowanej istocie duszy?


Nieco inaczej zwyczaje pogrzebowe Słowian opisał Nestor: „I jeśli kto umierał, to czynili nad nim tryznę, a potem czynili stos wielki i wkładali na ten stos umarłego i spalali, a potem zebrawszy kości, wkładali je w małe naczynie i stawiali na słupie przy drogach, jak czynią Wiatycze i dziś.” Owo umieszczanie przez zachodniosłowiańskich Wiatyczów i Radymiczów urn na słupach może jest nawiązaniem do starszego zwyczaju – umieszczania zwłok w gałęziach drzew. Jeżeli tak to mielibyśmy do czynienia z odmiennym obrządkiem, w którym występowałby dualizm solarno (czy może raczej: ogniowo) uraniczny.

Zarzucenie przez Słowian obrządku ciałopalnego dało pole dla rozwoju zagrożenia ze strony upiorów. Stąd rozwinął się również prawdziwy arsenał środków unieszkodliwienia ich. Większość z nich skupia się na okaleczaniu zwłok, by uniemożliwić żywemu trupowi wędrowanie wśród żywych. Kołkami (na południu głównie głogowe, na północy raczej osikowe, powszechnie zaś klonowe czy lipowe) przebijano ciało – zwłaszcza serce, ale również... pośladki. Często również domniemanemu upiorowi wiązano ręce, kaleczono pięty czy przecinano ścięgna. Zdarzało się także wbijanie kolca w pępek, czy życzenie, aby zawsze miał ciernie na swych drogach.

Mniej drastyczne środki związane są nie z samymi zwłokami, ale z pochówkiem, a więc rzucanie do trumny maku, czy przysypywanie grobu głazami. Jeżeli Kaszubi podejrzewają zmarłego o wstawanie z mogiły to dają mu kawałek sieci, aby musiał je rozsupłać przed wyjściem. Pogrzeb zaś urządzano na rozstajnych drogach lub na bagnie. Metod ochrony przed groźnymi duchami są jednak dużo liczniejsze i wymienianie ich wszystkich w tym miejscu mija się z celem. Dość jednak o upiorach; wróćmy do tematu obrządków pogrzebowych i towarzyszących im zwyczajów.

Według prastarego wierzenia przez czterdzieści dni po śmierci dusza krąży jeszcze w tym świecie. Po tym czasie urządzano stypę, choć ta bywała organizowana również rok po śmierci. Warto wspomnieć, że po owych czterdziestu dniach Wielkorus karmił dzikie ptactwo ziarnem. Razem z Serbem zaś rzeźbił na nagrobnych krzyżach wizerunki ptaków. Oba zwyczaje zdają się nawiązywać do ptasiej postaci duszy w wierzeniach Słowian. 


Jak to wygląda współcześnie? Otóż możliwe jest przeprowadzenie ceremonii pogrzebowej przez gromadę rodzimowierców i jeden taki pogrzeb już spełnialiśmy. 

Domy pogrzebowe i zarządy cmentarzy wykazują na ogół sporą elastyczność pod kątem uczestnictwa duchownych rozmaitych wyznań, w tym żerców. Oczywiście, rozpalenie na terenie cmentarza (czy gdziekolwiek indziej) prawdziwego stosu pogrzebowego raczej nie wchodzi w grę, a pozostaje – zalecana tak naprawdę w naszej religii – kremacja. Żadnego natomiast problemu nie powinno stanowić przeprowadzenie modlitw przez żercę, zaśpiewanie przez Was tradycyjnych pieśni i złożenie darów grobowych (o tych – patrz niżej). 

Każdy taki obrzęd powinien być tak naprawdę indywidualnie zaplanowany i uwzględniać wszystkich uczestników. Ten z naszych wspomnień był spory – około 50 osób – gdzie oprócz dwójki dorosłych dzieci Zmarłej jedynymi (żywymi) uczestnikami-rodzimowiercami była kilkuosobowa delegacja naszej grupy. Jednak nawet ta okoliczność nie była wyraźną przeszkodą i wszyscy zaśpiewali przygotowaną przez nas pieśń pogrzebową oraz wysłuchali modlitwy do Opiekuna Zmarłych, do Welesa. 

A więc – „da się”. Jak wobec tego zadbać, żeby Was z tego świata pożegnano w rodzimym obrządku? To zależy niestety tylko i wyłącznie od tego, jak Wasza rodzina zapatruje się na naszą religię. Przepisy prawne (Dz.U.2023.887) mówią, że:

1.  Prawo pochowania zwłok ludzkich ma najbliższa pozostała rodzina osoby zmarłej, a mianowicie:

1) pozostały małżonek(ka);
2) krewni zstępni;
3) krewni wstępni;
4) krewni boczni do 4 stopnia pokrewieństwa;
5) powinowaci w linii prostej do 1 stopnia.

Prawo pochowania zwłok osób wojskowych zmarłych w czynnej służbie wojskowej przysługuje właściwym organom wojskowym w myśl przepisów wojskowych. Prawo pochowania zwłok osób zasłużonych wobec Państwa i społeczeństwa przysługuje organom państwowym, instytucjom i organizacjom społecznym. Prawo pochowania zwłok przysługuje również osobom, które do tego dobrowolnie się zobowiążą.

Wynika z tego, że jeżeli Wasz partner życiowy jest rodzimowiercą, ale żyjecie z nim na kocią łapę, to pierwszeństwo zorganizowania pogrzebu będzie miała rodzina biologiczna. I jeżeli są to gorliwi monoteiści, to niestety mają prawo zorganizowania Wam pochówku według ich własnej religii :( Był już w naszej gromadzie taki przypadek, niestety. A i inne gromady doświadczyły już takich pogrzebów, podczas których ich żerca był chowany według obrządku katolickiego. Tak więc, moi kochani, jeżeli chcecie mieć pochówek w tradycji rodzimowierczej, to lepiej weźcie ślub z praktykującym rodzimowiercą!

Załóżmy jednak, że macie już tego współmałżonka rodzimowiercę i ma kto Was pochować po słowiańsku. Wówczas i tak może się zdarzyć, że zarządca cmentarza np. w małej miejscowości będzie stwarzał problemy dla pochówku w tradycji niedominującej w małych miejscowościach. Ale wtedy możecie mu zacytować odpowiednią ustawę (Dz.U. 1959 nr 11 poz. 62), która mówi, że:

2. W miejscowościach, w których nie ma cmentarzy komunalnych, zarząd cmentarza wyznaniowego jest obowiązany umożliwić pochowanie na tym cmentarzu, bez jakiejkolwiek dyskryminacji, osób zmarłych innego wyznania lub niewierzących.

