2023-07-11

Jak wyszyć tarczę Peruna w ciut ponad 300 godzin

Jak mawia staropolskie przysłowie: "nie da się wszystkich zadowolić, ale wszystkich wkurzyć to już żadna sztuka". Otóż chyba uda nam się tym wpisem zadowolić jednocześnie miłośniczki haftu krzyżykowego, rodzimowierców i programistów, czy tam innych wielbicieli algorytmów, a to już bardzo blisko do zadowolenia wszystkich! Z tego wpisu dowiecie się, jak przy pomocy automatów komórkowych zaprojektować wzór do wyszycia całkiem sporej tarczy Peruna :)



Zacznijmy od garści parametrów:
  • tarcza mierzy 325x335 pikseli, co przekłada się na pracę mieszczącą się w ramce 50x50 cm,
  • jej wyszycie zajęło 323 godziny, czyli od Jarych Godów do "ciut po Kupale",
  • użyto zwykłych nici do szycia na maszynie oraz nici brokatowych - srebrnych i złotych,
  • kanwa to Aida 18 mająca 18 pikseli na 1 cal,
  • granatowe kolory po zewnętrzu mają symbolizować niebo, zaś im bliżej środka, tym bardziej tarcza popada w "drewniane" brązy,
  • wzór zawiera łącznie 67909 pikseli, co daje imponujące 210 pikseli na godzinę.









Ale wszystko po kolei... W zeszłym roku jedna z naszych gromadzianek wyszyła podobną techniką obrazy z Mokoszą i Welesem o wymiarach 40x50 cm [ klik!!! ]. Na regale zostało jeszcze sporo miejsca, które aż się prosiło, aby postawić tam kolejny obraz o wymiarach 50x50 cm.



Po zakupieniu ramki i kanwy Aida 18 (mającej 18 pikseli na 1 cal) gromadzianka nasza obszyła kanwę ramką z przerwami co 9 pikseli - w ten sposób można było łatwo policzyć, jakie rozmiary powinien mieć obraz. Takie obszycie służy też jako prowadnice do odpowiedniego umiejscowienia wzoru - a po zakończeniu pracy można je wypruć. Przy okazji wydało się, że piksele są prostokątne, ponieważ kwadrat mieszczący się w ramce ma... 325x335 pikseli. Nic to, tarcza Peruna jest sześciokątem, więc można ją ździebko sprostokątyzować i nikt normalny tego nie zauważy ;)

Skąd wziąć kontur tarczy, pewnie zapytacie? W zasadzie wystarczy zrobić tylko 1/6 tarczy, a potem w Paincie poobracać gotowy kawałek o 60o. Ale jeżeli wolicie gotowe rozwiązania, to mamy dla Was gotowy schemat na dole tego wpisu - może Wam się do czegoś przyda. Możecie przecież wypełnić tarczę dowolnymi wzorami haftu albo wręcz pejzażem leśno-górskim! Wydrukujcie sobie ten wzór i nabazgrajcie na nim coś pięknego :)

A teraz wisienka na torcie - skąd się biorą te esy-floresy? No więc te wszystkie obrazki zostały zaprojektowane przez algorytm zwany automatem komórkowym. Jest to taki model matematyczny składający się z mnóstwa komórek pokolorowanych na różne kolory (w tym przypadku tylko na dwa) i zmieniający się co chwilę według ustalonych reguł. Postulaty automatów komórkowych są następujące:

  • przestrzeń złożona jest z komórek - zwykle jest to czworokątna siatka,
  • każda komórka ma swój wewnętrzny stan (widoczny np. jako kolor), który może przyjmować kilka wartości (tutaj są to dwie wartości: żywa lub martwa),
  • stany komórek zmieniają się w krokach czasowych zgodnie z regułami danego automatu. 

A teraz po polsku: działa to tak, że w pierwszym kroku mam jakiś ustalony wzór z żywych komórek, ustala się go samemu metodą prób i błędów - dobrze jest mieć jakiś symetryczny wzór, wtedy zawsze wyjdzie coś ładnego! A potem dla każdej komórki należy zbadać, czy jest żywa, czy martwa i ilu ma żywych sąsiadów. I na tej podstawie automat decyduje, czy w kolejnym kroku komórka będzie żywa, czy martwa.

W każdym automacie powinniśmy ustalić, jakie jest sąsiedztwo danej komórki. W automacie generującym wzory do haftu krzyżykowego każda komórka może mieć 8 sąsiadów: dwóch po bokach, po jednym od góry i od dołu i czterech sąsiadów na ukos. W innych automatach mogą się liczyć np. tylko sąsiedzi sąsiadujący bokiem, a ci ukośni już nie. A w automatach na siatce w kształcie plastra miodu może być jeszcze inaczej. Ale w naszym modelu będzie tak:

W tym konkretnym automacie komórkowym służącym do zaprojektowania tarczy Peruna każda komórka może mieć dwa stany:

  • może być "żywa", czyli pokolorowana (np. na granatowo),
  • albo "martwa" - czyli pokolorowana na biało.

Rozważmy taki przykład:

Już wiemy, czym jest sąsiedztwo. A skąd biorą się reguły, według których działa automat? Otóż reguły biorą się z metody prób i błędów, albo z googlania w internecie. Trzeba wchodzić na strony dla entuzjastów automatów komórkowych, gdzie ktoś się chwali: "ooooooo, patrzcie jakie ładne rzeczy się generują, gdy zastosuję taką/śmaką regułę". Serio!!! No więc metodą googlania oraz prób i błędów nasza gromadzianka odkryła, że według jej bardzo subiektywnego poczucia piękna, najładniejsze wzory powstają, gdy zacznie się od jakiegoś symetrycznego obrazka (np. kwadrat 3x3 złożony z żywych komórek) i zastosuje się regułę:

  • każda obecnie żywa komórka będzie martwa w kolejnym kroku,
  • jeżeli obecnie martwa komórka ma 2 lub 3 lub 4 żywych sąsiadów, to w kolejnym kroku będzie żywa.

I jeżeli w początkowym kroku zaczniemy właśnie od kwadratu 3x3 złożonego z żywych komórek i zastosujemy powyższą regułę to będą powstawać takie wzory:


Jeżeli zmienimy trochę regułę, np. na taką:
  • każda obecnie żywa komórka będzie martwa w kolejnym kroku,
  • jeżeli obecnie martwa komórka ma 1 lub 3 lub 4 żywych sąsiadów, to w kolejnym kroku będzie żywa (w poprzedniej regule było: 2 lub 3 lub 4),
to będą powstawać takie wzory:


W lewym górnym rogu wyświetla się liczba - jest to numer kolejnego kroku. Takie wzory zapisują się do plików graficznych, potem można przejrzeć te wszystkie pliki i wybrać najpiękniejszy wzór do wyszycia. Program do generowania takich wzorów został napisany z 20 lat temu w Javie i możecie go ściągnąć [ klikając tutaj ].

