🕷Ubiegłą sobotę spędziliśmy z pająkami - i nie, nie chodzi o sympatyczne ośmionogie stworzonka, ale o tradycyjne świąteczne ozdoby! Świetnie bawiliśmy się podczas wewnętrznych warsztatów, a także raczylismy się różnymi pysznościami!
Chram Jantar
2025-11-25
Warsztaty tworzenia pająków
2025-11-21
Po co nam tylu Bogów – Swarożyc, a staranie się o pracę
Święta Ziemia Pomorska wita kolejny piątek, godzinę 08:00, kolejnym wpisem o wplataniu czci Słowiańskich Bogów i Bogiń w nasze codzienne życie i szukaniu Ich wsparcia w naszych, codziennych troskach i zmaganiach. Dzisiaj o tym, dlaczego warto modlić się do Boga Ognia, kiedy staramy się o jakąś posadę, lub gdy chcemy lepiej i w bardziej sumienny sposób wypełniać to, co nam powierzono.
Bóg-Ogień jest nie dość, że obecny w naszym kulcie od zarania, to jest obecny podczas niemal wszystkich uroczystości, stanowiąc serce obrzędu i pośrednicząc między światem cielesnym, a duchowym. Wierzymy też, że jest to jeden ze szczegółów łączących nasze ryty ze znakomitą większością ruchu rodzimowierczego. Płonący Ogień nie tylko przyprowadza do nas Bogów i otwiera drogę dla Przodków – Im zanosi nasze dary ofiarne, złożone w żertwie, a nam przynosi boże błogosławieństwo. Zresztą sama już Jego obecność przepędza złośliwych czartów, pomiot żmijowy, oraz wszelkie szkodliwe moce, będąc najpotężniejszym dostępnym nam środkiem ochrony przed złem. Syn Swarogowy, Małe Ziemskie Słonejko, płonie też na domowych ołtarzykach praktykujących rodzimowierców podczas prywatnych modlitw. „Praktykujący rodzimowierca” to zresztą masło maślane, religia urzeczywistnia się bowiem właśnie w praktyce kultowej.
Praca, czy niekiedy raczej „służba” – nieważne, czy mówimy teraz o projektującym mosty inżyniera, ryzykującym życiem strażaku czy spędzającego dnie w upale i chłodzie operatorze maszyn budowlanych. Podałem przykłady dziedzin jakoś się wyróżniających, ale przecież nie tylko one mogą być przedmiotem wielkiej potrzeby i starań. Ktoś, kto ma zawód niekoniecznie „prestiżowy” czy bardzo dochodowy, ale chciałby się w nim urządzić. Chociażby – w dzisiejszym mocno zurbanizowanym i stechnologizowanym świecie… kowal? Albo po prostu „pracę” – taką, z której da się przeżyć. Nieważne. Ważne, żebyśmy rozmawiali o czymś, na czym Ci naprawdę zależy, w co chcesz włożyć swe serce i siły, a nie tylko zejść z oczu rodzinie, która krzywo patrzy na darmozjada.
I co teraz? Módl się do Boga Ognia, żeby z jednej strony wypalił dzielące Cię od tego celu przeszkody i zawadzających biesów, a z drugiej – by rozjaśnił mrok, który mógłby utrudnić Twoją drogę. Jest tu dużo więcej: siła. Święty Ogień jest jak prący naprzód byk, jak pożerający świat przed sobą Płomień, o niespożytej mocy. O udzielenie cząstki tej świętej energii, by zapewniła wytrwałość i skuteczność możesz się modlić. Lecz i jeszcze to nie koniec: od dawien dawna Ogień grzał i oświetlał domostwa ludzi – to dzisiaj, w miastach i nowoczesnych domach odwykliśmy od Jego obecności. Lecz kiedyś nie było domu bez Ognia. Jego obecność otwierała naszym Przodkom przestrzeń oswojoną, znaną i swoją – przestrzeń objętą ładem. Dla nich ten ład tworzył. Módl się, żeby Tobie dopomógł swój ład właśnie stworzyć – przez urządzenie swego życia zawodowego tak, by całe życie było lepsze.
2025-11-14
Po co nam tylu Bogów – duchy, a trapiący gniew i jadowite myśli
Zawitał nam kolejny piątkowy poranek, godzina 08:00, a wraz z nim kolejny wpis z serii „Po co nam tylu Bogów”. Choć tym razem nie o Wielkich Bogach, ani nie o Przodkach, lecz o bytach zdecydowanie bardziej wszechobecnych: duchach miejsca.
Zacznijmy od stwierdzenia, że jednym z podstawowych elementów praktykowanej w Jantarze religii jest uznanie istnienia i aktywności duchów, czyli przypominany przez nas przy różnych sposobnościach „animizm”. Wszelkie uroczystości rozpoczynamy od uczczenia takich gospodarzy goszczącego nas miejsca, a do duchów zwracamy się z różnymi sprawami – zarówno podczas niektórych wróżb, jak i starając się o zmianę otaczającego nas świata. Tradycja Przodków dostarcza obfitości opisów ich postaci i działań, zamkniętych jednak bardziej w kręgu zjawisk przyrodniczych, a z bardziej cywilizowanych dziedzin – ograniczonych raczej do warunków wiejskich. Jest to zrozumiałe, były to bowiem okoliczności odpowiadające temu, jak żyli w większości ludzie wśród których zbierano relacje o tych czy owych istotach „nadprzyrodzonych”. Ostatni przymiotnik otrzymał cudzysłów, w duchach nie ma bowiem niczego nienaturalnego, niezwykłego czy obcego. Takie może być, co najwyżej, postrzeganie ich. One same stanowią jednak część rzeczywistości równie ważną jak pestki wobec jabłka. Nie widać ich od razu, ale są tam i owoc bez nich nie byłby już tym samym owocem.
W dzisiejszym wpisie skupimy się na czepiającej się człowieka złości, czy w ogóle szkodliwych, „złych” myślach. Perspektywa animizmu jednoznacznie wskazuje, że są to po prostu duchy starające się przemawiać przez owładniętego nimi człowieka, czy chociaż pchnąć go/ją do wzmacniających je działań. Takie nieprzyjazne, działające przeciw dobru stwory, godzi się nazwać „czartami”, pomiotem Żmija. Tak jak Przodkowie bronili się rozmaitymi sposobami przed zapędami dręczącego dzieci marudy, czy mamiącej mężów tęsknicy – tak i przed zapędami zapalającego do gniewu złego duch dobrze jest się chronić. Przede wszystkim, jeżeli czujesz, że zaczynasz „płynąć”, i że za chwilę dasz się unieść jego wpływowi, można rzecz mu prosto „precz czarcie” – w sposób twardy i zdecydowany, z zachowaniem konsekwencji. Jeżeli bowiem już przepędzasz czepiającego się biesa, to trzeba zwalczyć pokusę, by mu jednak ulec. „Przepędziłem czarta złości, więc mogę się już z lekkim serce wydrzeć na sąsiada” jest bardzo nieoczywistą, a jednak zdarzającą się pułapką, w którą łatwo się samemu wplątać. Z drugiej strony, skoro traktujemy duchy poważnie, to i poważnie można się przed nimi chronić: do tradycyjnych środków należą tu np. wpięte w odzież szpilki czy czerwone – jak Ogień – elementy, które czarta odstraszą. Mogą temu posłużyć również np. pobłogosławione w czasie uroczystości amulety. Z drugiej strony, nie każdy gniew jest zły. Jeżeli doznajesz go w odpowiedzi na rzeczywistą krzywdę, a nie w sposób chaotyczny i pozbawiony logiki – to ciężko uznać go z marszu za zjawisko patologiczne. Do wszystkiego z głową.
Rzecz ma też drugie oblicze. Popularne stwierdzenie mówi, że „Przyroda nie lubi pustki”. W myśl tej zasady może niekoniecznie należy od razu zapraszać bardziej łagodne duchy w miejsce tych, które właśnie przepędzamy (czy wiesz co zaprosisz?), jest jednak coś, co zrobić zdecydowanie można. Może to być modlitwa do Bogów, choćby krótka, czy też wprost i konkretnie do jednego Bóstwa, z którym czujemy więź najbliższą. Może to być też wspomnienie – bez intencji spraszania jakiegoś konkretnego ducha – jakowychś chwil spokojniejszych, szczęśliwszych, dających poczucie spełnienia. W obu przypadkach tworzymy raczej – w sobie – środowisko, które przyciągnie do naszego towarzystwa bardziej pożądane, przyjaźnie usposobione duchy.
2025-11-07
Po co nam tylu Bogów – Morski Bóg, a ukrywanie się
Na Świętej Ziemi Pomorskiej od dłuższego czasu powstaje seria wpisów „Po co nam tylu Bogów”, poświęcona żywej czci słowiańskich Bogów i Bogiń oraz poszukiwaniu Ich wsparcia i przewodnictwa w całkowicie dzisiejszych, aktualnych sprawach. Mamy piątek, godzinę 08:00, co oznacza porę na kolejny taki wpis – tym razem poświęcony Morskiemu Bogu oraz zagadnieniu ukrywania się.
Morskiego Boga, Władcę Bałtyku, czy też „Sam Bałtyk” – czcimy od roku 2016ego. Włączenie Go w poczet otaczanych kultem Bóstw było wyrazem naszego animizmu: jak i wszystko inne, tak i Morze musi mieć swoją duszę, a skoro żyjemy w pobliżu – wypadałoby owego Ducha uczcić. Pierwotnie obchody Jego święta urządzaliśmy w październiku, jednak auspicja przeprowadzone w 2018ym kazały nam przenieść te obchody na „letnie miesiące”. Najczęściej wybieramy drugą połowę sierpnia, po Święcie Mokoszy. Oprócz urządzanej dla Niego letniej uroczystości oraz głównych świąt słonecznych, czcimy Go też podczas Obrzędu Wyłowienia. Ten jest charakterystycznym dla Jantaru rytem, podczas którego pobieramy z Morza Piach, służący nam potem do tworzenia świętej przestrzeni. Sam Morski Bóg nie ma jasnej roli w micie o powstaniu świata, jednak to z Jego dziedziny pobierany jest ten skarb.
