2023-03-30

Święta otwarte, święta zamknięte, święta świąteczne i święta nieświąteczne

Swój straganik w dziale „religia” targowiska idei prowadzimy już od dość długiego czasu. Nasi wierni oglądacze i oglądaczki mieli nieraz okazję zauważyć niepozorne posty głoszące, że jakieś oto święto będzie obchodzone w gronie zamkniętym i zapraszamy jedynie osoby, które zdążyliśmy już choć trochę poznać. 

Dzisiaj uchylimy rąbka tajemnicy, albo – trzymając się metafory merkantylnej – opowiemy Wam, dlaczego część towarów trzymamy na zapleczu!

fot. Basia Jutrzenka-Trzebiatowska

Większość świąt prowadzimy w trybie otwartym, kiedy przyjść mogą wszyscy, którzy deklarują udział (czynny!) w obrzędzie i poszanowanie naszego obyczaju. To chyba najbardziej oczywista kategoria, bo wiadomo, że grupa aspirująca do zaistnienia społecznie, chce się dzielić swoją aktywnością wszem i wobec. Ogłoszenia o tych świętach znajdziecie na naszych mediach społecznościowych i na stronie. Są to te radosne okazje, kiedy (prawie) każdy ma szansę poprzedzić zjedzenie pysznych pierożków i ciasteczek uczczeniem z nami Bogów i Przodków :)

fot. Emilia Snochowska

Porównanie do targowiska jest nad wyraz trafne, bo każdy z nas doświadczył na sobie, lub dziękował w duchu że doświadcza właśnie ktokolwiek inny, piorunującego spojrzenia pani sprzedawczyni: „Towar macany to towar sprzedany!” Jesteśmy grupą wyznaniową, więc bardzo chętnie opowiemy Wam o swojej religii i bardzo chętnie zaprosimy na nasze święta. Jeśli jednak ktoś decyduje się już do nas przyjść na uroczystość, to oczekujemy czynnego w niej udziału: stanięcia przy Świętym Ogniu i oddania czci Bogom! To trochę jak z babcią: głodnego nie wypuści! 

fot. Emilia Snochowska

Dość jawnie przyznajemy się też, że część dóbr jest tylko dla „swoich”, więc w sposób oczywisty wydawana jest spod lady. Dzieje się tak w przypadku niektórych uroczystości, zwłaszcza bardziej intymnych. No powiedzcie sami – czy wspominanie ulubionych sucharów pradziadka czy szukanie kwiatu paproci to okazje, przy których potrzebujemy dużego tłumu nowych znajomych? 

fot. Emilia Snochowska

Choć i tu zdarzają się wyjątki – każdy Jantarowicz ma prawo zaprosić kogo zechce na (niemal każde) święto zamknięte, nawet jeśli reszta Gromady tego kogoś wcześniej nie widziała. Po prostu taki ktoś kupuje na zeszyt – na nazwisko wprowadzającej koleżanki czy kolegi.

2023-03-22

Jare Gody na Wyspie Sobieszewskiej

Och, co to było za święto! Do końca nie było wiadomo, gdzie się odbędzie, chociaż jesteśmy już przyzwyczajeni do świąt ruchomych typu "wiadomo kiedy, nie wiadomo gdzie" ;) Jadąc na Jare Gody prawie wszyscy staliśmy w korkach i ostatecznie przedzieraliśmy się jakimiś dziurawymi wertepami. I mimo tego aż 20 osób przybyło czcić Starych Bogów... i to w dzień powszedni :)


Zacznijmy tę opowieść od zdobycia pozwolenia na rozpalenie ogniska na plaży w Sobieszewie. Moi drodzy, jeżeli zamierzacie się kiedykolwiek ubiegać o takie pozwolenie, dajcie sobie na to co najmniej 2 miesiące. Będziecie bowiem musieli się zmagać z machiną urzędniczą aż dwa razy - w Gdańskim Ośrodku Sportu i w Urzędzie Morskim w Gdyni. W obu miejscach urzędnicy byli do nas bardzo przyjaźnie nastawieni, a i tak pozwolenie otrzymaliśmy na dwie godziny przed obrzędem. Przy czym na trzy godziny przed obrzędem musieliśmy zmienić miejsce o kilka kilometrów ze względu na bliskość rezerwatu Ptasi Raj (koniecznie odwiedźcie!). 


Oczekując na stojących w korkach ćwiczyliśmy pieśni - niektóre z nich zebraliśmy we wpisie na temat hukania Wiosny


Podziwialiśmy też swoje jaja (hehe...) pisanki - tak pokrótce: kurkuma daje kolor żółty, czerwona kapusta niebieski, a łupiny cebuli brązowy.


I jeszcze podjadaliśmy pyszne zielone bułeczki upieczone przez naszego gromadzianina Michała (może da się od niego wyciągnąć przepis?):


Zwykle podczas obrzędu palimy kukłę Marzanny, ale w tym roku po raz pierwszy świętowaliśmy Jare Gody nad wodą, więc wykonaliśmy ją z jak najbardziej naturalnych materiałów i utopiliśmy.


A po obrzędzie siedzieliśmy jeszcze do późna :)


Śledźcie wydarzenia na naszym profilu facebookowym i koniecznie dołączcie do nas na kolejne święta :)


2023-03-15

Hukanie wiosny

Zanim poczytacie o tym pięknym i, niestety, rzadkim już zwyczaju, koniecznie zerknijcie na nasze wydarzenie na facebóku - już 20. marca (w poniedziałek) będziemy obchodzić Jare Gody :)

Obrzędowość tej pięknej pory roku zaczynała się tradycyjnie już kilka tygodni wcześniej. "Hukanie Wiosny" odbywało się głównie we wschodniej słowiańszczyźnie i polegało na nawoływaniu wiosny - na najwyższych miejscach w okolicy, pagórkach, a nawet na dachach domów krzyczano do Bogów z prośbą o rychłe nadejście wiosny. Oprócz tego korowody kobiet schodziły się w miejsce obrzędów, śpiewając po drodze pieśni. 

I właśnie pieśniami chcielibyśmy Was zarzucić w oczekiwaniu na Jare Gody. Być może nie każdy wie, że istnieje całkiem sporo gatunków pieśni wiosennych. Są to, m.in.:

  • wesnianki - przywołujące wiosnę i  śpiewane śpiewokrzykiem już na początku marca,
  • pieśni marzankowe - śpiewane podczas wynoszenia ze wsi kukły Marzanny, chwalonej jako pięknej i dobrej gospodyni,
  • pieśni gaikowe - są to pieśni kolędnicze, w których życzono gospodarzom urodzaju,
  • pieśni Jurajskie - o nich wspomnimy więcej przy okazji Święta Jarowita w kwietniu,
  • konopielki - śpiewane już bardziej w maju przez kawalerów pod oknami panien na wydaniu.