Po wybraniu wzoru należało go zduplikować metodą kopiuj-wklej i następnie nałożyć na niego kontur tarczy, o właśnie tak: 


A potem trzeba już tylko zaznaczyć fragmenty do wyszycia złotą i srebrną nicią. Wyszywanie brokatowymi nićmi to jedno wielkie szorstkie nieporozumienie, które zdziera skórę z dłoni i niszczy stawy łokciowe... Ale czego nie robi się dla sztuki?


Najtrudniejszą częścią było cieniowanie - od granatów na zewnątrz tarczy aż do brązów w środku. W tym celu trzeba było dobrać nici będące bliskie sobie kolorystycznie, a potem ustalić, gdzie jeden kolor przechodzi w drugi. Taki mały life-hack - jeżeli kolory nie są sobie bliskie, to można zrobić kolor pośredni wyszywając spodnie części krzyżyka jednym kolorem, a wierzchnie części innym kolorem ;) Do tego posłużyły koncentryczne koła, na które potem nałożono wzór tarczy. Oczywiście nie należy wyszywać na zielono i różowo, kolory te wskazują tylko, gdzie zaczynają się i kończą kolejne odcienie granatów i brązów.




Tak więc gdybyście mieli niezagospodarowane 320+ godzin oraz spory zapas seriali lub podcastów, to śmiało korzystajcie z poniższych schematów :)





Powodzenia :)


2023-07-01

Dodolica w walce z suszą

Jako że panuje susza, wyruszyliśmy pod koniec czerwca na pielgrzymkę do naszych miejsc mocy w Lasach Oliwskich, aby złożyć tam ofiary i zaśpiewać Dodolicę pod naszym najulubieńszym Dębem 🙂 

To nasz ulubiony Dąb, przy którym lubimy czcić Peruna :)

Dodolicą lub Perperuną zwany był praktykowany na Bałkanach obrzęd sprowadzania deszczu, polegający na ubraniu młodej dziewczyny (dziecka lub bezdzietnej panny) w zielone gałązki i polewanie jej wodą. 



W zachodnich Bałkanach obrzęd ten występuje pod nazwą  Dodole, Dudola, Dudula, Dudule, Dudulica, Doda, Dodočka, Dudulejka, Didjulja, Dordolec/Durdulec, zaś na wschodzie znany jest jako Perperuna, Preperuna, Peperuna, Preperuda/Peperuda, Pepereda, Preperuga/Peperuga, Peperunga, Pemperuga czy Peperuda. 


Tradycja ta była też obecna w pobliskiej Albanii, Grecji, na Węgrzech, czy też w Rumunii! Przypuszcza się, że nazwa rytuału, Peperuda (motylek), wzięła się od tańca dziewczyny i jej barwnego przebrania. Natomiast niektórzy wskazują na związek Perperuny-Dodoli z Perunem, ze względu na podobieństwo imion i związek z deszczami.


Dodolica Boga prosi,

Oj Dodole, miły Boże, daj Boże daj, mała rosa,

Tam opadnie mała rosa, tam zamoczy całe pole,

Oj Dodole, miły Boże, daj Boże daj, mała rosa,

Całe pole, nasze pole,

Oj Dodole, miły Boże, daj Boże daj, mała rosa,

Tam się rodzi nasz dobytek, nasz dobytek na tym polu,

Oj Dodole, miły Boże, daj Boże daj, mała rosa,

Tam z dwóch kłosów korzec żyta, tam z dwóch kiści wiadro wina,

Oj Dodole, miły Boże, daj Boże daj, mała rosa,

Dodolica Boga prosi, Boga prosi poprzez pole,

Oj Dodole, miły Boże, daj Boże daj, mała rosa,

Dodolica siostrzyca, Dodolica sierotyca,

Oj Dodole, miły Boże, daj Boże daj, mała rosa




2023-06-28

Kult Ognia w wierze rodzimej

Bodaj najbardziej rozpoznawalnym elementem rodzimowierczych obrzędów jest płonący w ich trakcie Ogień. Dziś opowiemy sobie nieco o Jego roli oraz prawidłowym obchodzeniu się z Nim.

Na początek cofniemy się w przeszłość – tę daleką, praindoeuropejską. Świadectw pisanych z jej czasów nie mamy, mamy jednak materiały z „siostrzanych” kultur, dzięki którym ją możemy rekonstruować. Z racji wieku, więc i chronologicznej bliskości, do najbardziej wartościowych należy tradycja wedyjskich Indii, gdzie jednym z najwybitniejszych Bogów jest Agni – Ogień. Trudno się więc dziwić, że podstawowym (choć nie jedynym) trybem ofiary wedyjskiej jest całopalenie. Obrzęd trzeby ogniowej, Agnihotry jest tam zresztą praktykowany po dziś dzień.

Przykład wedyjski podaliśmy jeno dla podkreślenia starożytności obecności Ognia podczas obrządków religijnych w kręgu IE. U pozostałych kuzynów znajdujemy podobne przykłady, sami dysponujemy własnymi. Od przekazów mówiących o Słowianach wprost, iż „do Ognia modlą się, zowiąc Go Swarożycem”, po wielką cześć dla żywiołu Ognia, poświadczoną w etnografii.


Skoro mamy kontekst tradycyjny, możemy zastanowić się nad znaczeniem Ognia we współczesnej obrzędowości rodzimowierczej. Więc Ogień gore w czasie każdego obrzędu. Zgadza się – u nas obecny jest bez wyjątku na każdym święcie koła rocznego. Niegdyś w zasadzie zawsze miał formę ogniska, niedawno zaczęliśmy stosować też postać odmienną – ze świecą płonącą w przenośnej kapliczce. No dobrze – a po co ten Ogień? Swarożyc – Bóg Ognia – jest Tym, który przyprowadza pozostałych Bogów na święto – przy Ogniu zwracamy się do Nich z prośbą o przybycie. Również najbardziej kojarzącą się z obrządkami rodzimowierczymi formą złożenia ofiary jest spalenie jej w Ogniu, co ma bardzo dobre ugruntowanie w tradycji. Tu trzeba jednak podkreślić, że nie jest to jedyny znany Słowianom sposób przekazywania darów sacrum: obok zakopywania ich czy zatapiania w świętym jeziorze, praktykowano również ucztę ofiarną i inne ryty.