Materiał słowiański nie przynosi zbyt wielu szczegółów o Jego kulcie. Z „epoki” mamy wzmiankę kronikarską o czczonym w Wolinie „Neptunie potrójnej natury”, co niekiedy usiłuje się łączyć z poświadczonym nieopodal Trzygłowem, choć bez solidniejszych podstaw. Z czasów późniejszych, niemal dzisiejszych, mamy zapisy kaszubskie o Gosku, jako Gospodarzu Morza. Problem w tym, że imię to jest raczej inwencją zapatrzonych w klasycznego Posejdona romantyków kaszubskich. Jedno z podstawowych dzieł nt. folkloru Pomorza, „Słownike gwar kaszubskich na tle kultury ludowej” Bernarda Sychty zna „goska”, ale raczej jako domowika, niż „Neptuna”. Lepiej poświadczony zda się za to Szalińc, któremu bliżej jednak albo do silnie zdemonizowanego Morskiego Bóstwa, lub do konkretnego tylko aspektu: Morza gniewnego, odbierającego żeglarzom życie. Jakby jednak nie było, sporo jest tradycyjnych podań o Królu Morza oraz o Jego córce, czy też córkach. Najbardziej chyba znana mówi o Jej miłości do śmiertelnego rybaka z okolic Gdyni, co skończyło się gniewnym wyrokiem Gromowładnego.
Dzisiejszy mieszkaniec mniej więcej cywilizowanego kraju, jakim jest Polska, a zwłaszcza zurbanizowanej części Świętego Pomorza, rzadko kiedy czuje rzeczywistą potrzebę ukrywania się. Na naszych drogach nie czają się zbójcy, a zasypiając nie spodziewamy się najazdu w środku nocy. A jednak bywają okoliczności, kiedy wolelibyśmy nie rzucać się w oczy. Jedne z nich są do szpiku kości prawdziwe i ponure, kiedy jednak przez brak wyobraźni czy przykre zrządzenie losu, rzeczywiście zaplączemy się w nieciekawą okolicę, gdzie źle skierowane kroki mogą kosztować guza i utratę portfela. Ale i bez tego, zdarza się, że mamy w życiu przesyt wrażeń: ciągle ktoś coś chce, wciąż bliscy i obcy przychodzą z rozmaitymi sprawami, prośbami i propozycjami, co chwila nurt życia przynosi nowe wyzwania. Krótko mówiąc: zbyt wiele duchów stara się przepłynąć przez nasze życie i potrzebujemy czasu, żeby się przed nimi schować i odpocząć. Że ukrywanie się przed nimi nie było obce naszym Przodkom, przykładem praktyka czernienia swojej twarzy dla oszukania… ducha dręczącej choroby! No i nie trzeba zapominać o sytuacji zgoła odmiennej od opisanych wyżej – kiedy chcemy się przyczaić, żeby nie zdradzać przedwcześnie swoich planów. Po co ktoś ma przedwcześnie wiedzieć, że negocjujesz korzystną cenę nowego domu, albo starasz się o awans? Gospodarzący w odmętach wody Morski Bóg może dopomóc, żeby zniknąć jak pod wodą. Pod białymi, spienionymi falami, ciężko dostrzec co też kryje toń. O to właśnie można Jego prosić: by dla wścibskich oczu zniknąć niby ryba wśród kipieli, a by wścibskim uszom nasz oddech i kroku zagłuszyło jakby wrzaskiem mew i hukiem fal. Jeśli tego byłoby za mało, to by wzrok natręta poraniło niby słoną, morską wodą. Sława Morskiemu Bogu!
2025-10-31
Po co nam tylu Bogów – Strzybóg, a zabieganie o zdrowie
Już jutro święto Dziadów! Dzisiaj jest jednak piątek, godzina 08:00, co oznacza, że ze Świętej Ziemi Pomorskiej płynie do Was kolejny wpis, w którym proponujemy jak i dlaczego zwracać się do Pradawnych, Rodzimych Bogów ze sprawami dzisiejszymi, dotykającymi wszystkich z nas. Opowiemy teraz o Wietrejce, o Strzybogu i o zwracaniu się do Niego by powrócić do zdrowia.
Jeżeli chodzi o Boga-Wiatr, czcimy Go od początku istnienia grupy, choć przez długi czas nie miał wyrazistej roli w naszym kulcie; prosiliśmy Go o zaszczycenie głównych uroczystości słonecznych, czasem zwracaliśmy się z doraźnymi prośbami o zapewnienie pogody sprzyjającej obchodom świąt. Podczas Szczodrych Godów 2023 odbyły się jednak obrzędowe auspicja, które przyzwoliły nam na dodanie Święta Strzyboga do koła rocznego – obchodzimy je w ostatnią sobotę listopada.
Źródła wschodniosłowiańskie notują co najmniej dwie wzmianki o Strzybogu. „Powieść doroczna” informuje o wystawionych przez Włodzimierza idolach Bogów – w tym Striboga – zaś „Słowo o wyprawie Igora” nazywa wiatry „wnukami Strzyboga”. Co samych wiatrów zaś, należy stwierdzić, że tradycja słowiańska postrzegała je w bardzo złożony sposób. Z jednej bowiem strony, znane są ludowe wzmianki o tajemniczym olbrzymie, którego tchnienie powoduje ruch powietrza, zaś wiatry pożyteczne zwano wprost „świętymi”. Z drugiej zaś, nieoczekiwane podmuchy wiatru zostają często utożsamione z duszami zmarłych. Całkowicie współcześnie, nawet w mieście, spotyka się jeszcze czasem stwierdzenia w rodzaju „Ale wieje, ktoś się powsił!”. Literówka jest tu celowa i wynika z tabuizacji. Po co wzywać „złe”? Jeżeli zaś o „one” chodzi, to wspomnimy jeszcze o „wichrze” – zjawisku od „wiatru” pierwotnie rozróżnianym, a będącym tańczącym wirem powietrznym – czyli czarcim weselem, czy też pląsającym złym duchem. To w takie ciskano niekiedy nożem, spodziewając się pozostawienia na ostrzu śladu krwi.
A więc co ze zdrowiem? Mniej lub więcej, ale wszyscy się o nie troszczymy, szczególnie teraz, kiedy budzi się sezon chorobowy, ośmielony krótszym świeceniem Słonejka, chłodem i wilgocią. Zwrócenie się do Boga-Wiatru jest tu bardzo zasadne, bowiem wiele chorób według naszych Przodków miało pochodzić właśnie z „przewiania”, czy zostać przywleczonych wraz z wiatrem, albo przez styczność z nieprzyjaznymi wichrami. Nawet dziś, po miastach nie raz, nie dwa słyszy się „Źle się czuję, przewiało mnie chyba”. Pierwszą więc rzeczą, o którą Strzyboga można prosić jest zachowanie od owego zgubnego wpływu. By odsuwał od nas tańczącego czarta, żeby wszystka szkodliwość i to co złe, opadały z pędzącego powietrza i by je wywiało het daleko! Jako tez wyżej stało, te przyjazne, sprzyjające człowiekowi podmuchy zwano z wdzięcznością „świętymi” wiatrami (jak np. wobec sprzyjających żeglarzom). To o ich zesłanie trzeba Boga prosić, by wraz z nimi przyszły nam siły, zdrowie i dobry rumieniec na twarzy. Sława Strzybogowi!
2025-10-24
Po co nam tylu Bogów – Jarowit, a bezpieczeństwo domu
Nastał piątek, godzina 08:00, a więc czas na zapoznanie się z kolejnym wpisem o żywej czci słowiańskich Bogów, powstałym na Świętej Ziemi Pomorskiej. Dzisiaj o zwracaniu się do Boga Wiosennego, Jarowita, w intencji bezpieczeństwa swojego domu.
Jarowit to Bóg Zielony, który „okrywa pola murawą, a lasy liściem, włada urodzajem niw i drzew, włada zaś płodnością stad i wszystkim tym, co służy na pożytek człowieka.” Jest to swobodnie przytoczony zapis Jego słów, skierowanych do wołogoskiego wieśniaka, a które dość jasno określają Jego dziedziny. Takim właśnie czcimy Go podczas kwietniowego święta ku Jego czci. W jego trakcie urządzamy obrzędowe igrzyska, by ucieszyć Silnego Boga. Pierwszy raz w kole rocznym czcimy Go jednak podczas święta równonocy wiosennej, Jarych Godów, kiedy Bóg powraca z zaświatów. Dostaje się tam zaś ginąc na własnej swadźbie podczas Sobótki, w przesilenie letnie.
Jeszcze zanim przejdziemy do przywołanego w tytule tematu, bezpieczeństwa swego domu, nasuwa się pytanie: jakże czcić i prosić o coś Boga Wiosny, skoro mamy jesień, na Świętym Pomorzu wyraźnie już widoczną, a do tego Jarowit jest już od jakichś czterech miesięcy w zaświatach. Po pierwsze, nie rozmawiamy o zwykłym śmiertelniku, ale o Bogu. Przesadą byłoby zapewne twierdzić, że unieważnia to znalezienie się Jaryły za Rzeką, jednak również wątpliwe jest by całkiem nie mógł stamtąd działać. Z pewnością może zsyłać dobre rady we śnie, czy polecić pracę częściej krążącym między światami duchom. Skoro zresztą o tych mowa, to zbliżają się Dziady, kiedy granice między światami są cienkie, a zmarli i tak przybywają w odwiedziny do naszej krainy. Nie mają możliwości pełnego uczestnictwa w życiu, mogą jednak na naszą rzeczywistość, niekiedy całkiem konkretnie wpływać. Ten szczegół zda się istotnie rozmywać kwestię „a czego można chcieć od Boga, który przebywa za Rzeką?”