3. Zarząd cmentarza wyznaniowego nie może odmówić pochowania zwłok osób, które posiadają nabyte prawo do pochówku w określonym miejscu tego cmentarza.

4. Prawo to służy, obok osoby określonej w ust. 3, także jej bliskim, to jest małżonkowi, wstępnym, zstępnym, rodzeństwu i przysposobionym.

5. Zwłoki osób, o których mowa w ust. 3 i 4, powinny być przez zarząd cmentarza traktowane na równi ze zwłokami osób należących do wyznania, do którego należy cmentarz, a w szczególności pod względem wyznaczenia miejsca pochowania, właściwego ceremoniału pogrzebowego i wznoszenia stosownych nagrobków.

No dobrze, załóżmy, że ma kto Was pochować i jest dostępne miejsce na cmentarzu. Została ostatnia kwestia - dary grobowe. I tu jesteśmy uratowani :) Rozesłaliśmy zapytania do kilku domów pogrzebowych i dowiedzieliśmy się, że nie istnieją żadne przepisy zabraniające wkładania czegokolwiek do trumny bądź do urny. Jeżeli jednak ta trumna i ciało mają być poddana kremacji, to:

Podczas przygotowań należy pamiętać, że trumna, w której szczątki zostaną spopielone, nie może być lakierowana i musi być pozbawiona metalowych lub plastikowych ozdób. Można do niej włożyć bliskie zmarłemu przedmioty, ale tylko i wyłącznie jeśli są one wykonane z materiałów palnych (takich jak papier, drewno i tym podobne). Z uwagi na bezpieczeństwo nie wolno natomiast wkładać rzeczy z metalu czy plastiku, usunąć należy także rozrusznik serca.


Co najlepiej nadaje się na dary grobowe? Poglądu na to, co zabierali ze sobą w tę daleką drogę nasi Przodkowie dostarcza archeologia (z jednej strony powinniśmy się w tym miejscu podenerwować, że archeolodzy to rabusie grobów, ale z drugiej strony - ich publikacje dostarczają nam trochę istotnej wiedzy...). Przede wszystkim były to broń i narzędzia, ozdoby i odzież, sporo jedzenia i napitku - a więc z grubsza to, czego konkretny osobnik potrzebował/a za życia, może w nieco lepszej jakości. Co prawda badacze mają wątpliwości, czy zwyczaj dawania monety "dla przewoźnika" jest aby słowiański, a nie zawleczony, ale biorąc pod uwagę ilość biżuterii, złota i bursztynu w niektórych pochówkach - pieniążek nie zawadzi. Warto również zadbać o znalezienie się wśród darów jakiegoś narzędzia do rozpalania Ognia.


Podsumujmy ten przydługawy wpis radą matrymonialną aktualną w każdej kulturze i religii: poślubcie kogoś wyznającego Waszą religię i bądźcie dla niego mili :)

2023-11-05

Dziady, 4.XI.2023

Przydarzył nam się ostatnio problem niespotykany w żadnej innej religii, ale już go bohatersko pokonaliśmy ;) Mieliśmy obchodzić Dziady na naszej Świętej Górze w Lasach Oliwskich, lecz od dwóch tygodni policja przeczesuje trójmiejskie lasy w poszukiwaniu pewnego mieszkańca Gdyni (nazwijmy go czysto umownie Grzegorzem B.). Przez wiele dni dostawaliśmy smsy z Alertem RCB, aby nie wchodzić do Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego i nie utrudniać pracy służb. Co prawda nasza Święta Góra znajduje się dość daleko od Gdyni, ale nie chcieliśmy, aby ciepło rozpalonego ognia przywabiło mundurowych uzbrojonych w kamery termowizyjne. Stąd pomysł, aby przeprowadzić obrzęd i biesiadę ku czci Przodków w mieszkaniu, a nie na łonie Natury. Dla większości z nas była to całkowita nowość, ale podołaliśmy :)


Nie jest to całkowicie nowy zwyczaj - wszak na Kaszubach w ramach Dziadów w domu powszechne było zostawianie drobnych ofiar na parapetach, milczące czuwanie przy ogniu, też przy świeczce - płomień dawał znaki od przodków, milczące spożywanie uczty, niekiedy - składanie darów dla przodków na progu drzwi. Bardzo ciekawy jest ogólnosłowiański obyczaj wkładania do gara z jedzeniem dla przodków świecy woskowej: para z gorącego dania i płomień przekazują moc omodlonego posiłku "tam". O obrzędowości święta Przodków we własnym zaciszu domowym pisaliśmy już zresztą tydzień temu: [ klik!!! ]. Modlitwę uczczenia pamięci Przodków możecie też znaleźć na naszym blogu: [ klik klik!!! ].



Już od kilku lat mamy zwyczaj przynoszenia na Dziady zdjęć naszych bliskich. Po skończonym obrzędzie przystąpiliśmy do biesiady i długo opowiadaliśmy sobie anegdoty o naszych Przodkach. Siedzieliśmy przy świecach i staraliśmy się nie łamać szeregu tabu i zakazów - podczas pobytu Duchów w Jawii nie należy m.in. spuszczać psów z łańcucha, tupać, gwizdać czy wykonywać gwałtownych ruchów.



Miło było choć raz nie zmarznąć i nie zmoknąć podczas Dziadów, a możliwość skorzystania z piekarnika do podgrzani potraw to już w ogóle nowoczesność w domu, zagrodzie i chramie! Jednak z radością wrócimy do lasu, gdy sytuacja już się unormuje :)

2023-11-02

Cis - drzewo śmierci

Cis pospolity (łac. Taxus baccata) to zielone drzewo iglaste osiągające wysokość 15-28 m, często też rosnące w formie wielopiennego krzewu o wysokości 3-4 m. Należy on do rodziny cisowatych występujące naturalnie w Europie z wyjątkiem jej północnej i wschodniej części. Cis najczęściej rośnie na obszarach górskich. W dzisiejszych czasach jest on wykorzystywany jako roślina ozdobna i w lecznictwie, a w Polsce znajduje się pod ochroną.