Ogień jest dla nas świętością (a wręcz Bogiem, Swarożycem), stąd niektórych rzeczy robić przy Nim nie wypada, jak choćby palić w Nim śmieci. Z drugiej strony, pojawiają się czasem wątpliwości: czy można na Nim piec kiełbaski? Są tu różne szkoły, my uważamy że tak :) Pamiętajmy, że kult Ognia odziedziczyliśmy po Przodkach, który czcią otaczali głównie to, co miało duży wpływ na ich szanse przeżycia (wpływ in plus, z wdzięczności, bądź in minus – z bojaźni). Jedną z największych świętości, o ile nie największą, dla „pogańskiego” Prasłowianina była jego ognisko domowe, w jego chacie. A tam, obok kultu rodzinnego, służyło celom bardzo-bardzo doczesnym, dając ciepło i służąc przygotowaniu posiłków. Trzeba też dodać nasze podejście do obrzędu ofiarnego, który jest wspólną biesiadą Bogów i ludzi. Jakżebyśmy więc mieli ucztować, jeśli nie zgromadzeni wokół Tego, który jest w najbardziej widoczny sposób z nami obecny?

2023-06-23

Noc Kupały

Zgodnie z naszym kalendarzem obrzędowym zebraliśmy się 21. czerwca na Wyspie Sobieszewskiej aby uczcić Bogów i Przodków podczas Nocy Kupały. Jeżeli śledzicie nas od dłuższego czasu, to zapewne czytaliście już o perypetiach związanych z załatwianiem pozwolenia na rozpalenie ognia na plaży. O dziwo, tym razem poszło to dużo sprawniej :) 

Pogoda nam dopisała, mimo alertów rcb i zmiennej prognozy. I pomimo środka tygodnia na obrzędzie zjawiło się łącznie aż 20 osób!


W naszej gromadzie kluczową częścią obrzędów kupalnych jest wesele Jarowita i Marzanny. Gromadzianki zdobią idola Marzanny w białe kwiaty, a panowie przystrajają idola Jarowita w gałązki dębowe, przydając mu także atrybutów wybitnie męskich ;) Podczas biesiady pan młody - Jarowit - upija się i umiera, po czym jest spalany w Świętym Ogniu. Zaś panna młoda - Marzanna - z żałości topi się w morzu bądź jeziorze. Jeszcze w innej wersji mitu Marzanna odkrywa, że Jarowit jest jej bratem - truje więc go, a sama topi się z żalu.

Fot. Krzysztof Szweda

Fot. Krzysztof Szweda

Fot. Krzysztof Szweda

W innych gromadach panny na wydaniu puszczają wianki na wodę, ale u nas wszystkie panny są już sparowane. Mamy za to inny zwyczaj - po pożegnaniu idoli Jarowita i Marzanny bierzemy udział w obrzędowej kąpieli nago, a potem do rana skaczemy przez ogień i biesiadujemy, czyli śpiewamy, rozmawiamy i jemy. 

Tak teoretycznie, podczas biesiady powinniśmy przepasać się bylicą, aby odstraszyć czarownice - jednak z bliżej nieokreślonych powodów żeńska część Gromady zawsze przy tym protestuje... 

Fot. Krzysztof Szweda

Fot. Krzysztof Szweda

Niektórzy nasi sympatycy krępują się tej nagiej kąpieli, jednak na pewnym poziomie duchowym takie kwestie jak "co ludzie powiedzą?" i "wstydzę się mojego wyglądu" nie mają żadnego znaczenia. Wszyscy jesteśmy piękni tacy, jak nas Bogowie stworzyli :)


2023-06-05

Tradycja, współczesność i żywa religia

Rodzimowierstwo słowiańskie jest próbą kontynuacji historycznej religii dawnych Słowian. Używamy imion Bogów zapisanych w średniowiecznych kronikach, adaptujemy przechowane w folklorze obrzędy, ale – staramy się być religią dzisiejszą, żywą.

Wbrew pozorom wiadomości do poznania duchowości naszych Przodków mamy całkiem sporo; jesteśmy w stanie całkiem dobrze określić, jakie funkcjonowały u nich mity i obrzędy. No, a przynajmniej mamy co najmniej kilka akademickich propozycji. Jednak nie wszystko da się dzisiaj zrealizować. Z jednej strony zmieniły się realia i normy społeczne – dziś np. na świętach rodzimowierczych nie składa się ofiar ze zwierząt, a mówią o tym praktycznie wszystkie źródła historyczne. Z drugiej jednak: znaczna część starych obrzędów dla wielu wyznawców nie ma jak spełnić swej pierwotnej roli. W większości bowiem ich działanie odbywało się na zasadzie: „Oto moje pole pszenicy, które uprawiam razem z mą rodziną i z niego żyjemy”. W sumie nic dziwnego, skoro w zasadzie całość istotnych danych zebrano w środowisku wiejskim, agrarnym. Wśród rodzimowierców jednak przeważają tzw. „mieszczuchy” (w tym autor tych słów), którzy nie odróżniliby lebiody od szczawiu, o uprawie roli nie wspominając.

Czy to znaczy, że o tych, w istocie rolniczo-pasterkich, rytach mielibyśmy zapomnieć? Nie: są ważną częścią kultury i tym, co zostało z wierzeń Przodków (w większości – też rolników). Niosą pewien model postępowania ze światem i działań obrzędowych. Skorzystawszy z tej lekcji, możemy tworzyć żywe i dzisiejsze rodzimowierstwo.

Właśnie – „tworzyć”. Wiara rodzima, by pozostać sobą, musi zachować pewne podstawowe wartości, jak odnoszenie się do konkretnych Bogów, wzór uroczystości, przekazywane wartości. Sama w sobie jest jednak wyznaniem dzisiejszym, więc musi odpowiadać na potrzeby duchowe dzisiejszych wyznawców. Jest to z pewnością wyzwanie, odpowiedź na które wiara rodzima będzie formułować jeszcze długo. Dzisiejszy wpis zakończymy natomiast propozycją współczesnego wykonania „Zoriuszki” oraz cytatem z książki zagranicznej, „The Essence of Shinto: Japan's Spiritual Heart”, autorstwa M. Yamakage – shintoistycznego kapłana: 

"Since I belong to the 79th generation of an ancient Shinto tradition, it is quite understandable that I attach great importance to tradition and continuity. However, I also believe that religious expressions, that is to say the language and form of religion, must adapt and evolve. There is now so much exchange of ideas between cultures and faiths that traditional forms can no longer be justified on grounds of tradition alone. Social and cultural changes have been so profound that the old forms often lack relevance to modern men and women. Therefore, we should not hesitate to make up for what we lack and to improve what we need to improve. To believe that only the language and form of two millennia ago are valid for today is pure bigotry and dogmatism, and far removed from any kind of spiritual awareness."