Naszym śpiewokrzykowym faworytem jest "Wiosna Krasna" w wykonaniu trzech zacnych gospodyń w przepięknych strojach:


Zachęcamy Was do odwiedzenia strony projektu Polyphony, w ramach którego nagrano wiele pięknych Ukraińskich pieśni ludowych.

Innym elementem hukania wiosny było zawieszanie na drzewach figurek ptaków, a w niektórych regionach upieczenie ptaków z ciasta - zwykle były to skowronki lub kaczki. Kładziono je na obrusie bądź kocu i podrzucano je do góry. Miało to spowodować powrót ptaków na wiosnę. Co więcej, w obrzędowości słowiańskiej ptaki są posłańcami między światami, związane są m.in. z przenoszeniem dusz.

Nasz gromadzianin Wszemir wraz z przyjaciółmi przygotował dla Was jedną z niewielu pieśni-wiesnianek w języku polskim :) Nawiązuje ona właśnie do powrotu ptaków z wyraju.


Oj już niedaleczko czerwone jajeczko
Oj rano, ranieńko, czerwone jajeczko
Dajcie nam doczekać i w rączkach potrzymać
Oj rano, ranienko, i w rączkach potrzymać
Jak Słoneczko błyśnie to jajeczko tryśnie
Oj rano, ranieńko, to jajeczko tryśnie
Oj ty skowroneczku, ty ranna ptaszyno
Oj rano, ranieńko, ty ranna ptaszyno
Czemuś ty z gniazdeczka wyleciał ranieńko
Oj rano, ranieńko, wyleciał ranieńko
Tam mnie ptaszki bili z gniazdeczka gonili
Oj rano, ranieńko, z gniazdeczka gonili
Oj ty skowroneńku poranna ptaszeczko
Oj rano, ranieńko, poranna ptaszeczko
Czegoż ty tak rannie opuszczasz wyraje
Oj rano, ranieńko, opuszczasz wyraje
Oj nie sam opuszczam, ptaszeczki mnie wiedli
Oj rano, ranieńko, ptaszeczki mnie wiedli
Krasny skowronejku, poranna ptaszeczko
Oj rano, ranieńko, poranna ptaszeczko
Czegoż wyśpiewujesz pod zielonym gajem
Oj rano, ranieńko, pod zielonym gajem
Czy starej sośninie, czy białej kalinie
Oj rano, ranieńko, czy białej kalinie
Czy z bożego daru, sierocie do żalu
Oj rano, ranieńko, sierocie do żalu
Na gaje na pole, na sieroco dole
Oj rano, ranieńko, na sieroco dole 
Śpiewajo skowronki, wyrajowe dzwonki.
Oj rano, ranieńko, wyrajowe dzwonki.


Dosyć nietypowym motywem pieśni wiosennych jest woda. Na Białorusi podczas hukania Wiosny często śpiewa się „Што й па мору” - pieśń ta opowiada o łabędziach z młodymi płynącymi po morzu. W pewnym momencie rzuca się na nie orzeł i rozgania stado, po którym zostają tylko pióra i puch. Piękna dziewica zbiera pióra i robi z nich poduszkę dla swego ukochanego. 

Znaleźliśmy dla Was dość ciekawą, nowoczesną wersję tej pieśni:


Natomiast na terenach Ukrainy i zachodniej Rosji śpiewa się pieśń o tonącej dziewczynie. W pierwszej wersji brat z siostrą przechodzą przez kładkę nad wodą. Bratu udaje się przejść na drugą stronę, siostra jednak wpada do wody i tonie. W drugiej wersji dziewczyna jest porywana przez grupę mężczyzn w wiadomym celu. Dziewczyna wówczas tonie, by ustrzec się przed niechcianym związkiem. Tak czy inaczej - widać tu nawiązania do topienia Marzanny. wstążkami a czasem i pisankami, i obnoszone od domu do domu przez grupę kolędniczą, jako znak przybyłej właśnie wiosny. W pieśniach gaikowych powtarza się często charakterystyczny refren: Nasz gaik zielony, pięknie przystrojony.

I wreszcie - nie moglibyśmy zapomnieć o pieśni "Gaiczek zielony". Pieśni gaikowe to tak naprawdę wiosenne kolędy, w których życzono gospodarzom urodzaju i wszelkiego szczęścia. Gaikiem nazywano iglasty wieniec udekorowany wstążkami lub pisankami, niesiony od domu do domu przez kolędników. W pieśniach gaikowych powtarza się często charakterystyczny refren: Nasz gaik zielony, pięknie przystrojony.


Gaiczek zielony, pięknie przystrojony,
W czerwone wstążeczki, prze śliczne dzieweczki!

A ten gaik z lasu idzie,
Dziwują się wszyscy ludzie,
Idzie po lipowym moście,
Przypatrują mu się goście,

Gaiczek zielony...

Już skowronek nam zawitał,
Wojtuś-bociek zaklekotał,
Jaskółeczki gniazdka sprzęgły,
Kurki, gąski się wylęgły!

Gaiczek zielony...

A ta zima ciężka była,
Wszystkie ziółka wymroziła,
Ale my się tak staramy
I te ziółka nazbieramy!

Gaiczek zielony...

I my także się nie lenim,
Zasiewamy już nasieniem!
Pobłogosław nam, mój Boże,
W polu, w gumnie i w oborze!

Gaiczek zielony...

A tak wyglądał nasz Gaiczek kilka Jarych Godów temu:


Koniecznie dołączcie do nas podczas obrzędu Jarych Godów już 20 marca - pohukamy wiosnę i uczcimy Starych Bogów :)  

2023-03-08

Skąd czerpiemy tradycję i dlaczego obchodzimy Gromnicę w marcu?

Wbrew pesymizmowi części badaczy (zwłaszcza z ubiegłego wieku), o religii Słowian da się powiedzieć całkiem sporo; a przynajmniej da się od czasu szerszego zastosowania mitologii porównawczej i głębszego wykorzystania danych etnograficznych. Nawet jeśli dzisiejsza nauka nie potrafi odtworzyć szczegółowych narracyjnych mitów czy dokładnego przebiegu rytów ku czci Bóstw, to potrafi podać przynajmniej ich strukturę. Materiału i treści jest dość zarówno na teksty akademickie, rzetelnie osadzoną beletrystykę, jak i na religię rodzimowierczą.