Drewno cisowe jest najbardziej zbite, sprężyste i najtrudniej łupiące się ze wszelkich drzew europejskich, gdyż rośnie bardzo powoli i nie posiada kanalików żywicznych. Na grubość zaczyna przyrastać dopiero w wieku 50-60 lat. Z łatwością potrafi dożyć kilkuset lat, zaś niektórzy badacze twierdzą entuzjastycznie, że cis może żyć nawet 1500-4000 lat! Swoje igły zrzuca partiami co 6-8 lat. Wiek drzewa uważanego za najstarszy cis w Polsce, rosnącego w Henrykowie Lubańskim na Dolnym Śląsku, szacuje się na 1250 lat. Jest to jednocześnie najstarsze drzewo w Polsce. W 1989 roku trafił w niego piorun i wypalił część pnia, ale drzewo wciąż żyje i w 2020 r. wypuściło nowe pędy i igły :)

Cis z Henrykowa Lubańskiego, wikipedia.

W medycynie z cisu izoluje się substancję docetaksel, będącą lekiem przeciwnowotworowym używanym w leczeniu nowotworów piersi, żołądka, prostaty, głowy i szyi. W medycynie tradycyjnej odwar z igieł cisu jest stosowany w niedociśnieniu krwi.

Nasi Przodkowie w czasie chorób i zarazy okadzali dom dymem z każdej części tej rośliny. Na ziemiach kieleckich cis stosowano przy zażegnywaniu wścieklizny: poświęcony cis tarto na papkę i dodawano do psiego jedzenia, aby uchronić psa od wścieklizny i odczynić urok rzucony na niego.  W święto Trzech Króli (przypadające około 4 dni po naszym Obrzędzie Wyłowienia) święcono gałązki cisu i okadzano nimi bydło. Czasem święcono też gałązki cisu z innymi ziołami i kwiatami podczas święta wypadającego w okolicach naszego święta Mokoszy. Zaś odważni młodzi ludzie stroili gałązkami cisu swoje kapelusze - ten element modowy miał świadczyć o ich heroizmie! W Zakopanym, na dzień przed Nocą Świętojańską (którą uparcie będziemy nazywać Kupałą) rozkruszano cis do wianków w celu uchronienia przed czarną magią, wścieklizną i mrokiem. Natomiast w Borach Tucholskich do świątecznych placków panie wtykały gałązki cisowe. Ogólnie mówiąc, cis był (i pewnie gdzieniegdzie nadal jest) specyfikiem stosowanym w magii ochronnej, podczas śmierci i rytuału pochówku.

Ze względu na swoją toksyczność, cis jest w wielu kulturach kojarzony z kultem śmierci. Sadzano go blisko cmentarzy, wielu kapłanów związanych z Bogami świata umarłych nosiło na głowie gałązki cisowe. Słowianie zaś posypywali cisowymi igłami izbę, w której spoczywał nieboszczyk. Cis pojawia się także już w całkiem nowoczesnej popkulturze – jest z niego zrobiona różdżka Voldemorta w książkach o Harrym Potterze.

Cis, pomimo pięknego wyglądu zielonych igieł oraz czerwonych nibyjagód, nie jest rośliną przyjazną dla człowieka. W przeważającej większości elementy cisu są trujące – oprócz czerwonej osnówki. Co do igieł, to im starsze są, tym mocniejsze jest działanie trucizny w nich zawartej. W starożytności nazywano cis ”drzewem śmierci” i wierzono, iż jest tak trujący, że ten kto zaśnie w jego cieniu, ten już się nie obudzi. Pliniusz Starszy zarzekał się w Historii Naturalnej, że był świadkiem śmiertelnego zatrucia osoby pijącej wino z czarki wyrzeźbionej z cisu. Zaś Juliusz Cezar w swoich pamiętnikach z wojny galickiej opisywał, jak Cativolcus - pokonany wódz plemienia Eburonów – dokonał rytualnego samobójstwa pijąc sok z igieł cisu, aby uniknąć rzymskiej niewoli. Co ciekawe, sama nazwa plemienia Eburonów wywodzi swoją etymologię od galijskiej nazwy cisu! 


Głównym winowajcą trującego działania drzewa śmierci jest toksyna zwana taksyną - jest to alkaloid zaburzający pracę serca, żołądka i jelit, upośledzający układ oddechowy (właśnie to działanie najczęściej powoduje śmierć) i wykazujący działanie poronne. Pierwszymi objawami zatrucia są wymioty, biegunka, silne bóle brzucha, następnie spadające ciśnienie krwi, blednienie twarzy, spłycenie oddechu, utrata przytomności i śpiączka w ciągu 0.5-24 godzin od wystąpienia objawów, po czym zatruty człowiek rychło spotyka się ze swoimi przodkami w Nawii. 

Drugą substancją charakterystyczną dla cisu jest efedryna należąca do alkaloidów roślinnych. Wykazuje ona następujące działania: 

  • rozszerza oskrzela płuc, 
  • podnosi ciśnienia krwi i częstotliwość akcji serca, 
  • wspomaga utratę wagi ciała przez zwiększoną produkcję ciepła (termogenezę) i pobudzający ośrodkowy układ nerwowy. 

Efekty niepożądane efedryny to zmniejszenie wydalania moczu, nudności, utrata apetytu, podniesienie temperatury ciała o 1°C, trądzik. Efedryna może być użyta do wytwarzania nielegalnych substancji (metamfetaminy i metylokatynonu). Nieuczciwi sportowcy wykorzystują efedrynę jako środek dopingujący. Zbyt długie jej stosowanie prowadzi do silnego uzależnienia!  

Ludzie trują się najczęściej w wyniku spożycia odwaru z igieł cisu. Taksyna może wchłaniać się także przez skórę, dla własnego bezpieczeństwa należy więc dotykać cis w rękawiczkach. Niestety, nie istnieje antidotum na zatrucie cisem.

Nie tylko ludzie mogą się zatruć cisem, jego ofiarą pada też wiele zwierząt. Już Wergiliusz ostrzegał w Georgikach: 

„Szkodzi pszczołom dym przykry ze spalonych raków;
nie lubią bydź w blizkości od cisowych krzaków;”

(tłum. Felix Frankowski, 1819)

Cis jest bardzo toksyczny dla koni, dlatego wielu gospodarzy tępiło cis w pobliżu gospodarstwa. Za to kozy i sarny mogą spożywać gałązki cisu bez większej szkody dla zdrowia, zaś wiele gatunków ptaków zjada owoce z toksycznymi nasionami bez żadnego ryzyka, wydalając niestrawione nasiona i przy okazji rozsiewając drzewo cisu. 