Także, bezpieczeństwo domu. Gdyby tak postawić sprawę naszym Przodkom, czczącym Jarowita te dziesięć wieków temu, dla nich odpowiedź byłaby zapewne prosta. Pośród innych rzeczy, dla nich był On też Bogiem Wojny. W chramie trzymano nawet złotą tarczę, wynoszoną jedynie w czasie walki jako znak pewnego zwycięstwa. A że pierwsze zapisy o kulcie Silnego Pana pochodzą z burzliwych, wojennych czasów, to Słowianie z tego okresu odpowiedzieliby zapewne krótko: „Jarowit zapewnia bezpieczeństwo naszych domów, kiedy pomaga nam obronić je przed najazdem”. Choć może trafniejsze byłoby nie „pomaga nam obronić”, ale raczej „broni stojąc na czele naszych wojów”. Kiedyś ludzie mneij kombinowali i boską interwencję pojmowali bardziej organicznie i bezpośrednio. Ale do rzeczy: zwłaszcza w okresie świąt zadusznych, nie trzeba nawet robić specjalnych fikołków myślowych „bo Bóg jest w zaświatach.” W końcu pod dostatkiem jest relacji o duchach zmarłych, mszczących się za znieważenie podczas odwiedzin w kraju żywych. Zda się, że nastawanie na pozostające pod opieką Boga domostwo to dość prosty sposób na wzbudzenie Jego gniewu i ściągnięcie zemsty. Podsumowując: tak, jeżeli leży Wam na sercu zapewnienie bezpieczeństwa swego obejścia, zachęcamy do złożenia w tej intencji ofiary i wzniesienia modlitwy do Jarowita. Szczególnie, że czasy mamy jakie mamy, więc postarać się o boską opiekę zawsze warto.
Czy jednak na temat można też spojrzeć szerzej niż tylko tak bezpośrednio? Można, z perspektywy „plemienia”, którego rolę od dawna przejął w skali geopolitycznej naród. Jeżeli jako „dom” potraktować kraj to przykład z broniącym Ojczyzny Silnym Bogiem pozostaje całkowicie aktualny. Ujawnia się też drugi aspekt Jaryły: jest to też Bóg Płodny, a jednym z Jego błogosławieństw jest nowe życie. Tak jak liczebność narodu nie gwarantuje ani jego bezpieczeństwa, ani dobrobytu, tak tym bardziej kulejąca demografia żadnemu z nich nie pomaga. Z tej perspektywy warto więc – niezależnie od próśb prywatnych – ulać Zielonemu Młodzieńcowi miodu, by zapewnił polskim rodzinom z jednej strony zdrowie – a z drugiej siłę i warunki do decydowania się na dzieci.
Sława Jarowitowi!
2025-10-17
Po co nam tylu Bogów – Chors, a poszukiwanie zagubionego
W zeszłym tygodniu nie udało się przygotować wpisu – po prostu, tak się zdarza w rzeczywistym, niedoskonałym świecie, że czasem coś się nie udaje. Dlatego przepraszam tych z Was, którzy w zeszły piątek na wpis czekali i się nie doczekali. Teraz jednak nastał kolejny piątek, nastała godzina 08:00, a wraz z nią tekst – tym razem o Chorsie i szukaniu Jego pomocy, kiedy poszukujemy zabugionego.
Utrwaloną już metodą, jako wstęp kilka słów o Bogu, na którym się dzisiaj skupiamy. Chorsa, Boga-Miesiąca, czcimy od początku istnienia grupy, z której potem powstał dzisiejszy Jantar i od początku też obchodzimy Jego święto – tyle, że początkowo odbywało się ono w sierpniu. Początkowo nie wiązaliśmy tej daty z konkretną fazą Miesiąca, dość szybko jednak nastało powiązanie z astronomicznym nowiem. Taka data łączy się bezpośrednio z przypisywanym u nas świętu znaczeniem, jako wspomożenia Księżyca w odrodzeniu się. W 2018ym odbyły się auspicja szczodrogodne, w wyniku których data święta została przeniesiona na maj, wciąż jednak pozostał to astronomiczny nów. Czcimy Go jako Pasterza Wilków i Wodza nocnych duchów i ten aspekt również znajduje wyraz w Jego święcie. Zapraszamy wówczas do wspólnej biesiady należące do Jego świty duchy, by się z nimi oswoić, poznać i zawiązać nić porozumienia. Jak to ongi ujął jeden z kolegów – jak taki stwór będzie głodny, to może głupio będzie mu zjeść kogoś, z kim siedział przy ognisku i pił miód.
Oprócz tego regularnie przypominamy o pełniach i nowiach, kiedy zachęcamy do oddania czci Chorsieńkowi na własną rękę. Jest to rzecz o tyle ważna, że od dawien dawna Słowianie wyróżniali dzieła, które lepiej spełnia się podczas Jego przyrastania, albo ubywania. Ma tu zastosowanie „magia podobieństwa” – czego ma przybywać i się powiększać, powinno dziać się między nowiem a pełnią, zaś kiedy chcemy coś umniejszyć i się tego pozbyć – na odwrót. Dzieła zaś szczególnie ważne i doniosłe, jak nowy nabytek, ożenek, wiekopomne decyzje itp. dobrze zaś przedsiębrać na pełni. Tako rzecze tradycja.
Ale wracajmy do sprawy. Wędrujący nocnym niebem Miesiączejko widzi wszystko, co się dzieje na świecie, co jest w wymiarze boskim tożsame z Jego wszechwiedzą. Wyjątkowo pięknie współgra to z tematem wylosowanym do omówienia dzisiaj. Można więc zapalić świecę i złożyć obiatę, by prosić Boga Księżyca o wskazówkę gdzie też szukać naszej zguby. Może przyjdzie jako przeczucie, może jako sen, a może „przypadkowy” zbieg okoliczności, dzięki któremu odzyskamy utracony przedmiot. Rzecz jednak nie sprowadza się „tylko” do takich oczywistych, materialnych przedmiotów.
Co jeżeli ktoś zgubił… siebie? W tym przypadku można zresztą modlić się także w imieniu nie swoim, ale kogoś bliskiego. Skoro Chors o Wilczy Pasterz, a do tego w Jego ręku pozostaje władza nad grasującymi nocą, groźnymi duchami – to może właśnie do nich upodobnił się ktoś, czyja osobowość zda się rozpadać i zatracać w czymś obcym? Szczególnie budzą się tu skojarzenia z wilkołactwem i przemianą człowieka w wilka, wraz ze złośliwym, czy wręcz agresywnym wykolejeniem charakteru. Szukając dla takiego człowieka wspomożenia od Chorsa, można prosić z dwóch stron. Z jednej, by dusza owego nieszczęśnika odnalazła się pośród mrocznych bezdroży, na które zabłądziła i wróciła do siebie, do swojego serca. Z drugiej zaś, by jeśli to złośliwy duch owładnął odmienioną osobę – to by zostawił ją w spokoju. Nie zawsze będzie to oczywiście ani jeden, ani drugi przypadek, czasem zaś będzie to byt spoza Miesiączejkowej świty. Może jednak i wówczas Srebrny Gospodarz ulituje się nad nieszczęśnikiem i udzieli swego wspomożenia. W szczególności, może z ciemnobłękitnych wysokości wypatrzy gdzie też zabłąkała się brakująca część duszy i oświetli jej drogę do siebie.
2025-10-03
Po co nam tylu Bogów – Dadźbóg, a zabieganie o pomyślność
Piątkowy poranek, konkretnie godzina 08:00 i z Pomorskiej Ziemi Świętej przybywa kolejny tekst poświęcony żywej czci Bogów. W dzisiejszym wpisie Słoneczny Gospodarz, Dadźbóg, a zwracanie się do Niego, kiedy chcemy zabiegać o szczęśliwy przebieg swoich przedsięwzięć i ogólnie pojętą pomyślność.
W obrzędowości Jantaru Pan Słonejko pojawia się w tej chwili cztery razy do roku: podczas świąt zaznaczających najważniejsze chwile Jego niebiańskiej wędrówki. Są to więc Jare Gody rozpoczynające porę jasną, której szczyt zachodzi podczas Sobótki, a koniec przypada w Święto Plonów. Ono otwiera porę ciemną, w głębi której obchodzimy Szczodre Gody. To ostatnie święto jest pierwszym i zarazem ostatnim w naszym kalendarzu obrzędowym, zaznacza bowiem śmierć Starego Słońca i odrodzenie Młodego Słonejka. Wraz z nim umiera wówczas stary świat, a z kosmicznego chaosu wyłania się, choć stopniowo – nowy. Kolejna nasza uroczystość, Obrzęd Wyłowienia, sama w sobie nie jest rytem słonecznym sensu stricte, jest jednak ściśle związana właśnie ze Szczodrymi Godami, dwunastodniowym odstępem; to wtedy uznajemy ową świeżą rzeczywistość za „ustanowioną”.
Tego Boga otaczają mniej liczne mity niż Braci, Peruna i Welesa; zda się być nieco od Nich bliższy Niebiańskiemu Ojcu, Swarogowi, odległemu od spraw znanych nam, ludziom. Nie na darmo tradycja zachowała nazywanie Słońca „Okiem Boga” (podobnie czasem określa się Miesiąc). Dość jednak powiedzieć, że narodził się w Ogniu Swarogowej Kuźni i szczodrze darzy swoim dobrem – światłem, ciepłem, życiem – całemu światu. Świat ten zresztą w poetyce słowiańskiej (i innych ludów IE) zwie się niekiedy „podsłonecznym”, chcąc zaś odnieść się do ludzkości jako takiej mawia się o „wszystkich ludziach ogrzewanych promieniami Słońca”, co podkreśla znaczenie Świetlistego Gospodarza.