2023-05-21

Święto Chorsa (19.V.2023)

Zgodnie z naszym kalendarzem obrzędowym zebraliśmy się majowy nów w Lasach Oliwskich aby uczcić Chorsa - księżycowego Boga. Uhonorowaliśmy odradzający się Księżyc modłami, pieśniami i jadłem.




Musimy się Wam pochwalić, że nareszcie dorobiliśmy się własnej mobilnej kapliczki przydrzewnej :) Wiele miesięcy temu chyba wszyscy naśmiewaliśmy z zamówienia 300 sztuk bojowych ołtarzy dla wojska polskiego, a teraz się kajamy - bo to jest faktycznie bardzo przydatna rzecz! Dzięki kapliczce możemy wybrać godne miejsce na obrzęd i jednocześnie uszanować lokalne prawa odnośnie palenia ognia. Nie jest ona jeszcze skończona - wkrótce otrzyma jeszcze daszek. 


Dumny twórca moblinej kapliczki przydrzewnej ze swoim dziełem :)




Jak zwykle było więcej jedzonek niż mocy przerobowej...


Ze względu na chłodny wieczór niektórzy z nas marudzili, że nie rozpalono tradycyjnego dużego Ognia. Ale przecież Święto Chorsa to dość ciemne święto! Zamiast składać ofiary do Ognia, każdy pierwszy kęs potrawy ofiarowaliśmy słowami "Sława Chorsowi, sława Przodkom"




Nocne święta w środku lasu mają swój niepowtarzalny urok :) Ciemność sprawia, że wyostrzają się inne zmysły i można wówczas chłonąć Przyrodę całym sobą. No i spójrzcie tylko na ten czadowy pieniek! Za dnia pewnie byśmy nie docenili jego piękna. Przechodzenie przez rzeczkę po ciemku też ma swoje dobre strony - nie widać tych wszystkich potencjalnych zagrożeń ;)

2023-05-11

Kim jest Chors?


Co roku w maju nasza Gromada obchodzi święto Chorsa. Pozwólcie, że przybliżymy Wam sylwetkę tego Boga :)

Inne imiona: Miesiąc, Trzyszcz-Błyszcz

Atrybuty: księżyc, noc, wilk, kołacz

Dziedziny działania: wilkołactwo, czary, nocne wędrówki

"Chors", Andriej Szyszkin (2015)

Na Wzgórzu Kijowskim, wśród szeregu Bogów, kniaź Włodzimierz wystawił posąg Chorsa [1 s.180]. Jego imię jest raczej niejasne; funkcjonują próby objaśniania Go jako Boga Słonecznego z powodu perskiego chor, chores = „promienne Słońce” [1 s.181]. W świetle – domniemanych, acz prawdopodobnych – Jego związków z Księżycem bardziej zasadne wydaje się tłumaczenie Chorsa jako wycharsłego = „wynędzniałego” [1 s.182].

Główną przesłanką dla przypisania Chorsowi władztwa księżycowego jest stwierdzenie „Słowa o wyprawie Igora”, jakoby kniaź Všeslav sądził lud i rządził grodem, a nocą jako wilk biegał z Kijowa do Tmutorakania i przed pianiem koguta przebiegał „drogę Wielkiego Chorsa” [1 s.181]. Warto zwrócić uwagę, że „Powieść lat minionych” wymienia Chorsa obok słonecznego Dadźboga [1 s.92]. Wśród Serbów zanotowano zaś wierzenie o Księżycu jako Bracie Słońca [1 s.183] – przydają Mu też Żonę – Danicę (planeta Wenus). Nie bez znaczenia jest też to, że Słowianie – w przeciwieństwie do większości ludów Europy Zachodniej i Południowej – przypisują Księżycowi rodzaj męski [1 s.183]. Sugeruje to obecność w wierzeniach naszych Przodków męskiego Boga lunarnego. Upatrywać w Nim będziemy właśnie Chorsa.

W tym miejscu uściślimy nazewnictwo; współcześnie słowem „Księżyc” posługujemy się na określenie naszego satelity w ogólności. Pierwotnie jednak w języku polskim określano tak Księżyc jedynie młody – tuż po nowiu [1 s.183]. Pierwotną nazwą tego ciała niebieskiego jest „Miesiąc” [2 s.455].

Miesiąc otoczony jest czcią na całej bez mała Słowiańszczyźnie [2 s.452]. W Bułgarii starcy zwą Go „Bogiem”, przez Ruś jest tytułowany „carem” czy „kniaziem”, całkiem podobnie jak Słońce [2 s.455]. Ponadto wobec Miesiąca funkcjonują rozliczne, podobne do słonecznych, tabu – jak zakaz wskazywania Go palcem [2 s.456]. Młody Księżyc powszechnie witany jest pieśniami i korowodami [2 s.452], szczególnie przez Słowian Południowych [2 s.454]. Na Jego widok reagowano specjalnymi modlitwami. Większość ma charakter próśb o dostatek, jak [2 s.453]: „Miesiączku Nowy, Tobie na przybytek, a mnie na zdrowie”, „Witaj Księżycu, Niebieski Dziedzicu! Tobie złota koróna, a mnie zdrowie i fortuna!” (polska), czy „Odmłódź Ty mnie, jakeś odmłodził samego siebie. Kiedy Ciebie żmija ukąsiła, wtedy mnie głowa zabolała! Kiedy Ciebie żmija ukąsiła, wtedy mnie zimnica napadła.” (serbochorwacka, przypominająca zamawianie choroby).

Sacrum ludowe cechuje się na ogół swoją użytecznością – jak świadczą przykłady Ognia czy Słońca (patrz wyżej o Swarożycu i o Dadźbogu). Podobnie rzecz się ma z Miesiącem, który ma bezpośrednio wpływać na szereg zjawisk ziemskich [2 s.456]. Stąd też szereg powszechnych – a służących zaklinaniu wzrostu i dostatku – guseł, angażujących Młody Księżyc [2 s.452], [3 s.124]. Jako ogólną regułę można tu stwierdzić, że to co zapoczątkowane przy Miesiącu wzrastającym – również będzie rosnąć. Podobnie jednak, wszystko rozpoczęte przy malejącym Miesiącu będzie marnieć [2 s.457]. Szczególnie pilnowano tych przepisów podczas prac rolnych; nawet dzisiaj w kioskach można kupić kalendarze księżycowe dla działkowców.