Kos żywiący się jagodami cisu, wikipedia.

Już od czasów starożytnych, wykorzystywano cis głównie jako surowiec drewniany do tworzenia broni. Pierwsze włócznie z cisu były wytwarzane już około 450000 lat temu! W 1911 r. archeolodzy znaleźli w Clacton-on-Sea (Wielka Brytania, hrabstwo Essex) najstarszy do tej pory zachowany grot włóczni wykonany właśnie z cisu i datowali go na 420 tysięcy lat. Spekuluje się, że włócznia była wykonana i używana przez przedstawiciela gatunku Homo Heidelbergensis. Inne ciekawe znalezisko pochodzi z dolnosaksońskiego Leringen, gdzie odnaleziono szkielet słonia leśnego, w którego klatce piersiowej znajdowała się cisowa włócznia o długości 2.38 m. Wiek znaleziska szacowany jest na 90 tysięcy lat i przypisywany jest Neandertalczykom ze środkowego paleolitu. W różnych miejscach północnych Niemiec znaleziono osiem łuków cisowych, których wiek waha się od 8 do 5 tysięcy lat.

Grot włóczni z Clacton-on-Sea, Natural History Museum, Londyn.

Z cisu były wytwarzane łuki i kusze, co spowodowało dość szybkie wytrzebienie tego drzewa. Handel drewnem cisowym do Anglii na łuki rozrósł się do tego stopnia, że na dużym obszarze wyczerpały się zapasy dobrej jakości dojrzałego cisu. Pierwszy udokumentowany import cisów do Anglii miał miejsce w 1294 r. Natomiast już w 1423 r. król Władysław Jagiełło nakazał ochronę cisów, aby ograniczyć eksport w obliczu niemal całkowitego zniszczenia lokalnych zasobów cisu:

"Jeśliby kto wszedłszy w las, drzewa które znajdują się być wielkiej ceny jako jest cis albo im podobne podrąbał, tedy może być przez Pana albo dziedzica pojman, a na rękojemstwo tym którzy oń prosić będą ma być dan. Tym że obyczajem w gajach gdzie mało lasów ma być zachowane."

W 1507 r. władze Świętego Cesarstwa Rzymskiego (które nie było ani cesarstwem, ani rzymskim, a już na pewno nie było święte 😎) poprosiły księcia Bawarii o zaprzestanie wycinania cisu, ale handel był tak opłacalny, że w 1532 r. przyznano monopol królewski na dotychczasową ilość „jeśli jest ich tak dużo”. Księstwo Bawarii zreflektowało się dopiero po kilkudziesięciu latach i w 1562 roku wystosowało prośbę o zaprzestanie wycinania cisu i opisując szkody wyrządzone w lasach przez jego selektywną ekstrakcję, która zrywała korony drzew i pozwalała wiatrowi niszczyć sąsiednie drzewa. W 1568 r., pomimo prośby Saksonii, nie przyznano monopolu królewskiego, ponieważ nie było już cisu do ścinania, a w następnym roku Bawaria i Austria podobnie nie wyprodukowały wystarczającej ilości cisu, aby uzasadnić monopol królewski. W dokumentach leśnych tego terenu z XVII w. nie ma już wzmianki o cisie, gdyż nie było tam drzew dojrzałych. Anglicy próbowali jeszcze pozyskiwać zaopatrzenie z państw bałtyckich, ale w tym okresie łuki i tak zaczęto zastępować muszkietami i działami. Fred Hageneder w swojej monografii o cisie wyraża opinię, że to przezbrojenie, które nastąpiło w czasach, gdy długie łuki znacznie przewyższały muszkiety pod każdym względem (takim jak zasięg, celność i szybkostrzelność), rozpoczęło się wyłącznie z powodu braku drewna cisowego!

Cis, zajmujący pierwotnie bardzo duży obszar, został niemal całkowicie wytępiony przez człowieka nie tylko do tworzenia broni, lecz również ze względu na jego trwałe i niemal „wieczne” drewno, które ma silne właściwości bakteriobójcze – zabija nawet te mikroorganizmy, które znajdują się w powietrzu! Dom, w którym przynajmniej belki stropowe wykonane są z cisu, jest niezawodnie chroniony przed różnymi patogenami, co było niezwykle cenne w czasach masowych epidemii. Egipskie sarkofagi często były wykonane z cisu. Także meble gdańskie były wykonywane m.in. z cisu. 


Wpis ten nie zastąpi fachowej porady medyka i służy jedynie do poszerzenia Waszych i tak już szerokich horyzontów :) Ale każdy medyk Wam poradzi: nie próbujcie cisu! Nawet jeżeli jesteście sarnami. Po prostu nie i już!

autor: Guślarz Nikrug  

Bibliografia:




 

2023-10-30

Obrzędowość święta Przodków we własnym zaciszu domowym

Zawsze zachęcamy do uczestnictwa w gromadnych obchodach świąt dorocznych. Jednocześnie mamy świadomość, że nie zawsze jest to możliwe. Z myślą o takich sytuacjach opublikowaliśmy swego czasu propozycję rytu domowego: [ klik!!! ].

Powyższa propozycja ma charakter ogólny i jako taka najlepsza jest gdy adresatami naszych spraw są Bogowie. Jeśli jednak o Dziady chodzi - można w niej dokonać kilku uściśleń. Przede wszystkim jak najbardziej na miejscu będzie dodatkowy element uświęconej przestrzeni - zdjęcia ukochanych Przodków (lub inne przypominające nam ich przedmioty). Co więcej, w przedstawionym wyżej rycie domowym nie tyle zapraszamy Bogów do domu, co przekazujemy Im dar. W przypadku święta Dziadów w pełni zasadne, zważywszy sens święta, wydaje się zgoła inne podejście, kiedy faktycznie zapraszamy ich do siebie. Najprościej chyba uczynić to powielając przechowany przez folklor wzorzec: po rozpaleniu i powitaniu Ognia, ze słowami "Święci Dziadowie chodźcie do nas wieczerzać! Proszę Was na biesiadę!" dać im znać, że są oczekiwani.