Ta ostatnia wymieniona, a nas interesująca najbardziej, nie może jednak zadowolić się poprzestaniem na owocach pracy naukowców. Te są podstawą i bez nich ani rusz, ale same „nie zrobią roboty”. Przede wszystkim dotyczą przeszłości, starając się ją zrekonstruować, ale bez wskazówek na teraźniejszość. Dla historyka religii zarysowanie obrzędów zaklinania urodzaju w polu i w oborze jest wystarczające. Dla, akurat zamieszkałego w mieście, współczesnego wyznawcy tej religii jest to ważny szczegół teoretyczny, ale bez bezpośredniego praktycznego przełożenia na jego codzienność. Na boku zostawmy inne kwestie, jak warunkowości niektórych wniosków; „to i to jest prawdziwe, jeżeli przyjmiemy taką a taką etymologię i hipotezę o późnej pożyczce irańskiej” – to nie cytat, a podkreślenie myśli.

Te i inne względy sprawiły, że swoją religię Jantar tylko częściowo opiera na rekonstruowalnej historycznie religii Słowian. 

Drugim, bardzo ważnym filarem, jest dla nas bezpośredni kontakt z sacrum. Pierwszym skojarzeniem są tu przeczucia, sny i wizje – i jest to skojarzenie słuszne. Jeżeli ktoś z „naszych” coś czuje i uważa za ważne czy wyśni szczególny sen, ma to realne szanse wpłynąć na kształt naszego kultu. Jakby jednak nie patrzeć, jest to materia nader ulotna i zależna od, zawodnego, czynnika ludzkiego. Z tej racji tego typu nowinki poddajemy dyskusji na wiecu. Jeżeli zyskają aprobatę i Gromadzianie ujrzą w nich słuszność – są jeszcze poddawane wróżbie w czasie Szczodrych Godów, kiedy świat powstaje na nowo. Taka droga czeka donioślejsze zmiany, jak oddanie czci nowemu Bóstwu, wprowadzenie nowego święta czy zmiana terminu święta już obchodzonego (stąd u nas Gromnica nie 2. lutego, a w ostatnią pełnię przed Jarymi Godami).


Opierając się na tradycji, pozostajemy wiarą żywą. Dane historyczne traktujemy jako źródło – bez tego nie wiedzielibyśmy dokąd zmierzać. Jak z tym zdrojem jednak się obchodzić dociekamy jednak sami, uznając wagę zachowania własnych relacji z Bogami. Choć oczywiście są pewne granice. Jeśli ktoś zacząłby głosić np. objawienie Peruna w krążowniku galaktycznym, byłby to jasny sygnał, że czas się nad sobą zastanowić ;)


2023-03-01

Warsztaty śpiewu ludowego

Chwaliliśmy się ostatnio w mediach społecznościowych zdjęciami z warsztatów śpiewu. Jedną z motywacji było spotkać się i zrobić coś fajnego „dla siebie”. Nie jednak co ukrywać: połączyliśmy tu przyjemne z pożytecznym. 

Obrzędy naszej Gromady obfitują w śpiewy; nawet te krótsze uroczystości wiążą się u nas z zaśpiewaniem co najmniej kilku pieśni. Odwiedzający nas goście z innych gromad często wręcz dziwią się: och, jak u was się dużo śpiewa! Takie podejście jest silnie zakorzenione w tradycji ludowej, z której zresztą zaczerpnęliśmy znaczną część używanych przez nas utworów. Oczywiście, układamy też nowe, własne teksty – oparte wciąż na rodzimej symbolice, ale powstałe współcześnie.

A wracając do samych warsztatów, to przewspaniała Agnieszka Ines Maślakiewicz wprowadziła nas w tajniki odpowiedniego oddychania i modulowania głosu, zaś nasza parafianka Ania nagrywała nas i udostępniła nam swoją pracownię artystyczną pełną fascynujących rekwizytów. Zaczęliśmy od rozgrzewki wokalnej polegającej na wykonaniu z pozoru śmiesznie brzmiących wdechów i wydechów. Nawiasem mówiąc, nawet nie wiecie, ile wysiłku trzeba włożyć, aby brzmieć jak stadko zaprawionych w boju gospodyń wiejskich! Najbardziej zapadło nam w pamięć ćwiczenie zwane "zboczeńcem" ;) W jego trakcie pięcioletnia córka naszego żercy patrzyła na nas wzrokiem pt. "starzy ludzie są dziwni, ja nie chcę dorastać", a my do dzisiaj martwimy się, że będzie te wszystkie ćwiczenia demonstrować w przedszkolu... 

Następnie przećwiczyliśmy kilkanaście pieśni ludowych, z których każda mogła być śpiewana w kilku głosach. Dzięki temu basy, alty i soprany mogły wspólnie zaśpiewać każdą pieśń.

Wspólny śpiew podczas rytu niesie wiele dobrego: pomaga ludziom skupić się na wydarzeniach i jednoczy grupę. Jest też bardzo ważnym sygnałem dla Bogów i Przodków: „To my! To ci co śpiewają to i tamto na Kupałę!”.

W ten sposób przechodzimy do dwóch kwestii, o które czasem Wy pytacie, a my sami dyskutujemy między sobą: czy dzielić się swoimi pieśniami i czy tłumaczyć teksty z innych języków niż polski.

Pierwsza sprawa budzi chyba więcej emocji. Niby z jednej strony to powód do dumy, kiedy pieśń powstała w Gromadzie wędruje w świat i cieszy się powodzeniem. Jednak pozostaje wspomniana wyżej rola pieśni obrzędowych jako „wizytówki” przed sacrum. Puszczenie pieśni luzem „w świat” to ryzyko, że w ten sam sposób zaczną podpisywać się ludzie przypadkowi, z którymi nie zawsze chcielibyśmy mieć wiele wspólnego. Mając to na względzie raczej nie dzielimy się swoimi pieśniami z ludźmi spoza Jantaru. 

Natomiast dużo prostsza jest sprawa z tłumaczeniem tekstów pieśni z innych języków, czy też z gwar. Językiem obrzędowym jest u nas współczesna polszczyzna, czasem archaizowana, ale zrozumiała dla uczestników obrzędu. Dlatego teksty staramy się tłumaczyć; jest to też dobra okazja dla nadania im charakteru unikatowego, właściwego konkretnie użyciu w naszej Gromadzie. 

Dobrym przykładem jest tu "Brzoza Biała" - pieśń białoruska będąca prawdziwym hitem naszych Kupał.