Istotne znaczenie ma też Miesiąc dla uzdrawiania; rośliny lecznicze zbierać należy bowiem na nowiu, lub na końcu pierwszej kwadry [2 s.458], jednak choroby zamawiać – na Miesiącu malejącym (dla osłabienia choroby) [2 s.459]. W tym drugim przypadku występują jednak rozbieżności; ogólnie bowiem czary najskuteczniej odprawia się przy Miesiącu rosnącym [2 s.459].

Do czasów współczesnych, nawet w miastach, zachowały się gdzieniegdzie wierzenia o korzystnym dla porostu włosów przystrzyganiu ich na nowiu [2 s.459], czy – znane z Kaszub – trzykrotne kłanianie się Miesiącowi. Należy wówczas policzyć do trzech i myśleć o swoim życzeniu – a to niechybnie się spełni [2 s.453]. Słabiej zachowało się przekonanie o sprzyjającym wpływie pełni dla takich wydarzeń jak wesele, odstawienie niemowlęcia od piersi czy istotne nabytki (np. bydło) [2 s.459].

Zmiany Miesiąca zapisały się w wierzeniach ludowych nie tylko przez swoje skutki. Mają one również swoje objaśnienie mitologiczne. Otóż Miesiąc ma – zupełnie jak żywa istota – rodzić się i starzeć [3 s.124]. Jego śmierć nie jest jednak ostateczna; umiera On tylko po to, aby narodzić się później na nowo [3 s.125]. Jego cykliczne ubywanie jest nieraz objaśniane pożeraniem przez wilki i wilkołaki [2 s.460]. Zostawiają one jeno niewidoczną resztkę, by z niej się odrodził.

Nów i pełnia, wraz z pośrednimi kwadrami następują jednak po sobie w ściśle ustalonym porządku, który zakłócają zaćmienia. Znajdują one szereg objaśnień [2 s.460], z których najczęstsze mówi o pożarciu przez potwory, albo z powodu czarów. Wiedźmy potrafią ściągać Miesiąc z Nieba, pod postacią krowy i doić Go wówczas, co lud uważa za czary wyjątkowo występne [2 s.461]. Na północnej Białorusi zanotowano również wierzenie, jakoby Miesiąc miał się zaćmiewać po opiciu ludzką krwią – zwłaszcza po ziemskiej bitwie, gdzie poległo wielu walczących [2 s.461].

Jak wspomniałem wyżej, Słowianie Południowi powszechnie witają Księżyc korowodami i pieśniami. Zwyczaje tego typu słabną w kierunku północy, gdzie z kolei więcej jest wierzeń o demonach leśnych, urządzających igry i harce podczas nowiu [2 s.454]. W Polsce Miesiąc wprost bywa określany jako Bóstwo, czczone przez demony wodne [2 s.456]. Jako taki bywa też groźny i oskarżany jest o „wypijanie” czy „pożeranie” ludzi – ale też jajek czy chmur [2 s.459]. Podobnie jego światło, ma powodować boleści u śpiących w nim dzieci. Przed tym jednak można uchronić się, stawiając miskę z wodą na parapecie – by się w nim światło Miesiąca utopiło [2 s.460].

Ciekawe są związki Miesiąca ze zmarłymi, którym ma świecić w Zaświatach, gdy nie widać Go na Niebie [2 s.460]. Bezksiężycowy okres nowiu zwie się „pustymi nocami” – podobnie jak okres po śmierci człowieka [3 s.124, 126]. Na Warmii, Mazurach i Kurpiach zaś wierzą, że [3 s.129]: „Światło księżyca stojącego w pełni może podnieść umarłego z grobu i będzie on jak zjawa po świecie wędrować.” Jak pamiętamy, władcą Nawii, krainy zmarłych, jest Weles. Jednym z Jego świętych zwierząt jest rogate bydło. Podobnie Miesiąc bywa przez lud słowiańskich przedstawiany jako byk, czy krowa [3 s.127], co może dowodzić jakichś Jego związków z zaświatami.


Źródła:

1. Aleksander Gieysztor „Mitologia Słowian” Toruń 2006

2. Kazimierz Moszyński „Kultura ludowa Słowian – t. II, cz. 1.” Warszawa 1967

3. Joanna i Ryszard Tomiccy „Drzewo życia” Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1975

2023-05-04

Co wróżbita Maciej ma do podlaskiej szeptuchy i do rodzimowierczego żercy? albo potrójne zwierciadło współczesnej wiary rodzimej

Rodzimowierstwo słowiańskie nie jest religią starożytną. Na starożytnej podstawie buduje swoje treści i to je traktuje jako główne źródło i sprawdzian swoich pomysłów. Żywa religia nie udaje jednak życia w próżni i zachowując prastare treści, musi co najmniej formy dostosowywać do zastanych realiów. Dziś pomówimy sobie trochę o tym, na czym wiara rodzima opiera się w głównej mierze i dlaczego zwierzęta trójnogie są stabilniejsze od dwunożnych.


Po kolei: punktem wyjścia, bez którego nie sposób w ogóle mówić o wierze „rodzimej”, jest tradycja. Ta wyciągana ze średniowiecznych kronik, ze zbieranych przez Kolberga pieśni czy notowanego przez Moszyńskiego i spółkę folkloru. Jakkolwiek różnych pomysłów na duchowość czy interpretacje szczegółowe nie mieliby poszczególni wyznawcy, odwoływanie się do wspólnego dziedzictwa stanowi o tożsamości rodzimowierców – a w zasadzie to szerzej, jako Polaków czy nawet Słowian w ogóle. Tu odnajdujemy imiona Bogów, teksty czy zarysy obrzędów.

Wierze rodzimej, nie do końca szczęśliwie, wpiera się nieraz bycie „kultem Przyrody”. Swego czasu w Drodze do Bogów odnieśliśmy się (negatywnie) do takiego postawienia sprawy, tu należy się jednak zgodzić, że:

  1. element „kultu Przyrody” wiara rodzima bezsprzecznie w sobie zawiera,
  2. wątek ekologiczny jest we współczesnym rodzimowierstwie i ważny i pożądany.

Traktując Przyrodę jako wyłączne dzieło Bogów i przestrzeń przejawiania się świętości, nie sposób odmówić jej głębokiej czci. Zaangażowanie się w jej ochronę – nawet przez tak „małe” a potrzebne działania jak sprzątnięcie kawałka lasu – pozwala włączyć się w działanie na rzecz bożego ładu, a jej kontemplacja – pozwala zdecydowanie pogłębić swoje rozumienie treści mitów i doświadczenie duchowe.