Dziady, pradziady, przychodźcie k'nam!, przedstawienie dziadów na Białorusi, Stanisław Bagieński


Taki posiłek w obecności czcigodnych antenatów winien zachowywać tradycyjne tabu, służące temu, by się duszom nie narazić: nie należy wówczas tupać, rzucać, hałasować, spluwać czy w ogóle: wystrzegać się gestów gwałtowniejszych, a potencjalnie urągliwych dla (przypadkowo!) "napastowanego" ducha. Całkowicie w porządku będzie jednak powspominanie ich - ożywienie ich życia swoimi wspomnieniami.

Wszystko co dobre szybko się kończy - podobnie biesiada z Dziadami. Jako że należą do innego od naszego świata - do zaświata - nie potrzeba ponad miarę ich tu trzymać. Tradycja przechowała pewne tu wzorce dosadne i stanowcze, które mówią wprost, że po zakończonych Dziadach - Dziadom trzeba do ich siedzib drogę wskazać.


2023-10-23

Bez czarny - pomoc przy przeziębieniu

Dzisiaj w kąciku zielarskim przedstawimy Wam czarny bez :) Obecnie kojarzymy go z parków, lasów, przydomowych ogródków, jako roślinę ozdobną, z soków i dżemów. Dla naszych Przodków był on jedną z ważniejszych roślin - nie tylko ze względów leczniczych i spożywczych, ale także mistycznych!

Bez czarny

Bez czarny, czy też dziki bez czarny (łac. Sambucus nigra), znany też zwyczajowo jako bez aptekarski/pospolity, bzina, best, hebz, hyćka... jest krzewem (choć czasem rozrasta się do niewysokich drzew) należącym do rodziny piżmaczkowatych, osiąga wysokość nawet do 10-12 metrów. Jest mrozoodporny, występuje w całej Europie i jest rośliną łatwą do uprawy w całej Polsce.

Bez jest szeroko wykorzystywany w:

  • kosmetyce - wytwarzanie maseczek i kremów. W słynnej sadzie wiedźmińskiej Yennefer stosuje perfumy o zapachu agrestu i bzu.  
  • jako roślina jadalna - na surowo owoce są toksyczne i trzeba je poddać obróbce termicznej, aby pozbyć się toksyn. Możemy z dzikiego bzu zrobić sok, dżemy, konfitury i wino. Kwiaty bzu można też smażyć w cieście. Popularny we Włoszech likier Sambuca jest produkowany z czarnego bzu - tradycyjnie likier ten podaje się w sposób "con la mosca" – do likieru wrzuca się nieparzystą liczbę ziaren kawy i podpala powierzchnię. Gdy alkohol się wypali, zdmuchuje się płomień i wypija napój a ziarna kawy żuje.

    Płonący likier Sambuca, źródło: Wikipedia

  • środek przeciw gryzoniom i owadom – z pędów,  gałęzi i liści można przygotować wywar, który odstrasza owady. Można też zatykać dziury w stodole bzem lub ją okadzać, aby uchronić zboże przed gryzoniami. Z pędów bzu tworzone były uprzęże dla koni i krów! 
  • medycynie – aby złagodzić objawy przeziębienia i infekcje dróg oddechowych.

W medycynie wykorzystujemy kwiat bzu czarnego (flos sambuci) oraz owoce bzu czarnego (fructus sambuci). Co ciekawe, owoce bzu mają inny skład od kwiatów bzu! Kwiat bzu zawiera głównie flawonoidy do 1.8% (rutozyd, kwercetynę, kemferol), fenolokwasy (kawowy i jego glukozyd), kwasy organiczne, około 3-4% olejków eterycznych i garbniki. Napar z kwiatów stosowany jako środek napotny i lekko moczopędny. Owoce natomiast zawierają 3-glukozyd cyjanidyny, 2-sambubiozyd cyjanidyny, garbniki witaminy C i witaminy z grupy B, kwasy organiczne i 3% pektyny. Owoce stosuje się w celach lekko przeczyszczających i napotnych. 

Ekstrakt z czarnego bzu stosuje się szeroko w medycynie:

  • wzmacnia on odporność i działa przeciwzapalnie,
  • działa przeciwwirusowo i przeciwbakteryjnie,
  • działa przeciwbólowo,
  • ma także działanie napotnie i wykrztuśnie,
  • poprawia stan skóry,
  • działa moczopędnie i przeczyszczająco.

Bez czarny możemy podawać nawet naszym najmniejszym pociechom - w aptekach są dostępne preparaty dla 6 miesięcznych dzieci, syropy, soki, herbaty a nawet tabletki z wyciągiem z bzu czarnego. 

W dawnych czasach dla naszych babci i dziadków bez był jedną z ważniejszych roślin w ich życiu. Dziki czarny bez jest rośliną o mocach magicznych, ochronnych jak i leczniczych. Wierzono że w korzeniach bzu mają przebywać złe demony, dlatego nie należy wyrywać rośliny a nawet jej zanieczyszczać, ponieważ może to sprowadzić chorobę lub nawet śmierć! Zaś sam cień bzu chroni przez złymi czarami, wężami czy komarami. Natomiast usychający bez ma być wróżbą śmierci w rodzinie. 

Wielu naszych Przodków wykorzystywało bez w rytuałach zamawiania aby przenieść chorobę, objawy choroby, czy ból zębów z człowieka na krzew bzu.

Zamówienie  na pozbycie się gorączki:

Dzień dobry, bzie,
przynoszę ci gorączkę,
oferuje ci ją
i odchodzę.

Nasi słowiańscy Przodkowie z południa, będąc chorymi na febrę mieli w zwyczaju iść pod krzaki bzu i po utworzeniu łuku z gałęzi przepełzali trzykrotnie pod nim, wkopując pręty ze słowami: 

W trzech łodygach zasiekłem trzy febry:
kiedy się te trzy łodygi odmłodziły,
wtedy febra powróciła.

Na zdrowie i witalność: mieszankę bzu czarnego, dębu oraz gryki wsypać do woreczka z naturalnej tkaniny i umieścić w łóżku, w którym śpi lub nosić przy sobie. 

Na miłość: okadzaj się dymem z kwiatów i liści bzu, kwiatów dzikiej róży i kwiatów jaśminu.   

Oczywiście mamy dla Was przepis na napar z suszonych kwiatów bzu czarnego :)

Odważyć 3.0-3.5 g suszonych kwiatów bzu. Wsypać do szklanki i zalać 200 g wrzącej wody, przykryć szklankę i naparzać 10 minut, przecedzić. Pić ciepły napar.