Oj ty brzozo biała, czemuś ty nie zielona

Jakże mnie zieloną być, jak co dzień kupcy jeżdżą

A co dzień kupcy jeżdżą, moje listki łamią

Moje listki łamią i gałązki palą

Młoda dzieweczka, czemuś ty nie wesoła

Jakże mi wesołą być, jak co dzień swaty jeżdżą

Na co dzień swaty jeżdżą, co dzień po dwóch i trzech

Na co dzień po dwóch i trzech, a w sobotę to czterech

Transliteracja z białoruskiego:

Oj, biaroza biełaja, czacho ty nia zeliena?

Jak za mnie zialonaj byc', pry daroze stojaczy

Pry daroze stojaczy, da szto dzien kupcy jeduc'

Jak szto dzien kupcy jeduc', majo holejka łamiac'

Majo holejka łamiac', majo lisc'ajka paliac'

Maładaja dziewaczka, czacho ty nia wesieła?

Jak za mnie wiasołaj byc', jak szto dzien swaty jeduc'

Jak szto dzien swaty jeduc', na dzien pa dwoja troja

Na dzien pa dwoja troja, a u subotu czacwiora

Jak więc widzicie (i słyszycie), życie gromady to nie tylko obrzędy odprawiane w ostępach leśnych i innych chaszczach, ale także spotkania towarzysko-śpiewacze :) Warsztaty sprawiły nam tak wielką przyjemność, że już nie możemy się doczekać kolejnych!



2023-02-22

Święto Welesa 18 II 2023

Zgodnie z zapowiedziami zebraliśmy się w sobotę, aby uczcić Welesa. Zapytacie pewnie: co z cyklonem Ulf? No cóż... Osłonięci przez drzewa nawet go nie zauważyliśmy, więc kto się przestraszył pogody, ten trąba ;)

Było nas więcej, ale jedna gdzieś polazła podczas gdy druga robiła to zdjęcie.

Ledwo pomieściliśmy się z darami i przysmakami na obrusiku ofiarnym!

Każdy z członków naszej gromady ma krążek, który dokłada do naszego posążka.
Im więcej ludzi na święcie, tym wyższy posążek!

W tym roku wprowadziliśmy nową dla nas tradycję - pląsy zapustników w składzie:

  • głównego Zapusta (wejherowskiego księcia z dalekiego kraju, jedynego Kaszubskiego Półindianina na świecie), czyli Samuela,
  • Dziada, czyli Przemysława przebranego za chłopa (hmmm, w sumie to nawet nie musiał się za bardzo przebierać...)
  • Baby, czyli Piotra przebranego za babę, a wręcz matkę karmiącą niemowlę z bibuły i gałęzi,
  • Miedźwiedzia, chodzącego głównie na czworakach i pomrukującego. Czasem reaguje na imię "Dominik".

Od lewej: Miedźwiedź, Baba, Chłop i herszt zapustników.


Podczas gdy wzywaliśmy Welesa, główny Zapust tak przedstawił siebie i swoją trupę:

Ja jestem Zapust, wejherowski książę

Przychodzę z dalekiego kraju,

Gdzie psi ogonami szczekają,

Ludzie gadają łokciami,

A jedzą uszami,

Słońce o zachodzie wschodzi,

A o wschodzie zachodzi,

A kurczę kokoszę rodzi,

Każdy na opak gada,

A deszcz z ziemi do nieba pada!

Z dalekości przybywamy,

I Wam radzi zaśpiewamy!

Śpiewać?

Co to za pytanie, no oczywiście, że śpiewać! I tu popłynęła pieśń ze "Śpiewów Sławiańskich" Chodakowskiego, nawiązująca do porządku kosmosu przez postać osi świata i kończy się ważnym zapustnym wątkiem zdobycia panny.

Stoi sosna wśród podwórca,

Na tej sośnie w trój pożywienie rośnie:

Od doła baryło smoły,

Ku środkowi jare pszczoły,

Ku wierzchowi we trój koła,

Na każdym kole po sokole.

Jeden sokół precz poleciał,

Coś przyniesie swemu panu,

Parę zajęcy ku śniadaniu.

Drugi sokół precz poleciał,

Coś przyniesie swemu panu,

Parę kuropatw ku śniadaniu.

Trzeci sokół precz poleciał,

Coś przyniesie swemu panu,

Grzeczną pannę ku upodobaniu.

W tym momencie Miedźwiedź zerwał się z postronka, wpadał na Gospodarzy, psocił i dokazywał. I dopiero wtedy zapustnicy poinformowali nas, że o ile jest zaczipowany, o tyle niestety nie był szczepiony... Popłynęła więc druga pieśń z "Tańce, pieśni, obrzędy" Marii Romowicz, która z jednej strony jest podjęciem zapustnego wątku panny, a z drugiej usypia czujność Gospodarzy przed wtargnięciem Dziada i Baby:

Przeźroczysty, złoty kamiyń,

Nadobno Maryśko stoi sobie na niym,

Hej, nom hej!

A jyj nojmilejsy się ji przypatruje

I ze, i ze złota trzewicki daruje.

Hej, nom hej!

A jyj nojmilejsy się ji przypatruje

I ze, i ze złota zygarek daruje.

Hej, nom hej!

A jyj nojmilejsy się ji przypatruje

I ze, i ze złota piyrścionek daruje.

Hej, nom hej!

W końcu Dziad i Baba zaczęli przekomarzać się na temat płodności Baby i ciągłego rodzenia przez nią dzieci - stąd dowiedzieliśmy się, że ten tłumoczek z bibuły i gałęzi to już ich siedemnasta latorośl, a to wszystko z naszych podatków!

Popłynęła kolejna pieśń, tym razem z "Pieśni ludu" Glogera, skupiająca się na wątku płodnościowo-urodzajowym:

Hulaj, hulaj koniku

Po zielonym gaiku,

Gdzie nasz konik podchodzi,

Tak się żytko urodzi,

Gdzie nasz konik nie chodzi,

Tam się żytko nie rodzi.

W tym momencie główny Zapust padł niby martwy, a jego świta zaczęła wlec go po ziemi żartując wesoło. Pacanie miedźwiedzią łapą obudziło jednak Zapusta i zaczął się on domagać od Gospodarzy datków - dla Rogatego Dziadunia, dla siebie i swojej świty. 


Po obrzędzie przystąpiliśmy do konsumowania przyniesionych smakołyków, a kolega wziął się za wyżarzanie i hartowanie toporka wyciętego ze starej piły tarczowej do drewna. Broń wyżarzana w Świętym Ogniu i zahartowana piwem na pewno będzie miała moc! 