Dla dzisiejszego wpisu, skoro mamy mówić o zabieganiu o pomyślność i szczęście, ważna będzie właśnie owa szczodrość i powszechność. Zda się bowiem Bóg Ten chcieć dla wszystkich ‘dobra’: Jego światło ujawnia to, co ukryte (a samego Słońce uważa się za widzącego wszystko i wszechwiedzącego) i pozwala zaistnieć życiu takiemu, jakie znamy. Czy oznacza to, że można tak „po prostu” uznać Jego przychylność za zapewnioną i nie wymagającą zabiegów i starań? Taki wniosek jest bardzo odważny i zda się być zbyt daleko idący. Światło Słonejka mogą przesłonić chmury, może nadejść noc, kiedy nie Jego jest pora grzać i świecić… by nie wspomnieć o zdarzających się klęskach suszy.
Jest przede wszystkim Bogiem, dalece więc wykracza jako Osoba, poza dostrzegalne dla nas fizyczne ciało niebieskie. Bóg Darzący – Dadźbóg hojną ręką dba o nasz świat, szerząc swój wpływ. Zda się, że najwięcej Jego pomocy mogą zyskać te działania, które zgodne są z Jego własnymi: kiedy staramy się szerzyć po prostu dobro, tak jak każdy potrafi. Czy będą to działania dla ochrony środowiska, niesienie pomocy ofiarom wojen i kataklizmów, albo „niesienie kaganka oświaty” – szerzenie wiedzy, np. o rodzimej religii i tradycji – są to różne postacie dobra, służącego wielu. Zapisy wschodniosłowiańskie zaś wprost nazywają książąt Jego „wnukami”. Można to rozpatrywać zarówno jako przyznawanie się przez władców do boskiej genealogii (co na pewnych etapach historii było praktykowane na całym chyba świecie), jak i przez włączenie książęcej funkcji, władzy, pod Jego opiekę. Obie wersje otwierają jeszcze jeden kąt widzenia: Dadźbóg przejawia się tam, gdzie jest władca odpowiedzialny za swych poddanych. Oczywiście, dzisiaj (formalnie) nie działamy już w relacjach typu książę-poddany, powszechne jednak są układy zwierzchność i posłuszeństwa, czy przewodnictwa i podążania za kimś. Wydaje się więc, że to również będą te obszary, w których szczególnie zasadne jest zwracanie się do Dadźboga z prośbą o sprzyjanie.
Czy to jednak znaczy, że Płomienny Sokół nie zechce nas wesprzeć w rzeczach osobistych? W takich, gdzie staramy się dla siebie i swoich bliskich, a nie dla całego świata jako takiego? Nie wydaje się to być słusznym wnioskiem. Skoro darzy chętnie całemu światu, to dlaczego miałby być głuchy na czyjeś modlitwy we własnej intencji? Myślę raczej, że jeżeli te są zaniesione szczerze i zostaną wysłuchane przez Boga, to mogą „przy sposobności” przynieść też dobro tym, dla których o nie nie prosiliśmy, a są w pobliżu nas. Słońce świeci wszędzie i szeroko. Sława Słonejku!
2025-09-26
Po co nam tylu Bogów – Mokosz, gdy nawiedzają duchy i koszmary
Jest piątek godzina 08:00 i to pierwszy w porze ciemnej. Zapraszamy więc do przeczytania kolejnego wpisu z cyklu „Po co nam tylu Bogów” – dzisiaj o Matce Mokosz i zwracaniu się do Niej, gdy dokuczają duchy i złe sny.
Zaczniemy zwyczajowo od przybliżenia czci, jakiej Bogini zażywa w Chramie Jantar. Należy Ona do tych Bóstw, które otaczamy kultem od samego początku funkcjonowania grupy. W równonoc jesienną zapraszamy Ją do Świętego Ognia po raz ostatni w kole rocznym: oprócz Szczodrych Godów wołamy Ją do Świętego Ognia przy wszystkich uroczystościach słonecznych. Oprócz tego urządzamy dla Niej odrębną uroczystość w połowie sierpnia. Ta miała kiedyś miejsce w maju, jednak obrzędowe auspicja nakazały nam zmianę daty. Ale Kogo widzimy w Bogini? Przede wszystkim Matkę Ziemię: Czarną, Szeroką, Wilgotną. Postać rodzącej i karmiącej życie Matki jest pierwszym co przychodzi większości z nas na myśl na wzmiance o Mokoszy. Z drugiej strony ma pewien udział w wytyczaniu ścieżek przeznaczenia: tę Jej rolę potwierdziły dla nas doroczne, szczodrogodne wróżby. Nie mamy w tej chwili pewności jak Jej działania w tej kwestii mają się do Roda i Rodzanic. Sam myślę, że Oni zajmują się raczej szczegółami losu osobistego, podczas gdy do Ziemia rozporządza całymi gatunkami i najbardziej podstawowymi sprawami, przeznaczonych im miejsc życia, naturalnych wrogów, pokarmu czy sposobów przetrwania. Jest to jednak wyłącznie mój domysł.
Sprawa, o której przyszło mi dziś pisać, owo nawiedzanie przez duchy, należy potraktować szerzej, pamiętając, że Jantar stoi animizmem, więc większość rzeczy i zjawisk traktujemy jako działania duchów – przychylnych lub nie. Zaczniemy więc od takiego ogólnego podejścia, które pozwala włączyć w rozważania wszystkie dziwne i powtarzalne „peszki” czy kłopoty ze zdrowiem. Bardzo wartościowe będzie spojrzenie na Boginię jako Panią Losu – zacząć od zwrócenia się do Niej, by pomogła zrozumieć, czy nie ściągamy sobie nieszczęść sami na głowę, prowokując swymi działaniami duchy. Możliwe, że działając wbrew swemu losowi, siłując się z nim, człowiek sam sobie robi krzywdę. Nie zawsze będzie to ten przypadek, czasem złośliwy duch przyczepia się z innej przyczyny: wówczas stosowna prośba do Matki będzie dotyczyć raczej wyprostowania tkaniny przeznaczenia, by wczepione w nią pasożyty odpadły i oddaliły się.
Właśnie jednak rozpoczęła się pora ciemna, gdy Bogini szykuje się do snu, mamy więc nadzieję, że sen Jej będzie spokojny i niezakłócony, by po przebudzeniu pełna była sił i dobroci. Wobec dalece bardziej przyziemnej sprawy własnego snu mamy podobne nadzieje i mało co niszczy zdolność do życia tak, jak zakłócanie go – czy to przez koszmarne sny i pojawiające się w nich otwarcie czarty, czy nie dające spokoju, zakleszczone w głowie sprawy z minionego dnia. Jeżeli doznawane na tym polu problemy przerastają nas na tyle, by zwracać się o pomoc do Bogów, a spośród Nich kierujemy się do Mokoszy, to modlitwę można oprzeć na chęci uczestniczenia w Jej losie. Na pierwszy rzut oka może to się wydawać „nie na miejscu”, dokładnie na tym opierają się jednak wszelkie ludowe zamawiania, w których znachor przyrównuje sytuację pacjenta, do sytuacji którejś z postaci mitycznych, boskich. Z jednej strony jest to klasyczna „magia podobieństwa”, a z drugiej – ludzie większości tradycji dążyli do włączania się w boskie wzorce i naśladowania ich. Ale do rzeczy: jak do tego podejść? Prosić by tak, jak Ona usypia w ciemną porę roku, by odnowić swoje siły, tak samo by i nam dane było w spokoju od złych duchów się zregenerować – co można odnieść zarówno bardzo konkretnie do snu nocą, jak i do wytchnienia potrzebnego nam w „ciemnej nocy życia”, kiedy wszystko zda się sprzysięgać przeciwko człowiekowi.
Eksploatacja tego drugiego kierunku wskazuje jednocześnie na wagę dbałości o Przyrodę przez rodzimowierców. Jeśli bowiem chcemy uczestniczyć w – domyślnie, dobrym i korzystnym – stanie Bogini, to o ten Jej stan też sami dbać winniśmy. Tu, bez miejsca na wymyślne interpretacje, przekłada się to wprost na szacunek dla Ziemi. Prawdą jest, że nasi etnografowie łapali się za głowę, widząc wręcz rabunkową gospodarkę leśną w wykonaniu „słowiańskiej wsi”. Prawdą jest jednak też to, że Przyroda to podstawowa, bo dostępna każdemu bez wyjątku, hierofania, przejawienia się tego co święte, co na poziomie praktykowanej dzisiaj wiary rodzimej – powinno zapewnić jej trwałe miejsce wśród naszych wartości.
2025-09-19
Po co nam tylu Bogów – Swarog, kiedy opuściło szczęście
Dla mnie jest to poranek radosny, wracam bowiem na Świętą Ziemię Pomorską. Jak Bogowie dadzą, to o 08:00 będę tuż przed połową podróży, Wy jednak możecie w tym czasie cieszyć się kolejnym wpisem z serii „Po co nam tylu Bogów” – tym razem o ludziach, których opuściło szczęście i w jaki sposób może im pomóc Ojciec Bogów.