Pamiętajcie, że zanim bezpieczne zastosujecie preparat z czarnego bzu, powinniście wcześniejszej konsultować się z lekarzem lub farmaceutą! Wpis ten nie zastąpi porady fachowego medyka i służy jedynie do poszerzenia Waszych i tak już szerokich horyzontów :)


autor: Guślarz Nikrug

Bibliografia:

  • "Farmakognozja", Stanisław Kohlmünzer (1977)
  • "Sekrety ziół. Wiedza ludowa, magia, obrzędy, leczenie", Elżbieta Szot-Radziszewska (2005)
  • "Ludowa medycyna Pomorza", Maciej Kwaśkiewicz (2007)
  • "Receptury poleskich znachorek", Alla Alicja Chrzanowska (2022)


2023-10-20

Czy należy czcić wszystkich Przodków?

Dzisiaj przychodzimy do Was z tematem trudnym, a wobec zbliżających się Dziadów na czasie: co z "nielubianymi" Przodkami?

W warunkach modelowych, gdy w rodzinie "wszystko gra", święto Dziadów stanowi wyraz ciągłości społeczności, między żywymi, a zmarłymi. To, że prapradziadek nie żyje od pół wieku nie czyni go ani trochę mniej członkiem rodziny! Zapraszamy duchy Przodków, by znów mogły pojeść ulubionych jedzonek, posiedzieć z nami w ciepełku i posłuchac jak ich obgadu.... wspominamy najciekawsze momenty ich życia.

Co jednak z Przodkami "problematycznymi"? Nie mówimy tu o przypadkach lżejszego kalibru, jak chłodna i surowa babcia, która więcej oceniała niż przytulała, ale to ciastko do plecaka jednak włożyła. Niektórzy mają takich antenatów, których woleliby zapomnieć, a o ich zejściu nie potrafią myśleć co najmniej bez domieszki uczucia ulgi?

https://mitologia.fandom.com

Jest to trudny temat, który trzeba zacząć z pewnością od przypomnienia pewnej ważnej różnicy kulturowej między Słowianami sprzed kilkunastu wieków, a nami dzisiaj: wedle wszelkiego prawdopodobieństwa patrzyli oni na sprawy rodzinne nieco inaczej niż my i większość tego co obecnie uznajemy za niewłaściwe, u naszych praszczurów zostałoby zbyte wzruszeniem ramion. W społecznościach tradycyjnych pokolenie starsze miało częstokroć nad młodszym władzę, którą nazwalibyśmy despotyczną.

Jest jednak niezaprzeczalny element, którym Przodkowie niewątpliwie kierowali się oceniając poczynania współrodowców, a który pozostaje dziś tak samo aktualny: działanie na pożytek rodziny. Jeżeli jednostka działa przeciwko dobru i godnemu imieniu swojej "najmniejszej komórki społecznej" to kiedyś tak samo jak dzisiaj - miała wszelkie szanse na ocenę naganną. Ta ocena zazwyczaj szła z góry (wiekowej) w dół, ale u naszych zachodnich sąsiadów (bodaj u Franków Salickich - przytaczam z pamięci za "Barbarzyńską Europą" Modzelewskiego) istniał konkretny obrzęd publicznego - podczas wiecu - wyrzeczenia się rodziny. Nie znam podobnego źródła dla Słowian, przez analogię można się jednak spodziewać, że co najmniej niektóre plemiona zostawiały podobny wentyl bezpieczeństwa, dla młodzieży z nazbyt dokręconą śrubą.

Jak ten przydługi wywód o niedogodnościach rodzinnych ma się do święta Dziadów? Tak, żebyśmy dokonali rzetelnej autorefleksji: czy nielubiany przez nas Przodek należy raczej do kategorii "był złośliwym grzybem, ale w gruncie rzeczy nic konkretnie złego nie zrobił", czy jednak "bruździł strasznie i dobrze że go tu już nie ma"? Jeżeli to pierwsze to na obrzęd należałoby raczej ducha zaprosić; może bez nadmiernego rozwodzenia się nad tą konkretną osobą czy zmuszania do opowieści o wszystkich drobnych niechlubnościach, ale jednak pozwolić cieniowi takiego antenata najeść się i ogrzać. Większość tradycji dość jasno mówi, że duch zmarłego, którego potrzeby żywi zaniedbują może szukać zemsty i szkodzić. Jeżeli jednak w grę wchodzi ten drugi przypadek, to i tak jest spora szansa że taki P(p)rzodek zamiast normalnym, spokojnym duchem zostanie jakowymś wrednym upiorem. Wówczas najlepiej włączyć do użycia stosowne ryty oczyszczająco-zabezpieczające, a podczas święta Dziadów zastosować wobec takiej osoby klauzulę "O zmarłym dobrze, albo wcale!"

2023-10-14

Pielgrzymka do Miejsc Mocy - Lasy Oliwskie, 14.X.2023

Dzień zaczął się od drobnego siąpienia i wiatru, ale na czas naszej pielgrzymki rozpogodziło się :) Spotkaliśmy się w dziewięć osób, przebyliśmy 5.53 km w ciągu dwóch i pół godziny, w górę przeszliśmy 198 metrów, zaś w dół 213 m. Złożyliśmy ofiary w czterech miejscach i pośpiewaliśmy trochę. Dreptaliśmy dość powolnym tempem, z przerwami na podżeranie winogron i kabanosów oraz na robienie zdjęć pięknym grzybom.



Naszą pielgrzymkę zaczęliśmy od odwiedzenia Diabelskiego Kamienia na zboczu Czarciej Góry. Przywędrował on na swoje miejsce około 10000 lat temu za sprawą skandynawskiego lądolodu. Obwód większego głazu wynosi 12.3 m, a wysokość 2 m, przy czym zagłębiony jest na 1 m w ziemi. Mniejszy posiada obwód 8, a wysokość około 1.75 m, licząc z częścią zagłębioną w ziemi. Trzecia część owego kamienia znajduje się pod ziemią. Jako największy głaz na terenie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego został on uznany za pomnik przyrody w 1962 roku.