Przy Świętym Ogniu nie tylko odprawiamy obrzędy, ale także
przygotowujemy potrawy i... wyżarzamy toporki.

Toporek wycięty ze starej piły tarczowej do drewna :)

A gdy już wszyscy się najedli i naplotkowali, udaliśmy się na pielgrzymkę do naszego ukochanego Głaziczka, przy którym zwyczajowo czcimy Welesa.

Przy Głazie W Wykopie już od lat czcimy Welesa.

Cyklon czy nie cyklon, dołączcie do nas następnym razem! Po biesiadnym obżarstwie na pewno nie porwie Was żaden wiatr :)

2023-02-15

Rogaty Dziadunio

Zbliżające się wielkimi krokami święto Welesa wywodzi się po części z obrzędów zapustnych. O nich mieliście okazję i posłuchać podczas naszego wykładu, i poczytać w jednym z niedawnych wpisów.

Dzisiaj natomiast chcemy opowiedzieć Wam kilka słów o Bogu, któremu poświęcone będą te obchody – o Welesie. W tym wpisie skrótowo tylko napomkniemy o źródłach, którymi można sobie poświecić poszukując rysów Jego postaci. Z jednej strony będą to teksty „z epoki”, czyli przede wszystkim teksty grasujących na zachodzie misjonarzy, jak i ruskie kroniki. Z drugiej, są to liczne ślady etnograficzne; wątki rodzime przezierają z legend i wierzeń związanych ze spadkobiercami Welesa – Mikołaja i czarta.

Zacznijmy od tego, że w Dziaduniu widzimy Pasterza zmarłych. W zaświatach – zwanych „Nawią” czy „Wyrajem” – pod Jego opieką przebywają cienie Przodków. Ten wątek odbija się najsilniej w święcie Dziadów, jest jednak na tyle istotny, że niepodobna go tu pominąć.

Współczesnemu człowiekowi mało intuicyjne może wydać się, że Bóg zmarłych jest jednocześnie Bogiem urodzaju – a przynajmniej bogactwa. Historycznie Dziadunia wiązano przede wszystkim ze szczególną jego formą, wyrażoną w pogłowiu bydła rogatego. Choć dzisiejszemu miastowemu może nie być to szczególnie bliskie, to nic straconego. Weles pojawiał się przy większości zajęć gospodarczych, a według jednej z interpretacji, to przy Jego idolu ofiarę składali kupcy.

Te dwie skrajności – śmierć i bogactwo – to tylko niektóre z dziedzin aktywności Rogatego Dziadunia. Bez nadmiernego nadwyrężania źródeł można przypisać Mu także: sztukę lekarską, poezję, wieszczenie, umowy międzynarodowe, a nawet wojnę. Ze wszystkich naszych Bogów ma bodaj najszersze zainteresowania. Ma też udział w powstaniu Ziemi i człowieka – razem ze swym Bratem, Perunem. 

Przy tak wielu kompetencjach, część z nich musi siłą rzeczy pokrywać się choć częściowo z tym, co robią inni Bogowie. W określonych przypadkach zapewne chory miał do wyboru więcej niż jednego potencjalnego patrona, w wojnę zaś angażowali się swego czasu niemal wszyscy Bogowie czczeni na Połabiu. Jednak w takim etnicznym politeizmie jak nasz nie jest to kłopot. Wszak te właśnie sfery również nie są całkowicie rozdzielone i nie ma między nimi ostrych granic; jeśli ktoś układa wierszowany tekst traktatu pokojowego to nie zajmuje się przecież „tylko sztuką”, ani „tylko prawem”, lecz lokuje się gdzieś na ich pograniczu (nie, nie znamy tego typu zabytku dla pogańskich Słowian – to niestety tylko przykład).

Źródło: Phonoteka.org

Zwięzła forma tego wpisu zmusza do skrótowego potraktowania wielu ważnych spraw. Po ich rozwinięcie zapraszamy do dłuższego wpisu na naszej stronie i zachęcamy do zapoznania z literatura naukową. Natomiast chętnych na przeżycia duchowe zapraszamy już w najbliższą sobotę na święto ku czci Dziadunia! Szczegóły wydarzenia znajdziecie w naszym profilu facebookowym.


2023-02-09

Pląsy zapustników a rodzimowiercze Święto Welesa

Zapusty to w ludowym kalendarzu bardzo barwny okres, który staraliśmy się przybliżyć Wam w czasie niedawnego wykładu. Kto nie mógł być wtedy w Paszczy Lwa i nie wysłuchał, może na otarcie łez przeczytać sobie poniższą luźną wariację na temat ścieżki dźwiękowej prelegenta ;) 

W tle - prelegent, po stoczeniu bohaterskiej walki z rzutnikiem.

Po krótkim ogólnym wprowadzeniu do tematu słowiańskiej spuścizny, tłem dla którego była bohaterska walka z rzutnikiem, zaczął się temat właściwy. Znaczy zaczął się łagodnie, bo od napomknienia o Szczodrym Wieczorze i związanych z nim ciasteczkach, Szczodrakach. Tym niewinnym wątkiem została uśpiona czujność słuchaczy, bo już po jednym slajdzie zaczęły się obrzędy „babskie”. Odbywane w karczmie – zaciemnionej i opanowanej przez dojrzałe mężatki – uroczystości wkupu do „bab” oraz podskoki na urodzaj to tylko jeden z obecnych w tym czasie wątków żeńskich. Te zresztą były na ogół uzupełniane wtargnięciem mężczyzn. Rzeczywistym, kiedy musieli wódką wykupić od „bab” swoje młode żony, lub tylko symbolicznym. Wówczas to starsze kobiety zakładały spodnie i zwoziły młodsze uczestniczki na miejsce wydarzeń.

Przykładowe "szczodraki", [link].

Dużo działo się też między młodzieżą – nad wyraz rozochoconą swobodnym czasem ludowego karnawału. Kto nie znalazł sobie pary przed ostatkami mógł kupić dziewczynę na targu od „grajka” lub „skrzypka”. Opłatę zwano „podkoziołkiem”, choć mianem tym obdarzano też figurkę o wielce wymownej postaci. 

Podkoziołek, zbiory Muzeum Etnograficznego w Poznaniu.

Zrazu wydawało nam się to przedmiotowe – kupować dziewczynę na symbolicznym nawet „targu”. Jednak z drugiej strony można to rozumowanie odwrócić – co to za chłopak, co to nie umiał żadnej do siebie przekonać? Inna sprawa, że osoby bez pary były narażone na szereg przygód od przyjaciół, rodziny i sąsiadów. Najczęstszą „karą” było wprzęganie do drewnianego kloca i zmuszanie do ciągnięcia go po okolicy. 