Zacznijmy od kilku słów na temat Niego samego. Na co dzień unikamy zamęczania Kowala sprawami ziemskich ludków. W końcu Bóg-Niebo ma na swych barkach sprawy niebiańskie, boskie, po co Mu więc dokładać naszych drobnych zmartwień. Jest jednak Najwyższym spośród Bogów, którym oddajemy cześć, więc wołamy Go na obrzęd i lejemy dla Niego ofiarny miód do Świętego Ognia cztery razy do roku, kiedy niosący Jego światło Słonejko dociera do najważniejszych punktów swej wędrówki po sferze niebieskiej. Największe znaczenie praktyczne mają tu Szczodre Gody, podczas których zwracamy się do Ojca Bogów z obrzędowymi pytaniami o najważniejsze zmiany w spełnianym kulcie, jak wprowadzenie nowego święta do koła rocznego, albo Bóstwa do pocztu sławionych przez nas Bogów i Bogiń. W końcu praktykowana przez nas religia stwarza nam święty świat, więc są to rzeczy najwyższej wagi, wobec których nie uważamy słuszne decydować sami. A kto miałby wiedzieć lepiej niż Bóg, który wykuł Słonejko, widział jak Bracia kształtują świat i wpoił nam ład?
Raczej mało kto w pierwszym odruchu zwróci się do tak zarysowanego Boga ze swoimi codziennymi kłopotami. I bardzo dobrze. W większości przypadków, nawet dokuczliwego pecha, warto pierw zwrócić się do związanych ze zjawiskiem duchów. Jeżeli wszędzie się spóźniasz, to może z jakiejś przyczyny duchy Twojego miasta upodobały sobie hamowanie Twej drogi. Jeżeli w pracy, mimo starannego sprawdzenia wszystkiego wciąż napotykasz przykre niespodzianki – to może plącze się za Tobą jakiś złośliwy byt, który należy udobruchać albo przepędzić. Podobne ludzkie zdarzenia potrafią być przykre i miewać ciężkie następstwa, ale powiedzmy sobie otwarcie: nawet jeśli targi z duchami nie pomogą, to kolejnym krokiem będzie przyniesienie żertwy i obiaty któremuś z pozostałych Bogów i Bogiń, a nie napraszanie się Kowalowi.
Czasem jednak poczucie, że „szczęście mnie opuściło” daleko wykracza poza powyższe. I nie będziemy teraz mówić o okolicznościach, kiedy wszystkie inne środki zawodzą, ani nawet kiedy położenie zda się być beznadziejne, a całe życie dosłownie się wali. Nie. Rozważymy stan, kiedy człowiekowi brakuje szczęścia w nim samym: wszystko co robi zda się być beznadziejne i pozbawione celu. Czy to wtedy trzeba się do Ojca Bogów modlić? Nie, tego też nie zalecamy. Ale można oprzeć się na Jego mitach, na przykład tym o otwarciu przezeń Jaja, z którego powstał cały świat, a potem o pojawieniu się Braci, po tym jak Jego blask padł w pierwotne wody. Na początku przecież, kiedy w pustce leżało jeno Jajo, nic nie zapowiadało bogactwa świata, który się zeń rozwinie, a to Swarog je przebił i z jego skorup wyznaczył granice świata. Wzmógł swe siły i w potężnym impulsie woli i działania – rozbił otaczającą Go twardą skorupę i zaczął „wszystko”.
Może jednak nie czujesz w sobie tej potęgi, dzięki której Pierwszy z Bogów oswobodził się z Jaja. Może więcej natchnienia znajdziesz w innym Jego micie, w tym, gdzie z Jego światła padającego na wody, powstali Bracia. Spróbuj przejrzeć się w otaczającym Cię bezkształtnym chaosie. Nie próbuj sobie wmawiać winy, lecz zastanów się, co Twoje położenie mówi o Tobie? Jak się w nim znalazłaś? Co możesz zmienić? Czy ktoś inny, kto powtórzyłby Twoje kroki – zaszedłby w to samo miejsce? Spójrz w ten sposób na swoje życie: może wówczas i dla Ciebie z owego chaosu wyłonią się Bracia, którzy wezmą się za porządkowanie świata – Twojego świata.
2025-09-12
Po co nam tylu Bogów – Dziewanna, a ugrzęźnięcie w codzienności
Ponownie nastaje piątkowy poranek, wraz z godziną 08:00 i zwyczajową garścią przemyśleń o żywej czci słowiańskich Bóstwa. Dzisiaj o Bogini, której cześć niby nie jest na co dzień bardzo wyeksponowana w życiu większości z nas, a jednak: przewija się w kilku ważnych szczegółach kultu, uprawianego na Świętej Ziemi Pomorskiej. Dzisiaj o Dziewannie. Sprawa, o której będziemy dzisiaj pisać to znużenie i wyczerpanie codziennością.
Po takim wstępie zacznijmy od informacji, że to dla Niej przeprowadzane były pierwsze szczodrogone auspicja w Jantarze. Podczas Szczodrych Godów w 2017ym zadaliśmy Ojcu Bogów pytanie o przyjęcie Jej czci i odpowiedź wyszła pozytywna. Od tego czasu Bogini jest proszona o zaszczycenie każdego ze świąt słonecznych, a do tego w lutym. Raz jeden urządziliśmy Jej wspólną uroczystość z Welesem, szybko jednak nasze koło roczne wzbogaciło się o Święto Gromnicy – ostatecznie przemianowane na Święto Dwóch Sióstr. Niespodzianki i przeobrażenia tych obchodów opisaliśmy pokrótce w ostatnim wpisie, poświęconym Pani Marzanejce. Tu dodajmy, że do Dziewanny zwracamy się także krótko podczas Dziadów, a właściwie tuż przed właściwym obrzędem. Z jednej bowiem strony widzimy w Niej Wielką Łowczynię, przemierzającą lasy i gospodarzącą wśród dzikiego zwierza. Z drugiej jednak, dla naszego kultu ważniejszym rysem – pochodzącym wprost z poszukiwań duchowych Jantarowych – jest to, że Bogini prowadzi błędne dusze w ich miejsce. Te, które zbłąkane nie mogą znaleźć same swojej drogi w zaświaty, mogą ją odszukać przy świetle pochodni, którą nosi Bogini. Dlatego właśnie, żeby duchy takie nie plątały się niepotrzebnie podczas uroczystości dla Przodków, zapalamy dla nich światło na rozdrożach, a Dziewannę prosimy o wskazanie im ścieżki.
I jak taka Bogini ma się do znużenie codziennością? To i wszystkie podobnie postawione pytania wychodzą z błędnego założenia: traktują bowiem Bogów jako wykonawców pewnych funkcji, a z pola widzenia znika Ich osobowość. Bogi to bowiem przede wszystkim Osoby. Niezależnie od złożonych, quasi-filozoficznych rozważań na Ich temat, ograniczoności ludzkiego poznania i innych wyszukanych zabawek ludzkiej przemyślności – podstawowym sposobem myślenia o Nich powinno być podejście osobowe. Odchodzenie od tego to krok dokładnie w tę stronę, gdzie ludzi traktujemy redukując ich do wykonywanej pracy. Albo nawet siebie. Czy jesteś ‘sobą’, człowiekiem, który kocha, czuje, myśli i pracuje – czy tylko „mechanikiem samochodowym”, „murarzem”, „prawnikiem” albo „policjantem” czy kim(czym)kolwiek innym? Oczywiście, to też robisz i może nawet stanowić centralną i ulubioną część Twojego życia, kiedy np. prowadzenie lekcji tańca jest dokładnie tym, co Cię napędza i sprawia, że każdego dnia chce Ci się nie tylko wstać z łóżka, ale robisz to z ochotą. Jednak jesteś w stanie rozmawiać też na inne tematy, możesz komuś pomóc, zaprowadzić go gdzie trzeba czy nawet podwieźć kolegę samochodem – prawda?
A co – jeśli jednak nie jesteś w stanie? Co jeżeli Twoje życie stało się zapętleniem, w którym tracisz siebie? Każdy dzień wygląda tak samo, jak ponownie odtwarzane nagranie, a wyjścia nie widać. Zupełnie jakby żywy człowiek przeistoczył się w ducha – ducha zbłąkanego bez wyjścia. Jeśli tak potraktować sprawę – to oprócz czysto osobowego zwrócenia się do Jasnej Iskry, do Dziewanejki, widać dokładnie jak może nam pomóc: trza się zwrócić wówczas, by swym światłem pokazała drogę wyjścia. Może będzie to sen, w którym odnajdziesz nowy pomysł. Może po prostu obudzisz się z nowymi siłami do działania, by coś zmienić. Ale o to warto właśnie tę Boginię prosić. Sława!
2025-09-05
Po co nam tylu Bogów – Marzanna, a dążenie do rzeczy wielkich
Na Świętej Ziemi Pomorskiej nastał piękny – bo tu zawsze jest piękny – piątkowy poranek i godzina 08:00, na naszej stronie nastaje więc nowy wpis o włączaniu słowiańskich Bóstw w nasze codzienne życie. Dzisiaj Bogini Marzanna, a dążenie do osiągnięcia wielkości.
Zwykłym trybem, zaczniemy od kilku słów o samej Bogini. O obrzędach dorocznych czcimy Ją trzy razy do roku, poczynając od Święta Dwóch Sióstr, przez Jare Gody, aż po Kupalnockę. W równonoc wiosenną odprowadzamy Ją do Zaświata, przez wody Bałtyku, by wróciła w sobie należną część kosmosu. Przesilenie letnie osnute jest wokół świętego mitu Jej swadźby – swadźby z Jarowitem, Jurnym Bogiem Wiosny (który później ginie, w trakcie wesela). Tymczasem Święto Dwóch Sióstr ma dość bogatą historię. Niemal siedem lat temu drogą obrzędowych auspicjów nasze koło roczne rozrosło się o Święto Gromnicy – z datą ustaloną na ‘ostatnią pełnię przed Jarymi Godami’, co w zasadzie wykluczało etnograficzną datę 02ego lutego. Na Szczodrych w 2022ym zadaliśmy obrzędowe pytanie o przeniesienie Gromnicy na tę datę, lecz odpowiedź okazała się negatywna. Nieco nas to zaskoczyło, lecz w zeszłym roku dokonaliśmy kolejnych auspicjów, tym razem mających zmienić nazwę tego święta. I tak oto „Gromnica” została zastąpiona „Świętem Dwóch Sióstr”. Jego mit i rytuał są praktycznie w całości wynikiem poszukiwań duchowych członków Jantaru, stąd nie będą tu dyskutowane.