W ten sposób przechodzimy do ostatniej, niekiedy nie docenianej, części, mianowicie do skojarzonej z wiarą rodzimą „ezoteryki”. Celowo używamy to słowa mocno zszarganego, którym podcierają się horoskopy z kolorowych gazetek, wszelkiej maści wróżbici z telewizorni czy inne cudaki. Jak bowiem od większości z nich należy trzymać się możliwie najdalej, tak nie ma podstaw sądzić, że z wiarą Przodków nie wiązał się żaden korpus wiedzy „ezoterycznej” – przeznaczonej dla wtajemniczonych. Wręcz przeciwnie; zagadywani przez etnografów guślarze i szeptuchy nie dzielili się chętnie tajnikami swego fachu. Badania porównawcze wskazują, że celtyccy druidzi czy indyjscy bramini – indoeuropejscy kuzyni naszych żerców i wołchwów – również tworzyli rozbudowaną naukę duchową, a w Grecji sławne były misteria w Eleusis. Jak się to zbierze, staje się dość jasne, że historyczna religia Słowian dostarczała takich „głębszych” treści duchowych swoim wyznawcom – przynajmniej tym z odpowiednimi predyspozycjami. Rolę taką winno pełnić i współczesne rodzimowierstwo.

Podsumowując, rodzimowierstwo potrzebuje tych trzech filarów. Jeżeli skreślić tradycję, dostaniemy bliżej niezdefiniowane neopogaństwo, które nie będzie żadną miarą „rodzime”. Jeżeli skreślić Przyrodę, odcinamy się w oczywisty sposób od tego pierwotnego źródła duchowości. Odrzucenie „ezoteryki” redukowałoby religię do kółka teatralnego. 

Zaprawieni weterani rodzimonetów mogą poczuć deja vu; podobny tekst (jako „Potrójne krzywe zwierciadło rodzimowierstwa”) jeden z kolegów popełnił lata temu na innym forum. Tekst został wówczas słusz-nie odebrany jako satyryczny. Kolega zeznaje, że nie przeprasza, bo o ile Bogom i Przodkom należne są cześć i nabożeństwo – tak nam, człowiekom, potrzeba dystansu do siebie 🙂

2023-04-24

Święto Jarowita

Zgodnie z naszym rocznym kołem świąt obchodziliśmy w sobotę Święto Jarowita. Na miejsce wybraliśmy jedno z palenisk przy Kamieniu Bąbelków w Gołębiewie. Niektórym pewnie przeszkadzałoby te kilkadziesiąt osób cieszących się piękną pogodą przy pozostałych paleniskach, ale my jesteśmy zbyt poważną gromadą, aby kryć się w krzakach. Niech nas zobaczą, a nuż nawrócimy kogoś na jedyną właściwą drogę - na animistyczny fundamentalizm :)




Na miejsce przybyliśmy już o 11tej, bo przed obrzędem mieliśmy zaplanowane wiele ciekawych wydarzeń. Najpierw rozmawialiśmy o duchowości i o tym, czego oczekujemy od religii. Następnie wysłuchaliśmy wykładu o wiosennej obrzędowości Słowian - kto był na wykładzie w Domu Zarazy ten wie o co chodzi ;) Sporo czasu poświęciliśmy też na ćwiczenie pieśni:



Podczas obrzędu nie robimy zdjęć ani filmów, musi Wam więc wystarczyć zdjęcie z oczyszczania przed obrzędem:


Zaraz po obrzędzie odbyły się igrzyska ku czci Jarowita. W tym roku mieliśmy trzy konkurencje:

  • rzut kłodą w dal,
  • przeciąganie liny,
  • rzut toporkiem w kłodę, ale tak aby się wbił ostrzem.
Ivar rzuca kłodą, podczas gdy parafianki udzielają dobrych rad z bezpiecznej odległości ;)

Michał walczy z Danielem.

Rzucanie toporkiem do celu cieszyło się największym powodzeniem.

Przyznać się, kto jeszcze nie zapłacił składki w tym roku?

Igrzyska wygrał Ivar :) Pewnie dlatego, że to był jego toporek... W nagrodę Ivar złożył ofiarę Jarowitowi i poprowadził pochód z gaikiem.


W trakcie biesiady nasz gromadzianin Michał (na co dzień pracujący jako aptekarz) wygłosił wykład na temat mistycznego i leczniczego znaczenia ziół i innych roślin dla naszych Przodków. Czy wiedzieliście, aby nadać niektórym ziołom mocy, należy na nie "naszeptać" odpowiednią inkantację Na Bogów, szanujcie swoich aptekarzy, bo mogą Wam naszeptać! 




Po obfitej biesiadzie udaliśmy się na pielgrzymkę w poszukiwaniu okolicznych pomników przyrody - sosny (3.28 m obwodu, 36 m wysokości) i brzozy brodawkowatej (2.68 m obwodu, 30 m wysokości). Były dość trudne do znalezienia i oparły się nawet nowoczesnym technologiom gpsowym. Musieliśmy się posiłkować kompasem i mchem - jeżeli rośnie na sośnie, to jesteście na północy, a jeżeli na palmie, to zaszliście już za daleko na południe. Podejrzewamy, że przesadzają te pomniki przyrody od czasu do czasu, żeby zmuszać turystów do dłuższego przebywania na łonie natury ;) 


Gdy zawodzą nowoczesne technologie, należy się posiłkować kompasem.



Następne święto - Chorsa - już 19. maja :) Wypatrujcie wydarzenia w naszych mediach społecznościowych!



2023-04-18

Wiosenna obrzędowość Słowian

Wielu z Was chciało (liczba „zainteresowanych” wydarzeniem to niemal setka) przybyć na nasz wykład „Wiosenna obrzędowość Słowian”, ale jak to w życiu bywa – nie każdemu się to udało. Dla tych, którzy piątkowy wieczór musieli spędzić w mniej interesujący sposób – publikujemy podsumowanie tamtego wykładu 🙂 Przypominamy też, że podczas nadchodzącego święta Jarowita również opowiemy Wam o tradycjach wiosennych. 