Kłoda popielcowa ze zbiorów Muzeum Etnograficznego w Krakowie, [link].

Los taki spotykał zarówno złapanych podczas „babskiego combra” młodzieńców, jak i młode dziewczyny – w obu przypadkach wyjątkowo aktywne we „wprzęganiu” miały być rezydujące w karczmie dostojne matki rodzin.

Młody Słowak wprzęgnięty do ciągnięcia kłody,
Grossmann I. - Archív pozitívov Ústavu etnológie SAV v Bratislave.

Chociaż z drugiej strony, akta grodzkie z Biecza wspominają traumatyczną przygodę starszej już, a niezamężnej pani Reginy, „przekupki wstydliwej”. W rolach głównych wystąpił ogromny dębowy pniak oraz poprzebierani za diabły i zwierzęta młokosi. Taka ciekawostka - podczas poszukiwań ilustracji do zamieszczenia w prezentacji stowarzyszonej z wykładem odkryliśmy, że babskie combry nadal istnieją i mają się dobrze! W czeluściach internetu można natrafić na wiele ogłoszeń w stylu: "Kup bilet! Babskie combry - 17 luty, Świętochłowice, Centrum Kultury Śląskiej" - pogooglajcie sami :)

"Babski Comber", Emil Brzezina, 1978.

No i właśnie – przebierańcy. W zapusty, a w ostatki w szczególności, po świecie grasowali przebierańcy. Stroili się głównie na zwierzęta, choć im późniejsze źródło tym większa rozmaitość odgrywanych postaci. Wodzem zgrai był zazwyczaj Zapust czy też Kukier. Kosmaty, wywalony sierścią na wierzch kożuch, wysoka czapka, dzwonki i nieraz naturalistycznie oddane przyrodzenie męskie – drewniane, a czerwone.  Odwiedzin tych postaci – dziwacznych niby duchy z zaświatów – wyczekiwano zwłaszcza tam, gdzie nie mogli doczekać się dziecka. Maszkarnicy krążyli bowiem by zbierać datki i poczęstunki, w zamian za błogosławieństwa. Te, wyrażone w pieśniach, pląsach i obrzędach, dotyczyły przede wszystkim płodności.

Bułgarscy Kukierzy.

Bułgarscy Kukierzy.

Na koniec warto wspomnieć, że badacze zarzucają polskiej obrzędowości zapustnej zagubienie i erozję zapustnych wątków zadusznych. Rzeczywiście, u nas zdają się wypadać mniej wyraźnie, gdy zestawi się je ze wschodniosłowiańskimi rytami tego czasu, skierowanymi wprost ku Przodkom. A jednak ci, cudaczni niby z krainy za rzeką, zapustnicy zdają się przedstawiać nikogo innego, jak właśnie przybyłych ze swej siedziby zmarłych.

Oceńcie zresztą sami; zachęcamy do obejrzenia filmiku, który w czasie wykładu oglądaliśmy i my 😊


A jeżeli chcielibyście uczestniczyć w kolejnych wykładach, to śledźcie wydarzenia na naszym profilu facebookowym :)


2023-02-01

Animizm i wszechobecność dusz, albo dlaczego nie musisz się wstydzić gadania do samochodu

Dominującą w Jantarze teorią religii jest animizm – założenie o szczelnym wypełnieniu otaczającej nas rzeczywistości jakimś pierwiastkiem duchowym. Dlaczego dla nas to takie ważne, jak przekłada się to na naszą praktykę i co mają ofiary pod drzewem do rozmawiania ze sprzętami domowymi – opowiemy poniżej.

Jednak zanim to zrobimy, zwalczymy jedną pomyłkę. Otóż niektórzy z Was mogli na hasło „animizm” natknąć się w książkach w rodzaju „Mitologie świata” i podręczników do historii religii. Najczęściej pojawia się w rozdziałach o religiach ludów egzotycznych i dalekich – pokroju Syberii czy Oceanii. Może dlatego kiedy my mówiliśmy „animizm” to niektórzy myśleli, że chcemy na grunt nasz, słowiański, przeszczepiać mitologię i praktyki tamtych kultur – a nic bardziej mylnego!


W naszym rozumieniu animizm nie mówi o niczym innym jak o (wszech)obecności duchów. Z pozoru nasi zachowali ten element duchowości słabiej niż wspomniane tu ludy egzotyczne. Ale czy na pewno? Pierwsze z brzegu opracowanie ludowej demonologii Polski i innych krajów słowiańskich opisuje istoty zamieszkujące praktycznie każdą część krajobrazu. Pójdziesz do lasu na grzyby – Leszy, borowy, dobrochoczy. Pójdziesz na pole pracować – jaroszki i południce. Wracasz do domu koło wody – topielce, brzeginki i wodniki. Wrócisz do domu – domowik i cała jego świta. Do tego dochodzą duchy Przodków oraz stworzenia mniej związane z konkretnym miejscem, a raczej z pewnymi zjawiskami jak przeznaczenie czy choroby. Każda dziedzina ludzkiego życia i przebywania ma swoje duchy. Ale i tego nie dość: w naszym folklorze lęgną się wszędzie „dusze pokutujące”. Są ich pełne sprzęty domowe, drwa na opał i Przyroda. Wątek ‘pokuty’ jest raczej kościelnego, obcego pochodzenia, ale stamtąd nie przyszłoby tak tłumne wypełnienie świata duszami – to już musiał być wkład własny naszej rodzimej kultury.


No dobrze – więc dlaczego to dla nas takie ważne i tak tego animizmu bronimy? Mamy co najmniej dwa dobre powody: uważamy go za ważny składnik naszej kultury i jest praktyczny. Raz że dobrze tłumaczy wiele niuansów naszej rodzimej wiary, dwa że nie ze wszystkim chcemy zwracać się od razu do wielkich Bogów. Czasem wystarczy wprost podziękować krzaczkowi za zerwane z niego jagody, niż angażować w to cały panteon.


To co z tym samochodem? Konsekwentnie stosowana teoria animizmu mówi, że jak wszystko to wszystko – samochód też. W tym ujęciu bycie dla swojej Szkody miłym i podziękowanie mu za udaną jazdę staje się istotnym punktem dbania o niego – zaraz po przeglądzie technicznym 😉

2023-01-25

Rola estetyki w ciągłości tradycji

Wszyscy lubimy rzeczy „piękne”, prawda? Kanon tego co ładne nie dla każdego będzie taki sam, ale niezmiennie lubimy patrzeć na to, co nam się podoba czy słuchać przyjemnych dźwięków. 