Dość jednak powiedzieć, że Marzannę czcimy przede wszystkim jako Boginię Śmierci, a przez to też Zimy, a w naszych modlitwach i obrzędach pojawia się jako piękna, młoda Dziewczyna i jest to raczej piękno panny na wydaniu, niż dorosłej, dojrzałej kobiety (które bardziej kojarzylibyśmy z Mokoszą). I ten rys Bogini pokazuje jak i dlaczego zwracać się do Niej chcąc osiągnąć coś wielkiego. Przede wszystkim Bogini Śmierci może nam o sobie przypomnieć. Nie musi sama robić nic – wystarczy, że jest. Wystarczy czcić Ją właśnie jako Panią przemiany, która kończy ziemską wędrówkę bieżącego wcielenia. Nie potrzeba chyba lepszej zachęty do całkowitego wykorzystania danego nam czasu, niż świadomość, że nie jest on nieskończony. Brzmi to zresztą jak godna uwagi rada dla każdej i każdego z nas, niezależnie od aktualnych celów.
A jednak, są dzieła w których warto zwrócić się do Tej Pani. Przypomnimy tylko krótko jeden ze starych poświęconych Jej wpisów (odnośnik w komentarzu), gdzie pisaliśmy o wspomożeniu przez Nią podczas tworzenia dzieł. Wtedy chodziło nam bardziej o „dzieła sztuki” niż konkretnie o „rzeczy wielkie”, ale poruszyliśmy ich właściwości transformacyjne – bo Śmierć to właśnie Przemiana. Jeżeli, w ramach wielkich i doniosłych osiągnięć, chcemy zmienić coś w otaczającym świecie, to nieuchronnie dążymy do zgonu jego stanu bieżącego. Jeżeli tworzymy świat „zdrowy”, w miejscu wcześniejszego, „chorego” – to ten poprzedni znika, umiera. Musi, by zrobić temu nowe miejsce. Jest przy tym ważne, by nie utożsamiać tego wyłącznie z przyziemnie rozumianym zniszczeniem. Wiele historycznych dramatów rozegrało się – i rozgrywa nadal – gdy autorzy kolejnej iteracji „budowy lepszego jutra” skupili się wyłącznie na zburzeniu „gorszego” dzisiaj. A jednak, kiedy np. alkoholik zwycięża z nałogiem – rzecz niewątpliwie wielka – to w istocie uśmierca w sobie nałogowca i zastępuje go nowym człowiekiem.
Czy są jednak „wielkie” rzeczy, których da się dokonać w związku z bardziej konkretnie rozumianą Śmiercią? Bez filozoficznych rozważań o przemianie? Oczywiście. I nie musimy tu wcale przywoływać mrocznych przykładów, jakich pełno w dziejach naszego gatunku. Weźmy sam proces umierania: mimo swych cudów i osiągnięć dzisiejsza zaawansowana medycyna (w skali dziejów, wręcz magia) stworzyła zjawisko dość upiorne. Dożywamy częstokroć wieku, w którym egzystencja bez bólu jest niemal niemożliwa, podczas gdy przyspieszenie odejścia cierpiących bliskich jest w naszym kraju niezgodne z prawem. Są też ludzie, którzy zwyczajnie boją się Śmierci lub odchodzą z tego świata niepogodzeni – z ludźmi, z Bogami, sami ze sobą – z czymkolwiek. Ułatwienie im i podobnym zgodnego i dobrego przejścia na tę druga stroną jest niewątpliwie rzeczą wielką. Opieka nad umierającym wymaga znacznego hartu ducha i cierpliwości, a do tego wrażliwości i dojrzałości. I tu warto zwrócić się do Bogini, z prośbą o zrozumienie zachodzących zdarzeń i umiejętność poradzenia sobie z nimi. Nie jest to może wznoszenie pomników architektury, ani podbój serc fanów na widowni – lecz niewątpliwie jest to wyzwanie. Nikt nie mówił, że rzeczy „wielkie” to od razu „wielki poklask”.
2025-08-29
Po co nam tylu Bogów – Żywia, wobec błąkania się i nieuniknionego
Kolejny piątkowy poranek, godzina 08:00, oznacza czas na następną garść spisanych na Świętej Ziemi Pomorskiej porad na temat włączaniu kultu słowiańskich Bogów i Bogiń w swoje codzienne życie i szukania u Nich pomocy w doczesnych sprawach. Tym razem o zwracaniu się do Pani Żywii, gdy jesteśmy w okolicznościach mało przyjemnych: w poczuciu zagubienia, jednocześnie wiedząc, że gdzieś czai się nieuniknione.
Ale po kolei. Wesoła Żywia jest u nas czczona od niezbyt dawna: pierwsze auspicja podjęte przy próbie wprowadzenia Jej do panteonu Jantaru odbyły się na Szczodrych 2020, każąc nam podówczas się wstrzymać. Ponownie Pytanie zostało ponowione w 2022 i tym razem Bogini zajęła swoje miejsce pośród Bóstw otaczanych przez nas czcią. Nie ma w tej chwili własnego święta, wzywana jest podczas uroczystości słonecznych. Przydawane Jej w naszych modlitwach rysy pochodzą przede wszystkim z własnych poszukiwań, z bębnem w dłoni. Więc widzimy Ją przede wszystkim jako Tę, która cieszy się życiem: godzi zwaśnionych braci, niesie pocieszenie, lecz przede wszystkim jest obecna wszędzie tam, gdzie ktoś odnajduje radość w swym istnieniu.
Zdałoby się, że Bogini taka – nie będzie zbyt chętnie przebywać tam, gdzie ktoś się zagubił, a przed sobą czuje grozę tego, co nastąpi. Ktoś, kto wpadł w spiralę długów brzmi jak jasny przykład tego, o czym mówimy: pogrąża się w niej coraz bardziej, nie widząc dobrego wyjścia, ale doskonale wiedząc, że prędzej czy później ruszą za nim wierzyciele. Lecz wiadomo, że niejednokrotnie człek ląduje w beznadziejnym położeniu nie na własne życzenie i bez własnej winy – nikt świadomie raczej nie wybiera diagnozy od onkologa. Z pewnością w takich i podobnych zdarzeniach wielu ludzi traci chęć i uciechę z życia, czy też mówiąc bliżej Bogów: przestaje czuć obecność Żywii, oddala się od Niej i nawet nie szuka Jej bliskości.
A jednak wtedy bardziej niż kiedykolwiek Żywia zda się być Tą, do której warto się zwrócić, choćby po to, żeby szukać pocieszenia. Matnia i poczucie zaszczucia nikomu chyba jeszcze się nie przysłużyły, skoro więc Bogini ma siłę, by dopomóc w wydobyciu się z tej brudnej, zimnej wody na suchszy ląd – dobrze spróbować ogrzać się w Jej uśmiechu. Zapewne samo w sobie nie wyleczy to wszystkich ran i nie rozwiąże kłopotów. Z pewnością jednak doda sił, by zmierzyć się z nieuniknionym.
2025-08-22
Po co nam tylu Bogów – Rod i Rodzanice, a rozeznanie się w okolicznościach i możliwościach
Po krótkiej przerwie wznawiamy serię wpisów „Po co nam tylu Bogów” i rozpoczynamy już czwarty cykl serii. Serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy czytają wpisy i na nie reagują – a cieszymy się siostrzaną i bratnią postawą wszystkich, którzy sercem oddają cześć Bogom i Przodkom! Ale do rzeczy: jest piątek i jest godzina 08:00, czas więc najwyższy by ze Świętej Ziemi Pomorskiej wypłynęły kolejne przemyślenia o żywej czci słowiańskich Bogów. Tym razem Rod i Rodzanice, a zwracanie się do Nich, gdy pragniemy rozeznać się w okolicznościach i możliwościach.
Rod i Rodzanice należą do tych Bóstw, które nachodzimy czynnym kultem w zasadzie tylko podczas głównych uroczystości słonecznych, nie urządzając dla Nich osobnych obchodów. Był kiedyś wśród nas pomysł na obchodzenie takowych w styczniu, jednak szczodrogodne auspicja nie dozwoliły nam tego. Każda bowiem poważniajesza zmiana w praktykowanej przez Jantar religii, więc też właśnie nowe święto w kole rocznym, musi zostać zatwierdzona odpowiedzią udzieloną podczas obrzędu przesilenia zimowego przez Ojca Bogów. Jako szafarze osobistego przeznaczenia, bo takie właśnie władztwo Rodowi i Rodzanicom przypisujemy, będą w jasny sposób bardziej nachodzeni czcią przez rodziny spodziewające się bocianów. W trzy dni po narodzinach Sudiczki stają przy kolebce, by zadecydować o czekających nowego człowieka losach. Nasi Przodkowie od dawna usiłowali Je podówczas udobruchać i zjednać.