Jak na dobrych rodzimowierców przystało, zaczęliśmy od Bogów. Konkretnie od wprowadzenia do głównych archetypów boskich w panteonie praindoeuropejskim. Oczywiście, nie snuliśmy tu długiej opowieści o drodze, którą językoznawcy dochodzili do teorii o wspólnocie praindoeuropejskiej, jak G. Dumezil dokonał analizy panteonu PIE i jakie stąd wynikły wnioski… No, przynajmniej nie bardzo długiej 🙂 Skupiliśmy się na postaciach Bogów szczególnie interesujących dla wiosennych obrzędów wegetacji, a więc:

  • Gromowładnym Bogu Nieba, zapewniającym światu życiodajne deszcze oraz zwalczającym kradnącego wody potwora chaosu, co u nas realizuje walka Peruna ze Żmijem.
  • Matce Ziemi, Partnerce Ojca Niebo, rodzącej wszelkie życie, a według nowszych ustaleń (polecamy „Mity Słowian” M. Łuczyńskiego!) w naszej kulturze – związanej też z przeznaczeniem.
  • Boskich Bliźniakach – wojowniczych i bohaterskich, związanych wprost z płodnością i sztuką uzdrawiania; u nas Ich imiona nie są pewne, domniema się natomiast że słowiańskich Bliźniaków przedstawia posąg bliźniaczych Bóstw, wyłowiony z jeziora Tollense (możecie go kojarzyć z okładki starszych wydań „Mitologii Słowian” A. Gieysztora).
  • Młody Bóg Roślinności – okresowo umierający i zmartwychwstający, związany wprost z roślinną wegetacją i zielonością świata.

Historyczne postacie Bogów nie były głównym przedmiotem wykładu, stąd musieliśmy ograniczyć się do rzeczy najważniejszych, skupiliśmy się więc na sprawach najważniejszych, jak charakterystyka kultu Świętowita z Arkony, czy wierzenia dotyczące Ziemi. Staraliśmy się jednak, nieco przy okazji, przemycić ważne dla nas przesłanie estetyczne i pokazać wpływ słowiańskich Bogów na sztukę polską: przedstawiające Świętowita i Jarowita prace Stanisława Jakubowskiego i Zofii Stryjeńskiej. Z przedstawień Mokoszy zaś wybraliśmy bardzo świeże, pochodzące z dwóch poprzednich edycji naszego konkursu artystycznego „Marzenia o Słowiańszczyźnie” (zachęcamy do udziału w edycji trzeciej, tegorocznej!). Nieco więcej mogliśmy opowiedzieć o Jarowicie – raz że sporo związanych z Nim obrzędów zachowało się w folklorze, dwa że wiosna to przede wszystkim Jego czas, a trzy – zapiski kronikarskie zachowały wprost, wypowiedziane przez Niego określenie przynależnej Mu dziedziny. Poniższe słowa miał skierować do jednego z mieszkańcow Wologoszczy, ostrzegając go przed misją chrześcijańską:

Jam jest twój Bóg, jam Ten, który okrywam pola murawą, a lasy liściem. W mojej władzy urodzaje niw i drzew, płodność stad i wszystko co służy na pożytek człowieka. Wszystko to daję ludziom czczącym mnie i odbieram wypierającym się mnie.

Dalej opowiedzieliśmy o kole rocznym i dlaczego jest ważne – przecież to oczywiste, że czcząc Bogów i dopełniając opartych na mitach obrzędów podtrzymujemy istnienie świata! Pogląd ten przechowało, wyjątkowo rozpowszechnione, wierzenie, że jak ludzie przestaną malować pisanki, to skończy się świat. 

Było więc o topieniu Marzanny – zaświadczanym już przez Długosza, a przechowanym w zerodowanej formie w zasadzie po dziś dzień – i chodzeniu z Gaikiem. Nie zabrakło opowieści o malowaniu pisanek – tylko przez kobiety, jak to drzewiej bywało. Bo jeśli do izby, gdzie się jaja malowało, wszedł mężczyzna, panie przeganiały jego, potem pisanki i sprzęta posypywały solą i zabezpieczały: „Jak ziemia woskowi nie szkodzi, tak niech twój wzrok nie szkodzi moim pisankom!”. No i malowanie głównie we „wzorki” – takie geometryczne, silnie stylizowane.

Nasza Marzaneczka jak malina
W cołkiej okolicy takiej nie ma x3
Na głowie purpurka z kwioteckami
Na karku merynka ze strzempkami x3
Czerwone korale, u nich wstąski
Jedwobny fartusek we trzy kąski x3
Na wierchu sukienka aż się mieni
Zielono watówka, a zamt na niej x3
Czerwonawe fryska z kosteckami
Bieluśka spódnicka ze ząbkami x3
Cajgowe strzewicki ze spinkami
A biołe pończoski z sęplickami x3
Bieluśka koszulka batystowa
I nasza Marzanka już gotowa x3

Przechowanemu w ludowej tradycji pierwiastkowi wiary rodzimej, zawsze było blisko do życia i jego radości. Stąd może spora w folklorze ilość psot wyrządzanych przez chłopców dziewczynom. Powszechne jest polewanie wodą, na Kaszubach akurat niepraktykowane. Dla równowagi natomiast popularnością cieszy się tutaj ‘dyngowanie’ czy też ‘śmiganie’ – oczywiście dziewczyny powszechnie głośno protestują przeciw takim zabiegom. Z drugiej strony jest to wyraz zainteresowania chłopców, a z drugiej – pożądany zabieg magii oczyszczająco – płodnościowej. Tam gdzie chłopcy nie ‘kąpali dziewczyn’ – gospodyni odprawiała ich z kwitkiem, kiedy chodzili za darami. Za jakimi darami? Kolędowania wiosennego. Tradycyjnie kolędowano też i wiosną, a chłopcy wyposażali się często na tę okoliczność w kogutka na wózeczku – drewnianego, lub żywego, ale upitego, coby był spokojny. Zważywszy, że starsza młodzież domagała się nieraz alkoholu w zamian za kolędnicze występy – można rzec, że ‘kur wielkanocny’ bywał pierwszym beneficjentem.

A i wy dziewuchy, złózta po seś grosy.
Puścimy koguta do jednej kokosy.
Bo ten nas kogutek nie na darmo skocy,
Osiemnaście kurcąt od razu wypłosy.
A i wy matecki przykazcie swym córom, 
Zeby nie właziły do stodoły dziurom.
Cielentom po siano, krowom po zguniny.
Dyngus ci to dyngus, Pani gospodyni!


Zakończyliśmy garścią wspomnień z jednego z minionych świąt Jarowita. Podczas tych obchodów uskuteczniamy tradycyjne igrzyska ku czci Boga Wiosny. 

Przeciąganie liny na tarczach

Bieg wojownika

Zapasy na ławce

Rzut kłodą

Niewątpliwą ozdobą wykładu były też pieśni ludowe, które dla zebranych śpiewał jeden z naszych Gromadzian.