"Dziewanna", Grażyna Płocka
"Strzyga", Ewelina Gowin-Hrynkiewicz

Sztuka we wszystkich formach obecna jest chyba w każdej ludzkiej kulturze. Co najmniej proste ornamenty zdobią większość znanych zabytków i artefaktów kulturowych, rzut oka na odświętne stroje ludowe pozwala stwierdzić ich bogactwo. Właśnie, odświętne. Niech ktoś wyobrazi sobie tradycyjne święto bez choć minimum śpiewu, muzyki i tańca, bez dramatu. No nie da się.


"Topielica", Barbara Kosińska
"Cherna galochka", Jakub Gryz

Co takiego jest w sztuce i pięknie, że są tak bardzo wszechobecne? Do sprawy można podejść od strony duchowości i poczucie piękna powiązać z istnieniem duszy. Znajduje to rozwinięcie w naszym „podręczniku do religii”, w części poświęconej animizmowi. Z drugiej strony, bez wnikania w przyczyny metafizyczne, można też prosto, a dość prawdziwie stwierdzić, że to co ładne jest zazwyczaj dla ludzi ważne. Albo przywiązując się – tak w serduszku, uczuciowo – do rzeczy ładnych przypisujemy im dużą wagę, albo na odwrót. Jeżeli coś jest dla nas ważne samo przez się to staramy się to otaczać pięknem. Gdzieś w pobliżu pewnie leży prawda o związki sztuki z religią.


Ewa Sygut
Budziński Marek

Jakby nie było: uznając estetykę za sprawę ważną dwukrotnie zorganizowaliśmy dla Was konkurs artystyczny „Marzenia o Słowiańszczyźnie”. Na naszej stronie dostępna jest już galeria prac z poprzednich edycji. A już za kilka tygodni ogłoszenie o edycji trzeciej, więc śledźcie nas uważnie :)


2023-01-18

Dlaczego zachowujemy naszość naszej tradycji, albo: jak nie siadamy okrakiem na płocie?

Dzisiaj opowiemy Wam o tym, dlaczego na obrzędach Jantaru wzywamy tylko Bogów słowiańskich, dlaczego wzywanie na jeden obrzęd Thora i Izydy uważamy za pomysł z gruntu zły, a odwiedziwszy Japonię dobry rodzimek powinien oddać cześć Amaterasu.

Jak powstał świat? Każda etniczna religia ma przygotowaną odpowiedź, w formie stosownego mitu. Gdzieś w tym micie rośnie często Drzewo, stoi Góra czy Słup: jest jakieś Axis Mundi. In Polish we say „Oś Kosmiczna” and I think it’s beautiful. To punkt odniesienia, wokół którego porusza się nasza duchowość. Motywy mityczne wydobywamy ze słowiańskich pieśni i podań, z kronik dowiadujemy się imion czczonych przez Przodków Bogów. Dłubiąc w „źródłach”, uczestnicząc w obrzędach, przeżywając tradycję – odkrywamy nasz, słowiański świat. Czasem niektórych informacji nam brakuje i musimy tę lukę uzupełnić. Najchętniej sięgniemy wówczas po mitologię porównawczą. Porównując nasz materiał z sąsiadami próbujemy domyślać się, jak to i to mogło wyglądać u naszych Przodków.

Może to stąd pojawia się czasem zjawisko jedno z najnieszczęśliwszych: eklektyzm. Żeby nie było: ma on starożytną metrykę, bo już np. rzymscy legioniści czcili Eponę. W ogóle wielokulturowy Rzym wiódł prym w goszczeniu różnych religii, a jego obywatele spełniwszy wymogi religii obywatelskiej – mieli dużą swobodę uczestniczenia w rozmaitych kultach. Dużą karierę robili tam też Mitra i Izyda. Ale mało tego: niektórym Bóstwom indyjskich Wed przypisuje się pochodzenie obce – od ludów przez Ariów podbitych. Jest też przykład Japonii, gdzie na porządku dziennym rodzimych Kami czci się obok buddyjskich Bodhisattwów, łącznie i na czele z udzielaniem ślubu przez kannushich (kapłani rodzimego japońskiego szinto), a pogrzebów przez buddyjskich mnichów tym samym ludziom.

Dlaczego więc czepiamy się tego eklektyzmu? Powód jest prosty: te, całkiem uzasadnione, przykłady dotyczą styku kultur. Jak ktoś wędrował przez pół świata (a kiedyś to była duuużo poważniejsza wyprawa niż teraz) to na miejscu też chciał zapalić sobie Ogień i się pomodlić po swojemu. Czasem miejscowym spodobało się jak przy tym tańczy, czasem przygarnęli któreś z jego Bóstw do swojego panteonu (jak mawiał mój nauczyciel historii w liceum: „Jeszcze jeden zmieści się na świętym wzgórzu, a może będzie sprzyjać – dawaj Go!”). A czasem to ten podróżnik napatrzył się na miejscowe świątynie i tak mu przypadło do serca, że przyniósł nowy kult do domu.

A my o czym innym: kiedy ktoś poczuje „zew”, że chce być „pagan” i nie wie od czego zacząć. Współczesny człowiek ma już odruch sięgania wówczas do internetu – a tam jest wszystko: treści lepsze i gorsze, a wśród tych drugich – dowolne łączenie postaci z różnych mitologi. Thor i Izyda na jednym obrzędzie, mantry składane z imion Izydy, Hekate i Kybele, albo pakowanie run (czyli systemu stricte germańskiego) dosłownie do wszystkiego. To tak jakby nie mogąc się zdecydować – iść na podwórko słowiańskie, celtyckie, czy może meksykańskie – siadać okrakiem na płocie, albo starać się stać jedną nogą na jednej Świętej Wyspie, a drugą na drugiej – no średni pomysł.

Ktoś zapyta: a co jeżeli jestem słowiańskim rodzimowiercą i pojadę do Japonii? To my odpowiemy, że masz święte prawo i obowiązek się tamtejszym Kami pokłonić. Może nie to, żeby zaraz starać się żyć na co dzień jak wzorowy tubylec, ale oddać cześć Bogom i duchom miejsca, w którym się znalazłeś to zawsze trzeba. Tak jak przywitanie się z gospodarzem, do którego przychodzimy w gościnę. Tak samo przybycie na obcą ziemię nie jest sygnałem: "Naszych Bogów tutaj nie ma, nie trza składać żertwy.". Bogowie są i czuwają, więc parafrazując znane powiedzenie: Cudze szanować cnota - swoje obowiązek!