Dzisiejszy temat, zwłaszcza rozpatrywany wobec Roda i Rodzanic, prosi się o kilka słów o nieuchronności przeznaczenia. Jak na rzecz zapatrywali się Słowianie bezpośrednich danych brak, a wśród innych ludów indoeuropejskich mamy właściwie pełen przekrój poglądów. Stawkę otwierają Germanie z islandzkimi sagami, tchnącymi ciężkim i nieodwołalnym wyrokiem losu, tuż za nimi Grecy, którzy w eposach przyznawali możliwość zgonu *przed* spełnieniem swego przeznaczenia, a zamykają Indie z nauką o karmie – choć to już raczej stadium późniejsze, niekoniecznie wyrosłe bezpośrednio z pierwotnego żywiołu. Na tym tle powiem, że sam opowiadam się za przebywaniem człowieka w sieci możliwych dróg. Podążamy przeznaczoną nam ścieżką, która jednak nie jest prostą linią od początku do końca, lecz ma rozgałęzienia. Zejść z niej na bezdroże nie możemy, jednak wybrać którą z odnóg pójdziemy – już tak. Poprowadzenie tych możliwych ścieżek przez możliwe dobre i jasne obszary życia to właśnie przychylność Rodzanic, jednak rodzice od dawien dawna starali się niejako wykierować swe potomstwo w pożądaną stronę – nadając imię. W nim bowiem zawarty był i jest wręcz czarodziejski wzorzec, kształtujący swojego właściciela, określający ją czy jego.
Nader często stajemy w życiu przed wyborem, przed koniecznością podjęcia konkretnej decyzji. Kierunku studiów, rodzaju zawodu, miejsca przeprowadzki. Albo jeszcze głębsze, ważniejsze, jak o związaniu się z drugą osobą i o powiększeniu rodziny. Te i podobne to duże sprawy, o których nikogo nie trzeba raczej przekonywać, jak duży mają wpływ. Nie zawsze jednak mamy jasność co jest tą właściwą decyzją, co będzie najlepsze. A bywa jeszcze gorzej: tu wspomniałem o możliwościach i sytuacji wyboru, więc o okolicznościach całkiem jednak dobrych, kiedy mamy jakiś wpływ na swoje życie i sprawstwo. Jednak, kto z nas nie czuł się nigdy jak na dryfującej wśród sztormu łodzi, gdzie władzy nad swoim życiem i jasnych perspektyw brak?
W tych i podobnych razach, zda się właśnie Rod i Rodzanice są Bóstwami, do których szczególnie warto się zwrócić. Któż lepiej zna sploty i wzory na tkaninie przeznaczenia, niż Ci, którzy je obmyślają i kładą? Wątpliwe czy zechcą je dla nas odmienić. Tu nie trzeba mieć raczej złudzeń: jeśli Bogowie coś człekowi przeznaczyli i zarysowali dlań jakoweś ścieżki, to nie po to by je zmieniać. Możliwe jednak, że jakąś drogą pomijamy, umyka nam i dopiero płynące od Bogów natchnienie pozwoli ją odkryć, bo to jedynie człowiek nie dostrzegł drogi ratunki, którą przewidziały dlań Bóstwa. Ale cóż, bywają i takie okoliczności, w których nadziei rzeczywiście już nie ma i taka ukryta przed naszym wzorkiem droga zwyczajnie nie istnieje. Nie widzimy jej, bo nic do zobaczenia nie ma. Nawet wtedy Rod i Rodzanice mogą udzielić swego błogosławieństwa – dopomóc w dostrzeżeniu swego jednostkowego przeznaczenia w większym obrazie, jako część całości. Nawet jeśli nie przyniesie to nadziei, to przynajmniej zrozumienie.
Nie kończmy jednak nazbyt smutno, bo piszemy o Bogach. Ich wyroków i zamysłów nie znamy, bo jesteśmy jeno śmiertelnymi ludźmi. Co nam pozostaje to się cieszyć naszym czasem w podsłonecznym kraju, na Szerokiem Ziemi, pod Wysokim Niebem, chwalić Bogów i pamiętać Przodków. Sława!
2025-08-08
Po co nam tylu Bogów – Weles, a zamierzanie dużego nabytku czy sprzedaży
Nastał piątek, godzina 08:00 i ostatni w tym cyklu wpis z serii „Po co nam tylu Bogów”, w którym prezentujemy powstałe na Świętej Ziemi Pomorskiej przemyślenia co do żywej czci Bogów Jantaru i zwracania się do Nich w codziennych, dzisiejszych sprawach. Dzisiejszy wpis poświęcamy Dziaduniowi Welesowi, a temat wylosował nam się dla Niego wyjątkowo stosowny: zamierzenie dużej sprzedaży czy nabytku.
Weles należy do tych Bogów, których czcimy od początku istnienia grupy, od początku też poświęcamy Mu osobną uroczystość w lutym. Przez długi czas była to sobota jakoś w połowie lutego – wkutek inspiracji serbskim świętem wołów, obchodzonym 11 II - jednak wskutek ubiegłorocznych auspicjów data Święta Welesa została u nas skojarzona z datą 02ego lutego. Prócz tego zapraszany jest na wszystkie główne święta, słoneczne oraz jest Gospodarzem święta Dziadów.
Rogaty Dziadunio ma bodaj najszersze władztwo spośród czczonych przez nas Bogów, a do tego są to dziedziny mocno zróżnicowane. O każdym z należących doń aspektów można by napisać osobny, długi tekst. Jako Bóg Podziemny, Gospodarz Zaświatów, miał od wieków dość powagi, by być Świadkiem przysiąg o wadze, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli, „międzynarodowej”, a zesłaną przezeń karą dla krzywoprzysięzców miała być choroba – akurat skóry, ale tu wystarczy nam, że śmiertelna dolegliwość. W postaci Welesa łączy się to z mocą uzdrawiania, która zda się być po prostu częścią Jego władzy czarownika; Opiekuna tego, co nazywamy najczęściej „magią”. Tu dodajmy wywodzące się od Niego natchnienie – zarówno wieszcze, jak i poetyckie. Prócz tego kroniki zwą Go „Bogiem bydła” i rzeczywiście, rogacizna zda się podlegać Jego szczególnej opiece, jednak łączymy to ze znaczeniem, jakie miała dla naszych Przodków – bogactwa. My tego Boga czcimy mniej jako „Boga bydła”, a bardziej jako – nomen omen – „Boga Bogatego”. I ten ostatni wątek łączy się szczególnie z dzisiejszym tematem.
Od bardzo dawna żyjemy w realiach handlu – i to handlu monetarnego. Przez całe życie kupujemy mnóstwo rzeczy – od jedzenia i ubrania, aż po przedmioty zbytku. Niektóre nabytki mają jednak dla nas szczególne, wyjątkowe znaczenie. Jako oczywiste narzucają się tu kupno nowego mieszkania czy samochodu: nie dość że zazwyczaj zostają z nami na dłużej i istotnie wpływa na codzienne funkcjonowanie, to potrafią pochłonąć lwią część oszczędności życia (lub na długo uwiązać pożyczką). Są też jednak wydatki mniejsze co do kwoty, ale bardzo doniosłe co do pokładanych w nich nadziejach. Urządzenie dużego przyjęcia, udział w certyfikowanym szkoleniu czy zagraniczna podróż – to wszystko kosztuje, ale potrafi w znaczący sposób wpłynąć na nasze życie. Z drugiej strony są ci z nas, którzy chcą coś sprzedać. Czy to z handlu żyjąc, czy też mając akurat sposobność po temu.
We wszystkich tych i podobnych razach warto zwrócić się do Welesa wprost z modlitwą o powodzenie w takich sprawach; są nawet teorie, że to o Niego właśnie chodzi w zapisie o kupcach na Rusi, którzy składali przy posągu Boga dary z prośbą o to, żeby trafił im się ktoś, kto kupi drogo, a sprzeda tanio. Ale to nie wszystko: tak jak szerokie są dziedziny, w których nasz Bóg działa, tak i szerzej możemy potraktować dzisiejszy temat. Sprawa nabytku nie kończy wszak tak naprawdę w chwili przekazania praw własności, ale tak naprawdę zaczyna. Warto więc zanieść też w modlitwie tę myśl, by nowy nabytek dobrze służył, spełnił swe zadanie i szczęśliwie służył.
2025-08-06
Święto Peruna - 19 lipca 2025, Borodziej
Przedstawiamy garść zdjęć ze Święta Peruna, które obchodziliśmy 19ego lipca w oliwskim Borodzieju. Uczciliśmy Gromowładnego pieśnią, żertwą oraz igrzyskami. Sława!
2025-08-01
Po co nam tylu Bogów – Dadźbóg, a dokonywanie rzeczy wielkich
Doczekaliśmy piątku i jest godzina 08:00 – czas więc na kolejny wpis z serii „Po co nam tylu Bogów”. Tym razem poświęcony jest Bogu Słonecznemu, Dadźbogowi i szukaniu w nim natchnienia, a u Niego błogosławieństwa, starając się dokonać czegoś wielkiego.
Z jednej strony nie mamy żadnej uroczystości, która byłaby wyłącznie „Świętem Słońca” i jako taka skupiona jedynie na Dadźbogu, ale z drugiej – daty czterech głównych świąt wyznacza właśnie rytm równonocy i przesileń słonecznych; w ten sposób wykuty przez Wielkiego Kowala Świetlisty Bóg wyznacza porządek naszego koła rocznego. Choć jest mniej gwałtowny od Gromowładcy i bardziej oddalony ludzkich spraw niźli Swarożyc-Ogień, to pozostaje Wielkim Bogiem na Niebie, który umożliwia powstawanie życia. Wszechwidzący Słonejko nie tylko dostrzega wszystko, co się dzieje na Szerokiej Ziemi, ale też nam pozwala widzieć. Tak oto przyczynia się do powstania rzeczy tak ważnej, a jednocześnie podstawowej, że na co dzień nawet o niej nie myślimy: swoim światłem tworzy świat widzialny, świat w którym potrafimy działać.