A w tym roku Święto Jarowita odbędzie się w sobotę 22. kwietnia o godzinie 11-tej na palenisku przy Kamieniu Bąbelków w Gołębiewie - koniecznie [ kliknijcie ] na nasze wydarzenie na Facebooku!

2023-04-05

Pieśni Jurajskie

Nieeeee, to nie są pieśni, które nadają się do śpiewania w Parku Jurajskim - zwabilibyście niechcący mięsożerne dinozaury, a co poniektórzy odstraszyliby swoimi głosami te miłe roślinożerne triceratopsy! Cóż to więc takiego? Otóż są to pieśni śpiewane na cześć Jarowita :) Wielkimi krokami zbliża się Jego święto i już najwyższy czas zacząć przypominać sobie teksty owych pieśni.

Imię tego Boga podzielić można na dwa człony. Pierwszy z nich, jar oznacza siłę i wiosnę. W języku polskim do tej pory zachował się termin „jare zboże” - czyli siane na wiosnę. Drugi człon imienia wit – popularny wśród Bogów Słowiańszczyzny Zachodniej – oznacza pana, władcę. Wynikałoby więc, że jest to silny Bóg, odpowiedzialny za przebudzenie życia po zimie. Według różnych źródeł, jego kult miał miejsce od połowy kwietnia do połowy maja. 

Po nieszczęsnym nadejściu chrześcijaństwa na tereny Słowiańszczyzny, kult Jarowita przerodził się w kult postaci św. Jerzego (23. kwietnia w Polsce) czy św. Jurii (6 maja według kalendarza juliańskiego na Białorusi i w Ukrainie). I właśnie ze wschodniej Słowiańszczyzny mamy bogaty zbiór tzw. pieśni jurajskich, zawierających motywy zaklinania urodzaju poprzez wywoływanie św. Jurii, aby ten: wyszedł w pole, wziął klucze, otworzył ziemię, wypuścił trawę, wypuścił rosę, rodził ludziom żyto, rodził pszczoły, rodził ludziom dzieci, jeździł po świecie, szukał sobie żony.

Najbardziej znaną pieśnią jest "Jaryło, oj wstawaj z rana". Śpiewamy ją nie tylko podczas święta Jarowita, ale także podczas świąt solarnych pory jasnej. 

Jaryło, oj wstawaj z rana, oj wstawaj z rana! (x2)

Jaryło, myj się do biała, myj się do biała! (x2)

Jaryło, oj weźmij klucze, oj weźmij klucze! (x2)

Jaryło, biegnij we pole, biegnij we pole! (x2)

Jaryło, odemknij ziemię, odemknij ziemię! (x2)

Jaryło, oj puścij rosę, oj puścij rosę! (x2)

Jaryło, oj miodusienką, oj miodusieńką! (x2)

Jaryło, oj puścij trawę, oj puścij trawę! (x2)

Jaryło, oj jedwabieńką, oj jedwabieńką! (x2)

Pieśń ta jest tak cudna, że przedarła się do youtubowej popkultury :) Posłuchajcie tylko tej wersji w wykonaniu zespołu Percival Schuttenbach:


We wschodniej Słowiańszczyźnie oczywiście śpiewano do Jurii:


Joria, ustawaj rana (x2)

Joria, umyjsia biela (x2)

Joria, wazmi kl’uczy (x2)

Joria, wyjdzi u(ł) pol’e (x2)

Joria, adamkni z’aml’u (x2)

Joria, pusci rasu (x2)

Joria, miadowaju (x2)

Joria, pusci trawu (x2)

Joria, szaukowaju (x2)

Podobne motywy zawiera ta klimatyczna piosenka:


We wschodniej Słowiańszczyźnie obrzędy ku czci Jarowita polegały na złożeniu w polu ofiary z kołacza oraz wodzeniu korowodów, wołając św. Jurię i śpiewając do tego adekwatne pieśni. Ludzie zbierali się w pochód, któremu przewodziła starszyzna i kierowali się na pole. Tam proszono najpierw św. Jurię, by wstał rano, wyszedł w pole, otworzył kluczem ziemię i wypuścił trawy oraz rosę. Przyniesione kołacze toczono czasem po ziemi, aby przyspieszyć wzrost zboża. Składano też jajka w ofierze. Echa tego zwyczaju pojawiają się w tym teledysku:


Погоним Юрья, погоним Юрья в чисто поле. / Pogonimy Juria w szczere pole

Ой, рано, ой, – на моё чисто поле. / Oj rano, oj – na moje – szczere pole

В чистом поле, в чистом поле, на кургане. / W szczerym polu, w szczerym polu, na kurhanie

Ой, рано, ой, – на моём – на кургане! / Oj rano, oj – na moje – na kurhanie

Засею я, засею я васильками. / Zasieję ja, zasieję ja chaberkami

Ой, рано, ой, – на моём – васильками! Oj rano, oj – na moje – chabrekami

Хлопчики идут, хлопчики идут, васильки рвут. / Chłopcy idą, chłopcy idą, chaberki rwą

Ой, рано, ой, – на моём – васильками! Oj rano, oj – na moje – chabrekami

Девочки идут, девочки идут, песни поют. Dzieweczki idą, dzieweczki idą, pieśni śpiewają

Ой, рано, ой, – на моём – песни поют. Oj rano, oj – na moje – pieśni śpiewają

Na Białorusi zanotowano, pod rokiem 1846, obrzęd ku czci Jaryły. Przedstawiano Go jako młodzieńca – bosego, w białej szacie, z kłosami żyta w lewej ręce, ludzką głową w prawej, z wieńcem ziół i na białym koniu. Obrzęd odbywał się 27. kwietnia. Pierwszą wiosenną orkę witał korowód dziewczyn, z których jedna przebrana była właśnie za Jaryłę. Sadzano ją na uwiązanego do słupa białego konika i śpiewano do niej:

Włóczył się Jaryło,

Po całym świecie.

Rodził żyto w polu,

Płodził ludziom dzieci.

A gdzież On nogą

Tam żyto kopą,

A gdzież On na ziarnie

Tam kłos zakwitnie.

Melodia tej pieśni nie została zanotowana, ale od czego mamy profesjonalnych muzyków z ich wyobraźnią? 


Z bliżej nieznanych nam przyczyn Jarowit jest najczęściej obśpiewywanym słowiańśkim Bogiem na youtubie :) Niektóre zespoły nie ograniczają się do starych tekstów poświadczonych źródłami, lecz tworzą własne śpiewane modlitwy do Jarowita. Posłuchajcie tego zacnego kawałka:


A jeszcze inni całkowicie wykraczają poza słowiańskie tradycje muzyczne :)