W archaicznej wizji rzeczywistości bardzo ważny jest środek świata - miejsce święte, zazwyczaj uważane za "pierwsze", od którego Bogowie rozpoczęli urządzanie znanego nam dziś kosmosu. Miejsce to nieraz stawało się wzorcem dla organizacji miejsc kultu i świątyń. W rodzimowierstwie słowiańskim dość mocno obecny jest kult kamieni, który wiąże się właśnie z takim wierzeniem mitologicznym dotyczącym środka świata. W różnych podaniach ludowych przechowało się takie wierzenie sięgające korzeniami jeszcze czasów prasłowiańskich mówiące o tzw. "białym kamieniu", czy też o kamieniu Ałatyr. Według legend, bajek ludowych, bajek magicznych, czy też np. pieśni i zaklęć, zwłaszcza zamawiań magicznych spisanych w XIX w. na terenach chociażby Białorusi, czy Rosji, we środku świata, w mitycznym centrum spajającym całą mitologiczną rzeczywistość znajduje się biały kamień Ałatyr leżący na wysokiej górze, bardzo często nieopodal znajduje się dąb - drzewo życia. W niektórych wersjach mitu, Ałatyr znajduje się na wyspie Bujan położonej na środku morza. Stąd zakłada się (np. w artykule "Zabytki archeologiczne Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego i okolic") kultowy charakter wzgórza z Diabelskim Kamieniem. 


Warto nadmienić, że tak zwane "diabelskie" lub "czarcie" kamienie są dość popularne w kulturze ludowej Słowian i Bałtów. Z naszym Diabelskim Kamieniem związane jest kilka legend, pochodzących niestety już z nowożytnych czasów - jest to ludowa wizja tych miejsc z XVIII i XIX wieku i pewne ludowe wyobrażenie diabła jako rubasznego, przygłupiego duszka. Podobne legendy są związane z wieloma diabelskimi kamieniami w różnych regionach Europy.

Franciszek Mamuszka w swojej książce „Oliwa. Okruchy z dziejów, zabytki” (Gdańsk 1985) podaje taką legendę:

"Nazwę góry i kamienia tłumaczy stara gadka kaszubska. Mówi ona, iż przed laty szedł tędy ubogi chłopina, mieszkaniec pobliskiej wsi Klukowo. Przechodząc opodal kamienia ujrzał panka ubranego od stóp do głów w czarne szaty. Zagadnięty przez nieznajomego o przyczynę smutku widocznego na twarzy opowiedział o gnębiącej go nędzy. W odpowiedzi usłyszał, iż może uzyskać majątek, jeśli przyrzeknie, że po 10 latach jego dusza stanie się własnością ofiarodawcy dobrobytu. Kaszuba domyślił się, z kim ma do czynienia. Przed nim stal kusy purtk, czyli diabeł, pragnący posiąść duszę chudziny. Po krótkim namyśle chłop przystał na propozycję kusego i krwią z serdecznego palca podpisał szatański cyrograf.

Po 10 latach spędzonych w dobrobycie udał się Kaszuba w wyznaczonym dniu do lasu i zastał tam czekającego diabła. Chytry chłopek zaproponował kusemu, aby zagrał z nim w karty. Jeśli wygra, zabierze również duszę żony, w wypadku przegranej, zwróci cyrograf. Zły przewidując łatwe zwycięstwo zgodził się chętnie i już widział siebie rzucającego dwie dusze pod nogi Belzebuba. Przeliczył się jednak, gdyż nie znał gry zaproponowanej przez chłopa. Rozwścieczony przegraną rąbnął z całej siły łapą w głaz, rozbijając go na dwie części, po czym umknął w głąb lasu."

Inna legenda nawiązuje do młynów oliwskich, niegdyś licznych wzdłuż Potoku Oliwskiego. Żyła kiedyś sobie córka młynarza, niezwykle piękna ale i zarazem cnotliwa, która odprawiała wszystkich zalotników z kwitkiem. Była ona także obiektem westchnień dwóch diabłów, którzy sobie zamierzyli, że ową córkę młynarza posiądą, a ona stanie się ich żoną. Zaczęli się jednak spierać, który z nich jako pierwszy posiądzie młodą młynarzównę. Jeden z tych diabłów wziął ogromny głaz i rzucił w drugiego diabła, przygniatając go. Zabity diabeł podobno spoczywa pod większym głazem, zaś pozostały przy życiu był tak zmęczony, że odczołgał się tylko kawałek i zasnął pod tym mniejszym kawałkiem głazu.

Nie dowiemy się już raczej, jak nasi Praprzodkowie postrzegali ten kamień, ale część naszych gromadzian lubi wierzyć, że większa część kamienia to śpiąca matka-niedźwiedzica, a mniejszy kamień to jej dziecko :)


Od Diabelskiego Kamienia przeszliśmy około 400 m aby odwiedzić nasz ulubiony, całkiem już rzeczywisty, a nie mityczny Dąb rosnący na prawdziwej Górze. Pod Dębem tym organizowaliśmy Szczodre Gody podczas pandemii, a także modliliśmy się o deszcz śpiewając Dodolicę [ klik! ]. W lutym zeszłego roku zorganizowaliśmy tu modły w ramach ogólnoświatowego wydarzenia "Krąg Świętego Ognia dla wolności Ukrainy"


Jednym z nieodzownych składników świętej przestrzeni jest Oś Kosmiczna, czy też Oś Świata (axis mundi), łącząca ze sobą światy Bogów, Ludzi i Przodków. Szamani całego świata przekazują nam mniej więcej taki opis struktury duchowej świata: osią wszystkiego jest Drzewo Kosmiczne, którego korona jest w Niebie, pień w Świecie Środkowym, a korzenie w Podziemiach (Andrzej Szyjewski „Szamanizm”, Kraków 2005). Słowianie przyjęli w tym względzie stare, dobre wzorce przedstawiające ową Oś jako Górę i/lub Drzewo. Wiele gatunków darzono szczególną czcią, ale zdecydowanie wybija się tutaj dąb, związany z Gromowładnym Perunem i bodaj najczęściej uznawany przez naukowców za słowiańskie Drzewo Świata - w jego koronie krążą białe orły, przy pniu pszczoły, a w korzeniach siedzą czarne bobry, a więc każdy z trzech światów ma tu swoich przedstawicieli. Drzewo Świata stanowi ścieżkę, po której wędrują szamani i duchy.


Oś Kosmiczna niekoniecznie musiała przybierać postać drzewa. Dużą popularnością w tym względzie cieszyły się też góry, lokowane zupełnie konkretnie w krajobrazie – jak góra Durmitor w Czarnogórze lub Krywań na Słowacji (Andrzej Szyjewski „Religia Słowian”, Kraków 2003).