Dzisiejszy wpis jest o dokonywaniu rzeczy wielkich. Zacznijmy więc od wyjaśnienia tego przymiotnika, bo dla jednego ‘wielkie’ będzie wszystko, co wpłynie na losy wielu ludzi, dla drugiego najważniejszy będzie włożony wysiłek, a dla kogoś jeszcze innego własny zysk. My zaś spojrzymy na tę rzecz z perspektywy dzisiejszego wpisu, a więc uwzględniając, że taki „wielki” czyn powinien być miły Panu Słońce, a za wzorcowe przykłady obierzemy właśnie skutki Jego bytu: zapewnienie życiodajnej mocy, dzięki której rozwija się wszelkie ziemskie stworzenie oraz wydobycie świata z ciemności. Obu tych dokonuje w sposób ciągły, całkowicie bezinteresownie. Być może te i podobne właściwości Bożego Oka skłoniły helleńskich neoplatoników, w których kulcie Słońce miał znaczenie pierwszoplanowe, do uznania, że błogosławieństwo Bogów spływa od Nich na resztę bytu nieustannie. To tu zda się być wskazówka od Dadźboga: jeżeli chcesz dokonać czegoś wielkiego z Jego pomocą, niechaj będzie to coś, co przysłuży się wszystkim – bez wybierania, wykluczania i warunkowania. Bliższego płynącemu od Boga wzorcowi będzie też co, co przyczynia się do ujawniania prawdy. Wsparcie fundacji przeciwdziałającej dezinformacji, popularyzacja rzetelnej wiedzy, czy działanie na powstawania przedszkoli i żłobków. Brzmi jak duże rzeczy, ta ostatnia ma tę zdecydowaną wartość dodaną, że wspiera infrastrukturę, dzięki której łatwiej jest wychować nowe pokolenie, więc i przyszłym rodzicom łatwiej zdecydować się na jego powołanie do istnienia. No i dobrze, bo mieliśmy mówić o dużych rzeczach, ale nie każdy ma możliwość, żeby zdziałać coś, co dostrzegą wszyscy wokół. Jednak Słońce widzi wszystko w podsłonecznym świecie, nawet drobne rzeczy. Śmieci pozbierane w lesie, niosąca radość piosenka zagrana czy zaśpiewana na ulicy, a nawet prosty uśmiech i uprzejmość wobec ludzi wokół. Pozostawanie wielkich czynów poza zasięgiem, to nie powód do rezygnacji z małych gestów.
2025-07-25
Po co nam tylu Bogów – Morski Bóg, a dążenie do sławy
Nastał piątek, godzina 08:00, czas więc by ze Świętej Ziemi Pomorskiej przybyła kolejna porcja przemyśleń o Starych Bogach i o tym, dlaczego można i należy zwracać się do Nich, czy też czerpać z Ich przykładu, również w dzisiejszych, codziennych sprawach. Choć dzisiaj o rzeczy trochę mniej codziennej i przyziemnej, a więc o dążeniu do sławy i szukaniu w tym wsparcia Morskiego Boga.
Pierwej kilka słów o Nim. Jego cześć przyjęliśmy już dłuższy czas temu, pierwsze obchody ku Jego czci przeprowadzając w październiku 2016ego roku – w październiku, bo tak pierwotnie przyjęliśmy datę tych obchodów, jednak już w 2018ym auspicja zaleciły nam je przenieść na „letnie miesiące”, więc świętujemy zazwyczaj pod koniec sierpnia. Oprócz tego Gospodarz Bałtyku jest przez nas zapraszany na święta słoneczne. Kult Morskiego Boga jest jednym z wielu wyrazów naszego animizmu: pierwszą przesłanką do jego przyjęcia była myśl, że Morze Bałtyckie ma swojego Gospodarza, a my jako żyjący w Jego pobliżu ludzie – winniśmy oddawać Mu chwałę. Nie silimy się jednak na przypasowanie do naszego Bóstwa konkretnego imienia, rezygnując m.in. z „kaszubskiego” Goska. „Kaszubskiego” w cudzysłowie, bowiem wedle wszelkiego prawdopodobieństwa imię to jest późno urobione przez kaszubskich romantyków. Innym „kandydatem” mógłby być Szalińć, który zda się być bardziej autentyczny, jednak jest raczej konkretnie obliczem Morza gniewnego, odbierającego.
A przechodząc do naszego tematu, dążenia do sławy. Ludzie z nadmorskich krain od dawna szukali jej w dalekich wyprawach: czy to dla odkrycia nowych, nieznanych lądów, dla dokonywania podbojów dalekich ziem, czy dla przywożenia zagranicznych dóbr i towarów. Niegdyś zapewne również popisywano się biegłością w obchodzeniu z wodnym żywiołem, ale dzisiaj mamy też szereg sportów, uprawianych na morskich falach lub w Jego toni. Nawet w skromniejszych rybackich społecznościach, cieszono się niewątpliwie bardziej udanym połowem, uwypuklając imię szczęśliwego rybaka. Wszystko to dzieje się na samym Morzu lub w Jego obrębie, ale to nie znaczy, że tylko w tych rzeczach można się do Morskiego Gospodarza zwracać. Niektórzy działają wypływając na „nieznane wody”: kiedy prowadzą odważne badania (celowo unikam nadużywanego słowa „innowacyjne”), wkraczają w nową niszę na rynku czy rzucają się w pełne niewiadomego okoliczności. O innych można powiedzieć, że zarzucają sieci i dokonują połowu, gdy starają się coś zdobyć: czy będą to nowi nabywcy, kontrahenci czy zwolennicy. Niektórzy też mogą dążyć do sławy w swoim zawodzie, zwłaszcza związanym z Morzem; jak np. projektowanie okrętów, czy zarządzanie logistyką transportu morskiego. Nie są to może dziedziny, które w pierwszym odruchu kojarzymy z chwałą, ale doświadczony specjalista miewa duży szacunek w swojej niszy. Jednak, mówiąc o sławie w kontekście Morza, nie sposób nie wspomnieć Marynarzy służących w Marynarce Wojennej.
Wiele więc jest takich chwil, kiedy można zwrócić się z modlitwą o przychylność i szczęśliwe prądy właśnie do Morskiego Boga. Z racji bliskości Jego dziedziny, rada ta najbliższa będzie zapewne szczęśliwym mieszkańcom Świętej Ziemi Pomorskiej. Tych zresztą zachęcamy, by już pod koniec sierpnia uczestniczyć wraz z nami w uroczystości ku Jego czci! Sława!
2025-07-18
Po co nam tylu Bogów – Mokosz, gdy knują wrogowie, czy borykając się z przykrym sąsiadem
Jest piątek, godzina 08:00 – dzisiaj Chram Jantar przedstawia przemyślenia na temat żywej czci Mokoszy, pod kątem zwracanie się do Niej kiedy knują nieprzyjaciele, czy męcząc się z utrapionym sąsiadem.
Cześć Bogini oddajemy od początku istnienia grupy, w pieśniach i modlitwach nazywając Ją Matką Ziemią, Czarną i Wilgotną. Widzimy Jej przejawienie się najpierwej w wyrastających z Jej ciała roślinach i ciążowej brzemienności, a więc we wszystkim tym, co kojarzone z ziemską i kobiecą płodnością. Zachęceni wnioskami z nowszych badań naukowych dokonaliśmy też niemal trzy Słońca temu (Szczodre Gody 2022) auspicjów, w wyniku których uznaliśmy wpływ Bogini na Przeznaczenie, a w skierowanych do Niej obrzędowych modlitwach pojawiły się w Jej dłoniach nici losu. A uroczyste modlitwy do Bogini zanosimy kilka razy do roku: jest bowiem zapraszana do udziału w prawie wszystkich naszych świętach słonecznych (oprócz Szczodrych Godów), a w połowie sierpnia urządzamy dla Niej osobny obrzęd. Ten miał kiedyś miejsce pod koniec maja, również to zmieniły jednak auspicja, podczas Szczodrych w 2019ym.
A więc przechodząc do tytułowego zagadnienia: rozmawiamy dziś o okolicznościach, w których czujemy, że ktoś zamierza jakoweś złośliwe działanie. Nie trzeba być rozważającym ryzyko zasadzki żołnierzem czy policjantem ze specjalnej jednostki, by realnie doświadczyć takich przykrości. Większość przedsiębiorców bierze pod uwagę zakusy konkurencji, sportowcy bywają narażeni na mniej lub bardziej nieuczciwe zagrywki współzawodników, co zda się w jeszcze większym stopniu dotyczyć rywalizujących o wyższe stanowisko pracowników dużych spółek. Do najstarszych sporów ludzkości należą też te, które znalazły się w tytule dzisiejszego wpisu: z sąsiadami.
Wskazówka, żeby zwrócić się do Mokoszy, jako „kochającej swoje dzieci Matki” czy „Matki która dla swych dzieci chce wszystkiego co najlepsze” z prośbą o proste zażegnanie waśni dla większości zabrzmi jak przemoralizowany truizm, ale czasem warto z pewnością spróbować. Czasem. Jednak nie ma co nadmiernie obrazu Bogini przesładzać idąc w tę stronę. Spójrzmy na słowiańską tradycję, w której przechowało się składanie przysięgi na Ziemię (więc też zaoczne oddawanie się pod Jej karę za krzywoprzysięstwo), wyznawanie Jej przewin czy wreszcie najcięższego kalibru złorzeczenia, kierowane do niegodziwców, by ich Święta Ziemia pochłonęła, nie nosiła czy też nie przyjęła po śmierci. Jeżeli więc Matka to jak najbardziej, ale surowa i skora reagować w zgodzie z tym co słuszne. Jest to bardzo jasna przesłanka, że jeżeli chcesz prosić Mokosz o wplątywanie się w tego typu ludzkie sprawy, to że racja – z braku lepszego słowa – „etyczna” jest po Twojej stronie, co nie powinno jednak stanowić żadnego zaskoczenia.








