2023-01-11

Wspólnota kultury

Nauka dostarcza dzisiaj szczegółowych wyjaśnień całej otaczającej nas rzeczywistości. Słońce grzeje naszą planetę za pomocą promieniowania, wiatr wieje na skutek różnicy ciśnień między odległymi obszarami Ziemi, a my sami czujemy się dobrze kiedy zawartość substancji odżywczych i hormonów w naszej krwi jest na odpowiednim „dobrym” poziomie. Na niemal każde pytanie mamy gotową odpowiedź.

Mechanistyczna interpretacja rzeczywistości jest fajna i użyteczna. Bez niej nie byłoby antybiotyków, ciepłej wody w kranie, mediów społecznościowych i filmików z kotami (koty by zostały, filmiki nie). Dostarcza zręcznej instrukcji obsługi świata, tłumacząc „jak” zachodzą zjawiska. Właściwie jest tylko jedna rzecz, której ta interpretacja nie potrafi: nadać światu znaczenia. Tu już musi wkroczyć filozofia, stanowiąca samodzielną dziedzinę nauki. Wydaje się, że nie zamknęła się na uczelniach i w gabinetach tak szczelnie, jak co bardziej ezoteryczne działy matematyki czy fizyki kwantowej. Zstępuje czasem między maluczkich, w postaci opracowań popularnych, nowych wydań prac filozofów minionych epok czy podcastów.

Z taką akademicką filozofią jest jednak pewien podstawowy problem: społeczeństwo jest dla niej w zasadzie „nieprzemakalne”. Nasz system edukacji dopuszcza w zasadzie dowolny stopień ignorancji w tym zakresie (zresztą nie tylko w tym). Zainteresowanie „sprawami natury wyższej”, (lub błoga ich nieświadomość) pozostaje całkowicie w gestii własnej inicjatywy jednostki. Kiedy dziecko choruje, trzeba zapłacić rachunki i jeszcze kiedyś miło byłoby pójść spać, to mało kto ma jeszcze czas i siłę szukać i zgłębiać treść tak abstrakcyjną jak filozofia. Zresztą nie do przeciętnego „Kowalskiego” trzeba mieć tu pretensje, ale to organizatorów naszej przestrzeni publicznej, bo to w niej powinny realizować się te wartościowe wytwory naszej cywilizacji.

Wzmianką o ‘przestrzeni publicznej’ przechodzimy łatwo do naszej kultury tradycyjnej. Wśród pięknych pieśni, tańców i obrzędów ma jedną bardzo ważną cechę: całkowitość. Tam gdzie panują, kultury tradycyjne przenikają całokształt życia. Śpiew tak samo wypełnia prace polowe, jak i obrzęd weselny, a podania opisują cały świat – od konfliktu Boga z Diabłem, aż po powstanie grzybów. Przez swą powszechność, elementy rodzimego światopoglądu stają się znane każdemu w okolicy. Nawet jeśli nie każdy pojedynczy człowiek będzie potrafił zaśpiewać w całości każdą konkretną pieśń – to będzie przeniknięty obrazem świata wewnątrz którego powstała, i który współtworzy. Dzięki temu wśród „tutejszych”, „taplarskich” – za „Konopielką” – wytwarza się autentyczna wspólnota kultury. Taka, którą czują i w niej uczestniczą nie od święta, ale po prostu, na co dzień. 


(fot. whyframestudio@istockphoto)

W tym układzie wiara rodzima zajmuje swoja miejsce. Nie odrzuca ze swych rozważań doczesnego świata, przyjmując w pełni jego codzienność i wyjaśniając go za pomocą świętych opowieści – mitów. Nasi Przodkowie nie znali filozofowania jako odrębnego od innych zajęcia, którym ktoś może się parać. Jednak w odziedziczonych po nich mitologicznych pieśniach i podaniach przeziera starożytna mądrość, którą rodzimowierstwo stara się odszukać i zastosować do współczesności.

2023-01-04

Wtedy nie było nieba ni ziemi, tylko sine morze...

...czyli jak i po co urządzamy Obrzęd Wyłowienia.

Jak i w innych religiach, tak i u nas obrzędy powtarzają te „jedyne ważne” wydarzenia kosmiczne, czyli zawarte w mitach. Zadziewają się wówczas ponownie, świat się odnawia i odzyskuje zużywający się ład. Można powiedzieć, że przechodzi renowację obrzędową. 

W Obrzędzie Wyłowienia widać to u nas dość mocno, bo nawiązuje on do jednego z podstawowych mitów: kiedy Dwa Bracia wydobyli i pobłogosławili pierwszą Ziemię. Ta – według wierzeń Przodków – rozrosła się do całego znanego im świata.

W jego trakcie wyławiamy z morza piach, którego używamy potem do wyznaczania świętej przestrzeni podczas dorocznych obchodów. Towarzyszą temu śpiewy pieśni kosmogonicznych, o dwóch gołębiach co wydobyły z dna morza drobny piaseczek i niebieski kamyczek. Takich cudów najlepiej dokonuje się o świcie, więc zbieramy się już z samego rana, by prowadzić całe przedsięwzięcie przy wschodzie Słonejka. 





Wyjątkowo po Obrzędzie Wyłowienia nie następuje u nas biesiada – przynajmniej nie od razu :) Z Piachem (tak, z wielkiej litery!) odwiedzamy kilka najważniejszych dla nas miejsce w Trójmieście i okolicach, które nawiedzamy przy okazji świąt koła rocznego. 




Uczestnicy Obrzędu mogą zabrać ze sobą nieco Piachu do domu do położenia na ołtarzyku. Zaś ci, którzy kupują ziemię lub zaczynają budować dom, mogą rozsypać trochę Piachu na swoich włościach. Historia religii, antropologia i własne serduszko dość jasno wskazują, że niezależnie od wzniosłych teorii, dla każdego człowieka środkiem świata jest jego przytulny domek.

Tak więc i w tym roku zebraliśmy 2 stycznia skoro świt na Obrzędzie Wyłowienia i wydobyliśmy piach morski, którym będziemy posługiwać się w trakcie tegorocznych obrzędów do wyznaczania uświęconej przestrzeni.

Mimo wczesnej pory przemili goście z Mazowsza podbili naszą frekwencję przyprowadzając gromadkę swoich dzieci :) A po obrzędzie udaliśmy się na pielgrzymkę do naszych miejsc mocy w lasach Oliwy: do Głazu Welesowego, Dębu Perunowego i do Diabelskiego Kamienia. Dołączcie do nas za rok!