Wielu naszych gromadzian regularnie składa pod tym Dębem ofiary dla Peruna, przesiaduje i oddaje się rozmyślaniom. Co wspólnego ma Perun z dębem? Otóż świętym drzewem Peruna jest właśnie dąb, o czym wiemy głównie na podstawie kultu litewskiego Perkuna, którego związek z dębem jest dobrze poświadczony (Aleksander Gieysztor „Mitologia Słowian”, Toruń 2006). Jednak i folklor słowiański zna obrzęd wywoływania deszczu, podczas którego symuluje się polowanie na węże i składa ofiary pod dębem właśnie. Według wierzeń ludowych, dęby miały być szczególnie chętnie nawiedzane przez pioruny. Może się to wydawać dziwne, że połączono z kultem Peruna drzewo przezeń palone gromem. Porażenie błyskawicą miało jednak charakter sakralizujący drzewo.


Dlaczego jako gromada wybraliśmy akurat ten konkretny Dąb? Otóż znajduje się on na wysokiej górze, o kilkanaście metrów od wielkiego Głazu w Wykopie, do którego zaraz potem się udaliśmy. 


Głaz w Wykopie spoczywa na północnym grzbiecie odchodzącym od Czarciej Góry i mierzy około 8-10 metrów obwodu. Został on ustanowiony pomnikiem przyrody w roku 1989, a w jego środku została wmurowana plakietka z kaszubskim gryfem. "Bedeker Oliwski" głosi, że został on wykopany przez studentów przedwojennej Wyższej Szkoły Technicznej w Gdańsku, obecnie zwanej Politechniką Gdańską.


Nasz ulubiony Głaziczek sam w sobie przypomina ofiarny stół lub kamienny tron. Jest to bardzo ważne miejsce dla naszej gromady - czcimy przy nim Welesa. Wiele spisanych podań lokuje siedzibę Welesa w Nawii, a Jego samego właśnie na złotym tronie u korzeni Drzewa Świata. Odbyło się tutaj wiele obrzędów, świąt. Jeszcze kilka lat temu, gdy wszyscy byliśmy trochę młodsi i mniej obarczeni obowiązkami życiowymi, często organizowaliśmy przy Głazie czuwania w porze ciemnej. Zbieraliśmy się tutaj wieczorem, składaliśmy ofiarę duchom tego miejsca oraz Welesowi, rozmawialiśmy o różnych duchowych sprawach, a potem szliśmy spać w hamakach rozwieszonych na drzewach. 


Ostatnim przystankiem na trasie naszej pielgrzymki była Kamienna Twarz, położona aż o 2 km od Głazu w Wykopie.


Jest to niewielki głaz narzutowy o obwodzie prawie 2.5 metra, leżący na południowym zboczu Wzniesienia Marii w Lasach Oliwskich. Są na nim widoczne rysy ludzkiej twarzy - nie wiadomo jednak, czy jest to dzieło i przedmiot religijnego kultu naszych Przodków, czy może kształt ten został przypadkowo stworzony przez Mateńkę Przyrodę.

A teraz wszyscy mówimy "pąć"!

Z obserwacji naszych gromadzian wynika, że Kamienna Twarz od czasu do czasu zmienia swoje położenie, a kiedyś nawet zniknęła na jakiś czas. Warto nadmienić taką ciekawostkę - jest ona zaznaczona na Google Maps i ma aż 101 opinii oraz średnią ocenę 4.5 gwiazdek. Mamy nadzieję, że po naszej dzisiejszej pielgrzymce liczba tych gwiazdek wzrośnie!


Dajcie nam znać, czy chcielibyście częściej (niż raz na kilka lat) brać udział w takich pielgrzymkach. Mamy jeszcze jeden ulubiony dąb Dewajtis w nadleśnictwie Gołębiewo, a i pewnie znalazłoby się tam wiele ciekawych pomników przyrody - i tych roślinnych i kamiennych :)

Dołączcie do nas następnym razem :)


2023-10-10

Kult Przodków w Jantarze, albo dlaczego składając ofiarę Perunowi trzeba pamiętać o babci

Z okazji nadchodzącego święta Dziadów chcemy podzielić się z Wami naszym podejściem do tematu. Bo dla praktykujących animistów, którzy duchy widzą wszędzie część z nich jest szczególnie ważna – Przodkowie! Wciąż stanowią część rodziny (chociaż już nie dokładają się do czynszu) i interesuje ich co robimy, jak się miewamy. Skromny opis ich kultu znajdziecie w naszym opracowaniu [ Droga do Bogów ].

Pamiętajcie - zdjęcie Babci stawiamy bliżej ciasta...

W Jantarze zapraszamy ich do uczestniczenia w każdym obrzędzie koła rocznego. Wiadomo, że pierwsi wzywani są Bogowie, ale przy Świętym Ogniu zawsze musi znaleźć się trochę miejsca dla Przodków. Co prawda dziś musimy mierzyć się z wątpliwościami, których ongiś w ogóle nie było: „Babcia była katoliczką – czy mam ją zapraszać na święto?”. My staramy się stawiać sprawę uczciwie i zapraszając ich – wyjaśnić co to za okazja i dać do zrozumienia, by przybyli tylko „jeśli im miła taka gościna”. Nie ma co siłą ciągnąć ducha babci na coś, czego nie zrozumie (albo kiedy może mieć konkurencyjną imprezę w swoim kawałku zaświata). Ale jeśli dziadek był nawet niewierzący, a spodoba mu się koncepcja – niech przybywa 🙂 No i pamiętajmy, że ci bardzo dawni Przodkowie z niesłusznie minionych czasów otwartego pogaństwa też nas zapewne słuchają.

... a zdjęcie Dziadka bliżej alkoholu ;)

O ile inne obrzędy poświęcone są raczej Bogom, tak Dziady są właśnie dla naszych Antenatów. Stąd nawet na tle naszych wspólnotowo-integracyjnych świąt, to wyróżnia się raczej rodzinnym charakterem. Dlatego przynosimy ze sobą zdjęcia zmarłych krewnych i dzielimy się ciekawymi historiami z ich życia. Dużo łatwiej odnaleźć się w towarzystwie biesiadującego obok ducha – Przodka kolegi, kiedy wie się, że miał co najmniej równie ciekawe przygody jak własny pradziadek 🙂